Wątek: Klepsydra
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-05-2009, 18:44   #23
Rusty
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Pojawiały się nowe informacje, postacie, miejsca. Coraz więcej pytań i coraz więcej niewiadomych. Gdzieś pomiędzy nimi otrzymywaliście odpowiedzi, każda rodziła jednak nowe wątpliwości. Mnożyły się jak opętane. Pojawiło się jednak coś co spowodowało, że nie czuliście się jak kamienie rzucone na pastwę wartkiego nurtu rzeki. Zyskaliście towarzysza, który choć zagadkowy na podobieństwo waszego osobliwego pracodawcy, był gotów wam pomóc, a to już coś. To dzięki niemu określiliście cel. Znalezienie strażnika filarów było w waszej obecnej sytuacji jedynym sensownym rozwiązaniem. Nie widzieliście innego sposobu na wyrwanie się z tego miejsca, a wasze położenie stawało się coraz mniej wygodne. Temperatura, nawet jeśli nieporównywalnie niższa od tej, której doświadczyliście w momencie pojawienia się lwa. Nadal doskwierała i trudno się temu dziwić, staliście wszak na rozgrzanych piaskach pustyni. Mimo wszystko nie czuliście głodu, ani pragnienia. Zniknęło nawet to dziwne odrętwienie, które w pierwszej chwili zawładnęło waszymi ciałami.

- Musimy ruszać – głos Sonnyego wyrwał was z zamyślenia. - Nie zostało nam dużo czasu.

Gdzieś zniknęła ta jego młodzieńcza beztroska. Kucnął i położył dłoń na piasku. Jego wzrok powędrował ku ruinom, które jeszcze niedawno dały wam tak bezcenne schronienie. Gwizdnął i pokręcił głową, marszcząc jednocześnie czoło. Jednak nie w uśmiechu unosząc brwi. Raczej walcząc z rosnącym w jego wnętrzu zdenerwowaniem. Nie czekając na polecenie, lew leżący nieopodal Franka podźwignął się z ziemi. Zawarczał i wyskoczył w powietrze, ponownie wbijając się w rozgrzany do czerwoności piach. Ponownie uwalniając się tuż pod omdlałym mężczyzną. W rezultacie ten znalazł się na jego grzbiecie. Jak poprzednio całkowicie nieczuły na otaczający go ogień.

- Jedna rzecz, o której wam nie wspomniałem. Tylko nieliczne wspomnienia, są w stanie dotrzeć do filarów.

Nie zdołał dokończyć. Usłyszeliście jeszcze raz ten sam ogłuszający ryk. Z przerażeniem musieliście stwierdzić, że nie należał do ognistego lwa. Pomyśleć, że byliście już prawie pewni co stanowi jego źródło. Odwróciliście głowy i dostrzegliście kolejne niezwykłe zwierze, które wpatrywało się w was. W zasadzie trudno było stwierdzić, czy faktycznie was widziało. Nie byliście bowiem w stanie nawet dostrzec jego oczu.


Płaski pysk, przypominający raczej piłę. Ciało, które stanowiło zbitek materiału wyglądającego niczym złoto i napiętych ścięgien. Wszystko natomiast okryte dziwną poświatą. Coś na wzór dziwacznego, niebieskiego ognia, nieustannie zmieniającego swe położenie. Zupełnie niczym żywa istota.

Odwróciwszy głowę w waszą stronę, pokręciło nią energicznie i wydało z siebie kolejny ryk. Byliście zmuszeni zakryć uszy. Kiedy stanęliście oko w oko, tak niespotykane natężenie dźwięku, okazało się być nie do zniesienia. Na szczęście, nie trwało to długo i choć nerwowo przełykaliście ślinę, czekając na niechybny jak się zdawało atak. Istota stała na swoim miejscu, po chwili odwracając się i ruszając w przeciwnym kierunku.

- Jeśli się nie pospieszymy, za chwilę wróci z pozostałymiSonny nie miał zamiaru czekać na ten moment. Podbiegł do Blair, chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą.

Ruszyliście w kierunku filarów. Wyrwani z ogarniającego was otępienia wywołanego niemałym zaskoczeniem. Nie potrzebowaliście dodatkowego zaproszenia do jak najszybszego oddalenia się od ruin. To co przed chwilą ujrzeliście, ta przedziwna istota. Z pewnością nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną. Raczej jak urodzony morderca, stworzony tylko w celu uśmiercania podobnych wam. Pechowców, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu, o niewłaściwym czasie.

W biegu walcząc z szalejącymi w waszych głowach myślami, dopiero po chwili dostrzegliście coś niezwykle osobliwego. Byliście niemal pewni, że wykonaliście zaledwie kilka kroków, właściwie dopiero zaczęliście biec. Kiedy natomiast odwróciliście się by sprawdzić, czy nie jesteście ścigani. Zauważyliście, że ruiny są przynajmniej kilka kilometrów za wami. Każdy krok natomiast oddalał was od nich z niespotykaną prędkością.

Byliście już niemal w połowie drogi, kiedy Sonny wraz z lwem stanęli jak wryci. Blair o mało nie wpadła na młodego przewodnika. W porę zdołała jednak wyhamować. Ten natomiast wskazał dłonią przed siebie. Zaledwie kilka metrów przed wami, na niewielkim wozie siedział jakiś mężczyzna. Po jego prawej stronie znajdował się ogromny słup. Przekrzywiony, co pewnie spowodowane było niezbyt stabilnym podłożem. Napis na ogromnej tablicy, przybity do niego głosił nie mniej, nie więcej, a po prostu.
… „Droga jest zamknięta.”

- To CarterSonny odwrócił się do was, w jego oczach pojawiło się coś dziwnego. Strach, wściekłość, a może po prostu zdezorientowanie, które i wam się udzielało.
- Tylko zrodzeni z ludzkich wspomnień i duchów tej ziemi mają prawo dotrzeć do Filarów – jego głos był spokojny. Pomimo faktu, że siedział dość daleko od was i nie krzyczał, słyszeliście go doskonale. - Pozostała trójka musi uiścić opłatę. Dwie krople krwi i jeden sekret. Oto moja cena.
- Musicie się pospieszyć, tamci zaraz tu będą – ledwie napotkany młodzieniec wolał nie czekać na waszą decyzję. - Decydujcie szybko albo wszyscy tu zginiemy.

Tymczasem nieznajomy zeskoczył z wozu i ruszył w waszym kierunku.
 
Rusty jest offline