Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2009, 12:46   #14
brutus4711
 
brutus4711's Avatar
 
Reputacja: 1 brutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodzebrutus4711 jest na bardzo dobrej drodze
Stracił przytomność...
...ale tylko na chwilę. Ocknął się oparty o ścianę tej magicznej chaty. Poczuł, że pochwa sztyletu zawieszonego po lewej stronie pasa boleśnie wżyna mu się pośladek. Podparł się na rękach z trudem i wyciągnął długi sztylet spod rzyci wyraźnie odetchnąwszy z ulgą. Chwycił nóż oburącz, wyciągnął z pochwy i począł się mu przyglądać. Ostrze wykonane było z idealnie gładkiej i wspaniale obrobionej stali, którą rzemieślnik w dodatku pokrył cienką warstwą srebra nadając mu cieszący oczy połysk. W rękojeść zrobioną ze stopu złota oprawiony był kamień szlachetny. Całkowicie niebieski, ciemnoniebieski, a nawet granatowy, wielkości paznokcia palca serdecznego nie przypominał barwą ani szlifem żadnego ze znanych zwykłym zjadaczom chleba kamienia ozdobnego. Złota rękojeść nie kipiała od ozdób. Przy końcu gardy z jednej strony widniał wyrzeźbiony pysk smoka, a z drugiej konia. Przy końcu rękojeści wtopione były trzy runy z miedzi. Pochwa sztyletu była niemniej piękna i wspaniale wykonana co on sam. Drewniane, lakierowane boki błyszczały odbijając płomienie z kominka. Drzewo było pomalowane przez elitarnych rzemieślników-malarzy. Ciemnobrązowa farba pod lakierem imitowała słoje drzewa które zaplatając się i łamiąc tworzą kształt walczących ze sobą smoka i konia. Koń na tylnych nogach zdaje się, że rży, a smok posłał ku niemu wiązkę ognia.

Spoglądał na sztylet przez kilka sekund po czym wsadził do swojej torby o dziwo wciąż uparcie zawieszonej na lewym ramieniu tkwiącej na prawym boku.
Przypomniał sobie, że przed kilkoma minutami rozbił nos. Bardzo szybko dotknął miejsca gdzie owy powinien się znajdować. Zasyczał z bólu, a z oczu ponownie poleciały mu łzy, tym razem więcej. Gerhart zaczął wertować w torbie a poszukiwaniu lustra, ale zaniechał tej czynności gdyż jest jeszcze zbyt słaby na oglądanie odbicia własnej facjaty. A nóż z szoku znów by zemdlał...

Zwrócił się do znajdujących się przed nim postaci i Drzewca po prawej stronie w oknie. Przyłożył zakrwawioną chustę do twarzy.
"Czas się przedstawić" - pomyślał i podjął próbę podniesienia się na nogi, ale te odmówiły mu posłuszeństwa. Tylko opadł bezsilnie na drewnianą posadzkę.
Wi...wi...witajcie - zająknął, a kącików ust zaczęła cieknąć po woli bardzo rzadka ślina, która potem z chlustem rozbijała się o podłogę - "Szlag... Zapomniałem o skutkach ubocznych mikstury. Nadwrażliwość ślinianek - pomyślał i zrobił zrezygnowaną minę.
Chustę przystawioną do nosa przyłożył do ust po czym zaczął mówić.
Jeszcze raz najmocniej przepraszam za moje maniery - zaczął, a chustka momentalnie zrobiła się mokra - Nazywam się Gerhart Bishof, jestem medykiem i zielarzem jak pewnie zdążyliście już zauważyć. Chociaż niektórzy nazywają mnie alchemikiem ja wolę określenie zielarz. - Zauważył metalowy kubeczek z lekko zbrązowiałą cieczą na której powierzchni pływało kilka listków. Wziął łyk dębowej herbatki. Poczuł słodki smak i aromat świeżego drewna który tak uwielbiał w młodości. Ślinotok ustał, a chustka stała się niepotrzebna. - Dziękuję ci... Drzewcu. Wspaniały i pyszny napój - szybko rozprawił się z resztą herbaty, która coraz bardziej mu smakowała. Był spragniony...i głodny. Dopiero teraz to poczuł. Wyciągnął z torby skórzany sztywny bukłak i począł pić wodę. - Ktoś ma ochotę? - podniósł pojemnik z zakrwawionym ustnikiem. Ponownie zaczął wertować torbę i wyciągnął zawiniątko z pergaminu obwiązane sznurkiem. Rozwiązał, a oczom zebranych ukazały się leżące jedna na drugiej białe kuleczki wielkości gałki ocznej - To jest Amarakini - włożył jedno do ust, na twarzy momentalnie pojawił się rozkoszny uśmiech. - Egzotyczny, bardzo pożywny owoc z dalekiej północy Realis. Z resztą bardzo smaczny. Proszę, częstujcie się, zwłaszcza ty, Encie. Muszę się jakoś zrewanżować na herbatę, miły nastrój...i za to, że jeszcze nie zaczęliście mnie otwarcie traktować jak wariata - uśmiechnął się życzliwie.
Rozwiązany pergamin położył na podłodze bo do stołu nie był w stanie dotrzeć.
Mógłby ktoś położyć je na stole?
Gerhart wdrapał się na stojący obok niego stołek i zasiadł. Pociągnął jeszcze jeden łyk z bukłaka i zaczął mówić - No cóż... nie przywykłem do oglądania żywych drzew. Słyszałem o waszej rasie tylko w bajkach i balladach - powiedział nagle do Enta - Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie w związku z tym przerażeniem i utratą tchu - Mężczyzna się zaśmiał. - Ale jedno mnie dręczy - spojrzał na tańczące w kominku płomienie i przełknął gulę stojącą mu w gardle - "Raz kozie śmierć. Najwyżej mnie wezmą na niespełna rozumu - Czy ten ogień...czarodziej naprawdę coś do nas mówił... - niepewnie zapytał zebranych, a po otrzymaniu potwierdzających gestów odetchnął z ulgą - Ufff... Już myślałem, że zwariowałem - wcisnął sobie do ust kolejne Amarakini, których kilka pozostawił sobie w dłoniach. W końcu nie mógł się ruszać ze stołka. - Śmiało, częstujcie się. Mam tego od cho... Ekhm. Bardzo dużo. Co się dzieje z moimi manierami - zaśmiał się. Zaczął skubać piórko kapelusza podniesionego z ziemi. Słuchał co inni mają do powiedzenia jednocześnie sam jedząc owoce.
 
__________________
Przybyłem...
Zobaczyłem...
Napisałem...

Ostatnio edytowane przez brutus4711 : 10-05-2009 o 13:20. Powód: Ciąg dalszy posta
brutus4711 jest offline