Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-05-2009, 20:39   #112
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Wędrował obcymi mu korytarzami, dawno już porzucając irytującą myśl. Uporczywie informującą go o fakcie, że najpewniej się zgubił. Do jego uszu docierały pomruki pracujących maszyn i miarowe uderzanie obcasów o podłogę. Czuł się jak w domu, choć coś było nie tak. Czyżby wehikuł czasu jednak zadziałał? Przypomniał sobie młodzieńcze lata, kiedy wkraczał w świat nauki. Wtedy podobnie jak dziś, czuł się niczym dziecko z liczydłem, rzucone na pastwę sal pełnych komputerów. Z lekkim uśmiechem powitał myśl, że nie zmienił się tak bardzo. Tym razem to również go nie zniechęcało. Czuł, że pojęcie każdego prawa, które rządziło tym miejscem, jest mu po prostu przeznaczone. Z każdym oddechem chłonął prócz tlenu czystą esencję wiedzy. Właśnie po to się urodził.

Kontynuował swą wędrówkę. Tym razem blokując dostęp do swego umysłu wszystkim rozpraszającym go myślom. Skupił się tylko na otoczeniu i ku miłemu zaskoczeniu ujrzał światło. Niewielkie okienko pozwoliło bez większych problemów zweryfikować hipotezę. Trzeba przyznać, że wszystko to wzbudziło w nim jedynie jeszcze większe zainteresowanie. Kiedy ujrzał nieograniczone połacie ziemi pokryte niezliczonymi kablami i urządzeniami, po jego plecach przeszedł dreszcz. Pierwszy raz zastanowił się czy jego niezrozumienie urządzeń znajdujących się w tym miejscu, nie wynika przypadkiem z ich zacofania. Jego maszyna działała, nie wiedział do końca w jaki sposób, nie ulegało jednak wątpliwości, że zdołał uruchomić wehikuł. Czyżby udało mu się zamknąć podobną potęgę, w znacznie mniejszym urządzeniu? Nie miał pewności, na szczęście przyzwyczaił się już do jej braku. Skrzywił się tylko na myśl, że jeśli się myli. Będzie zmuszony dalsze prace kontynuować na dnie oceanu. Zmiana ciśnień zawsze przyprawiała go o irytujący ból głowy.

Wolał zmienić obiekt swoich zainteresowań. Skoro wszędzie tu znajdowało się tyle maszyn, z pewnością oddychanie wiązałoby się z dyskomfortem, którego jednakże nie czuł. Początkowo założył istnienie jakichś filtrów. Podobne zresztą weszły już dawno do użytku na Platformach. W świecie bez roślin przetrwanie istot ludzkich jest możliwe. Metoda nadal pozostawała jednak nader interesująca. Wyciągnął ze swej torby niewielkiego robota i postawił na swym przedramieniu. Analiza składu powietrza powinna pomóc mu choć częściowo.


Zbliżył do niego dwa palce, na obu znajdowały się sporej wielkości sygnety. Uderzył nimi o siebie kilkukrotnie, lecz nim zdołał ostatecznie wydać polecenie. Usłyszał słowa tej dziwnej kobiety.

- Co do kurwy nędzy tu robisz i kim jesteś?! – gruby kobiecy głos rozbrzmiał na drugim końcu korytarza, gdzie stała już wkurzona jego posiadaczka.

Shaffer nie czuł się bynajmniej nieswojo w towarzystwie kobiet. Co zapewne wynikało z faktu, że w tego typu sytuacjach zawsze ponad męskie potrzeby stawiał ciekawość naukowca. Na wyjątek w tym wypadku nie można było liczyć. Jego uwaga miast na kobiecych kształtach, skupiła się więc na ramieniu rudowłosej. Już miał zabrać głos, kiedy rozległ się ten komunikat. Choć „niższa istota” bynajmniej mu nie umknęła, postanowił puścić ten epitet mimo uszu. Nie należał do ludzi zbyt przewrażliwionych, to zaś nie była w żadnym wypadku straszna obelga.

- To o tobie mowa, ale nie myśl, że uciekniesz mi stąd bez wyjaśnień!
- Zacznę od tego, że nazywam się Mercurius Shaffer. Zostałem tu sprowadzony wbrew mojej woli przez Vertę, jak się domyślam gospodarza tego kompleksu.

Wiedział doskonale jak zbić z tropu innych. To wiedza, którą nabył podczas niezliczonych wykładów ze swymi studentami. W tej chwili mógł raczyć nieznajomą głupawymi żartami, niewytłumaczonym zdenerwowaniem, czy innym idiotycznym zachowaniem. Jak zwykle postanowił być jednak ponad wszelką miarę chłodny i rzeczowy. Z otwartymi ramionami przyjął zmieszanie, które pojawiło się na twarzy jego rozmówczyni.

- W tej chwili wypadałoby również się przedstawić – poinstruował ją, tak na wszelki wypadek.
- Taaaa. Emilia i radzę ci dobrze zapamiętać. To ja jestem właścicielką miejsca, po którym w najlepsze się plączesz – zatrzymała się i otaksowała dokładnie mężczyznę stojącego tuż przed nią. - Lepiej byłoby dla ciebie, gdyby nie okazało się, że coś zniszczyłeś.
- Byłbym wdzięczny za wskazanie mi drogi do Verty – nie miał zamiaru pozwalać kobiecie się rozpędzić, zależało mu po prostu na zakończeniu tej niezbyt przyjemnej konwersacji i udało się.
- Po twojej prawej znajduje się żółta rura, jedyna tutaj. Kieruj się nią, a dotrzesz do celu – nieco poirytowana odwróciła się i ruszyła przed siebie. Na odchodne rzucając tylko niezbyt przyjemnym tonem. - Będę miała na ciebie oko.

Mercurius ruszył w swoją drogę. Ta natomiast, ku ogromnemu zaskoczeniu naukowca zakończyła się zaledwie po niezbyt długiej prostej i zakręcie. Stanął przy masywnych drzwiach i nie czekając na zaproszenie, nacisnął klamkę, po czym popchnął. Trafił dokładnie w to samo miejsce ze szklanymi tubami i najróżniejszymi przyrządami, które ujrzał zaraz po przebudzeniu. Przyjrzał się dokładnie wszystkim zgromadzonym. Prawdę mówiąc nie będąc pewnym, na kim wypadałoby skupić swoją uwagę. Dziwaczny błazen, mężczyzna, który wyglądał jak wyciągnięty żywcem z podręczników do historii, kobieta kot? Dopiero wtedy dostrzegł, że Jestem ponownie zachowuje się nader dziwacznie. Pokręcił energicznie głową, chcąc odzyskać pełnie świadomości i przywitał wszystkich uniesioną dłonią.

- Nazywam się Mercurius Shaffer, miło mi was poznać – w ostatniej chwili opamiętał się i nie dodał czegoś o nauce. Nawyki rodem z sal wykładowych raczej nie zdałyby tu egzaminu.

Choć mierzył blisko dwa metry, sam będąc w istocie nieco za chudy. Co jednak skutecznie ukrywała jego brązowa kurtka, z jakiegoś syntetyku niezbyt udanie imitującego skórę. To dzięki przyjemnej aparycji i niewielkiemu uśmiechowi, który zarysował się na jego twarz, wyglądał całkiem sympatycznie.
 
Rusty jest offline