Serce jeszcze waliło jak oszalałe. Usiadła na brzegu zydla przy kontuarze. Czuła się niepewnie i starała się zajmować jak najmniej miejsca. Ponownie rzuciła okiem po tym „przybytku orkowym”. Teraz, kiedy już było po wszystkim, powoli uspokajała się. Wzięła głęboki wdech i uśmiechnęła się szeroko do Hralla.
- Mów mi... - zawahała się, ale tylko na moment
- Tavarti. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? - szturchnęła Damarri w ramię. -
A może powinnam poczekać, aż moje imię mi się objawi?
Zabawne. Człowiek, który chce być orkiem. A raczej inni chcą aby nim był. Gorzej, jeśli jedzenie okaże się niejadalne. Może nie pamiętam, czym zwykłam zaspokajać głód, ale wątpię, że mój żołądek przyjmie bez protestów tyle tłuszczu. Muszę w siebie wierzyć, w końcu zjadłabym wilka z kopytami. Nie, nie wilka. Krowę? Grzmotorożca? Jak to się mówiło? Nieważne.
Westchnęła.
W każdym razie zjem tyle, ile dam radę. Choć ciekawe jak smakuje ta cała rzepa. Jednak Damarri się zdziwi, kiedy się okażę nie za dobrym orkiem.
Pochyliła się w stronę orczycy.
- Czy „ujnort” jest obraźliwe? - szepnęła po czym dodała głośniej -
Wszyscy mówią o tej Wielkiej Grze. O co w niej chodzi?
Kamień schowany obecnie pod szatą i przypięty mocno pasem do ciała, grzał ją w brzuch. Jakby ciało obce, ale tak bardzo należące do niej. Oddawał swoje ciepło. Prosił o większą uwagę? A może o ostrożność? Bo, po prawdzie, prawie go przed chwilą zgubiła.
Minęły tego krasnoluda na schodach. Nawet nie zdążyła mu się zbytnio przyjrzeć, a już wpadły w tłum. Damarri gnała do przodu, a dziewczyna ledwo nadążała. Gdyby nie uścisk orczycy na nadgarstku, zgubiłaby się od razu. Ludzie, elfy, orkowie, t’skrangowie i inne rasy prześcigali się w używaniu łokci, aby szybciej przepchnąć się w swoją stronę. Jak wielka rzeka, której nurtu nie można przekroczyć. Dziewczyna starała się chłonąć wszystko i zapamiętać: zapachy (nie zawsze miłe), kolorowe stragany, ubrania i ozdoby, harmider. Mocno ściskała w dłoni kamień. Aż wpadł na nią jakiś rosły ork, prawie przewracając. Uścisk na nadgarstku zniknął, jak i Damarri z pola widzenia. Każdy ją popychał, przesuwał, ktoś stanął jej na nodze, a ona jak zaklęta stała na środku, nie wiedząc co zrobić. Jej krzyk z pewnością utonie. To może...
Jakiś człowiek uderzył ją w przedramię. Kamień potoczył się gdzieś między nogi tłumu.
– Nie! - rzuciła się, żeby go odnaleźć. Czuła sobą, w którą stronę należało biec. Przepchnęła się między dwiema przekupami i już go miała, kiedy ktoś kopnął kamień gdzieś dalej. Klęknęła i na czworakach (więcej widać) przemykała między nogami przechodniów. Już go prawie miała, kiedy zniknął między butami. Jakby ktoś uciął jej rękę. Zagryzła wargę i ruszyła dalej w ślad za kamieniem. Nareszcie! Złapała go mocno, przy okazji ktoś zaserwował jej kopniak w rękę, ale nie wypuściła tej swojej nadprogramowej kończyny. Coś się jednak zmieniło. Cień zakrył ją złowieszczo. Spojrzała go góry, choć najpierw były wielkie buty, potem masywne nogi wbite w spodnie i ramiona szerokości co najmniej drzwi. Ale najgorsze wrażenie zrobiły na niej oczy. Wściekłe, do cna przesiąknięte nienawiścią, świdrujące jej duszę aż do najgłębszych zakamarków. Zdawało jej się, że ten człowiek w tej chwili wie więcej o niej, niż ona sama o sobie. Sekundy mijały jak minuty. A on tak stał nad nią, siedzącą na środku arterii miejskiej z kamieniem między dłońmi. Miała wrażenie, że się na nią rzuci.
- Gdzie ty się podziewałaś? - to chyba Garlen zesłała jej Damarri na ratunek -
Szukam cię i szukam. Mogłabyś się tak nie gubić. - głosicielka podniosła dziewczynę z ziemi jednym silnym ruchem ręki. -
Przeproś pana. - ukłoniły się obie. -
Trzymaj się mnie, dobrze?
Teraz jednym uchem słuchała wyjaśnień Damarri na temat Wielkiej Gry. Potakiwała i sprawiała wrażenie, że słucha, ale nie mogła się skupić. Tamto nienawistne spojrzenie wypaliło się w jej umyśle. Nie miało zamiaru nigdzie odejść. I jeszcze ten „ktoś” w kącie sali. Znowu ktoś wwiercał się w nią spojrzeniem.
Co ja im takiego zrobiłam?
W końcu podano jedzenie. Dziewczyna zamrugała i przełknęła, w miarę niezauważalnie, ślinkę. Nie wyglądało to zbyt dobrze. No ale co jej nie zabije, to ją wzmocni. Uniosła pierwszy widelec, modląc się w duszy, żeby smakowało lepiej niż wygląda.