Widok kapłana Imperialnego nie zdziwił bynajmniej Teliona - potraktował go jak bądź co bądź nowość, gdyż trudno było o takiego w górach, lecz nie aż tak zadziwiającą, bo można było ich spotkać podczas ważniejszych uroczystości - jak na przykład Dzień Imperium. Co innego psionik - ten był całkowitą, dotąd znaną tylko z opowieści w Imperium. W górach dziecko z uzdolnieniami w tym kierunku było uważane za gotowe do wezwania do wioski Większego Demona dla czystej uciechy, a więc szybko po zobaczeniu zdolności (lub czasem nawet wcześniej) zabijane. Taki widok wzbudził więc w snajperze uzasadnione pragnienie znalezienia się byle dalej. Wsiadł do Chimery i wkrótce zasnął. Po dojechaniu na miejsce zjadł coś, co traktował jako śniadanie i chyba na więcej uwagi nie zasługiwało. Potem poszedł przejść się - nie był przyzwyczajony do obijania się po jedzeniu jak te leniwce z miast.
Co prawda nie wychodził z obozu, jednak nawet samo przejście się obrzeżami pozwalało mu zobaczyć i odnotować w pamięci kilka dobrych punktów obserwacyjnych - niskie wzgórze, jakieś ruiny czegoś co wyglądało jak stare domostwo, zniszczone jakby pochodziło z Mrocznej Ery Technologii i oberwało trochę podczas tamtejszych wojen, kupa głazów... i tyle. Poza tym szczere pole - łatwo będzie obserwować wszystko.
Rozkazy bynajmniej nie wprawiły go w radosny nastrój. Kilka godzin na dworze jeszcze nie było samo w sobie złe, lecz perspektywa nocnego rajdu orków i deszczu niszczyła zupełnie przyjemność.
Na szczęście usłyszał coś, co natychmiast poprawiło mu humor - Telion, ty ruszysz przodem - rozkazał kapral. To oznaczało możliwość poleżenia sobie w jakimś dogodnym miejscu, podczas gdy pozostała trójka będzie biegać i moknąć.
Stwierdziwszy, że to chyba koniec rozkazów dla niego wyszedł z namiotu i szybkim tempem skierował się do ruin, które wcześniej zauważył. Wszedł do nich, starannie zablokował wejścia z poziomu gruntu, tak by jakakolwiek próba przejścia musiała wywołać hałas, wszedł na pierwsze i ostatnie piętro, ustawił się przy oknie pod resztką dachu i zajął się przepatrywaniem terenu dookoła jego grupy oraz nasłuchiwaniem odgłosów z dołu. W momencie gdy już prawie tracił z drużynę z pola widzenia przeszedł do innego okna, tak, by mieć lepszy widok. Przy odrobinie szczęścia nie będzie musiał się ruszać z tej chałupy...
__________________ The only way of discovering the limits of the possible is to venture a little way past them into the impossible. |