Lecąc w dół, w stronę tonącego w błocie podwórka nie zdążył policzyć nawet do dwóch. Wylądował szczęśliwie na nogach, chyba tylko dzięki uśmiechowi Bogini. W momencie lądowania poślizgnął się jednak i z całym impetem wyrżnął na plecy, tonąc w błocie. -Fucking hell – zaklął po albiońsku, gdy już odzyskał oddech. Niezdarnie zaczął gramolić się na nogi, jednak oślizgłe błoto nie ułatwiało mu zadania. Lekko oszołomiony po upadku podniósł się dopiero za drugim razem i ubłoconym rękawem kubraka otarł umorusaną twarz. W tym momencie usłyszał zbirów wybiegających na podwórko z budynku. -Fucking hell – zaklął ponownie. "Bogini ratuj mnie, marnego Twego sługę" – dodał w myślach, sądząc że samo klnięcie go nie uratuje. "Proszenie Bogini o pomoc raczej też nie. Nie w tej sytuacji... "– przemknęło mu przez myśl.
Otrzepał się i skoczył ku wąskiemu przejściu prowadzącemu na ulicę, wprost przez zagony marnie rosnących warzyw.
- Niech demony Chaosu cie dopadną, gobliński pomiocie – usłyszał krzyk wychylającej się przez okno staruchy, do której należała grządka. Zaraz za obelgą w jego stronę poleciała gliniana miska, która z głuchym mlaśnięciem wylądowała w błocie tuż przed pierwszym z goniących go zbirów. "Nay, jakby tych wykidajłów Bauera było mało, to jeszcze ta wredna baba" – pomyślał i staranował kolejną grządkę.
-A wy psubraty, kozie syny wynosić się z mojego ogródka – najwidoczniej zbiry także tratowały grządki z marchwią. – Niech no ja was dorwę, szczurze wypierdki....
Więcej Edgar nie słyszał. Przecisnął się między murami dwóch przyległych kamienic i wypadł na ulicę. Stanął w miejscu i szybko rozglądnął się na prawo i lewo. „Gdzie teraz?” pomyślał starając się przywołać w myślach obraz okolicy i wybrać optymalną drogę ucieczki. „Byle szybko... bo zaraz mnie dopadną!” |