„Świetny kapłan – nie ma co” pomyślał elf uważnie obserwując poczynania Albrechta. „Najpierw próbował mnie zabić niby w obronie a teraz szantażuje stajennego i grozi mu jak zwykły oprych , lub…złodziej. Tak złodziej w przebraniu, być może nawet chował się w klasztorze przed prawem – to by nawet pasowało.”
Kapłan szybko skroił sakiewkę stajennego dodając
- To na datek dla Vereny o pomyślność naszej wyprawy.
„A myślałem , że taka ofiara i datek miły jest Randalowi…” Krasnolud w oczach elfa był o wiele bardziej przewidywalny…nie, o wiele bardziej konsekwentny w swoich działaniach. W człowieku, elf widział na razie tylko chaos, albo raczej po prostu niekonsekwencję swych zachowań i roli jaką odgrywał bo z pewnością kapłaństwo nie leżało mu na sercu.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale właściciel tej karocy jest tym samym co właściciel sygnetu, który dał nam Vladimir. Dziwny zbieg okoliczności, boska wskazówka, czy jeden z tropów? - Od jak dawna jesteś kapłanem Vereny? Gdzie twój klasztor i co tu robisz tak naprawdę??
Elf szybko odpowiedział pytaniami na pytanie. Nawet błacha odpowiedź elfa mogła ściągnąć kolejne pytania i odpowiedzi a elf nie zamierzał zdradzać żadnej wiedzy komuś komu nie ufał. Co prawda był zniesmaczony swoimi myślami, ale w chwili obecnej więcej normalności i porządku widział w krwiożerczym krasnalu, niż w człowieku udającym kapłana Vereny.
Z odpowiedzią lub bez zamierzał udać się na wozie najpierw do lekarza o czym nie omieszkał wspomnieć Asassinowi przy czym choćby sam miał udawać dolegliwość zamierzał dopiąć swego. Nie chciał się znaleźć w sercu wroga wraz z uszkodzoną machiną bojową za jaką miał krasnoluda. |