Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-05-2009, 17:26   #13
Heero00
 
Heero00's Avatar
 
Reputacja: 1 Heero00 nie jest za bardzo znany
Metal

Duo przez kilka dni poszukiwał mechanika, którego spotkał na kosmodromie. Był niemal pewien, że to jest osoba, jakiej szukała Elder. Ona sama nie potrafiła jej znaleźć. Wiedział gdyż sama mu to powiedziała. Duo nie był pewny czy awatar umiał płakać, jednak twarz projekcji była tak smutna, że zdawała się lada chwila wybuchnąć płaczem. Białe oczy pozostały jednak suche. Był pilot zdecydował się jej pomóc. Niestety nieznajomość imienia gościa i opisanie go jako brązowowłosego chudzielca z zielonymi oczami nie dawało konkretnych informacji.
Była jedna rzecz, dzięki której mógł się upewnić czy poszukiwany to brat dziewczyny. Elder wyjawiła mu, że przy dotyku takiej osoby ciało zwykłego człowieka reaguje w pewien ciekawy sposób. Tak jak by ładunek prądu przeszedł przez ciało, ale to się dzieje tylko raz. Gdy osoba zostanie dotknięta po raz drugi, nic się nie dzieje. Łatwo to pomylić z iskrą przeskakującą przy określony warunkach. Sekunda bólu i już. Tyle że to nie jest ból. Jedynie szok, jaki napotyka umysł odtykając czegoś tak nieokreślonego.
Duo był już bliski poddania się. Kolonia była wielka, a on szukał samotnie. Ilu może być mechaników?! Do dziś nie zdawał sobie sprawy jak ich wielu. Z tak skąpymi informacjami, jakie miał dalsze poszukiwanie nie miały już na prawdę sensu. Co więcej niby jak miał by jej o tym powiedzieć? System komunikacji na „Igle” był poważnie uszkodzony. Latanie z prędkością, jaką osiągała korweta niszczyło sprzęt tak często, że nie warto go było reperować. Zatem nie było nawet kontaktu. Przerosił w myślach Elder i wybrał się do kawiarni.
- Ciężki, dzień, co młody?
Duo poniósł głowę znad malinowych lodów. W tym momencie żałował, że nie ma przy sobie broni. Albo przynamniej coś ostrego.
- Ty! – Krzyknął. – Szukam cię i szukam, a ty się gdzieś szlajasz?! Gdzie cię poniosło?!
- Czego wrzeszczysz? Ja cię nawet nie znam!
Duo zrobił głupia minę. Rzeczywiście tak było. Jednak to nie zmieniało faktu, że coś obiecał Elders. Potarł dłonią czoło. Ta sprawa robi się zbyt skomplikowana.
- No dobra, jak się nazywasz? – Spytał w końcu mechanika.
- Leonardo Da Vinci.
- Ha, ha, bardzo śmieszne.
- Ale ja nie żartuje! Dobra, a ja się nazywa gość, co mnie szukał?
- Duo Maxwell.
- Więc powiedz, dlaczego mnie szukałeś.
Duo zmyślił na szybko historyjkę o dziewczynie z inne koloni, która szuka swojej zaginionej rodziny. Mając nadzieje, że coś zaskoczy w umyśle Leonarda podał opis, Eldrest w jej oryginalnym ciele. Jednak nic z tego. Chuderlawy gość w brudnym kombinezonie szybko policzył na placach rodzinkę i sierdził, że nikogo takiego u niego nie ma.
- A skoro mowa już o rodzinie – zgnił temat Leonardo. – Wiesz, że u nas wszyscy to inteligenci? Tylko ja jeden dłubie w silnikach i takich tam. Choć marzą mi się mobile. I to nie taki złom jak naprawiam dla naszej Obrony Cywilnej, ale takie, co dorównują gundamą!
To mówiąc wyciągnął dłonie ku sztucznemu niebu. Duo uśmiechnął się do siebie. Nie zapomniał o sowim starym przyjacielu - Bogu Śmierci.
- Pewnie cię to nudzi młody…
- Nie, mów dalej.
Słuchał o systemach, semaforach i rozwiązaniach konstrukcji zwianych z dużymi obciążeniami. Sam wiedział wiele na ten temat. Nie raz musiał sam naprawiać Deathscythe. Jednak nie sądził jak bardzo skomplikowana jest konstrukcja choćby nogi mobila.
- Ty mnie słuchasz? – Spytał nagle Vinci.
- Tak semafory z kilkoma łożyska rozprowadzające ciężar i sporniki – powtórzył ostanie zdanie wypowiedzi Leonarda.
- Ja tyle gadam, a ty? Co robisz w życiu?
- Różnie – Duo wykonał gest ręką. – Złomem się zajmuje, naprawiam róże rzeczy, pilotuję… - w porę ugryzł się w język. Z Leonardem zbyt dobrze mu się rozmawiało. Rozmowa potrafi ponieść prawdę, której nie chcesz wyjawić.
- Pilotujesz? Co?
- Ciągniki – była to prawda. Dwa miesiące przepracował na ciągnikach usuwających złom postawiony po wojnie.
- Szkoda – mruknął. – No to ja się muszę zmywać.
Duo wyciągnął rękę i klepał go po ramieniu. Szok był tak silny, że zleciał z chybotliwego stołka kawiarenki. Ludzie spojrzeli w ich stronę i zaczęli szeptać miedzy sobą.
- Wybacz, ostatnio często ludzi kopie prądem – powiedział pomagając Duo wstać. – Pewnie to przez te sporniki. Ostatnio wymieniałem instalacje w jednym domu… - urwał w pół zdania.
Nadchodzili ludzie z Obrony Cywilnej. Łatwo ich było rozpoznać po jednolitych szarych strojach.
- W nogi! – Zawołał Leonardo i przewracając stołki zaczął uciekać.
- Ten z nim gadał! – Wskazał Duło gość robiący tu najwidoczniej za dowódcę. – Brać go!
- Dowidzenia panowie, nie mam czasu się z wami bawić – Duo zasalutował im niedbale i również dał dyla.

Nie bez trudu zrównał się z Leonardem. Chudy mechanik długimi susami sadził do przodu i by zmienić kierunek musiał korzystać z ścian budynków by się od nich odbić i nie stracić prędkości.
- Czego oni od ciebie chcą? – Wydyszał Duo gdy go dogonił.
- Zbudowałem coś… i nie che im tego oddać!
- Co?
- Deathscythe!
Duo potknął się i o mało nie przerzucił.
- Trzyma się mnie! – Zawołał Vinci i nagle zmienił kierunek.
Pognał do podziemnego przejścia. Duo był tuż za nim. Zza zakrętu słychać było tupot nóg i przekleństwa prześladowców.
W tunel był zakończony drugim jasnym wyjściem. Jednak nie tam prowadził go Vinci. Wpadł w wąski korytarzy, nad który wisiała tabliczka z napisem „Pomieszczenie Techniczne”. Gdy tam weszli Vinci zaryglował drzwi od wewnątrz. Zasuwa była ciężka i zupełnie nie pasowała do miejsca.
- Co ty… - Zaczął Duo.
- Tylko cicho. Dobrze ci patrzy z oczy, wiec chyba poproszę cię o pomoc.
Poprowadził byłego pilota w głąb poniszczenia, które okazało się większe niż z początku się wydawało. Pachniało tu starym smarem i wilgocią. Ukryte w cieniu, stalowe wrota miały czytnik linii papilarnych. Leonardo położył na nim dłoń.
- Pilotowałeś kiedyś mobila? – Spytał, gdy laser skanował linie na jego placach.
- Parę razy, nic specjalnego.
- Jasne.
- Proszę?
- Kłamiesz.
Duo milczał. Ciężkie wrota otworzyły się automatycznie. Vinci gestem zaprosił go do środka. Gdy były pilot przestąpił próg, lampy pod sufitem zasyczały i włączyły się, jedna po drugiej.
Był tam. Kalecząc na jednym kolanie z pochyloną głową. Był dokładnie taki jak go Duo zapamiętał. Deathscythe.
- Byłeś pilotem tego gudama, prawda?
- Jakim cudem go odbudowałeś?!
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie – spojrzał na gudnama. – Podczas bitew gubiliście tyle części, że wystarczyło się schylić i pozbierać. Kolonia wypłaciła się bym go odtworzył… - umilkł na chwilę. – Zabierzesz go stąd i zniszczysz.
Duo spojrzał na Leonarda. Widać po nim było, że był dumny swe swojego dzieła. Jednak…
- Daj spokój, wywieziesz się go gdzieś – niech poczeka na gorsze czasy – powiedział były pilot.
- Nie rozumiesz. ZEWNETRZENIE wygląda jak stary Deathscythe. Jak go udoskonaliłem. Cholera, ja udoskonaliłem go tak, że jest najpotężniejszą bronią we wszechświecie! Mógłby w pojedynkę stanąć przed całą flotą Ziemi i wygrać. Stworzyłem broń idealną.
- Wiec… wiec trzeba go zniszczyć – przyznał po minucie ciszy pilot.
- I jego konstruktora też.
- Niech chcesz chyba…!
- Jestem tylko człowiekiem, nie jestem wstanie się zabić – mruknął podchodząc do aparatury podłączonej do mobila. – Próbowałem parę razy… jestem chodzącą bombą zegarową. Co dostaje w ręce przerabiam tak, że nie ma sobie równych. Żaden metal nie jest dla mnie zagadką. Dlatego nie mogę żyć. Jeśli ktoś mnie zmusi, a zrobić to łatwo wolę nie wiedzieć, jaka wojna wtedy wybuchnie.
Duło tylko skinął głową. Rozumiał, co tamten czuje.
- Teraz, gdy jestem pewny, że to ty pilotowałeś, wiem, że mogę ci zaufać. To, co rozbiłeś na wojnie to dostateczna rekomendacja. Na plus można zapisać kapsułę ratunkową w kokpicie.
Vinci szybko przyuczył Duo jak odpalić i kierować kapsułą.
- Jak poznałeś, że to ja? – Spyta Duo zakładając skafander próżniowy.
- Miałbym się znać tak na mobilach, a nie rozpoznać pilota? Daj spokój, za kogo ty mnie masz? – W jego głosie pobrzmiewała lekka uraza.
- No tak…, ale…
- Żadnych, ale. Czas ucieka. Zbyt długo to wszytko przygotowałem, by teraz plan spalił na panewce – coś mocno grzmotnęło w pancerne drzwi. – Sprowokuje pantów. To będzie prostsze niż włącznie autodestrukcji mobila z sobą w środku. Na Południowym Sektorze jest luk, którym możesz wrócić. Tylko nie daj się złapać – pacnął się otwartą dłonią w czoło. – Do kogo ja mówię?!
- Jesteś odważnym człowiekiem – rzekł kładąc dłoń na ramieniu Leonarda. – Jest coś, co powinieneś wiedzieć…
- Stary, za chwile mnie podziurawią jak sito. Nie muszę nic już wiedzieć, jeszcze się rozmyślę – odjechał rękę Duo. Trząsł się jak osika. – Gdybym był odważy nie wpakowałbym cię w to wszystko.
Kolejnie uderzenie zatrzęsło wrotami. Duo wskoczył w miejsce pilota i zapiął pasy. Vinci otworzył luk nad hangarem gundama. Mieszkańcy koloni mogli zobaczyć jak jeden z opuszczonych odnów nagle otwiera się i w górę wyjeżdża z Deathscythe. Leonardo został na dole. Patrzył jak jego śmiercionośne dzieło wzbija się do lotu. Teraz kolej na niego.
Wrota w końcu ustąpiły. Vinci wziął do ręki ciężki klucz francuski. Ledwo go mógł utrzymać w dygoczących dłoniach. Odwrócił się i pobiegł na spotkanie wbiegającym do środka ludziom.
- Sorka, Bóg Śmierci miał umówione spotkanie!!!
Rzuci się na nich z kluczem w reku. Kilka pierwszych pocisków przeleciało obok niego. Następne były dużo celniejsze. Ciepły ból parokrotnie szarpnął ciałem Leonarda. Padł na plecy ciągle trzymając klucz w prawej dłoni. Mógł teraz spokojnie patrzeć jak Bóg Śmierci odlatuje w swój pierwszy i ostatni lot.
Duo widział wszystko. Nie mógł nic zrobić poza wypełnieniem obietnicy. W minutę później na zewnątrz kolonii nastąpił potężny wybuch.

Jakiś żołnierz podszedł do nieruchomego ciała mechanika. Plama jego krwi powiększała się z wolna. Pochylił się i dotknął szyjnej.
- Trup – powiedział.
- Nie chce być tym, co zda raport – odezwał się ktoś przy drzwiach.
Sierżant podrapał się po głowie patrząc na martwe ciało.
- Niech ktoś wezwie kogoś z kostnicy. Trzeba tu posprzątać.

Duo siedział pod drzewem w parku. Piękny siniak kwitł mu na prawym policzku. Leonardo owszem zrobił kapsułę ratunkową, ale system, który wyrzucał ją z gundama postawił wiele do życzenia. O zmarłych nie mówi się źle, ale gdy Duo wygrzebał się ze szczątków małego pojazdu głośno oświadczył całemu światu, co myśli o Leonardzie i co zrobi, gdy go odkopie z grobu.
- No, trzeba się będzie dowiedzieć gdzie go pochowają – powiedział do siebie wzdychając.
- Ciężki dzień, co?
Duo poderwał się na nogi. Za nim stał całkiem żywy Vinci. Miał na sobie strój pracownia prosektorium.
- Choć ten gość z kostnicy raczej nie – powiedział Leonardo po namyśle. – Uciekał tak szybko, że go nie zdarzyłem zapytać.
- Ty…, ale…
- Nie rób takiej miny jak byś wdział ducha, patrz jestem całkiem materialny – Vinci klepnął lekko ramie byłego pilota.
Znów nastąpił szok. Tym razem o wiele słabszy.
- Teraz wiem, o co chodziło Elderst z umieraniem…
- Właśnie, szkoda, że jej wtedy nie rozpoznałem – powiedział Leonardo patrząc w niebo. – Wyprzedzając kolejne nieuchronne pytanie byłem w miejscu poza czasem i przestrzenia gdzie dowiedziałem się wszystkiego. I spotkałem jeszcze tego starego skórkowańca, mojego ojca. Wykorzystuje Eldrest jako kamyczek, który nieświadomie spowoduje lawinę.
- To masz na myśli?
- No, Eldrest nie wie, że spotykając ludzi jak ciebie w innych miejscach przekaże im swoja wiedzę, a oni z kolei obudzą nas, trzynastu. Każdy z mojego rodzeństwa ma na swe rozkazy małą cząstkę wszechświata. Ja mogę posługiwać się każdym istniejącym metalem, zmieniać go, udoskonalać. Stąd moja talent w dziedzinie techniki – westchnął ciężko. – Eldrest to zlewisko, punkt wiążący nas wszystkich. Płaci słona cenę za pobudzenie swych zdolności przed czasem… a to wszytko przez naszego ojca. Szczerze go nienawidzę i odwdzięczę się za to, co zrobił mnie, Eldrest i reszcie rodzeństwa.
- Co teraz zamieszasz zrobić? – Spytał Duo
- Wrócę do tego miejsca gdzie zyskałem wiedzę. Tym razem wraz z ciałem. Poczekam na resztę. Wypada mi podziękować za pomoc przy gundamie. Dziękuję, więc. Na buźkę polecam kawał surowego mięsa. Powinno pomóc.
Podszedł kopiąc, jaka pustą puszkę.
- Jednak… jednak ci pomogłem Eldrest - powiedział do siebie Duo, gdy Vinci zniknął miedzy drzewami. – Gdybyś tylko wiedziała, czy dalej prowadziłabyś woja krucjatę?





No gotowe. Następne opowiadanie "Ogień i Woda przecięte Piorunem" będzie osadozne w śwecie Fullmetall Alchemist. Z góry mówie że będzie to anime, bo mange słabo znam.
 

Ostatnio edytowane przez Heero00 : 15-05-2009 o 17:29.
Heero00 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem