Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2009, 22:00   #28
RyldArgith
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Ariadne Nathos, Durkon Norfolk, Thersos Quamar, Estera Griff


Wyglądało na to że sytuacja jest opanowana. Dwaj napastnicy leżeli na podłodze, nie starając się nawet podnieść i oczekiwali co przyniosą najbliższe chwile. Tylko w stosunku do trafionego oszczepem mężczyzny należałoby przedsięwziąć jakieś kroki, gdyż z rany w lewym boku wciąż, szybkim strumieniem, płynęła krew. Kiedy tylko się uspokoiło do środka wszedł właściciel w towarzystwie kelnerki.
- Co na Matkę-Ziemię tu się wydarzyło. Czy ktoś mi to wyjaśni.
Usłyszawszy całą historię zwrócił swą uwagę na leżących u jego stóp mężczyzn.
- Ktoś musi ich opatrzyć i zamknąć do wyjaśnienia. Melissa, chyżo mi to Tanisa, niech przyjdzie i zamknie tych tu na podłodze. Ten tu niech do Tagera się uda.- dziewczyna przytaknęła i ruszyła powiadomić kapłana i Tanisa. Właściciel zwrócił się znów do nieoczekiwanych wybawców.- Niewiarygodne, ludzie tak się starają by było miło, jest się uczynnym, a i tak znajdą się tacy co będą starali się to wykorzystać. Dziękuje mości krasnoludzie i tobie szlachetny elfie za pomoc. Jednak, w co trudno uwierzyć, poradzilibyśmy sobie z nimi. Jak tylko się uwiniemy z tymi tu- wskazał na napastników- to otwieram ponownie gospodę. Możecie pić i jeść do woli. Ja stawiam.
Po tych słowach właściciel wrócił do swych obowiązków przy ladzie, zaś Melissa weszła prowadząc ze sobą kapłana i Tanisa w eskorcie trzech strażników. Każdy z nich ubrany był w niebieską tunikę z wyszytym na niej hełmem, za broń służyły im długie miecze, kute zapewne u miejscowego kowala. Kapłan, Tager jak go nazwał właściciel karczmy, ukląkł przy rannym i wraz z pomocą jednego ze strażników wyciągnął oszczep. Następnie złożywszy ręce podjął modlitwę.
- Matko-Ziemio. Tyś która spoglądasz na nas i obdarzasz nas swoją łaską. Która sprawiasz że ziemia daje plony i karmi twe dzieci. Spójrz na tego człowieka z łaskawością i ocal go, gdyż nie zasłużył na śmierć.
Następnie położył rękę na lewym boku rannego i jego dłoń pokryło niebieskie światło, które objęło także mocno krwawiącą ranę. Po chwili jednak rana zaczęła się zasklepiać, by w końcu całkowicie zniknąć, pozostawiając ledwie widoczną bliznę.
Strażnicy zabrali dwóch mężczyzn ze sobą, pozostawiając jednak Tanisa i Tagera w gospodzie. Kapłan przyjrzał się nieznanym jeszcze twarzom, uśmiechnął się i rzekł do przybyszów.
- Melissa powiedziała co się stało, była jednak dość chaotyczna w swych słowach, więc niewiele zrozumiałem. Poza tym że trzeba komuś pomóc. Chętnie więc posłucham co się tu wydarzyło.
Wysłuchawszy uważnie relacji przybyszów kapłan skinął głową. Wydawał się zadowolony wyjaśnieniami. Jedynie Tanis patrzył na nich niezbyt przyjaznym wzrokiem. Nie dało się poznać czy to przez fakt że byli tu nowi, czy też miało to coś wspólnego z wydarzeniami na placu.
- Za pozwoleniem, Tagerze- podjął, po czym zbliżył się do elfa.- Znów się spotykamy, elfie. A to już o dwa za dużo. Wybaczysz więc że nie będę zadowolony z twoich wyjaśnień? Tak się składa że tu, w Hełmie Peldana, istnieje coś co się nazywa prawem. A jedno z nich właśnie złamałeś. I nie interesuje mnie w jak szlachetnym interesie działałeś i ile dobrego to przyniosło. Podniesienie ręki na człowieka jest tu przestępstwem. Tak samo jak i niszczenie cudzego mienia- wskazał na zniszczone drzwi.- Pójdziesz ze mną.
Kapłan słysząc te słowa otworzył szeroko oczy.
- Tanis!!! Na Matkę-Ziemie. Co ty wyprawiasz. Dobrze wiesz że działali ze szlachetnych pobudek. Że powstrzymali bandytów. Prawo prawem, ale nawet w nim ustaliliśmy istnienie okoliczności łagodzących.
- W twoim prawie Tager. Nie moim. Gdybyś nie zauważył, elf, z tego co słyszałem, z pełną świadomością rzucił oszczepem w człowieka. Nabor, zatrzymać ich wszystkich do wyjaśnienia.
Młody mężczyzna o kręconych włosach podszedł i skierowawszy ostrze włóczni w stronę przybyszów powiedział wskazując po kolei elfa, krasnoluda, Ariadne i siedzącą z tyłu dziewczynę o jasnych włosach:
- Złóżcie broń. Pójdziecie ze mną, wszyscy. Panienka z tyłu również.
Ciche pukanie o zniszczoną framugę sprawiło że wszyscy spojrzeli w tym kierunku. Blondwłosa piękność z łukiem przerzuconym przez plecy rozglądała się po wnętrzu gospody. Za nią zaś stał mężczyzna w płaszczu podróżnym z zarzuconym na głowę kapturem.
- A wy coście za jedni?- spytał Tanis.

Ettariel, Kanithar
Mężczyzna pilnujący bramy przytaknął i ustąpił im miejsca aby mogli swobodnie przejechać. Wskazał jeszcze kierunek, w którym znajdowała się poszukiwana przez nich gospoda. Wjechawszy w obręb murów zauważyli plac, z dużym budynkiem ze spadzistym dachem i pokaźnych rozmiarów balkonem. Obok placu znajdowało się kilka stoisk, wokół których kłębili się ludzie, patrząc na oferowane im towary. Jednak pierwsze kroki zamierzali skierować do gospody.
Ciekawy był fakt że ciemne chmury, z którymi przyszło im wędrować przez Cormanthor, teraz zostały z tyłu. Co prawda z wolna szły ku nim, jednak zdawało się jakby zatrzymały się na ostatnim drzewie.
Zbliżywszy się do gospody pierwszą rzeczą jaka rzuciła im się od razu w oczy, były drzwi. A raczej ich brak. Framuga była popękana, a to, co kiedyś można było uznać za drzwi, teraz leżało obok niej, pęknięte w połowie. Ze środka doszedł ich odgłos rozmowy, przystanęli więc i przysłuchiwali się toczonej wymianie zdań. Wyglądało to na aresztowanie. Czyżby złodzieje?
Półelfka zaintrygowana rozwojem sytuacji podeszła z wolna, starając się uchwycić z rozmowy jak najwięcej. Jej towarzysz nie starał się w tym przeszkadzać, zachowując maskę obojętności.
- Złóżcie broń. Pójdziecie ze mną, wszyscy. Panienka z tyłu również.
Po tych słowach Ettariel zapukała we framugę.
- A wy coście za jedni?- spytał Tanis.
 
RyldArgith jest offline