- Wydaje mi się, że dzisiejsza sztuka jest trochę zbyt ekstrawagancka i nie trafia do mnie - rzekł młodzieniec, który przed chwilą upił łyk wina z kieliszka. - Widziałem tą wystawę o której mówicie. Nie wyszedłem z niej mądry ani o jotę. Nie poruszyły mnie rowery z jednym kołem, dziwne obrazki z jeszcze dziwniejszymi kolorami i karykatury ludzi. Sztuka ma ciekawić i coś wzbudzać. Jedyne co we mnie to wzbudza, to głód - nie mogę doczekać się pójścia do kawiarni.
- Pan chyba jest upośledzony klasycznie - a widząc, że jego rozmówca otwiera szeroko oczy ze zdumienia i złości dodaje - w tym pozytywnym znaczeniu. Pan jest wychowany na Rubensach, Rembrandtach i innych Michałach Aniołach. Dadaizm przeinacza wszystko, pokazuje w krzywym zwierciadle i zmusza do myślenia.
- Zaraz, zaraz - odezwał się milczący dotąd starszy mężczyzna z muszką pod szyją - a czy Michał Anioł nie zmusza? Wolne żarty. Szezląg z leżącym na nim psem to tylko szezląg z psem. Gdzie tu sztuka? Gdzie zamyślenie i myślenie? Podzielam pańskie zdanie kolego - skinął głową na pierwszego z rozmówców. - Sztuka ma być czymś wyjątkowym. A to, co pospolite, wyjątkowe nie jest.
Panna Marla przysłuchiwała się tej rozmowie z zaciekawieniem i rosło w niej przekonanie, by samemu przekonać się, czy rzeczywiście szezląg z psem to sztuka czy nie.
Tymczasem w innym fragmencie sali młody Michael wdychał zapach kobiety, która stała blisko niego. Oczy ślizgały się po nagiej szyi i sięgały głębiej delikatnie muskając grzbiet sukni na piersi. Uszy łowiły każdy wyraz, który padał z jej ust. W głowie mu szumiało i wiedział, że to nie wino. Właśnie...nie wino.*
- Bractwo ma swoje dobre i złe strony. Jak wszystko w życiu piękna panno Izabell. Nie ma zatem rad i tajników, które trzeba poznać. Jeśli już jesteśmy przy pięknie, to wiem, o czym innym moglibyśmy porozmawiać.
Chłopak zmrużył oczy i patrzył na usta dziewczyny gotowy porwać wszystko, co tylko wydźwięczy w powietrzu.
A w zupełnie innym miejscu, poniżej sali balowej, pozostali nowi członkowie bractwa oglądali zaciekawieni pracownię laboratoryjną. Szara, blaszana skrzynka, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Liczne przewody z jednego z jej boków łączyły się z pudłem ze szklaną ścianą oraz z klawiszami. Przeznaczenie tego zestawu nie było jasne. William nie widział tu tego wcześniej i sam był zaskoczony tym, co zobaczył. Dotknął klawiszy, przejechał po nich palcem. Seria chrobotów rozbiła stojącą ciszę.
A potem, pośród ciszy w pomieszczeniu, dało się słyszeć jęk. Pozornie cichy, ale jednak dało się go dosłyszeć. Brzmiał jak głos cierpiącego człowieka i dobiegał gdzieś zza ich pleców. Było to tak niezwykłe, że nikt nawet nie drgnął.
__________________ ...and the Dead shall walk the Earth once more
_. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : .__. : ! : ._ |