Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-05-2009, 23:47   #115
g_o_l_d
 
g_o_l_d's Avatar
 
Reputacja: 1 g_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znanyg_o_l_d wkrótce będzie znany
Acheontowi umknął ten moment, w którym Dagata zdecydowała się zagłębić we jego jaźń. Ostatnią rzeczą jaka pamiętał przed „kontaktem”, była myśl:

~~W tej wiedźmie jest coś, co przyprawia o dreszcze… Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłem… Czemu dopiero teraz to zauważyłem? To sposób, w jaki patrzyła, kiedy mówiłem do niej. Całkiem jakby słuchała…


Świetlisty nie wiedział jak długo Wiedźma łaskotała jego myśli. Nigdy wcześniej nie doznał uczucia, które wymusiło by na nim piskliwy rechot wraz z niemal spazmatycznymi drganiami całego ciała. Do jego małego rozumku kołatał natrętnie myśl, chcąc zasugerować rychłą powtórkę:

- No Dagatko, żadna mi tak jeszcze dobrze nie zrobiła. Ubaw pod pachy, czy jak wy to tam mówicie…


Acheont nagle urwał, gdyż zaczął drażnić go dziwaczny zapach. Jego „Niezawodne przeczucie” od dłuższej chwili, próbowało zwrócić uwagę na to, że Świetlisty jest w nie lada tarapatach. Jednak kolejka do jaźni Acheonta praktycznie się nie kończyła. „Przeczucie” miało dosyć robienia za gońca. Stwierdziło, że skoro Świetlistemu pisane jest przeżyć kolejne spotkanie z „ludźmi od brudnej roboty”, to ono wcale się nie musi strać. „Przeczucie” nie miało w zwyczaju czekać i nie robiło tego. Wyglądało tak jakby się czaiło w ukryciu, niby obojętnie niczym grabie leżące w trawie, czekające na nierozważna stopę.

I stało się. W chwili, w której Acheont spostrzegł kto trafił na jego trop, wyraźnie pobladł. Gdy do jego „uszu” dotarł doskonale znany dźwięk, aż „podskoczył”. W tej samej chwili „Niezawodne przeczucie” doznało niebywałej satysfakcji. Fala ciepła nagle zalała całego Acheonta. Drżenie ciała, dawało wyraz temu jaki nie bywał stres przeżywa teraz Świetlisty. Odruchowo, mała lewitująca kulka światła, przełknęła donośnie ślinę, gdyż nasłuchała się od jakiegoś mądrali, że to pomaga na stres. Po chwili przełknęła jeszcze raz. Nie pomogło. Zresztą nigdy nie pomagało. Ale co szkodziło spróbować?


Eeee.. Panowie, strasznie pobłądziliście. Znów te koagulacje w matrycy czasoprzestrzennej? Powiedzcie szefowi, żeby w końcu cos z tym zrobił. Mi też to przeszka… Znaczy pozdrówcie go… Eeee
– na buzi Acheont pewno malowało by się teraz nie lada zakłopotanie, gdyby nie fakt, że spojrzenie kolesia z „nimbem” nad głową, nie tylko go uciszyło, ale niemal sprowadziło do parteru.


- Po raz n-ty wam powtarzam, że nie jestem tym za kogo mnie uwarzcie. Pomyliliście świecące kulki, jest nas tu pełno. Zresztą zawsze jeśli chodzi o błyszczące obiekty, charakteryzowaliście się gustem i opanowaniem obłąkanej sroki. Dobra koniec żartów. Połóżcie pistolety na stół. I uprzedzenia odrzućcie w kont. Jesteście jedynie bandą parszywych faszystów. Nie znosicie „innych rąk”. Ale nie wszystkich da się zabić. To niemożliwe. Czy w oczach Kreatora to, co odpieprzacie, ta cała samowolka, decydowanie kto ma żyć a kto nie, jest dobre? A nawet jeśli to, cholera co komu po takim Kreatorze?
Acheont dramatycznie zniżył dość nabrzmiał ton głosu – Cholerka mam nadziejnej, że nie słyszał…
Śmiejecie się ze mnie ponieważ jestem inny, a ja śmieje się z was, ponieważ wszyscy jesteście tacy sami! Ale żarty się skończył. Nie wiem czy wiecie agenci, ale ja jestem zapowiedzianym wybrańcem, przepowiedzianym przez Wyrocznie! To ja jestem Neo-n! Drżyjcie i błagajcie o autografy! W myśl przysłowia "Choć życie nasze splunięcia niewarte, Eviva l'arte!" Zrobię wam z dupy jesień średniowiecza i podpisze Vinci!.
– Wtem całą banda ruszyła spokojnym krokiem w stronę Acheont, który jak zwykle nie zauważył portalu, przez, który zdążyli uciec wszyscy inni. Głos Świetlistego zaczął się łamać. Słowa grzęzły mu w „gardle”. Mimo całego jąkania, dało się jednak coś zrozumieć:

- Nie podchodźcie… Zabije… Obórce w pył… Jak mi obiad miły… I kolacja… Stójcie!
Jak mówię, że zrobię to znaczy, że mówię!
Wtem czyjś głos sprawił, że Acheont spojrzał w stronę portalu. Widząc to dziwne istoty ruszył pędem w jego kierunku. Nim zniknął w tafli przejścia, jego słowo musiało zabrzmieć jako ostatnie:
[i]

Tym razem wam się udało uratować tyłki. Dobre chęci matką głupich! Haha! Szkoda, że cały mój trud jak psem, o budę, ale nic! Jeszcze się spotkamy. A wtedy…
Będę cicho jak miś pod miotłą…

Chwili, w której Świetlisty wpadł do pomieszczenia, nikt nie mógł przegapić. Jak zwykle poprzestawiał kilka przedmiotów na tyle skutecznie, że ich kawałki, utworzył na podłodze nie małą mozaikę. Podleciawszy do Lorelei, kompletnie nie bacząc na to co prawi im Verta, szepnął Różyczce na ucho:


- O matko, babko córko! Wygląda na taką która jak by miała chodź ociupinkę bardziej nasrane we łbie byłaby niczym kibel. Nie sądzisz?
 
__________________
Nie wierzę w cuda, ja na nie liczę...

Dreamfall by Markus & g_o_l_d

Ostatnio edytowane przez g_o_l_d : 12-05-2009 o 23:55.
g_o_l_d jest offline