Być może odświeżę ten archaiczny temat i nie będę tworzył osobnego.
No właśnie ja jestem w trakcie pisania matur, dlatego pytanie "Gdzie na studia?" towarzyszy mi od paru miesięcy/jednego roku. Chcę się tutaj odnieść do doświadczenia forumowiczów-studentów.
Problem wygląda tak - jestem chyba przesadnie ambitny. Bowiem marzy mi się krakowski UJ i Uniwersytet Warszawski. Kierunki, które sobie upatrzyłem to między innymi filologia angielska, węgierska albo japońska. Nie wszystkie na raz, ale te moje aktualne cele w życiu. Wszędzie wyczytuję, że na te uczelnie dostać się jest arcytrudno i praktycznie na takie kierunki jak anglistyka czy japonistyka mam niewielkie szanse.
A ja chciałem się zapytać czy tak jest rzeczywiście? I czy rzeczywiście opłaca mi się tracić nerwy na nie?
Zdaję rozszerzony angielski i polski. W rezerwie rozszerzony WoS i podstawowa historia. Przede mną jeszcze ustne, ale o nie się nie martwię. Tutaj jest kolejny problem - o ile angielski poszedł mi bardzo dobrze i liczę na powyżej 80%, o tyle sytuacja z polskim nie jest tak piękna. Egzamin był bardzo trudny, więc nie liczę na dużo więcej niż 50% (ba, ciągle mam w głowie tą iskierkę niepokoju, że nie zdałem, ale tu się odzywa mój skrajny pesymizm).
Czyli pytanie do tych co orientują się w sytuacji - kontynuować, czy dać sobie spokój i zainteresować się Uniwerkiem Rzeszowskim/Lubelskim UMCSem? |