Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-05-2009, 13:24   #409
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zastanawialiście się dość długo nad tym, co należy zrobić. W końcu zwyciężyła propozycja udania się do Mirada, krasnoludzkiego kapłana, którego jako jedyną ważniejszą postać w Kaar-Razan, poznaliście trochę lepiej. Chociaż Elizabetha była prawie pewna, że do kuźni trafi, to w końcu wypracowaliście kompromis. Świątynia Dumanthiona nie była może po drodze, ale dzień wciąż był dość młody, zaryzykowaliście więc.
Prowadziły Alexandra i Lilla, które już nieźle poznały tą drogę. Miasto wciąż żyło swoim życiem, wypełnione przeróżnymi odgłosami, jakże jednak innymi niż te w Midd. Nie było tu głosów przekupek, nie było zapchanych targów, wszystkie transakcje niemal odbywały się w środku budynków. Za to tu i ówdzie słychać było stukot młotów, terkot wózków i wiele innych odgłosów związanych z ciężką pracą khazadów.

Mirad na szczęście wciąż był w swojej świątyni. Na wszelki wypadek nie wszyscy weszli do środka by przedstawić mu sytuację - kto wie jak mógł zareagować? Za złamanie reguł najpierw przecież mogli zamknąć Elizabethę i dopiero dochodzić prawdy i sensu, a na to mogło nie być czasu. Toteż rudowłosa i mężczyźni pozostali na zewnątrz, zostawiając rozmowę pozostałym kobietom, które kapłan przyjął w prywatnej komnacie, uważnie wysłuchując ich opowieści, a także przyglądając się pergaminowi z wyrysowaną runą. Oddał go jednak szybko.
-Wy ludzie jesteście zbyt ruchliwi i popędliwi. Czemu to akurat mnie wybraliście jako obiekt swoich zwierzeń i wątpliwości?
Popatrzył po twarzach, ale nie czekał na odpowiedź na to dość retoryczne pytanie. Uśmiechnął się chyba nawet pod brodą.
-Nie te lata już. Ale macie rację, dzieje się coś bardzo niepokojącego i chwili obecnej dzieje się to pod ziemią, jeśli macie rację.
Zamyślił się na chwilę, zastanawiając się wyraźnie nad tym co zrobić.
-Nie znam się na runach a przerysowana na papierze nie oddaje wszystkiego. Jest dziwna, owszem, ale wiele run Halgrima również było dziwnych, czasem mrocznych. A wszystkie one służyły dobru naszej rasy.
Wstał z fotela, podnosząc z kąta grubą lagę.
-Męczący to dzień, ale pójdę z wami. Wolę samemu zbadać co jest prawdą, a co wymysłem młodych umysłów. I też muszę powiedzieć, że dziś należy działać, nie myśleć. Strata Egrima... - zadrżał wyraźnie - Bardzo bym chciał, byście nie mieli racji!

Prowadzeni przez kapłana świątyni Dumanthiona nie byliście zaczepiani przez strażników. Przejście kopalniami, oświetlanymi przez solidne, górnicze lampy, było więc znacznie szybsze i sprawniejsze niż Elizabetha pamiętała to z zeszłej nocy. Mirad prowadził w milczeniu, raz tylko odzywając się do Lilli, by odpowiedzieć na zadane przez nią wcześniej tego dnia pytanie.
-Kytony to diabły. Istoty z niższych planów, kwintesencja zła i jednocześnie praworządności, która różni ich od demonów, których zresztą nienawidzą i z wzajemnością zwalczają. Same kytony to jedne ze słabszych przedstawicieli swego rodzaju, mają trochę odporności i całkowitą, mentalną władzę nad łańcuchami w które są owinięte. Niestety, by opowiedzieć dokładnie o istocie diabłów, musielibyśmy spędzić kilka dni na rozmowach o tym. Może jak kiedyś będzie czas?
Urwał, przyglądając się paladynce i badając, czy jest tego warta. Nie mówił już jednak nic więcej, prowadząc prosto do celu - olbrzymiej, naturalnej grocie, w której znajdowała się kuźnia Egrima. Elizabetha spostrzegła, że miejsce to wygląda zupełnie inaczej w dzień - lampy na ścianach i wysokim suficie palą się, zarówno zwykłym ogniem jak i magicznie, rozświetlając to miejsce w znacznie większym, chociaż dla ludzi i tak niewystarczającym, stopniu. Niespodziewanie drogę zastąpiło wam kilku zbrojnych krasnoludów, odzywając się do idącego na przodzie Mirada w khazalidzie. Nie zrozumieliście słów, tylko przekaz. Przejścia nie ma. Kapłan jednak odpowiedział im we wspólnym, tak byście i wy mogli zrozumieć.
-Jestem Mirad, kapłan świątyni Dumanthiona. Chcę porozmawiać z Egrimem, nie przeszkodzę mu w pracy na długo.
-Przejścia nie być! Rozkaz króla!
Strażnik spojrzał na niego wściekle, co było nieco irracjonalnym zachowaniem po tym, co już zdążyliście dowiedzieć się o tej rasie. Jego wspólny również pozostawiał wiele do życzenia. Lilla kierując się jakimś sobie tylko znanym instynktem wypowiedziała swoje zaklęcie i aż sapnęła. Pozwoliła sobie na cichy szept do pozostałych.
-Oni wszyscy emanują czystym złem!
Wskazała głową na "strażników", z którymi wciąż rozmawiał niczego nie podejrzewający Mirad.
-Rozkazy króla nie dotyczyły krótkiej rozmowy z Egrimem. Jak się nazywasz, krasnoludzie?
Oparł się ciężej na ladze, wyglądając na zmęczonego. Jego rozmówcy zaś już nie próbowali mówić we wspólnym odwarkując coś po krasnoludzku. Kłótnia przybierała na sile, wy jednak nic z niej nie rozumiejąc, mogliście baczniej zwracać uwagę na otoczenie. Elizabetha dostrzegła dziwną, karmazynową łunę unoszącą się mniej więcej z kuźni Egrima. Stojący z tyłu Jens dosłyszał niespodziewane kroki gdzieś z korytarza za nimi. A wszystko przerwał głośny świst bełtu, wbijającego się w pierś Mirada. Kapłan zamilkł natychmiast, robiąc chwiejnie kilka kroków w tył. Nie upadł jednak, dowodząc twardości swojej rasy. Zaś kusznik pojawił się na galeryjce, tej samej, z której poprzedniego dnia Elizabetha obserwowała kowala run.


Również był to krasnolud, ale wyraźnie różnił się od swoich pobratymców z Kaar-Razan. Był nieco mniejszy, mniej owłosiony i chyba miał nieco inny kolor skóry! Dowódca fałszywych strażników wykrzyczał jakieś rozkazy, w języku innym zarówno od wspólnego jak i khazalidu. A może to była wściekłość? Bowiem odpowiedział mu podobny okrzyk, również doprawiony nienawiścią. Dwóch kolejnych kuszników pojawiło się na galeryjce, a z korytarza za wami wypadło kilku uzbrojonych w krótkie miecze i tarcze. Teraz widzieliście ich lepiej, ich skóra była szara! Jedynie tych czterech, którzy was zatrzymali, miało normalny wygląd i dzierżyło topory. Ale wszyscy mieli teraz ten sam cel - zabić was. Mirad upadł na kolana pomiędzy wami, próbując wyszarpnąć bełt. Jego głos był chrapliwy, lecz słychać było w nim pełną nienawiść.
-Duergary!

Aldym

Z wędrówki po mieście nie wyniósł nic ciekawego. Ot, kamienne budynki wszelakiej maści, nic co mogłoby zachwycić oczy kapłana bogini miłości. Widział po drodze kilka krasnoludzkich kobiet, część z nich pozbawiona była bród, ale to i tak nie było to. Wszyscy cenili tu praktyczność, nie było powiewających sukni, pięknych na ludzki sposób świątyń i parków. Piękno tego miejsca było specyficzne i opierało się głównie na potężnych górach, otaczających zewsząd Kaar-Razan.
Do karczmy wrócił zmęczony i z lekka znudzony, zastając we wspólnej izbie tylko ludzkich strażników Amidali. Minęło już kilka ładnych godzin od wyjścia z Grobowców, ale i tak nie spodziewał się tu spotkać nikogo więcej, więc zaskoczyły go radosne okrzyki żołdaków i machania rękami.
-Pani wróciła jakiś czas temu, negocjacje skończyły się wcześniej. Była nieco zawiedziona, że cię nie spotkała. Jest na górze, zażywa kąpieli. Kazała cię przywołać, gdy się pojawisz. Niezły musi być z ciebie jebaka.
Roześmieli się wszyscy, a Aldym nie chcąc przebywać w tym towarzystwie udał się na górę, wchodząc do pokoju Amidali, gdzie na środku ustawiono ogromną balię. Kobieta siedziała w niej, zasłonięta pianą.
-Ach, witaj Aldymie. Cieszę się, że przyszedłeś, nudziło mi się już tutaj.
Jej głos ociekał słodkością, nawet aż za bardzo.
-Rozbierz się proszę.
Szybko przechodząc w nutkę rozkazu. Nie było to jeszcze takie dziwne, czasem lubiła ten ton, podczas ich zabaw. Spełnił więc jej prośbę, chociaż pewna czujność wkradła się w jego umysł. Amidala wynurzyła się z wody na tyle, by mógł zobaczyć jej duże piersi.
-Wymasuj je, proszę.
Już dotykał jej miękkiej skóry, gdy dotarła do niego inna myśl. Czy one nie były mniejsze? W ostatniej chwili zobaczył błysk wynurzającego się z wody sztyletu, który kobieta ściskała w dłoni. I jego czarny czubek, kierujący się prosto w gładki brzuch kapłana...
 
Sekal jest offline