Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-05-2009, 17:16   #113
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Ostatnie spojrzenie na świat Kapelusznika i podróż do Thaiyal, którym włada Verta

Zachowanie Niaa zaskoczyło i zaniepokoiło Lodową Różę. Co się stało z Opiekunką? Wiedziała, że kocica nie udaje. W jej oczach nie było najmniejszego śladu tamtej potężnej istoty i to poważnie zdenerwowało Lorelei. Obawiała się najgorszego – że Opiekunka wzięła na siebie cały atak Karolinki i nie dała mu rady. A może teraz po prostu regeneruje siły? Może nie ma się o co martwić? Niepotrzebnie tak od razu naskoczyła na biedną, teraz niczego nie rozumiejącą, kocicę. Przytuliła ją do siebie i pogłaskała po łepku.



- Już dobrze, Niaa. Przepraszam, pomyliłam się, nic złego się nie stało. Nie płacz już, wszystko będzie dobrze.


Niestety nie wszystko było dobrze. Nagły wybuch mocy wstrząsnął zniszczonym światem Kapelusznika. Pojawienie się potężnych istot ścięło niemal krew w żyłach Obdarzonej. Wiedziała, że ich drużyna nie miała najmniejszych szans na walkę z kolejnymi przeciwnikami. Spojrzała na swoich towarzyszy i szybko przeanalizowała ich sytuację. Niaa na powrót stała się zwykłą kocicą – choć waleczną, to jednak nie dysponującą taką mocą, jak upadła Opiekunka. Dagata była wyczerpana, podobnie jak Lorelei. Tim i Nigel byli ranni. Tylko Świetlik wyglądał na zdrowego, jednak czarodziejka nie miała nawet pojęcia czym on jest i co właściwie potrafi (właściwie do tej pory wiedziała o nim najmniej z całej drużyny i nie miała okazji zastanowić się nad jego rolą w tym wszystkim). Nawet gdyby chcieli skorzystać z tajnej mocy Karolinki... dziewczynka i tak była nieprzytomna i nie zapowiadało się na to, by ocknęła się w odpowiedniej chwili. Czy jednak po tym wszystkim zechciałaby im pomóc?


Nie było czasu do stracenia! Lorelei wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Dagatą i wiedźma natychmiast przekręciła swój pierścień. Obdarzona była przygotowana na wszystko, oprócz... oprócz tego, że nic się nie stanie, a pierścień straci swą moc w rękach Dagaty!


- Lorelei musisz nas stąd zabrać, nie mogę użyć pierścienia! – zawołała do czarodziejki.


Obdarzona spojrzała na swoją dłoń – pierścień w kształcie kryształowej róży wciąż lśnił na jej palcu. Przekręciła go pospiesznie i postarała się z całych sił skoncentrować tylko na tym jednym imieniu.


- Verta, Verta, Verta...


Obce istoty zbliżały się coraz bardziej, a portal wciąż się nie pojawiał. Pierścień nie wyglądał na pozbawiony energii, a jednak nie zadziałał! Lorelei czuła się za wszystko odpowiedzialna i wiedziała, że nie może teraz pozwolić na siłową konfrontację. Gdy czarne postacie zmaterializowały się tuż przy nich, zdecydowała się zacząć pertraktacje.


- Brać wszystkich z wyjątkiem pasożyta, jego zlikwidować. – odezwał się mężczyzna posiadający symbol koła nad głową, zapewne przywódca.


Pasożyta? Czyżby chodziło im o Opiekunkę zamkniętą w ciele Niaa? A więc już wiedzą!


- Poczekajcie! - zawołała, gdy w tym samym czasie Acheont również próbował tego sposobu – Porozmawiajmy...!


Nim ktokolwiek zdołał rozważyć tę propozycję, tuż obok nich pojawił się wreszcie portal. Jeszcze chwila zwłoki i mogło być z nimi naprawdę źle! Lecz wraz z portalem pojawił się ktoś jeszcze... ktoś wyglądający równie okropnie, jak czarne postacie, a jednak bez jego pomocy z pewnością tamci przeszliby od razu do twardych środków perswazji...


- Czekacie na zaproszenia?! – jadowity głos przybyłego był wyjątkowo irytujący. – Ruszać się, długo ich nie przytrzymam!


Lorelei zawahała się przez chwilę, lecz zrozumiała, że nie mają wyboru. Jeśli to kolejna pułapka i kolejny wróg – będą się tym martwić po drugiej stronie. Choć tak naprawdę nie miała pojęcia która ze stron jest mniej niebezpieczna... to jednak Czarni mówili o zlikwidowaniu Niaa, a na to Lodowa Róża nigdy nie pozwoli! Czuła się odpowiedzialna za wszystkich członków tej wyprawy.


Szybko podniosła z ziemi Karolinkę i wcisnęła ją w ręce Dagaty, tym samym nakazując jej przejście przez portal. Potem zawróciła po Tima i Nigela.


- Niaa! Pomóż mi! Musimy przenieść ich przez portal. Acheoncie, na co czekasz? Idź!


Razem z kocicą podniosły mężczyzn z ziemi i oferując im pomoc i podporę jak najszybciej przeszły przez portal.


***


Międzywymiarowe drzwi wyrzucił ich w jakimś dziwnym miejscu, które zupełnie nie podobało się Lodowej Róży. Była jednak na tyle wyczerpana, że nie miała nawet siły myśleć o sterylności szklanej klatki i zupełnym braku jakiegokolwiek zapachu. Musiała puścić ramię jednego z mężczyzn, by samej nie upaść na ziemię z wyczerpania.


Widok dziwnej i strasznej kobiety oraz jej towarzyszy również nie zrobił na Lorelei takiego wrażenia, jakie powinien. A więc to była Verta i jej brzydki świat. Dochodziła powoli do wniosku, że nic jej już nie zdziwi, cokolwiek zobaczy i gdziekolwiek zawędruje. Nawet informacja o tym, że jeden z ich nowych towarzyszy „gdzieś” się zapodział.


Pomyliła się jednak. Zdziwiła się i to bardzo, gdy istota, którą początkowo brała za jakiś rodzaj zwierzęcia, a później przedstawiono go jako ich dodatkowego członka drużyny, skoczyła na nią w biegu i powaliła na ziemię. Zmęczona do granic możliwości Lorelei automatycznie poszukała zapasu Mocy i przygotowała się do utkania czaru, gdy nagle zrozumiała, że ten przedziwny osobnik nie atakuje jej lecz... liże ją po twarzy z przejawem nieograniczonej radości! Przez chwilę nie wiedziała co zrobić, obezwładniona tą ogromną dawką czułości. Wreszcie odważyła się, wyciągnęła rękę i pogłaskała go po głowie i tułowiu. Musiała przyznać, że wyglądał pięknie. Nigdy wcześniej nie spotkała takiego stworzenia. W jej świecie nie brakowało zwierząt, można było znaleźć białe niedźwiedzie, śnieżne wilki i wszelkiej maści zimowe stworzenia. Nigdy jednak nie widziała istoty podobnej do kota i jednocześnie do rośliny! Piękne, liściaste futro było przyjemne w dotyku, choć na jego ciele widać było ślady poparzeń i ran.


- Jesteś ranny... - odezwała się w chwili, gdy Liściasty (jak go w myślach zaczęła nazywać) na moment przerwał lizanie jej twarzy i spojrzał jej głęboko w oczy; Lorelei była teraz bardziej zatroskana jego obrażeniami, niż swoim stanem.


- Niestety nie mogę cię teraz wyleczyć, nie dam rady... Kim jesteś? Jak się nazywasz?


Lorelei myślała, że nawiąże z Liściastym kontakt, gdyż zamiast lizać, obwąchiwał ją i przybrał dziwny wyraz pyszczka. Jednak to nie było zamyślenie – jak początkowo przypuszczała Obdarzona. Zamiast odpowiedzi na jej pytanie, nowy towarzysz zamaszyście kichnął prosto w jej twarz, oblepiając ją dziwną, fioletową mazią.


Lodowa Róża oparła głowę o chłodne podłoże i... wybuchnęła śmiechem. Sytuacja ta wydała jej się tak zupełnie abstrakcyjna, że nie mogła przestać się śmiać. Była jednocześnie na skraju wytrzymałości fizycznej, nie miała więc siły zrobić nic innego. Leżała więc na podłodze, z wielkim liściastym kotem na piersi, wysmarowana fioletowym glutem na twarzy, śmiejąc się z całej absurdalności tego, co ją spotkało i jednocześnie pragnąc gorącej kąpieli, miękkiego łóżka i ciepłej kołdry. Tego było już za wiele jak na jeden, bardzo długi i bardzo męczący dzień...
 
Milly jest offline