Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-05-2009, 19:19   #224
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
I dlaczego patrzą na mnie? Czy ja się orientuje w tym gdzie oni mogą się przenieść? Jakby tego było mało znowu jesteśmy w Voddace!
„Oh, joy!” zabrzmiało w mojej głowie. Może to tylko moja wyobraźnia, ale chyba to z tego kraju chciałam się wydostać najbardziej? W dodatku oddalamy się od Kirk. Nie żeby to miało znaczenie, kiedy jesteśmy otoczeni przez magów porte, ale fakt pozostaje faktem. W dodatku jestem spłukana! Niech to szlag! Ile ja w ogóle mam ze sobą Ze dwa gildiery? A to i tak tylko przez przypadek. Dlaczego nie pomyślałam o pieniądzach? Mogłam zabrać ich, chociaż trochę z Mandragory! Ale nie.. po co było myśleć. Nie wiedziałam, co prawda, że wpakuje się w aż takie bagno, no ale jednak. Człowieku, dlaczego ty nie myślisz!? Jak chcesz pomóc Celestinowi skoro sama sobie nie radzisz z własnym życiem?

No tak.. Celestin, zapomniałam! Ciekawe czy Margort z nim rozmawiała?
Dopiero po chwili dotarł do mnie fakt, że przecież w salonie u Caspiana słyszałam głos Celestina. Znaczy że jeszcze żyje..
jeszcze..
Nie mamy czasu! NIE MAMY CZASU!
Wróciłam myślami do zgromadzenia.
- no dobrze – przeczesałam palcami włosy. Zacznijmy od podstaw – a gdzie w ogóle możemy się przenieść?


*********

- Jak długo masz jeszcze zamiar chodzić w tą i we wte? – ojciec ze spokojem obierał jabłko.
- To mi pomaga myśleć.
- Ale po co myślisz? Przecież one zrobią wszystko za ciebie, kochany.
Celestin zatrzymał się raptownie i obrzucił niechętnym spojrzeniem rodzica.
- Mam po prostu czekać i nic nie robić? Nie próbować im pomóc?
- Ty już swoje zrobiłeś.
- Pijesz do czegoś?
- Mogłeś się wtedy nie narażać.
- Mogłem cię nie chcieć szukać.
– warknął poirytowany.
- A może boisz się, że im się nie uda?
- Myśl, że mógłbym spędzić godzinę dłużej w twoim towarzystwie powoduje, że moja krew wrze.
– powiedział chłodno. – idę się przejść. NIE idź za mną.
- Chcesz się bawić w chowanego?
– ojciec zagryzł zęby na jabłku. – Nie ma sprawy. Liczę do 100.
Celestin udał, że nie usłyszał ostatniego zdania. Wyciągnął z kieszeni kulę. Długo już milczała. Nie wierzył w to, że się poddały – Margot była równie uparta jak on, a Moira… Skoro ruszyła, aby znaleźć go w lochach to i pewnie teraz się nie podda. A po co to robi, to stało się najciemniejszą tajemnicą dla monteńczyka. Kobiety są zaskakujące. Najpierw Czarna Róża, która zrobiła sobie z niego swoją zabawkę, lokaja, bawidamka dla uroku dręczenia człowieka, i Moira, która własnoręcznie postanowiła go uratować, tylko dlatego, że zachował się wg kodeksu honorowego mężczyzny.

A jeśli coś im się stało? Zatrzymał się w pół kroku. Nie, z pewnością dały sobie radę. Musiało tak być.
Doszedł do skarpy. Oczywiście pojawiła się dopiero co, jak wszystko w tym feralnym świecie. Gdzie się nie ruszyć z pewnością nie odnajdzie się poprzedniego miejsca. Po prostu szaleństwo. A ojciec wcale nie pomagał. Mówił o wycieczkach do innych luster, ale szczegóły uważał za niepotrzebne i nie warte wspominania. Spytany, szybko schodził na inne tematy, których trzymał się długo i uporczywie. Celestin coraz częściej wątpił, że to rzeczywiście jego rodzic. Zwłaszcza, że po pochłonięciu przez lustro, miało ono wgląd we wszystkie jego myśli, wspomnienia czy pragnienia.

Nie tylko to go zastanawiało. Coraz częściej miał wrażenie, że ktoś go śledzi. Pojawiały się jakieś głębokie cienie. Kolory, do tej pory przejaskrawione i mocne, powoli blakły i ciążyły ku szarości. Zapewne zniszczenie bramy i jego materialne ciało wyrządziło szkodę temu światu. Tylko czy ten świat wie, że sam chętnie powróciłby na swoją stronę? Bo jeśli nie, to staje się pasożytem i zagrożeniem. A najprostszym posunięciem jest definitywne pozbycie się niebezpieczeństwa.
Cudownie.
Westchnął i usiadł na skraju rozpadliny. W dole majaczył jakiś strumyk w którym pluskały się ryby o kształcie kotów.

- Czyżbyś się martwił?
Celestin od razu uniósł głowę. Tego głosu jeszcze nie znał. W powietrzu zaraz przed nim wisiał młody chłopak, który skłonił mu się z gracją.
- Twoja głowa aż pulsuje od natłoku myśli.
- To nie myśli, to stado hodowlanych wesz występowych.
– uśmiechnął się. – Kim jesteś?
- Zwą mnie Rasmes. Jestem czarodziejem.
- Witaj ja jestem…
- Celestin. Tak, materia aż huczy o tobie. Cieszę się, że w końcu się spotkaliśmy.
- Również się cieszę, gdyż może ty będziesz mógł mi pomóc.
- To zależy.
- Od czego?
- Wybierzesz się ze mną na wycieczkę?

Nie znał tego kogoś. Może to kolejna halucynacja? Ale nie ma ryzyka, nie ma zabawy.
- Dokąd?
- Po moich włościach.

- Jesteś władcą tego świata?
– „To tym bardziej jesteś niebezpieczny. Ale z pewnością też posiadasz duużą wiedzę.” Przemknęło Celestionwi przed oczami.
- Powiedzmy, że potrafię się dogadać z materią.
Cóż pozostawało monteńczykowi?
- Więc ruszajmy. – rzucił uśmiechają się półgębkiem.
- Dobrze. Najpierw jednak zajmijmy się skrzydłami dla ciebie.



W dłoni Rasmesa rozbłysła czarna kula, którą rozpędził w stronę monteńczyka swobodnym ruchem ręki, a plecy tamtego zaczęły nagle strasznie swędzieć.

***

- W wiele miejsc. - ... uśmiechnął się szeroko - Czy to jest TA Margot?
Wskazał na montenkę ruchem głowy.
- Wypchaj się i odpowiadaj konkretnie. - rzuciła oschle w odpowiedzi.
- Nie mówiłem do ciebie. - wzruszył ramionami.
- Tak, to moja ukochana kuzynka. - Ofr uśmiechnął się kwaśno i również pochylił nad mapą.
- To ona? - Miranda uniosła głowę i podrapała się po nosie.
- Czy możecie przestać rozmawiać, jakby mnie tu nie było? - Margot zazgrzytała zębami.
- Naprawdę nie rozumiem, czemu jej pomagasz. - Miranda wzruszyła ramionami i podparła się pod boki.
- To przypadkiem. Pomagam jej - Ofr wskazał cię ruchem głowy. - A teraz skupmy się na mapie.
- Ale ogólnie czy dokładnie? - zaświecił złotymi zębami.


- wolałabym raczej dokładnie – wtrąciłam i uśmiechnęłam się niepewnie.- I raczej zależy nam na czasie.
Oczywiście że zależało nam na czasie! Nie mieliśmy ani chwili do stracenia. Ale co mogłam zrobić. Musiałam cierpliwie poczekać żeby móc się zorientować gdzie konkretnie możemy się przenieść a co za tym idzie, jak zaplanować trasę. Zbliżyłam się do mapy.

- Hm dokładnie? - chłopak podrapał się po brodzie. - No to można by do Avalonu, ty Orf możesz was z powrotem do tego cudaka...
- Nie mogę. - uciął zimno Orf przyglądając się mapie.
- Nie? - Miranda zmarszczyła nosek. - Coś się stało?
- do Voddacce, Fryderyk z pewnością zna kogoś, kto przeniesie was do Usurii - chłopak kontynuował, a zegar wyraźnie wskazywał, ze zostało wam mniej niż 10 minut na decyzję.

No i zgrzyt. Bardzo fajnie, że do Fryderyka, ale skończyły mi się starocie do przehandlowania! I właściwie wracamy do punktu wyjścia. To samo miejsce w voddace, z którego tak bardzo chciałam się wydostać! Swoją drogą ciekawe czy Mandragora wciąż stoi …
Przygryzłam wargi. Żadne wyjście nie spełniało kryteriów pt.: „łatwe i proste rozwiązanie”
- avalon albo voddacce – powiedziałam bardziej do siebie niż do reszty – powrót do voddacce wcale mi się za bardzo nie uśmiecha, zresztą przydałoby się coś, cokolwiek, do wymiany … z drugiej strony avalon odpada jeszcze w przedbiegach. Nie ma najmniejszej możliwości żeby dostać się stamtąd na Kirk w mniej niż dziesięć dni, nawet przy najlepszych wiatrach.. ale vodda…
- tik tak – przerwano dość drastycznie mój monolog sugerując, że czasu już właściwie nie mamy
- no dobra, dobra- rzuciłam pospiesznie – niech będzie do Fryderyka!
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline