Ruszyliście za Kiti opustoszałą ulicą miasta.
Większość mieszkańców zajęta była ratowaniem rannych po ataku smoka, ucieczką, zabijaniem drzwi i okien domów dechami, oraz ratowaniem resztek akademii, także lawirując bocznymi uliczkami pozostaliście niemal niezauważeni, tudzież nikt nie miał czasu teraz przejmować się wami. Złodzieje i żebracy uwijali się jak w ukropie, zbierając co popadło z porzuconych przez przerażonych kupców straganów. Co jakiś czas ulicą przebiegał spłoszony koń, przefruwało stadko kaczek i kur, czy też spotykał was zbłąkany pies, w panice uciekając przed Kiti i Dirithem.
Opuszczenie miasta bramą miejską okazało się łatwiejsze niż się tego spodziewaliście. Smok latał, nikt więc nie zamknął przed nim bramy, stała niedomknięta w każdym razie a straż zebrała się na murach, wypatrując smoka. Nie byliście jedynymi którzy postanowili uciec z miasta atakowanego przez smoka. Bramą wysypywały się grupki uciekinierów, jako że smok nie atakował okolicznych pól ani lasów. Odczekaliście, ruszyliście biegiem, wmieszaliście się w grupkę taką właśnie wypadową. Kiti została uznana za psa, jedynie Dirith wzbudził sensację i oczywiście wybuchła panika. Co tylko ułatwiło reszcie ucieczkę, sam drow-tygrysołak zaś stał się natychmiast celem dla miejscowych kuszników i magów. Uratował go sam tłum – strażnicy nie strzelali miedzy niewinnych ludzi, a kiedy się od nich oddalił, zwinne kocie uniki i szybkie łapy dały mu przewagę. Szybko umknął ze strefy gdzie bełty i strzały mogły go dosięgnąć, a kiedy znikł w zaroślach na skraju lasu, magowie także załamali ręce. Dirith był jak błyskawica, trzask prask i już go nie było!
Dotarliście do lasu. Kiti prowadziła was, węsząc głośno, tropiąc wierzchowca Adherel.
Dotarliście tak na dużą polanę zasnutą tajemniczymi mgłami. Usłyszeliście melodyjny, gromki pomruk i łopot smoczych skrzydeł. Niebo zasłonił ogromny cień, gigantyczny smok wstrząsając ziemią wylądował.
http://www.legendgame.pl/images/fana...OK_Thalion.jpg
Z pomrukiem rozłożył łapę, wyrzucając na ziemię Cunnera. Gość był ledwo żywy, co tu mówić, ze strachu. Gramolił się z ziemi ale nie dal rady wstać i na czworakach mozolnie umykał w krzaki. Na wasz widok wydał z siebie pisk przestraszonej panienki, kuląc się bezradnie na ziemi. Smoka zaś objęła świetlista łuna, zaczął się błyskawicznie kurczyć w oczach! Przyjął ludzką postać! Postać człowieka w płaszczu z kapturem! Spojrzał w waszym kierunku, spojrzał prosto w oczy Blackera.