Cała ta scena podnieciła ją bardziej, niż chciałaby to przyznać nawet sama przed sobą. Prowokowała strasznie i musiała przyznać, że się jej to podobało. W końcu się doigra, wiedziała to doskonale i... chciała tego. Tak jak powiedziała, ufała temu mężczyźnie, czuła ogień w jego duszy i sercu, ale ten pozytywny ogień, który będzie w stanie rozpalić do czerwoności również ją. Uśmiechnęła się do niego pełnią swojego uśmiechu, ubierając się do końca i zakładając na nogi buty. Jeśli mieli się spotkać z tutejszymi mieszkańcami to musieli wyglądać w miarę porządnie. Swojemu słudze poleciła zająć się koniem jucznym, wprowadzić go na dziedziniec. A potem pomóc przy trupach i jeśli będzie czas - latrynach. Ten rodzaj sługi nie męczył się nigdy, nie miał uczuć, nawet nie miał ciała na dobrą sprawę. Zdecydowanie musiała się nauczyć sztuczki z wydłużaniem tego zaklęcia w nieskończoność. Gdy sługa odleciał, zabierając część jej brudnych ubrań, ruszyła kłusem za Craigiem. Kobiece siodło nie pozwalało na szybszą jazdę, a chętnie również by pogalopowała, jak mężczyzna. Teraz jednak była panią Savras. Roześmiała się radośnie, powoli doganiając czekającego na nią Craiga.
Spojrzała na niego z pozoru poważną miną.
-To jednak jestem panią Savras?
Uśmiechnęła się, nieco zaczepnie.
-Jeśli to Ci odpowiada - powiedział pogodnie wyraźnie nie przejmując się prowokacją w jej głosie. Kobieta wywróciła oczami, chociaż ciężko było powiedzieć, co miał ten gest oznaczać.
-Myślę, że będzie to dobre, oczywiście tylko oficjalnie. Tłumaczenie się z tej całej historii za każdym razem? Wyobrażasz to sobie? -Od dawna już nie muszę tłumaczyć się innym z tego co robię. Dlatego właśnie odszedłem ze służby. - Zmierzył ją od stóp do głów -
Natomiast posiadanie takiej żony... Będą mi Cię zazdrościli wszyscy mężczyźni. Roześmiał się wesoło. Keira przygryzła wargę. Wesołe iskierki igrały w jej oczach.
-A będziesz o mnie zazdrosny?
-Zabiję każdego, kto tylko odważy się na Ciebie popatrzeć!
Uderzył się w pierś jakby składał wielka przysięgę, ale jego oczy śmiały się pogodnie do kobiety. Storm roześmiała się tylko.
-To będzie dużo trupów, chyba, że owinę się cała jakimś odstraszającym materiałem - mrugnęła do niego -
Wiesz, ja będę zazdrosna.
Ostatnie słowa wypowiedziała już chyba poważniej. Savras oparł się dłońmi o łęk siodła i przez chwilę patrzył w dal. Potem popatrzył na kobietę i zacytował z lekkim uśmiechem na ustach:
-
Jeśli mężczyzna w swej małżeńskiej łożnicy znajduje wszystko czego pragnie, po cóż miałby się oglądać za innymi?
Keira znów przewróciła oczami, kręcąc głową.
-Ach, ci mężczyźni. Tylko o łożnicy. Patrz, dojeżdżamy już.
Wskazała na pierwsze zabudowania uroczej wioski.
Osada była mała, położona pomiędzy lasami i wzgórzami. Nie było tu palisady ani jakichkolwiek w zasadzie zabezpieczeń przez jakimś potencjalnym napadem. Z drugiej strony, Keira, która była tu już poprzedniego dnia, dowiedziała się, że sama wieś nie istnieje zbyt długo, a stwory złe się tu nigdzie nie lęgną, prócz oczywiście duchów z zamczyska. Teraz atmosfera była tu niemal sielska. Jakaś kobieta podwinęła prostą spódnicę i biegła właśnie ku wiosce, spostrzegając jeźdźców jako pierwsza. Storm zaśmiała się cicho.
-Chyba nie spodziewali się, że wrócimy, jak sądzisz?
Spojrzała na Craiga lekko rozbawiona.
-Trzeba ostrożnie dobierać słowa, by nie ściągnąć sobie na głowę jakiegoś okolicznego władyki lub tych koczowników, którzy tu ponoć bywają.
Wioska miała coś w rodzaju gospody, pod którą teraz podjechali. Keira jak zwyczaj nakazywał, poczekała aż Craig poda jej ramię i dopiero wtedy zeszła z konia, uśmiechając się uprzejmie do przypatrujących się im dzieciaków i kilku dorosłych, co nie schowało się w chatach. Wzięła mężczyznę pod ramię, odzywając się głośniej.
-Spokojnie, ludzie. Nie jesteśmy duchami.