Wątek: Viva Allracja!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 12:59   #93
Markus
 
Markus's Avatar
 
Reputacja: 1 Markus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znanyMarkus wkrótce będzie znany
Awanar leżał spokojnie na łóżku, z rękami założonymi za głowę i spojrzeniem wbitym w drewniany sufit pokoju. Mapy i tak okazały się lepsze niż się tego spodziewał, choć dodatek w postaci nachalnych reklam nieco rozbawił człowieka. Z każdą kolejną sekundą, Helderion był coraz bardziej pewien, że trafił do raju. Żeby tylko stróże prawa nie byli nazbyt nadgorliwi i nieprzekupni, a zaiste Allracja miała sporą szanse, by człowiek zamieszkał tu na stałe. Oczywiście, o ile Tkaczka mu na to pozwoli. W końcu jego pani nigdy nie była nazbyt wyrozumiała i dobrotliwa, ale któż wie, może właśnie to miasto wybierze na miejsce swojego powrotu?

”Zrelaksować się i odprężyć.”

Helderion wciąć i wciąż powtarzał to jedno zdanie, niczym zaklęcie. Zupełnie jakby miał nadzieje, że ciągłe myślenie o jednym cokolwiek zmieni. W rzeczywistości jednak nie mógł się opanować. Czuł jak ogarnia go podniecenie na samą myśl o nagrodzie, która na niego czekała. O tak, chwila, w której jego myśli łączyły się z umysłem bogini, była za każdym razem jedyna i niepowtarzalna. Awanar doskonale wiedział, że dostąpienie wizji zsyłanych przez Tkaczkę było największym wyróżnieniem za lojalną służbę.

Zaczęło się jak zwykle – spokojnie i niezbyt miło. Uczucie ciepła w okolicach karku, lekkie zawroty głowy i dziwny posmak w ustach. Zaraz po tym do uszu Awanara zaczęły docierać niewyraźne i ciche odgłosy otoczenia, na które wcześniej nie zwracał szczególnej uwagi. Gdzieś w głównej izbie karczmy trwała głośna dyskusja, a podniesione głosy rozmówców i błagalne prośby karczmarza świadczyły, że rozmowa wkrótce może przerodzić się w bójkę. Na miejscu gospodarza, Awanar zamiast uspokajać gości, zacząłby już chować co cenniejsze przedmioty. Jednak na całe szczęście, ta sytuacja wcale go nie dotyczyła, a moment wyostrzenia zmysłów przeminął równie nagle, jak się rozpoczął. I właśnie wtedy nastąpiła ta chwila… krótka chwila objawienia, perfekcji, połączenia z Tkaczką.

Wirujący świat przyśpieszył tak bardzo, że rozmazał się przed oczami Helderiona w chaotyczną mozaikę, która zaiste musiała być dziełem szaleńca. Część barw w jednej chwili przygasła, stając się bardziej szara, schodząc na drugi plan. Inne, przypominające długie pociągnięcia pędzla, splotły się ze sobą i utworzyły wielobarwną kulę. Mężczyzna czuł się, jakby jakaś siła oderwała go od łóżka i unosiła w kierunku tej błyszczącej bryły, a równocześnie niejasno zdawało sobie sprawę, że jego dłonie spazmatycznie zaciskają się na szorstkiej pościeli.

Nagle barwna kula eksplodowała, rozlewając najrozmaitsze barwy przed oczami zdumionego mężczyzny. Kolory zdawały się spływać po jakiejś gładkiej, niewidocznej powierzchni, pozostawiając jednak za sobą nowy obraz..

Głowa Awanara odchyliła się gwałtownie do tyłu, a z pomiędzy mocno zaciśniętych warg wyrwało się ciche westchnienie.

Jakiś odgłos rozdarł zasłonę ciszy, która spowiła świat wraz z początkiem wizji. Teraz ten dźwięk wypełniał wszystko, odbijał się echem w głowie Helderiona i pustce, która go otaczała. Wydawał się uzupełnieniem rozmazanego obrazu zawieszonego przed twarzą mężczyzny. Obrazu przedstawiającego olbrzymi budynek o ścianach wzniesionych z kości i czaszek. Czy to była świątynia jakiegoś boga śmierci? Dom Kości? Ten widmowy odgłos przypominał zawodzenie potępieńców, więc to może zaświaty?

Podczas, gdy umysł człowieka dryfował niesiony falami narkotycznego transu, na dole karczmy w końcu rozgorzała awantura i w ruch poszły kufle, butelki i pięści. Jakiś przedmiot, rzucony przez mocno podbitego klienta, z głośnym trzaskiem rozbił się o ścianę ponad głową karczmarza i zasypał młodego człowieka deszczem szklanych odłamków. Piętro wyżej, kolejne gwałtowne skurcze sprawiły, że ciało Awanara przetoczyło się na brzuch, omal nie spadając z niezbyt dużego łóżka.

Obraz gwałtownie pękł ze świdrującym, nieprzyjemnym odgłosem, który nasuwał na myśl równoczesną wizję dartego materiału i pękającego szkła. Fragmenty płótna zaczęły wirować w dzikim tańcu, a krople farby odrywały się od ich powierzchni i nieruchomiały w ciemności, która przesłoniła umysł mężczyzny.

”Patrz, słuchaj i pamiętaj! Moja moc zniszczy cię i obróci w proch…” – głos Tkaczki był jak zawodzenie wichury, a jednak dla Awanara wydawał się najcudowniejszym ze wszystkich, jakie kiedykolwiek słyszał – „… bym mogła wykuć cię na nowo!”

Zawieszone w powietrzu krople nagle zajaśniały niewiarygodnie jasno, a każda z nich stała się gwiazdą widoczną na nocnym niebie. Mężczyzna stał na skalistej wysuszonej ziemi, która rozciągała się we wszystkich kierunkach tworząc rozległą równinę. W jakiś sposób to miejsce zdawało się znajome, choć Helderiona nie mógł sobie przypomnieć skąd je znał.

Poza człowiekiem było tam coś jeszcze, Awanar wyczuwał to, choć nie potrafił dostrzec. Coś tak samo obcego, jak ta skalista pustynia, ale zarazem coś bardzo dla niego ważnego…

I właśnie wtedy gwiazdy zgasły i wszystko spowił cień. Awanar przez dłuższą chwilę leżał nieruchomo na ziemi, a jego oddech był płytki i urywany, jakby miał problemy z zaczerpnięciem powietrza. W końcu jednak wszystko się uspokoiło i mężczyzna wolno uniósł powieki. Oczy zapiekły w odpowiedzi na gwałtowne uderzenie światła, które wydawało się jaśniejsze niż być powinno. Pomimo to mężczyzna ostrożnie podniósł się na nogi. Świat zawirował gwałtownie, ale Awanar zdołał ustać na nogach. Starannie otrzepał nieco ubrudzony strój, przygładził ręką włosy i ruszył do wyjścia. Miał jeszcze kilka spraw do załatwienia.

Już wcześniej słyszał odgłosy, które sugerowały, że ta karczma wkrótce przestanie być nowiutka. Gdy schodził po schodach do głównej sali, miał okazję przekonać się jak bardzo miał rację. Kilku podpitych klientów najwyraźniej nie spodobał się wystrój gospody i postanowili urządzić niewielkie przemeblowanie, używając do tego wszystkie, co nawinęło im się pod rękę, włącznie z głową kolegi siedzącego obok. Podczas gdy Awanar schodził po schodach, poprawiając zakrywające dłonie skórzane rękawiczki, jakiś mężczyzna został przerzucony przez barierkę i wylądował przed sługą Tkaczki. Karczmarz, który był właśnie tym nieszczęśnikiem, spojrzał oszołomionym spojrzeniem na Awanara i z trudem wyjąkał:

- Demolują mi lokal...
- Doprawdy?
– ironicznie odparł zagajony. – Chyba powinien wezwać pan straż.

Nie zwracając już więcej uwagi na gospodarza, Awanar zręcznie przestąpił ponad nim i zszedł na dół. Ostrożnie posuwając się tuż przy ścianie i unikając wszelkich szybko latających obiektów zdołał jakoś dotrzeć do wyjścia, nie tracąc w między czasie żadnej kończyny i nie zyskując kolekcji sińców i zadrapań. Może zasługą tego był fakt, że goście karczmy byli zbyt zajęci sobą, by dodatkowo przejmować się Awanarem? Tak, czy inaczej mężczyzna szybko zostawił za sobą gospodę „Pod Złotym Mieszkiem”, która właśnie przechodziła swój chrzest bojowy, i zniknął wśród uliczek Targowiska.

***

W Allracji nie brakowało osób chętnych do oprowadzenia Awanara po mieście. Można powiedzieć, że przewodników było na pęczki, ale jakoś żaden z nich nie wyglądał na godnego zaufania. Właściwie, niektórzy wyglądali jakby sami nie mieli bladego pojęcia o mieście, a jedynym znanym im miejscem była pobliska ciemna uliczka, gdzie zaczaili się ich „przyjaciele” wyposażeni w różne narzędzia do robienia krzywdy bliźniemu. Takie osoby Awanar omijał szerokim łukiem, starając się znaleźć kogoś o nieco przyjemniejszej twarzy.

W końcu natrafił na ślad młodej diablicy, która ponoć od urodzenia wychowywała się na ulicach Allracji i zdołała dobrze je poznać. Dziewczyna często robiła za posłańca, doręczycielkę i przewodniczkę. Najprawdopodobniej była w miarę uczciwa, skoro żaden z jej dotychczasowych pracodawców nie postanowił uciąć jej ręki, języka, albo jakiejś innej części ciała. Awanar nie miał jednak wątpliwości, że w Allracji nie można nikomu spokojnie zaufać, więc miał zamiar zachować ostrożność.

Znalezienie Sheily, bo właśnie tak dziewczyna miała na imię, nie okazało się szczególnie trudne. Wystarczyło zaczekać na nią w jakiejś podrzędnej spelunie, gdzie miała dostarczyć ostatnią tego dnia przesyłkę. Awanar dysponował opisem diablicy więc był pewien, że nie przegapi jej przybycia. Zajął więc pierwsze wole miejsce jakie nasunęło mu się pod rękę, a z którego miał dobry widok na wejście do karczmy, i czekał cierpliwie. Miał tylko nadzieje, że Sheila zjawi się bez zbędnego spóźnienia. Inaczej czas tu spędzony poszedłby na marne, a Tkaczka bardzo nie przepadała za marnotrawieniem czasu. W końcu jednak Awanar doczekał się przybycia przewodniczki.


Jej czarcie pochodzenie widoczne było na pierwszy rzut oka, choć twarz dziewczyny budziła nadzwyczaj sympatyczne wrażenie. Jak na diabelstwo wyglądała całkiem przyjaźnie, co wcale nie oznaczyło, że taka jest w istocie. Awanar nie miał złudzeń, sam był dobrym przykładem tego, że książki nie należy oceniać po okładce.

Mężczyzna spokojnie poczekał, aż Sheila załatwi własne sprawy, a gdy dziewczyna skierowała się do wyjścia, wstał i ruszył w jej kierunku, już w połowie drogi wołając ją po imieniu. Diabelstwo obejrzała się przez ramię i zmierzyła Awanara zaciekawionym spojrzeniem. Najwyraźniej ta krótka obserwacja wypadła pomyślnie dla sługi Tkaczki, ponieważ przewodniczka odsunęła się od wyjścia i oparłszy się o pobliską ścianę spokojnie czekała, aż mężczyzna podejdzie.

- Sheila, zgadza się? – upewnił się Awanar.
- Taa, a ty kto? – spytała w odpowiedzi.
- Marduk Ungart – odparł bez wahania. – Ponoć trudzisz się oprowadzaniem obcych po mieście. Chciałbym wynająć cię na kilka dni do takiej właśnie roboty.

Dziewczyna wahała się przez zauważalną chwilę, niepewnie patrząc to na twarz rozmówcy, to na sakiewki, które miał przyczepione do pasa. Widząc, gdzie kieruje się wzrok diabelstwa, Awanar dodał ściszonym głosem.

- Ile żądasz za swoje usługi? Nie jestem żebrakiem, mam pieniądze, więc pewnie dojdziemy do porozumienie.
- Tak, pewnie tak
– przyznała jakby niechętnie – Ale cena zależy od tego, co chcesz zobaczyć.
- Wszystko, co może być interesujące. Nie obchodzą mnie sklepy, speluny, czy inne głupoty, które tak nachalnie reklamuje się na mapach sprzedawanych przez gildię. Jestem w tym mieście nowy, ale mam zamiar zabawić tu przez dłuższy czas. Chciałbym pozyskać trochę znajomości. Rozumiesz o czym mówię?
- Tak, ale musisz być naprawdę głupi, żeby mówić tak otwarcie w miejscu takim jak to
– na jej twarzy ukazał się nieco ironiczny uśmiech.
- Może, ale mam czym zapłacić za twój trud. A to, czy wkrótce skończę w najbliższym rynsztoku bez pieniędzy, a za to z nożem w sercu, to już nie twój interes. To jak, bierzesz te robote, czy mam szukać kogoś innego?
- A jaką masz pewność, że cię nie wystawię jakiejś bandzie rabusiów w zamian za cześć zysków?
– spytała zaciekawiona.

Awanar uśmiechnął się jedynie w odpowiedzi. Nie był to jednak ten sympatyczny uśmiech jaki zazwyczaj gościł na jego twarzy. Tym razem był to raczej niezbyt przyjazny grymas.

- Zawsze możesz się przekonać – odpowiedział.- Wątpię jednak, żeby którekolwiek z nas miało na to ochotę. A zatem, jak będzie? Chcesz te prace, czy nie?
 
Markus jest offline