Hector Firehand
Gdy Koth szybko tłumaczy Hectorowi, co ma uczynić , ten tylko wpatruje się w niego błyszczącymi oczyma co chwila przytakując. Po chwili już go nie ma.
Wybiega jak szalony z pomiszczenia, mknąc korytarzykiem, co chwila zatrzymując się, rzucony o ścianę. Gdy tylko dociera do kokpitu, chwyta się mocno oparcia od fotelu mechanika i patrzac jak urzeczony na planetę, wykrzykuje:
-Koth karze powiedzieć nam kiedy będziemy wchodzić w atmosferę! Wyślijcie wtedy kogoś, bo coś mi się zdaje, że cała elektronika wewnątrz statku siądzie - razem z interkomem! Będę w głownym korytarzu...
Hektor pod koniec zdania, mówi coraz ciszej, a na koniec jakby sam do siebie, nadal wpatrując sie w obraz rozpościerający się przed nim, za szybą...
-Cholera, jaka ona piękna...
To była prawda. Każda planeta miała w sobie coś urzekającego - z pewnych wysokości. Zwykle im bliżej jej powierzni, tym mniej piękna się stawała - tak przynajmniej sądził Hektor. A ta tutaj - czysta, zielona kula, jakby zamkniete całe życie w jednej, olbrzymiej kropli szkła - zdawała się być po prostu cudowna.
Otrzasając się ze zdumienia, omal nie wpadając na Machio, cofa się kilka kroków i znowu szybko przemierza korytarz w poszukiwaniu, wskazanej przez Kotha, klapy.
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die." |