Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-05-2009, 20:25   #20
Cosm0
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Towarzysze nie zamierzali najwyraźniej nawet próbować rozwiązać zaistniałej sytuacji pokojowo - wszyscy nastawieni walecznie do każdego Ognistego Noża, pragnąc pokazać temu nadętemu kapitanowi straży miejskiej pełny wymiar własnych kompetencji, aż rwali się do walki nie bacząc na fakt, że taka porywczość może nie wyjść im na dobre. Być może tym razem mieli do czynienia zaledwie z płotkami przestępczego półświatka, być może byli to zaledwie mizerni, pospolici złodzieje, którzy strojąc groźne miny okradali bezbronnych mieszczuchów, być może nie był to oddział egzekucyjny składający się z wyśmienitych zabójców, jednak tak było tym razem... przyszłość miała jednak nauczyć ową czwórkę pokory, przyszłość która miała wyjść im na przeciw szybciej niż miałoby im się wydawać.

Nie tracąc czasu na zbędne rozmowy czy negocjacje wszyscy kompani, jak jeden mąż, rzucili się na przeciwników wywołując przy tym wyraźną konsternację na twarzach zbirów, którzy w mgnieniu oka musieli dokonać wyboru 'walka czy ucieczka'. Jakakolwiek nie byłaby ich decyzja - trwałą ona zbyt długo, gdyż zanim którykolwiek z nich zdążył się odwrócić i zacząć intensywnie przebierać nogami w nadziei uratowania skóry - szaleńczy i wściekły atak poszukiwaczy przygód zredukował ich możliwość wyboru do 'desperackiej próby obrony własnego dupska'.

Najbardziej skory do bitki okazał się Caraewn, który zanim jeszcze do wszystkich dotarło, że będą się tłuc - wymamrotał kilka sylab w znanym powszechnie czarodziejom języku przywołując wokół siebie delikatnie błękitną strefę mocy, mającą chronić go przed zabłąkanym ostrzem zbirów.

Gordron nie mógł zostać dłużnym... nie będzie go przecież w chwale uprzedzał jakiś mag - on jest wojownikiem!, on ma miecz! i on jest wściekły i rządny krwi idiotów, którzy stanęli im na drodze! Z lwim rykiem dobywającym się z niepozornego gardła, Gordron rzucił się niczym pantera na najbliższego bandytę wyskakując w powietrze i biorąc tęgi zamach, który miał rozłupać czaszkę 'Lisa' na dwie połówki, a za nią całą resztę ciała. Nim ofiara tego niesamowitego ataku zdołała zorientować się co się dzieje i dobyć własnego miecza - ostrze wojownika wbiło się w czubek głowy zbója i zagłębiło w jej wnętrzu tryskając przy tym fontanną krwi i resztek mózgu na twarz Gordrona. Ostrze cięło 'Lisa' jak nóż kuchenny masło i zatrzymało się dopiero na wysokości mostka. Krew była wszędzie - gorąca posoka ściekała zarówno po trupie, jak i po atakującym Gordronie a jej zapach wypełnił uliczkę tak, iż receptory zapachu i smaku wampira, który przypadkiem znalazłby się opodal zapewne oszalałyby z zachwytu. 'Lis' zginął nim zdążył nawet pomyśleć o tym, że nie ma go już na tym świecie... Gordron wyrwał z trzęsącego się truchła miecz i spojrzał na stojącego kawałek dalej osiłka, który tak szczerzył się podczas przemowy swojego protegowanego. Wyraz jego twarzy zmienił się z bezczelnego i głupawego uśmiechu w przerażoną maskę. Zbir nie czekając na dalszy rozwój wypadków obrócił się na pięcie i zaczął uciekać. Los nie uśmiechnął się jednak wystarczająco szeroko tej nocy niestety również do niego... zanim jeszcze zdołał skręcić za róg dopadły cztery pociski żywej palącej energii, które opuściły dłoń Mesto wypalając mu w plecach pokaźną dziurę i przewracając biegnącego zbira na twarz. Osiłek miał na swoje szczęście całkiem niezłe zdrowie to też mimo, że obolały od upadku i poparzony od magii, podniósł się i z krzykiem uciekł dalej skręcając za róg.

Gusin spostrzegłszy jeszcze przed walką dwójkę bitnych typów stojących nieopodal niego, aż cały rozpromienił się z radości. Dla niego nie stało tam dwóch Ognistych Noży - on widział tylko dwa rosłe, czekające na lanie worki treningowe niemal prowokujące go do działania. Większości krasnoludów nie trzeba wielkiej zachęty do bitki, a Gusin nie był tutaj żadnym wyjątkiem pośród swojej rasy to też gdy tylko usłyszał za sobą odgłosy walki rzucił się z radością na najbliższego sobie wroga - rosłego mężczyznę o krzywym nosie i wrednym uśmiechu, trzymającego w swoich dłoniach paskudną pałkę nabitą gwoździami... Gusin włożył całe swoje uradowane serce w zamach wymierzony zbirowi. Krzywonosy miał niezły refleks i gdyby miał go jeszcze choć odrobinę lepszy to niemal uszedłby z tego pierwszego starcia bez szwanku. Ostrze toporu krasnoluda zdołało zahaczyć odskakującego zbira w bok przecinając jego skórznię i wywołując grymas przejmującego bólu na twarzy trafionego. Stal toporu rozjarzyła się do czerwoności paląc jeszcze dodatkowo ranę krzywonosego i niemal pozbawiając go przytomności. Twarda była jednak z niego sztuka i udało mu się zachować na tyle przytomności, że brocząc posoką odsunął się, a ostrze zachwyconego Gusina wysunęło z ranny i zatoczywszy koło spadło na zbira ponownie mając zamiar zakończyć jego żywot lecz tym razem cios nie był już tak szybki i rozjarzona do czerwoności ognia broń Gusina grzmotnęła w kamienną ziemię sypiąc iskrami i przenosząc bolesne drgania po rękojeści aż do ręki krasnoluda. Zaangażowawszy całą swoją uwagę w swój atak Gusin nie zauważył początkowo zataczającego w jego stronę łuk sztyletu towarzysza 'krzywonosego' i dopiero ukłucie poniżej zbroi, w okolicy biodra przypomniało Gusinowi, iż jest jeszcze jeden przeciwnik akurat w porę by zobaczyć kolejne dwa nadchodzące z tej samej strony zamachy pokrwawionym już jego własną krwią sztyletu. Krasnolud poczuł kolejne ukłucie, tym razem w ramieniu, które zaczęło promieniować bólem i obudziło go z bitewnego letargu. Czas był dla niego by zacząć brać tą walkę odrobinę bardziej na serio i albo pokazać im szybciej kto tutaj ma więcej do gadania, albo wycofać się i stanąć w zwartej grupie...

 
Cosm0 jest offline