Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2009, 00:37   #12
brutus4711
 
brutus4711's Avatar
 
Reputacja: 1 brutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodze
Do chaty wkroczył mężczyzna średniego wzrostu o dość dobrej postawie i muskulaturze. Odziany był w białą lnianą koszulę, czarne skórzane buty i spodnie które na dodatek podtrzymuje czarny pas. Na jego prawym boku wisiała bardzo duża skórzana torba przewieszona przez lewe ramie. Gerhart był przystojnym mężczyzną. Głowę pokrywały jasnobrązowe włosy sięgające mu do ramion, silne i zadbane, ułożone w stylową fryzurę. Nad kilkoma kosmykami leżącymi na czole siedział kapelusz z szerokim rondlem o barwie identycznej ze spodniami z zatkniętym za nim śnieżnobiałym piórkiem. Na policzkach mężczyzny jest trzydniowy zarost który dodatkowo dodaje mu klasy i seksapilu, przynajmniej w jego mniemaniu.

Ciekawe, że to drzewo tak zabawnie wrosło w okno tego domu - mruknął pod nosem oglądając się wciąż za drzwi po czym odwrócił się kierując wzrok w stronę izby. Widział dwie kobiety, dziecko i mężczyznę. Zdjął kapelusz. Dostojnym krokiem podszedł do stojącej najbliżej Rusałki. Ujął ją za prawą rękę trochę zaskoczoną. Ukłonił się głęboko i pocałował wierzch dłoni. To samo uczynił drugiej kobiecie. Dziecko przyjacielsko potargał po włosach, ale jak zauważył niezbyt to mu się spodobało. Na koniec Podszedł do siedzącego na kanapie mężczyzny. Pochylił głowę w geście pełnym szacunku i uścisnął mu dłoń po czym dumnie i bezceremonialnie rozsiadł się na sofie kładąc torbę pod nogami na podłodze w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku.

Z kominka buchnął ogień. Gerhart się wzdrygnął...

Witaj. Wiedziałem że zdecydujesz się przyjść.

Psiakrew! - wykrzyknął usłyszawszy głos wydobywający się z płomieni. - Stanowczo za dużo dodałem Maroziela do wywaru - mruknął. - Proszę o wybaczenie moim manierom ale zdawało mi się, że usłyszałem głos...

-Przyjaciele. Niezmierniem rad z waszego przybycia. Zdaję sobie sprawę że wszystkich was zaprząta myśl...

Gerhartowi podskoczyło ciśnienie, a krew odpłynęła z twarzy... - "Wybitnie przesadziłem z ziołami - pomyślał, a serce podskoczyło mu do gardła. Całemu wydarzeniu przyglądał się przerażonym wzrokiem łudząc, że objawy przedawkowania wkrótce ustaną. Jeszcze gorzej podziałała na niego świadomość faktu, że do chaty wkroczył gnom... A raczej wpadł. Uśmiechnął się w myślach, ale wąskie usta odmawiały posłuszeństwa w stu procentach.

Wysłuchawszy przemowy Ognia i skrzata Gerhart przyłożył dłoń do piersi. Serce omal mu nie rozsadziło żeber. Starał się oddychać głęboko, tak jak go uczono na uniwersytecie. Z równymi odstępami i w odpowiednim tempie.

Po chwili zabrał głos Drzewiec. Gerhart odwrócił się z przerażeniem do okna z którego dobiegał głos. Twarz jeszcze bardziej mu pobladła kiedy Ent gałęziami zrobił herbatę. Oddech utkwił mu w płucach. Praktycznie zaczął się dusić. Z ust dało się dosłyszeć cichy jęk. Błyskawicznie chwycił torbę leżącą na podłodze i włożył ją sobie z trudem na kolana. Z powodu gabarytów torby ruchy jakie przy niej wykonywał były nienaturalnie długie i ciężkie. Odpiął sprzączkę, zrzucił przykrywającą wierch płachtę i zaczął gorączkowo w niej grzebać. Do uszu zebranych postaci dotarł dźwięk stukającego się o siebie szkła. Gerhart wyrwał rękę z wnętrza torby ściskając w dłoni niewielki, okołu dwu i pół calowy flakonik z przezroczystego, bezbarwnego szkła zakorkowany z jarzącym się na zielono płynem. Szybkim ruchem odkorkował buteleczkę i wlał sobie całą jej zawartość do ust. Zebrane osoby zaczęły się przedstawiać.

Po wysłuchaniu przemów Gerhart wreszcie zaczął głęboko oddychać, a jego twarz nabrała znów lekko brązowego odcienia zdrowej opalenizny.

Zerwał się na równe nogi przewieszając pzez ramię torbę.

-Nie to jakieś brednie... gadający ogień, głupi skrzat, wielkie drzewo, niby anioł, małe dziecko... co wy sobie jaja ze mnie robicie?... ale ja nie dam się nabrać... nie zrobię z siebie pośmiewiska... chcecie to się bawcie... ja wracam...

Mimo, że odchodząc do drzwi zachowywał się naturalnie i dumnie, Gerhart wciąż odczuwał strach. Gdy tylko drewniane drzwi chaty się za nim zatrzasnęły ruszył z całą możliwą szybkością biegiem wprost do ciemności lasu nocą. Biegł tak dobre dwie minuty czując jak adrenalina wciąż napędza jego mięśnie.

Nagle jakiś korzeń zaplątał mu się pod nogi i mężczyzna runął przodem na ziemie rozbijając sobie nos. Jęknął z bólu. Podniósł się na klęczki i chwycił cieknący krwią nos. Łzy mu popłynęły z oczu - "Ależ ze mnie głupiec - pomyślał oglądając światełko skrzące się w oddali, domek w którym siedział przerażony jeszcze chwilę temu. Ponownie sięgnął do torby wyciągnął chustę, którą przyłożył do krwawiącego nosa oraz kolejną buteleczkę. W tym flakonie znajdował się zupełnie przezroczysty płyn przypominający najzwyklejszą wodę. Gerhart odkorkował buteleczkę i wypił zawartość.
Ciecz zapaliła go w język i gardło. Odkaszlnął po czym wstał, podniósł torbę i ruszył w stronę chatki. Kiedy był nie więcej niż dwadzieścia kroków od drzwi zaczął odczuwać zawroty głowy, a jego percepcja i tak uszkodzona szokiem po upadku przestała praktycznie działać. Mężczyzna zaczął zataczać kręgi z trudem utrzymując równowagę, gdyż ciężka torba potęgowała możliwość bolesnego upadku. Spojrzał na wciąż dzierżoną w dłoni buteleczkę - "Wywar z Kozinogów" - Psiakrew. Nie ten flakon... - powiedział po czym wyrzucił butelkę w pobliskie krzaki.
Udało mu się na chwiejnych nogach dojść do drzwi. Popchnął je całym ciężarem swojego ciała.
Wszedł do izby chwiejnym, krokiem stukając okutymi obcasami. Stanął prosto. Czuł na sobie zadziwiony wzrok postaci znajdujących się w pokoju...i poza nim.

Najmocniej was przepraszam za moje maniery - Powiedział, a następnie runął na ziemie do przodu całkowicie już roztrzaskując nos. Poczuł ciepło którą promieniowała krew dotykająca skóry na prawej kości policzkowej leżącej na drewnianej podłodze. - "No to za niezłego wariata mnie teraz mają". To ostatnia myśl jaka mu przyszła do głowy. Potem już tylko widział ciemność, a trzask ognia wydobywający się kominka cichł coraz bardziej.
Stracił przytomność...
 
__________________
Przybyłem...
Zobaczyłem...
Napisałem...

Ostatnio edytowane przez brutus4711 : 10-05-2009 o 00:51.
brutus4711 jest offline