Śmierć... Nie była przyjemna. Zdecydowanie nie była przyjemna, bo jak nicość może być przyjemna? Tylko tchórz chciałby umrzeć, Szamil tchórzem nie był. Siedział właśnie rozwalony na łóżku i bawił się kuferkiem obracając go w dłoniach. W końcu odłożył go na łóżko i wyjął spod niego torbę. Wrzucił tam kuferek. Brzęknęło. On nigdy nie nosił w swojej torbie brzęczących rzeczy. Zajrzał. Przedmioty w torbie zdecydowanie nie były jego. Wyłożył je spokojnie na łóżko. Dziwny przedmiot szybko włożył do kieszeni spodni a resztę wrzucił z powrotem do torby. Wstał z łóżka i zdjął kurtkę i koszulę. Nóż który wcześnie ukradł karczmarzowi włożył za pas. Ze stolika wziął świeczkę i zapałki. Teraz był gotowy do wyjścia. Otworzył okiennice i wlazł na parapet. Wdech... Wydech... To tylko pierwsze piętro. Co to jest. Najwyżej kilka złamanych kości. Stanał na skraju i dał duży krok w bok. Po chwili stał na sąsiednim parapecie. I jeszcze jeden krok... I już stał na właściwym parapecie. Za pasa wyjął nóż i wsadził go między okiennice, najprostszy sposób do otworzenia okiennic. Zasuwa odskoczyła, lekkie pchnięcie okiennic i już był w środku. Rozejrzał się szybko po pokoju, nikogo nie było. Zamknął za sobą okiennice i użył dziwnego przedmiotu. Dopiero wtedy zaczął powoli metodycznie sprawdzać pokój. Niestety w pokoju nic się nie znajdowało co nie powinno. Zrezygnowany odwrócił się i otworzył okiennice, wyłączył dziwny przedmiot i zamknął za sobą okiennice. Teraz kolejny krok w bok...
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |