Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-05-2009, 20:24   #21
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Frank

Obudził się w całkowitych ciemnościach. Początkowo lekko oszołomiony usiłował się ruszyć. Niestety nie był w stanie nic zdziałać. Kiedy na dobre odzyskał świadomość, zdał sobie sprawę z faktu, że jest przywiązany do kamiennego słupa. W pierwszej chwili cieszył się tylko chłodem, który bił ze skały, do której przywarł plecami. Szybko jednak wolał zacząć starać się uwolnić dłonie. Wszelkie próby spełzły niestety na niczym. Obrócił jedynie głowę w górę, widząc jak kolumna niknie w ciemnościach kilkanaście metrów nad jego głową. Musiała być wysoka, bardzo wysoka. Nie dano mu jednak za wiele czasu na rozmyślania. Został oślepiony przez światło, które oświetliło jego sylwetkę oraz niewielki plac tuż przed nim.

Stały na nim trzy dziwne istoty. Pierwszy wyglądał jak najprawdziwszy, znany z filmów smok. Choć był niewielki, długością dorównywał ręce dorosłego mężczyzny. Po jego prawej stronie z nogi na nogę przeskakiwała jego pokraczna karykatura. Miała gigantyczną głowę i pokracznie niewielkie skrzydełka, którymi nieustannie machała. Unosząc się ledwie odrobinę nad ziemię, by po chwili ponownie upaść. Nie będąc w stanie utrzymać równowagi, lądował przeważnie na ogromnym zadzie. Trzecim stworzeniem była ogromna jaszczurka. Nie posiadała skrzydeł jak jej towarzysze, toteż trzymała się nieco na uboczu. Różniła się od nich również kolorem łusek, które nie były granatowe oraz pastelowo błękitne, a szczerozłote.

- Prezent, prezent – odezwał się środkowy. Jego głos idealnie pasował do ciała i zachowania, które mogłeś już obserwować. - Jesteśmy prezentem dla ładnej pani.
- Miiiiilcz Tottttttel – zasyczał złocisty, strzelając długim, wężowym językiem tuż przed jego twarzą. Ten momentalnie odskoczył, padając na ziemię i zakrywając się rękoma.

Frank
mimowolnie zwrócił swój wzrok ku trzeciemu stworzeniu. To miast się odzywać, zatrzepotało skrzydłami i podleciało do niego. Okrążyło słup kilkukrotnie i usiadło na jego głowie. Jednocześnie nachyliło się, tak by mógł dostrzec jej odwrócony pysk.

- Ty jesteś tym, który posiada tu władzę. Musisz dokonać wyboru, wybrać jednego z nas – zatrzymał się i ponownie wzbił w powietrze.
Przysiadł na ziemi pomiędzy pozostałymi i wskazał ręką nadal wijącego się w strachu dziwacznego smoka.
- To Totel. Bywa i tak, że w ułomności tkwi siła. Potęga to jednak nieprzewidywalna, niezdolna do kontrolowania.

Drugą rękę skierował ku złocistej jaszczurce.

- Qatllax. Wąż, któremu wyrosły nogi. Wężem jednak pozostał.
- Me imię to natomiast … - z jego ust wydostał się dziwny pomruk. - Niestety nie potrafisz go wymówić. Dla was, ludzi będę więc Drake – ukłonił się, a kiedy ponownie uniósł łeb. Frank był pewien, że dostrzegł uśmiech. - Drogowskaz.
Zatrzepotał skrzydłami i złożył przednie łapy, by następnie podeprzeć na nich swe ciało.
- Wybierz rozsądnie i zabierz nas do naszej pani.
- Ładnej pani – wtrącił jeszcze trzy grosze Totel.
 
Rusty jest offline  
Stary 12-05-2009, 01:57   #22
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
Spojrzał w stronę słupów. Był gotowy do drogi. Postąpił parę kroków. Nagle znieruchomiał. Znów ten wrzask. Cofnął się ostrożnie do ruin, rozglądając się nerwowo. Serce przyspieszyło, czas zwolnił, wrastał poziom adrenaliny, a z nim temperatura powietrza. Napięte nerwy zagłuszały świadomość. Sue niemal wpadła w histerię. Szczekała i warczała, podskakując. Riley zbliżył się do niej. Kucnął, objął jej szyję, głaskał. Starał się ją uspokoić. Wynikało to nie z troski, lecz podświadomej próby ukojenia własnych nerwów.

Niespodziewanie, tuż nad nimi, coś przeleciało. Wbiło się w ziemię, wysyłając w powietrze tysiące ziarenek piasku. Riley nawet nie drgnął. Patrzył tępo na miejsce, w którym, jak mu się zdawało, zniknęło to coś. Nagle znalazł się w powietrzu. Nie zdążył nawet uświadomić sobie co się z nim dzieje, gdy poczuł krótki impuls bólu, po którym na parę sekund stracił przytomność, podparty o jedną ze zniszczonych ścian. Gdy otworzył oczy, ujrzał płomienie. Były skupione w jednym miejscu, niczym duże ognisko. Obraz wyostrzał się, ogień zdawał się tańczyć wokół jakiegoś kształtu. Przypominało to płonącego lwa. Riley nie czuł strachu, był zdezorientowany, nie świadomy zagrożenia. Kątem oka zobaczył Sue. Nie szalała jak przed chwilą, była co najwyżej poirytowana wysoką temperaturą, która doskwierała też Riley’owi.

Wzrok płonącego lwa gwałtownie przywrócił mu zmysły. Wszystkie jego mięśnie zgodnie się napięły, by po chwili nieznacznie się rozluźnić, gdy dziwaczne zwierze zmieniło obiekt swojej ciekawości. Lew zbliżał się do Franka. Riley nie wiedział co robić, bał się nawet poruszyć. Ku jego zdziwieniu, Sue nawet nie patrzyła w stronę lwa, zdradzała niezadowolenie, ale była spokojna. Frank osunął się na ziemię. Lew nic mu nie zrobił. Riley spodziewał się czego innego, ale w duchu cieszyło go, że jego scenariusz nie został zrealizowany. Nieco ochłonął, lew nie zachowywał się agresywnie. Wtem do zwierzęcia podbiegł chłopiec. To wszystko przypomniało Riley’owi w jakiej rzeczywistości się znajduje. Chłopak nerwowo, może ze strachu, zapytał się kim są. Nim Riley zareagował na pytanie, Blair stała już twarzą w twarz z dzieckiem. Przysłuchiwał się ich rozmowie. Ten chłopiec także mówił i zachowywał się bardzo podobnie do faceta z laską. To, co powiedział było zupełnie do przyjęcia po tych wszystkich wydarzeniach. Chłopak jest wspomnieniem na pustyni wspomnień. Jest częścią tej pustyni, musi coś o niej wiedzieć, może wie, czego szukają. Tym razem Riley nie czekał, nim ktoś zada pytanie za niego, ostatnio źle się to skończyło. Gdy tylko Blair skończyła rozmowę, powiedział:
-Ja jestem Riley. Powiedziałeś, że jesteś wspomnieniem, jednym z wielu na tej pustyni. Chyba wiesz coś o niej. Słuchaj, szukamy - przerwał, brakowało mu właściwego słowa, ale go nie znalazł - czegoś. Nie wiem, co to, ale... Jesteśmy na pustyni. Nie ma tu zbyt wielu rzeczy, których moglibyśmy szukać. Wiesz o czymś, co mogłoby nas zainteresować?
Słysząc pytanie, podskoczył w miejscu i odwrócił w stronę Rileya. Jego dłonie zniknęły w kieszeniach spodni, a sam Sonny zaczął bujać się w przód i w tył. Wyglądał jakby każdy ruch był dla niego źródłem niewypowiedzianej radości. Zupełnie jakby faktycznie dopiero co przyszedł na świat.
- Miło mi, miło - uśmiechnął się i jakby zupełnie nie zwracając uwagi na reakcję słuchaczy dodał. - Szukacie symbolu minionej potęgi. Źródła pamięci o tych, którzy odeszli - bezbłędnie powtórzył słowa Bezimiennego.
- Chcąc wykonać zadanie musicie znaleźć Cartera, strażnika filarów- kiedy skończył swój wzrok skierował pierw na lwa, następnie na Franka.
- Wpierw jednak on musi wykonać swe zadanie.
-Dzięki. – odpowiedział Riley, po czym popatrzył na Franka. Nie wiedział jak mógłby zwrócić mu przytomność. O pierwszej pomocy nie wiedział nic. Trzeba poczekać. Poczuł, że nie ma na głowie kapelusza. Wolnym krokiem ruszył w stronę ściany, o którą uderzył. Nieopodal leżało jego nakrycie głowy, lekko przysypane piaskiem. Podniósł je, potrząsnął by pozbyć się piachu i założył na głowę, czując na twarzy przyjemny cień. Podszedł do Franka, nachylił się nad nim, popatrzył i usiadł obok. Sue, jakby naśladując swojego właściciela, także podeszła do Franka, dodatkowo go obwąchując. Riley nie wiedział, co robić. Nie miał ochoty pytać o nic więcej chłopca. Dobrze byłoby pogadać z Blair, ale upał skutecznie zniechęcał do rozmowy.
 
__________________
-Próbuję zdobyć pieniądze na podróż do Ameryki.
-Gdzie to jest?
-Po drugiej stronie fiordu.

Normann Hætta bongo Utsi Saus
Bergtagna jest offline  
Stary 16-05-2009, 18:44   #23
 
Rusty's Avatar
 
Reputacja: 1 Rusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemuRusty to imię znane każdemu
Pojawiały się nowe informacje, postacie, miejsca. Coraz więcej pytań i coraz więcej niewiadomych. Gdzieś pomiędzy nimi otrzymywaliście odpowiedzi, każda rodziła jednak nowe wątpliwości. Mnożyły się jak opętane. Pojawiło się jednak coś co spowodowało, że nie czuliście się jak kamienie rzucone na pastwę wartkiego nurtu rzeki. Zyskaliście towarzysza, który choć zagadkowy na podobieństwo waszego osobliwego pracodawcy, był gotów wam pomóc, a to już coś. To dzięki niemu określiliście cel. Znalezienie strażnika filarów było w waszej obecnej sytuacji jedynym sensownym rozwiązaniem. Nie widzieliście innego sposobu na wyrwanie się z tego miejsca, a wasze położenie stawało się coraz mniej wygodne. Temperatura, nawet jeśli nieporównywalnie niższa od tej, której doświadczyliście w momencie pojawienia się lwa. Nadal doskwierała i trudno się temu dziwić, staliście wszak na rozgrzanych piaskach pustyni. Mimo wszystko nie czuliście głodu, ani pragnienia. Zniknęło nawet to dziwne odrętwienie, które w pierwszej chwili zawładnęło waszymi ciałami.

- Musimy ruszać – głos Sonnyego wyrwał was z zamyślenia. - Nie zostało nam dużo czasu.

Gdzieś zniknęła ta jego młodzieńcza beztroska. Kucnął i położył dłoń na piasku. Jego wzrok powędrował ku ruinom, które jeszcze niedawno dały wam tak bezcenne schronienie. Gwizdnął i pokręcił głową, marszcząc jednocześnie czoło. Jednak nie w uśmiechu unosząc brwi. Raczej walcząc z rosnącym w jego wnętrzu zdenerwowaniem. Nie czekając na polecenie, lew leżący nieopodal Franka podźwignął się z ziemi. Zawarczał i wyskoczył w powietrze, ponownie wbijając się w rozgrzany do czerwoności piach. Ponownie uwalniając się tuż pod omdlałym mężczyzną. W rezultacie ten znalazł się na jego grzbiecie. Jak poprzednio całkowicie nieczuły na otaczający go ogień.

- Jedna rzecz, o której wam nie wspomniałem. Tylko nieliczne wspomnienia, są w stanie dotrzeć do filarów.

Nie zdołał dokończyć. Usłyszeliście jeszcze raz ten sam ogłuszający ryk. Z przerażeniem musieliście stwierdzić, że nie należał do ognistego lwa. Pomyśleć, że byliście już prawie pewni co stanowi jego źródło. Odwróciliście głowy i dostrzegliście kolejne niezwykłe zwierze, które wpatrywało się w was. W zasadzie trudno było stwierdzić, czy faktycznie was widziało. Nie byliście bowiem w stanie nawet dostrzec jego oczu.


Płaski pysk, przypominający raczej piłę. Ciało, które stanowiło zbitek materiału wyglądającego niczym złoto i napiętych ścięgien. Wszystko natomiast okryte dziwną poświatą. Coś na wzór dziwacznego, niebieskiego ognia, nieustannie zmieniającego swe położenie. Zupełnie niczym żywa istota.

Odwróciwszy głowę w waszą stronę, pokręciło nią energicznie i wydało z siebie kolejny ryk. Byliście zmuszeni zakryć uszy. Kiedy stanęliście oko w oko, tak niespotykane natężenie dźwięku, okazało się być nie do zniesienia. Na szczęście, nie trwało to długo i choć nerwowo przełykaliście ślinę, czekając na niechybny jak się zdawało atak. Istota stała na swoim miejscu, po chwili odwracając się i ruszając w przeciwnym kierunku.

- Jeśli się nie pospieszymy, za chwilę wróci z pozostałymiSonny nie miał zamiaru czekać na ten moment. Podbiegł do Blair, chwycił ją za ramię i pociągnął za sobą.

Ruszyliście w kierunku filarów. Wyrwani z ogarniającego was otępienia wywołanego niemałym zaskoczeniem. Nie potrzebowaliście dodatkowego zaproszenia do jak najszybszego oddalenia się od ruin. To co przed chwilą ujrzeliście, ta przedziwna istota. Z pewnością nie wyglądała na przyjaźnie nastawioną. Raczej jak urodzony morderca, stworzony tylko w celu uśmiercania podobnych wam. Pechowców, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu, o niewłaściwym czasie.

W biegu walcząc z szalejącymi w waszych głowach myślami, dopiero po chwili dostrzegliście coś niezwykle osobliwego. Byliście niemal pewni, że wykonaliście zaledwie kilka kroków, właściwie dopiero zaczęliście biec. Kiedy natomiast odwróciliście się by sprawdzić, czy nie jesteście ścigani. Zauważyliście, że ruiny są przynajmniej kilka kilometrów za wami. Każdy krok natomiast oddalał was od nich z niespotykaną prędkością.

Byliście już niemal w połowie drogi, kiedy Sonny wraz z lwem stanęli jak wryci. Blair o mało nie wpadła na młodego przewodnika. W porę zdołała jednak wyhamować. Ten natomiast wskazał dłonią przed siebie. Zaledwie kilka metrów przed wami, na niewielkim wozie siedział jakiś mężczyzna. Po jego prawej stronie znajdował się ogromny słup. Przekrzywiony, co pewnie spowodowane było niezbyt stabilnym podłożem. Napis na ogromnej tablicy, przybity do niego głosił nie mniej, nie więcej, a po prostu.
… „Droga jest zamknięta.”

- To CarterSonny odwrócił się do was, w jego oczach pojawiło się coś dziwnego. Strach, wściekłość, a może po prostu zdezorientowanie, które i wam się udzielało.
- Tylko zrodzeni z ludzkich wspomnień i duchów tej ziemi mają prawo dotrzeć do Filarów – jego głos był spokojny. Pomimo faktu, że siedział dość daleko od was i nie krzyczał, słyszeliście go doskonale. - Pozostała trójka musi uiścić opłatę. Dwie krople krwi i jeden sekret. Oto moja cena.
- Musicie się pospieszyć, tamci zaraz tu będą – ledwie napotkany młodzieniec wolał nie czekać na waszą decyzję. - Decydujcie szybko albo wszyscy tu zginiemy.

Tymczasem nieznajomy zeskoczył z wozu i ruszył w waszym kierunku.
 
Rusty jest offline  
Stary 27-05-2009, 03:08   #24
 
Bergtagna's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumnyBergtagna ma z czego być dumny
Siedząc i czekając nie do końca wiedząc na co, Riley patrzył szeroko otwartymi oczami na delikatny ruch piasku, powodowany ledwo wyczuwalnym wietrzykiem. Poruszał nieznacznie głową w przód i w tył, jak gdyby słyszał jakąś przyjemną uchu melodię. Wyglądał całkiem zabawnie, niestosownie do sytuacji i miejsca, w którym się znalazł. Z odrętwienia wyrwał go głos Sonny’ego. Spojrzał na chłopca tym samym wzrokiem, którym przed chwilą śledził wędrówkę ziarenek piasku. Minęła dłuższa chwila, nim jego umysł przetworzył odebrany komunikat. Wstał powoli, otrzepał się z piasku i spojrzał na Franka. Nie zauważywszy żadnej zmiany w stanie nieprzytomnego, ponownie skierował oczy na Sonny’ego, który zdawał się być czymś zatroskany. Wtem poruszył się płonący lew. Wykonując właściwe sobie, fantazyjne akrobacje, usadził bezwładnego Franka na swoim grzbiecie. Wyglądało to oszałamiająco. Riley stał osłupiały. Mimo wielu fantastycznych zdarzeń jakich doświadczył, widok mężczyzny zewsząd lizanego językami ognia, których źródłem jest ciało płonącego lwa, zrobił na nim wyjątkowe wrażenie. Miewał czasem w snach równie nieprawdopodobne wizje, ale nigdy nie były one tak przekonujące, zawsze pozostawiały wrażenie fałszu.

Sonny znów się odezwał, lecz nim Riley zdołał zareagować na jego słowa, rozległ się ryk. Spoglądając w stronę, z której dobiegł niepokojący hałas, zobaczył kolejne nieprawdopodobne stworzenie. Ciało istoty swoim kształtem nie pozostawiało wątpliwości, że należało do drapieżnika. Wzbudziło to w Riley’u niepokój, który spotęgował metaliczny połysk niektórych fragmentów ciała stworzenia, a także tańczące po nim, niebieskawe światło. Coś, co jest tak nienaturalne, obce i pełne kontrastu, budzi strach. Ogłuszający ryk mimo całej swej nieznośności okazał się pomocny w konfrontacji ze strachem – skutecznie go zdominował. Gdy wibrujący dźwięk przestał rozbrzmiewać w uszach, wynaturzone zwierze odeszło. Serce Riley’a biło bardzo szybko, zwolniło nieco, gdy jego właściciel dostrzegł spokój Sue.

Sonny ponownie wezwał do działania, informując o niebezpieczeństwie. Widząc, jak chłopiec zaczyna biec zabierając ze sobą Blair, Riley nie czekał i podążył za nimi. Sue szybko go wyprzedziła, lubiła biegać. Widząc jej zadowolenie, na chwilę zapomniał o napięciu, udzielił się mu humor towarzyszki, spróbował ją prześcignąć. Monotonny krajobraz pustyni skutecznie odciągał uwagę od przedziwnej rzeczy, którą Riley spostrzegł, oglądając się za siebie. Ruiny oddalały się od niego w nieprawdopodobnym tempie. Gdy minęło zaskoczenie, świadomość niebywałej prędkości z jaką biegł, zaczęła go cieszyć, zupełnie jakby był dzieckiem.

Zabawa skończyła się z chwilą, gdy lew i Sonny zatrzymali się. Podążając wzrokiem za ręką chłopca Riley ujrzał mężczyznę na niewielkim wozie, obok którego sterczał słup z tablicą informującą o zamknięciu drogi. Widok był dość zaskakujący, ale nie tak, jak wcześniejsze dziwactwa. Sonny ujawnił tożsamość mężczyzny na wozie, to jego szukali. Carter zażądał osobliwej opłaty. Zdezorientowanie prędko minęło, gdy młody przewodnik przypomniał wciąż aktualne zagrożenie. Riley szybko podjął decyzję. Nie widział alternatyw, pustynia była o nie uboga. Trapiła go jedna rzecz. Spojrzał niepewnie na Cartera i zapytał:

- Co z nią? - Ruchem głowy wskazał Sue.

Mężczyzna nic nie odpowiedział. Ognisty lew stojący nieco z boku, nie zasłużył na uwagę nowo napotkanego osobnika. Co też zresztą niespecjalnie go przejęło. Dość nerwowo przestępował z nogi na nogę i odwracał, jakby nie mogąc się zdecydować - uciekać w kierunku filarów, lub rzucić się do ataku, na ścigające go istoty. Carter zatrzymał się dopiero mając przed oczami jedynie Riley'a, Blair i Sue. Zupełnie tak jakby prócz nich nie istniał w tej chwili nikt inny.
- Dwie krople krwi i jedno wspomnienie - Z pochwy przy swym prawym boku dobył stary, zardzewiały miecz o szerokiej, nieco zakrzywionej klindze.

Jego głos był wibrujący i na swój sposób wręcz przerażający.
- Od waszej trójki - nie ulegało wątpliwości, że Frank czy Sonny absolutnie go nie interesowali.

Nie chciał usłyszeć takiej odpowiedzi. Nie bał się upuścić sobie krwi, bał się zrobić to Sue. Jak na to zareaguje? Nie chciał stracić jej zaufania. Człowiekowi można byłoby to wytłumaczyć.. Czy istniało jednak jakieś inne wyjście? Ostrożnie wysunął rękę po miecz. Carter podał rękojeść broni, opierając ostrze na dłoniach. Riley nie myślał, które miejsce najbezpieczniej będzie naciąć. Rozciął sobie koniuszek kciuka. Krew ospale wypływała z nacięcia. Przycisnął nieco palec. Jedna, a zaraz za nią druga kropla zostawiła na ostrzu bordową plamę. Przykucnął, przyglądał się przez chwilę Sue, która odwzajemniła spojrzenie. Uderzył dłonią w kolano. Zaraz po tym Sue położyła łapę na miejscu uderzenia. Złapał delikatnie kończynę, uniósł, powoli zbliżył miecz i wykonał lekkie nacięcie. Łapa lekko drgnęła, Sue wydała z siebie jakiś ledwo słyszalny dźwięk. Riley czekał aż dwie krople rozbiją się o płaz miecza. Pierwsza, druga, wystarczy. Nie było tak źle, jak się spodziewał. Nie przyszło mu do głowy, że do dwóch kropel krwi potrzeba naprawdę niewiele. Pozostał sekret, wspomnienie. Czy miał jakiś sekret? Wspomnień było wiele. Pewnie powinno być to coś wspólnego dla niego i Sue. Sekret, tajemnica… Zastanawiał się, czy istniało wspomnienie, którym nie chciałby się podzielić z kimś obcym. Tymczasem Sue lizała sobie skaleczoną łapę. Było coś takiego, coś czego bardzo się wstydzi, a o czym nikt nie wie.

- Krew jest, teraz sekret. – Dyskretnie wziął większy oddech – Parę miesięcy po tym, jak poznałem Jacka, miałem chęć go zostawić, i spróbować żyć jakoś inaczej, normalniej. Chciałem zabrać większą cześć tego, co udało nam się uciułać przez parę ostatnich dni i dać nogę w nocy. Wziąłem wszystko co chciałem, Jack spał, miałem już iść, ale psy nie spały. Oddaliłem się parę kroków. Wszystkie trzy się na mnie patrzyły, nie ruszały się, nie szczekały, po prostu patrzyły. Nie wiem o czym myślały, ale poczułem się źle i wróciłem. Jack się nie zorientował.Riley był lekko zmieszany. Spojrzał na Cartera, potem na Blair. Miał nadzieję, że ktoś coś powie, jakoś zareaguje, chciał, żeby coś się stało.
 
__________________
-Próbuję zdobyć pieniądze na podróż do Ameryki.
-Gdzie to jest?
-Po drugiej stronie fiordu.

Normann Hætta bongo Utsi Saus
Bergtagna jest offline  
Stary 29-05-2009, 21:43   #25
Mal
 
Mal's Avatar
 
Reputacja: 1 Mal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodzeMal jest na bardzo dobrej drodze
Frank nie mógł poruszyć ręką, poruszył więc jedynie głową tak, żeby wytrzeć z czoła pot o prawy bark. Uśmiechnął się sam do siebie, bo oczywistym było, że ten jego odruch był podświadomy i nie udało mu się wytrzeć czoła własnym barkiem. W ogóle cała ta sytuacja zaczynała go już bawić. Wydawało mu się, że od czasu gdy zegar miał niechybnie wybić północ minęło zaledwie parę chwil, a przecież od tego czasu zdąrzył już kilkakrotnie stracić przytomność, zobaczyć czarodziejską wróżkę uwięzioną w lampie, usłyszeć szyderczy śmiech i wypowiedzi człowieka, który prawił o podróżach w czasie, stanąć oko w oko z lwem, któremu wyraźnie paliła się cała sierść nie wydając przy tym z siebie ciepła, którym Frank powinien był się conajmniej sparzyć. Zanim otworzył oczy kolejny raz, myślał że nic już nie jest go w stanie zdziwić, a tym czasem na jego głowie siada sobie w najlepsze mały, latający smok, a przed jego oczyma stoją kolejne dwie dziwaczne postacie, których nie jest w stanie ogarnąć wyobraźnią. Na pytanie, którą z tych postaci wybrać, Frank odpowiedział dosyć szybko - Zdaje się, że Ty Drake jesteś w stanie latać. Będziesz więc prawdopodobnie mógł mnie bez trudu rozwiązać, jeśli wybiorę właśnie Ciebie. Któregokolwiek z was bym nie wybrał, zapewne nie powiecie mi, czy dokonałem słusznego wyboru, prawda? - nie czekał na odpowiedź, a tylko na szybkie rozwinięcie akcji. Chciał już być wolny, a jeszcze bardziej chciał wydostać się z "krainy Oz". - Wyzwolisz się wraz z podjęciem decyzji - Odparł Qatllax nachyliwszy się do przodu, zupełnie jakby szykował się do ataku. Jednocześnie wbijając we Franka żółte, wężowe oczy. - Otóż to - wtrącił się Drake, z tak charakterystyczną sobie wyższością. - Co więcej, każdy wybór ma swoje dobre i złe strony. Zdaj się na swą intuicję i zdecyduj. Odpowiedź na pytanie, który wybór jest słuszny, znajduje się niestety poza naszym zasięgiem. Konsekwencje działań ujawniają się z czasem, zaakceptuj je i wykorzystaj, a odniesiesz zwycięstwo - skłonił się z właściwą sobie gracją i podobnie jak pozostałe dwie istoty, zaczął intensywnie wpatrywać w związanego mężczyznę. -Wybieram Ciebie Drake. Zdejmij mnie z tego słupa i powiedz mi którędy się idzie do tej waszej pięknej Pani, kimkolwiek ona jest. - odparł Frank nie namyślając się już ani chwili dłużej.
 
Mal jest offline  
Stary 30-05-2009, 00:06   #26
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Blair powinna czuć się w tej sytuacji jak ryba w wodzie. Przecież była dziennikarką, jej domeną jest zadawanie pytań i otrzymywanie odpowiedzi na nie.

Owszem, zadała pytania. Otrzymała odpowiedzi, ale były one tak mętne, że rodziły tylko kolejne pytania, kolejne wątpliwości. Sonny mówił to, co wiedział, nie mogła go za to winić. Sam przecież nie wiedział zbyt wiele.

Nadal doskwierał im upał, choć nie odczuwali głodu, pragnienia czy zmęczenia. Może dlatego, że czas tu nie płynął? Ciekawiło ją czy to ma wpływ także na ich organizm. Możliwe, że tak, choć szczerze w to wątpiła.

Nagle Sonny spoważniał i dał im wyraźnie do zrozumienia, że powinni już iść. Blair podeszła do swojego zimowego płaszcza i przeszukała jego kieszenie w poszukiwaniu gumki do włosów. Wiedziała, że gdzieś tam jest.
- Jedna rzecz, o której wam nie wspomniałem. Tylko nieliczne wspomnienia, są w stanie dotrzeć do filarów.

Blair zmarszczyła brwi. Co on miał na myśli? To, że stracą część wspomnień podczas wędrówki do filarów czy też to, że on nie będzie mógł iść dalej?
Jej rozmyślania zakłócił ogłuszający ryk. Spojrzała na znajomego jej lwa, który niósł teraz na plecach Franka, ale to nie on był źródłem dźwięku. Spojrzała na Riley'a, po czym odwróciła głowę w tym samym kierunku co on. To zwierze wcale nie przypominało skądinąd przyjaznego im lwa. Blair zastygła w niemym zdumieniu i przerażeniu. "Już po nas" - pomyślała przerażona. - "Nigdy więcej nie zobaczę Arthura i Jonasa."

Nagle poczuła jak ktoś łapie ją za ramię i ciągnie za sobą.
- Jeśli się nie pospieszymy, za chwilę wróci z pozostałymi - jak przez mgłę rozpoznała głos Sonny'ego. Pędzili przed siebie szaleńczym tempem, a gdy spojrzała za siebie stwierdziła, że ruiny zostawili wiele kilometrów za sobą. "Wiele kilometrów?! To NIEMOŻLIWE!" - pomyślała przerażona odwróciła wzrok. W samą porę, gdyż zdążyła jeszcze wyhamować by nie wpaść na ich dziwnego przewodnika.

Kobieta z rosnącym przerażeniem przyglądała się poczynaniom strażnika filarów, Cartera. Wzdrygnęła się lekko kiedy mężczyzna dobył zardzewiałego miecza mówiąc, że mają upuścić sobie trochę krwi. "Moje ubezpieczenie chyba nie zawiera w sobie klauzuli: zmarła w wyniku tężca" - pomyślała. Spojrzała na Rileya, który jako pierwszy zdecydował się spełnić dziwną prośbę Cartera. Ze współczuciem obserwowała jak rani łapę swojego ukochanego psa. Potem przyszła kolej na nią.

Wzięła głęboki wdech, przeszukując swoje wspomnienia w poszukiwaniu sekretu, jaki mogłaby powierzyć strażnikowi. Zresztą... co to za dziwne wymagania? Czy użyje tego przeciw nim? A może nie ma to znaczenia?

Mijając Riley'a położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się przyjaźnie. Wiedziała jak musi się czuć. To, co zrobiła w przeszłości wcale nie było lepsze od tego, co zrobił on. Przejechała opuszkiem palca po ostrzu i strząsnęła dwie krople na płaz.

- Więc... kiedy byłam w liceum brałam udział w różnych zawodzach szermierczych - zaczęła niepewnie, ostrożnie dobierając słowa. - Byłam strasznie ambitna w tym czasie. Chciałam być najlepsza... Więc brałam odżywki... A by nie wydało się to podczas testów podmieniałam swoje próbki. Nikt się o tym nie dowiedział.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172