Skinęła delikatnie głową strażnikowi w podzięce, po czym klepnęła delikatnie piętami boki 'Śnieżynki' a ta leniwie wczłapała się przez główną bramę. Półelfka obejrzała się przy okazji przez ramię, by sprawdzić czy Kanithar nadal za nią podąża. Istotnie, jechał za nią jak cień i też chyba nie miał ochoty na głębsze rozmowy – Ettariel stwierdziła w myślach, że nawet jej to na rękę.
Gdy sunęli powoli główną uliczką w oczy rzucił jej się skromny, bo skromny, ale bazar, wśród którego krzątali się ludzie zajęci własnymi sprawami i towarami. Tropicielka postanowiła, że zajrzy tam, by zakupić prowiant na drogę, ale dopiero, gdy zje coś porządnego i ciepłego. Mieli się kierować do karczmy, gdy do jej klaczy podszedł jakiś utykający na nogę, chudy mężczyzna. Był brudny i odziany w jakieś łachmany. Wyciągnął swą kościstą dłoń w kierunku Ettariel i spojrzał na nią błagalnym wzrokiem. - Pani, nie żałuj biednemu kalece monety. - jęknął. - Nie jadłem od wczoraj, proszę, pomóż...
Tropicielka zatrzymała klacz, zmarszczyła brwi i przez chwilę patrzyła na mężczyznę. W większych miastach wielokrotnie trafiała na 'żebraków', którzy chcieli od niej wyciągnąć pieniądze tylko po to by się upić, albo zabalować. Ten jednak wyglądał na naprawdę potrzebującego. Z sakiewki schowanej w wewnętrznej kieszeni płaszcza wyciągnęła srebrnika i rzuciła mężczyźnie. - Proszę, tylko masz kupić coś do jedzenia, a nie alkohol! Nie chciałabym być w twojej skórze jeśli mnie okłamałeś, a się o tym dowiem. - powiedziała mierząc go wzrokiem. - Dziękuję ci, pani, niech Lathander będzie z tobą. – skinął jej energicznie głową i szybko schował monetę do kieszeni. - Dziękuję, dobrodziejko, dziękuję...
Uśmiechnął się ukazując resztki zębów, po czym oddalił się kulejąc w kierunku bazarku. Ettariel nawet nie odprowadzała go wzrokiem, tylko od razu skierowała się do gospody. W przyzajezdnej stajni samodzielnie rozjuczyła i oporządziła swojego konia. Później dała miedziaka stajennemu i przykazała, żeby baczył czy klacz ma świeżą wodę i obrok.
Zanim ruszyła do karczmy, marszcząc brwi przyjrzała się czarnym chmurom, które wisiały nad lasem, jakby zamknięte w magicznej obręczy. Było to dość zastanawiające i nienaturalne, niemniej jednak nie zamierzała się tym teraz przejmować. Gdy zbliżyła się do gospody zauważyła pękniętą framugę i drzwi leżące na zewnątrz... A raczej to, co z drzwi zostało. - Chyba ominęła nas jakaś ciekawa zabawa. - rzuciła ironicznie do Kanithara.
Miała coś jeszcze dodać, ale ze środka dobiegły ją odłosy rozmowy, więc starała się uchwycić z niej jak najwięcej, co wcale łatwym nie było. Ktoś mówił coś o aresztowaniu, ktoś inny się tłumaczył. Zapewne doszło tutaj do jakiejś karczemnej awantury – nie raz się przekonała, że zwykle tak bywa, jak panowie wypiją więcej niż są w stanie. - Złóżcie broń. Pójdziecie ze mną, wszyscy. Panienka z tyłu również. - usłyszała.
Półelfka nie zamierzała podsłuchiwać niezauważona więc zapukała we framugę i przekroczyła próg gospody wraz z czarodziejem. - A wy coście za jedni? - zapytał gromko nagle jakiś mężczyzna. - Zmęczeni podróżni z dalekich krajów. - odparła hardo Ettariel. Nie zamierzała się przedstawiać pierwszemu lepszemu fircykowi. Przynajmniej do momentu, aż sam się nie przedstawi. - To tak traktujecie tutaj przyjezdnych? Zamiast ciepłej strawy i napitku naskakujecie na nich i pytacie 'coście za jedni'?. Myślałam, że żyjemy w cywilizowanym kraju. - założyła ręce na piersi. - Co tutaj się stało jeśli można wiedzieć? Komuś nie spodobały się drzwi do gospody? - kobieta uśmiechnęła się zadziornie. - I dlaczego ci ludzie są aresztowani? Popełnili jakąś zbrodnię? – wskazała głową na czwórkę nieznajomych.
Ostatnio edytowane przez Tabasa : 14-05-2009 o 14:19.
|