Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-05-2009, 22:45   #226
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Bicie serca było strasznie szybkie i gwałtowne. Zwolnij. Bicie najważniejszego ludzkiego organu w dalszym ciągu wybijało straszliwe tempo. Zwolnij, będzie dobrze, spokojnie. O jakich uczuciach mogło mówić? Strachu, lęku, bezradności? Chyba tak, w końcu wszystko zawiodło. Michał nie potrafił wymyślić żadnego sensownego planu jak uratować Rzeźbiarza. Kompletna pustka. Jedyne co wymyślił to stado nietoperzy wampirów, które wpiją się w nogę Mario i wyssą bombę. Czy było to możliwe? Tego Stoica nie wiedział, chciał jednak spróbować. Wyświetlające się cyferki skutecznie uniemożliwiły jednak przyzwanie nietoperzy. Młody wampir nie mógł się skupić, gdyż jego serce waliło jak młot. Zwolnij. - mówił w myślach do własnego serce próbując się uspokoić. Tylko spokój nas uratuje. Niestety, nie chciało słuchać. Nigdy wcześniej się to Michałowi nie zdarzyło, potrafił bez najmniejszego problemu sprawić, by bicie było miarowe, a on co za tym idzie, był spokojny. Nie tym razem. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Michał Stoica nigdy w życiu nie bał się tak jak teraz, nigdy w życiu nie był aż tak zagrożony śmiercią.

Nagle ziemia się zatrzęsła i nim chłopak zdał sobie sprawę mknął w powietrzy na czymś...czymś wielkim. Wcześniej nawet nie zauważyli, że weszli na jakieś najwyraźniej żywe stworzenie. Co gorsza - a może na szczęście? - Mario zniknął. Musiał więc spaść, gdy to coś wzbiło się w powietrze. Pędziło z niesamowitą prędkością i do tego bardzo wysoko.

- Mija musimy być bardzo ostrożni, nawet nie myśl o tym o czym pewnie już teraz zastanawiasz się intensywnie. Nie pozwalam !

- Ale Lorence, przecież to Flafuś! - Odpowiedziała zmartwiona kobieta.

- Na Boga co to ma być?!?! - krzyknął zrozpaczony chłopak, ledwo przekrzykując pęd powietrza. Złapał się kurczowo, czegoś co przypominało jakiś wypustek na ciele.

Lorence spojrzał na Michała z wyraźnym zmieszaniem. Wampir ten wydawał mu się dziwny, szczególnie jego reakcje czasami były wręcz nadwyraz niezrozumiałe
- Stoimy właśnie na szybkobieżnym Flafusiu, jednej z pierwszych istot zamieszkujących Thagort. Nie wiem jak ty, ja mam ochotę jak najszybciej wydostać się z jego grzbietu. Chcesz pogadać możesz iść do jego paszczy i zacząć rozmowę, na pewno się ucieszy. - Mówiąc to wskazał jeden z końców gigantycznej istoty.

Michał nie wierzył w to co słyszy. "Szybkobieżny flafuś". Nie dość, że to brzmiało głupio, to jeszcze kojarzyło mu się z czymś jak "pociąg pospieszny". O ja chrzanie! Gdzie ja kurcze jestem, w jakiejś parodii Flinstonów czy Morowinidzie?! Tam też, wykorzystywało się, żywe istoty jak samoloty.. SZLAG!
Chłopak stal z rozdziawioną gębą, a coraz więcej co raz bardziej absurdalnych myśli przeskakiwało przez jego głowę z szybkością błyskawicy. Skoro to jest swoisty Czarterowiec to czemu Lorence chce się z niego wydostać?

- Ja..k...jak...ttt...to...porozmawiać? - palnął pierwsze co mu przyszło na myśl.

- Bo Flafuś mówi jak chyba każdy mieszkaniec Thagortu, uwierz mi nie chcesz wdać się z nim w dyskusję, może nie być tak wyrozumiały jak ja. - odpowiedział wampir. Michał w tym czasem zdusił w sobie pragnienie, by zadać pytanie, kto nadał temu czemuś tak kretyńskie imię.

Skóra stworzenia zaczęła pokrywać się mazistą substancją powoli stawało się bardzo niebezpieczne przebywanie na jego grzbiecie. Mija poślizgła się, wbijając głowę w wielką czarną skórę stworzenia. Z impetem odjechała kilka metrów od grupy, miała szczęście zdołała chwycić się jednej z wypustek zwierzęcia. Leżąc na brzuchu w mundurze marines kobieta zbierała siły by wstać.

- Lorence ! On chyba wraca do domu ...

- Do domu? - zapytał chłopak - To znaczy gdzie?! Czym TO w ogóle jest!? - krzyknął, bowiem wiatr uderzał w niego z coraz większą siła, poza tym miał wrażenie, że jego głowa robi się cięższa. Czyżby unosili się jeszcze wyżej w powietrze?

- To u was nie ma ślimaków ? - Zdziwił się Lorence.


- On wraca do muszli, a ja nie mam najmniejszej ochoty być wtedy dokładnie w tym miejscu - dodał po chwili starszy wampir.

- Są… u nas ślimaki – powiedziała cicho Juliette wciąż nie wierząc w to, co się dzieje. Co tam gadające lustra, banda wampirów, bomba w nodze… latający, gigantyczny ślimak poruszający się z ogromną prędkością to dopiero jest coś.
To, że śpi wykluczyła już dawno, w snach nie dzieją się takie rzeczy. Wyglądało to jak jedna wielka po narkotykowa faza, której mógłby pozazdrościć niejeden wielbiciel halucynogenów.

Oczy Michała zrobiły się nad wyraz szerokie. Nie tego się spodziewał. Latający Kurwa Ślimak Jego Wracający Mać DO DOMU?! CZY TO JAKIŚ KURWA ŻART?! - krzyczał młody wampir w myślach. Nie mógł tego zrobić naprawdę, gdyż ze strachu dostał czegoś na kształt szczękościsku. Gdy dotarło do niego co oznacza "wracać do domu", rozwarł szczęki po heroicznym boju i krzyknął:

- Jak możemy się wydostać?!
- Sam chciałbym wiedzieć, chętnie wysłucham jakichkolwiek propozycji.
- Daleko jeszcze do domu…Flafusia? – Juliette zadała pierwsze pytanie jakie przyszło jej do głowy.
- No właśnie ile mamy czasu?! - krzyknął Rumun do Lorence'a.
- Jesteśmy już na pustyni, zbliżamy się do lasu. Potem będą Góry Zawiści. Jedną z gór jest muszla Flafusia.
- Jasna cholera! Czyli nie mamy zbyt wiele czasu! Jak się więc stąd wydostaniemy?! - ryczał chłopak, a dokładnie w tym samym czasie jego wampirza towarzyszka krzyknęła wreszcie przytomniejąc
- Cholera, ile mamy czasu?!

Stało się coś czego nikt nie przewidział, jednym wielkim susłem Mija pokonała dzielącą ich odległość. Z cudem zachowując równowagę.
- Skoczemy, jesteśmy na wielkiej zjeżdżalni. Niech tylko podwiezie nas do lasu i wykonamy jednego porządnego susła na którąś z gałęzi, jesteśmy wampirami przecież. Nic nam się nie stanie.
- Mija ! Jesteś genialna ! - odpowiedział uradowany Lorence.
- Kurwa, czy do Was jeszcze nie dotarło, że my nie jesteśmy tacy jak Wy?! Myślę, że nam się coś akurat stanie! - ryknął wściekły i jednocześnie przerażony Michał.
- Mamy jakieś inne wyjście?- zapytała z nadzieją w głosie rozglądając się niepewnie dziewczyna.

- Czy krew was wzmacnia? - Powiedział zatroskany Lorence. - Jeśli tak, możecie skosztować trochę naszej krwi. Nie za dużo, w sam raz na wykonanie jednego skoku.

Michał przełknął głośno ślinę. Na niego krew działała zawsze tylko w jeden sposób. Dwa łyki krwi i był pijany jak po trzech litrach najdroższej wódki. Nie wiedział jednak jak na krew reaguje Juliette i spojrzał na nią pytająco.

Pokiwała powoli głową.
- Tak, chyba tak - powiedziała cicho, jakby przyznawała się do jakiegoś haniebnego czynu.

- No to zajebiście. - szepnął pod nosem Stoica.

Ślimak wkroczył na teren lasu, miażdżąc położone dookoła nich drzewa. Prędkość z jaką przebywał ogromne odległości w tak bardzo krótkim czasie musiała być ogromna. Czasu na podjęcie jakichkolwiek działań było niewiele.

- Chyba możemy spróbować - znów rozejrzała się niepewnie. - Chyba musimy - westchnęła i spojrzała pytająco na pozostałe wampiry Juliette Black.

Michał był wstrząśnięty i przerażony. Nie miał pojęcia co ma zrobić by mógł przeżyć. Spuścił głowę w dól, czuł jak jego serce szaleńczo przyspiesza swój bieg, swój rytm. Próbował je uspokoić, dać sobie siły, lecz mu nie wychodziło. Wszystko co się wydarzyło przez ten czas, gdy przez Lustro wszedł do tej żałosnej parodii Narnii przytłoczyło go z całą siłą.

- To próbujcie. - powiedział Michał. Nie wiedział czy go usłyszeli. Nie był pewny czy go to interesowało. Nie napije się krwi, zwłaszcza, że nic mi ona nie da.

- A może da się po nim jakoś zejść na dół... - zastanawiała się głośno Juliette. - Ile to ma długości? Może damy radę się ześlizgnąć? - kombinowała. Wgryzanie się w Lorenca a tym bardziej w jego uroczą towarzyszkę nie było chyba najlepszym pomysłem.
- Juliette on jest za ślizgi. Jeśli Tobie pomoże wypicie krwi, to wykorzystaj tą szansę. - Michał spojrzał jej w oczy. Mi to nic nie da.

- Lorence nie możemy mieć pewności, że uda im się doskoczyć do drzew. Nawet jeśli wypiją naszej krwi. Mam plan jak ich stąd wyciągnąć, domagam się jednak wpuszczenia do stada Tyburcjusza.
- Co proponujesz?
- Nic dopóki nie przyrzekniesz, że weźmiesz go do naszego stada.
- Żądasz zbyt wiele za życie tej dwójki. Dlaczego powinienem was właściwie ratować? - zwrócił się pytanie do wysłanników Sali Luster.
- Chociażby dlatego, że On - Wysłanniczka skinęła głową na Michała - uratował was. Wśród ludzi istnieje takie niepisane prawo: Przysługa za przysługę.
- Towa..., no tak, wy nie jesteście Towarzyszami. - zaciął się wampir, po czym po chwili zwrócił się do swej przyjaciółki.
- Zgadzam się przyjąć do stada twą zabawkę Mijo, tylko to ja go przemienię. Co zatem proponujesz?
- Skoczmy wraz z nimi, jesteśmy silniejsi, zwinniejsi, ile mogą ważyć ? Ta nie wygląda na cięższą od Marcusa. - Mija spojrzała na Juliette. - Ja chętnie ją wezmę.

Spojrzała z przerażeniem na kobietę i odsunęła się nieznacznie. Nie chciała żeby kobieta się do niej zbliżała, dotykała jej, a co dopiero niosła. Miała jej powierzyć własne życie?! Świetnie...

- Masz na myśli tak na plecach? Będzie nam ciężej się poruszać. Jednak chyba tak będziecie mieć większe szanse na przeżycie. - powiedział wampir.
- No ładnie. - Michał spojrzał na Juliette i powiedział do niej. - Nie mamy wyjścia.
- Chyba nie - przyznała mu niechętnie rację.

Widząc, że jego towarzyszka odsunęła się od Miji z przerażeniem, Michał powiedział.
- Dobra Lorence weź na barana Juliette, co?
-Jak to powiadają u was? Przysługa za przysługę. - Powiedział lekko uśmiechnięty Lorence. Stanął pewnie przed Juliette.
- Obejmij mnie jak najmocniej potrafisz.
Cała czwórka mijała właśnie jedne z większych drzew w lesie. Szczęście w nieszczęściu?
- Trzymaj się bardzo mocno. - Lorence biegnąc co sił w nogach, używając ciała ślimaka za bieżnię wykonał skok w stronę drzew.

Bez chwili zastanowienia wykonała jego polecenie. Objęła Lorenca i zamknąwszy oczy starała się nie myśleć o tym co się dzieje, o tym co ma się stać za chwilę. Poczuła jak wampir rusza...

Stoica spojrzał na Miję i przełknął ślinę, a ta uśmiechnęła się lubieżnie, podchodząc do niego.
- No proszę, prawdziwy dżentelmen. I do tego krwiopijca. Złap się kochaniutki mocno i módl się abyś jeszcze zobaczył kiedyś swą pannę.

- Swą Pannę? - spyta szczerze zaskoczony chłopak i przytulił się mocno do wampirzycy. - Co masz na myśli?

Dlaczego o to pytał? Dlaczego w takiej chwili? odpowiedź była prosta. Chciał odwrócić swoje myśli od tego, co może się wydarzyć, co będzie jeśli Mija przeceniła swoje możliwości. Dlatego chciał zająć swe myśli czymś, a właściwie kimś innym.
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline