Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 12:46   #117
mataichi
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Thaiyal

Wszyscy


Wszyscy oprócz dwójki nowych potrzebowali solidnego odpoczynku, więc wszelkie sprzeczki z gospodarzami były raczej niewskazane. Tylko jak zaufać śliniącemu się obrzydliwie karłowi i tej pokręconej kobiecie?

Thimoty nie miał wątpliwości co do odpowiedzi na to pytanie i mimo nieprzyjemnego wzroku niziołka, wciąż celował prosto w jego łepetynę z colta. Karolinka i Dagata były nieprzytomne, a ten dziwoląg najwyraźniej próbował się zająć nimi na samym początku.

- Niech pan-smaczny się nie burzy. – karzełek swoim miniaturowym palcem wskazującym trącił lekko lufę broni, po czym uśmiechnął się szeroko, powodując, iż kolejna obfita dawka śliny ujrzała światło dzienne.

- Pani Verta powiedziała, że mam pomóc, to pomogę bez żadnych ekstra mniam-mniam-gryzów. – jego słowa jednak nie brzmiały w żadnej sposób zachęcająco.

Chyba nie chcecie sobie niczego wyziębić w tym paskudnym pomieszczeniu prawda?! – zwrócił się do wszystkich. – A pan Jołki-Połki zaprowadzi was do miłego pomieszczenia gdzie zregenerujecie siły i będziecie mogli popytlować do woli. A ty panie-smaczny, niech pan sam ciągnie zagryz…kobiety ze sobą.

Nikczemnej postury postać odwróciła się i zaczęła dreptać niczym kaczka w kierunku jednego z licznych wyjść z ogromnego pomieszczenia. Po kilkunastu metrach odwrócił się mrucząc coś i marudząc pod nosem, zważywszy, że reszta raczej nie kwapiła się do tego, aby udać się za nim.

- Na co czekacie?! Ruchy, ruchy…


Nie było za wiele czasu na wymianę uprzejmości z dwójką nowych istot, nie licząc radosnego powitania Lorelei przez Jestem, który nie odstępował swojej pani ani na krok. Acheont spoglądał na to dziwnie zatroskany, lecz przynajmniej do tej pory nie skomentował dziwnego roślinnego pupila, na którego mógłby znaleźć zapewne niejedną teczkę.

Niaa przestraszona wszystkim co się wokół niej działo milczała i z wielką ostrożnością trzymała się w bezpiecznej odległości od pani Czarodziejki, która w tym momencie mogłaby dostać tytuł „ulubienicy dziwnych istot”. Kotołaczka wciąż jednak zachowywała się nieswojo, a jej wewnętrzna lokatorka najwyraźniej musiała dostać niezłego łupnia podczas starcia z Karolinką - tak przynajmniej mogła zakładać Obdarzona, lecz jak było naprawdę?


Shaffer obserwował z ciekawością przybyłych, którzy wydawali mu się zbieraniną niezwykle ciekawych osobowości…a przynajmniej istoty, które były przytomne. Niestety jego przybycie zostało niemal niezauważone, przez sprzeczkę z karzełkiem, w którą wdał się żołnierz. No cóż, zamierzał to również skrzętnie wykorzystać i przyjrzeć się bliżej klaunowi – ich przewodnikowi. Mężczyzna nie zauważył nic specjalnego oprócz niewielkiego tatuażu na szyi, wyglądającego jak numer seryjny…

103520e

Nie miał jednak czasu przyjrzeć się bliżej, ponieważ karzełek, czy też pan Jołki-Połki jak sam się tytułował, zaczął poganiać wszystkich do wymarszu i sam podszedł do jednych z drzwi. Naukowiec, choć nikt tego od niego nie oczekiwał pomógł nieść mała dziewczynkę, ubraną w czerwony strój i trzymającą kurczowo w małej dłoni niewielką parasoleczkę.

Thimoty zabrał Dagatę i razem z resztą udali się za dziwadłem…


- Nie zbaczać ze ścieżki, nie dotykać niczego! – krzyknął karzełek niczym przewodnik oprowadzający wycieczkę po muzeum. Większość jednak osób nie interesowała się tak czy inaczej pomieszczeniami, przez które przechodzili, byli po prostu zbyt wyczerpani by zwracać uwagę na otaczające ich cuda techniki. Mercurius i Acheont wręcz przeciwnie. Pierwszy kierował się ciekawością wiedzy, drugi był po prostu ciekawskim stworzeniem.

Ich uwagę w szczególności przykuła długa komnata o organicznych ścianach, przypominających pancerzyk owada, niepasująca do całej reszty.


Była wypełniona dziwną przezroczystą, ciekłą substancją i jedyną bezpieczną drogą przez nią, była niewielka kładka, po której właśnie stąpali. Coś jednak znajdującego się po powierzchnią płynu nie dawało spokoju Shafferowi. Przystanął i wytężył wzrok, aby w końcu dostrzec, że całe dno „stawu” wypełniały kokony. Ich powierzchnie pokrywały dziwne symbole, które po kilku sekundach wpatrywania się w nie układały się w…liczby.


- Ty tam z tyłu, nie ociągać się! – przewodnik zdecydowanym głosem pogonił profesora.


Reszta spaceru nie trwała długo i już po kilku minutach wszyscy stanęli przed metalowymi topornymi drzwiami. Pan Jołki-Połki jedynie podszedł do nich, a wejście automatycznie otworzyło się ukazując piękne pomieszczenie, niesamowicie jasne, kontrastujące z mrokiem korytarza.


Przewodnik sam wsunął się pierwszy do środka i gestem dłoni zachęcił pozostałych do wejścia.

Każdy, kiedy przekroczył próg poczuł niezwykle przyjemne ciepło bijące zewsząd. Uspokajało i sprawiało, że bolesne ślady niedawnych walk nie doskwierały już tak bardzo.

- To jest pomieszczenie regenerujące z pełnym wyposażeniem i przede wszystkim z am-am-zapasami. – wyjaśnił klaun.

Dagata ocknęła się w ramionach Thimotiego zaledwie po kilku chwilach spędzonych w pokoju, choć nie miała wciąż sił, aby stanąć o własnych siłach. Niestety reakcja Karolinki nie była taka sama i mała wciąż nie okazywała żadnych znaków poprawy. Spalone liście Jestem szybko zaczęły się regenerować, razem z siłami pozostałych.

- No cóż miłego pobytu…- karzeł nie widząc więcej, w czym mógłby być pomocny kaczym chodem podreptał do drzwi i odwrócił się gwałtownie jakby o czymś zapomniał. – Aaaa właśnie!

Pomponiki na jego czapce drgnęły i wystrzeliły z oszałamiającą szybkością w kierunku Karolinki niczym macki. Shaffer w odruchu próbował zasłonić ją własnym ciałem, lecz nie był na tyle szybki. Potężne uderzenie w klatkę piersiową pozbawiło go oddechu i powaliło na ziemie, a liny owinęły się wokół dziewczynki w mgnieniu oka wyciągając ją z pomieszczenia.

- HAHAHAHAH!

Usłyszeli jeszcze szaleńczy śmiech karła zanim w miejscu drzwi pojawiła się ściana.

Zostali sprowadzeni do miejsca gdzie mogli zregenerować siły i jednocześnie stali się więźniami? Wydawało się to wyjątkowo nielogiczne…

Coim pozostawało poza odpoczynkiem?
 
mataichi jest offline