Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 18:14   #286
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Kiedy weszła do karczmy, oberżysta nerwowo spuścił wzrok, wycierając ladę. Goście przy stoliku powiedli wzrokiem za krągłymi udami i kiwającym się na boki w rytm kroków kocim ogonem. Vari oparła się o ladę, wystawiając celowo na widok swoje duże to i owo
- Coś podać...?
- Nie. Czy ktoś zostawił dla mnie przesyłkę?
Karczmarz zmieszał się wyraźnie, szukał odpowiedzi, zbyt długo. Mężczyźni stojący przy drzwiach obserwowali czujnie, zwłaszcza jeden, w drogich, zdobionych szatach.
- Em... przesyłkę...? – karczmarz nieudolnie udając, że szuka, zajrzał pod ladę. - Emmm... obawiam się, że... nie...
- Nie? – zdziwiła się i przeraziła Vari.
Gatenowhere zbyt dobrze usłyszał oburzenie w jej głosie i powolnym krokiem ruszył w kierunku kontuaru.
- Szanowna pani... panie... – karczmarz podniósł wzrok na nadchodzącego mężczyznę.
- Tak? – zmrużył oczy Gatenowhere.
- Był tu ktoś... a-ale Berithi...
- Berithi? – pisnęła Vari.
- Co z Berithim? – nalegał Gatenowhere.
- Ją zabrał...! Przesyłkę... chyba... – znów nieudolnie szukał pod ladą. – Wybaczcie...! Tak, panie! K-kazał przekazać, że...
- To twoja wina! – krzyknęła Vari, odwracając się. – Berithi nas prześladuje przez ciebie!
- Nie uczyniłem nic, co mogłoby...! – Rin urwał, kiedy Gatenowhere uniósł dłoń.
- Jak wyglądał? – spytał zimno karczmarza mężczyzna w drogich szatach.
- Kto, panie?
- Berithi.
- M-miał srebrne włosy i nosił...
- Wynośmy się stąd - syknął Deen. – Berithi będzie nas szukał!
- To jego syn – mruknął Gatenowhere. – Ten półelf. Berithi nie będzie go bronił, on chce go zabić.
- Najwyraźniej chce zabić nas także! – warknął Deen.
- Więc oddałeś temu srebrnowłosemu naszą przesyłkę? – spytał Gatenowhere i nie czekając na odpowiedź zacisnął w pięść uniesioną dłoń.
Jego rękę pokryły płomienie, karczmarz wrzasnął, stając nagle w ogniu. Rzucił się do rozpaczliwej ucieczki i biegał po kuchni, wymachując rękami, tarzając się po ziemi, wylewając na siebie każdą znalezioną ciecz z garnków i mis; wodę, zupy, gulasz.... ale płomienie nie gasły. Goście zerwali się od stolika, powoli i czujnie usuwając się do kąta z bronią w ręku.
Zwabiony krzykami mały chłopiec, posługacz, zszedł ze schodów. Gatenowhere ucapił go błyskawicznie na ubranie i uniósł do góry, przyciskając piszczące dziecko plecami do ściany.
- Dokąd udali się ci, którzy byli ze srebrnowłosym elfem?
- Którym elfem?!
Potrząsnął dzieckiem i uderzył nim znów o ścianę.
- Poszli do Fangorn!!! – wypłakał chłopiec.
Przy kontuarze zwalił się z hukiem skwierczący, płonący trup karczmarza. Gatenowhere puścił dziecko i ruszył ku drzwiom.
- Fangorn – mruknął. – Zostawiłem tam coś...
- Idziemy za nimi? – spytał z wahaniem Deen.
- Mają Oko Abazigala – odparł bezdusznie Gatenowhere. – Moje Oko Abazigala! Skoro ten półelf wziął przesyłkę, mają też Pióro Avadriela. Nie możemy tu zostać jeśli Berihi na nas poluje.
- To jakaś różnica? Demon może dopaść nas wszędzie!
- Zobaczymy.
* * *
Drow podniósł się i wyprostował. Przycupnąwszy na dachu, doskonale słyszał wszystko przez otwarte okna. Widział mężczyzn i chimerę kotkę wychodzących z tawerny, czuł swąd palonego mięsa, słyszał krzyki dziecka. Fangorn. A więc udała się tam razem z resztą. A Ray`gi?
* * *
Szamil; Liznąłeś eliksiru. Hm, dobre. Słodkie, orzeźwiające takie.

Barbak
, Sathem; Czaicie się na schodach. W końcu Barbak daje sygnał i z gracją, orkowym kopem wywala drzwi, z hukiem otwierając je na oścież.

Wszyscy; Z góry dobiegł przerażony głos starszej kobiety!
- Łojoj!!! Synku!!!

Barbak, Sathem; Zdębieliście, kiedy na mrocznym i zagraconym poddaszu ujrzeliście sędziwą babuszkę, stojącą tuż przed wami i w szoku wpatrującą się w was. Stała z uniesioną ręką, jakby chciała otworzyć drzwi nim ork je kopnął!



- Łojoj, goście, dzieci kochane, aleście mnie przestraszyły! – wyznała zakłopotana babuszka. – Nie usłyszałam was jak weszliście, skarby, łojoj, się wystraszyłam! – uśmiechnęła się dobrotliwie, ukazują resztki zębów.
Ruszyła ku wam, zapraszająco wyciągając ramiona, jakby do uścisku. Zdezorientowani totalnie zaczęli schodzić tyłem po wąskich schodach, z zakłopotaniem i głupimi minami uciekając przed nacierającą babcią, która koniecznie chciała was uściskać na powitanie. Nie zdążyliście wobec całej sytuacji dostrzec zbyt dobrze co było na ciemnym i zagraconym poddaszu. Zeszliście na dół, babuszka zeszła za wami.

Wszyscy; Babuszka przykuła na moment wasza uwagę. Gdy po chwili w szoku zerknęliście odruchowo na sufit i podłogę, czerwonych plam już tam nie było!

Babuszka kręciła się mozolnie po izbie, oglądając was, mrużąc oczy, chyba ledwo widziała i musiała was obejrzeć z bliska.
- Łojoj, siadajcie, proszę, gość w dom bóg w dom... Dzieci drogie… Usiądźcie, zjedzcie coś, tak marnie wyglądacie, skarby!… Może szyneczki, słonko? Kiełbaski byś nie zjadł? Wypijże trochę soku z malin, dziecko, blada jesteś strasznie! – powiedziała do Nizzre. - Łojojoj, dzieci kochane, ależ tu dziś rano huragan przeszedł! Cały bród z lasu wywiał do chaty! Strzepnijcie ino i siadajcie! Skarby moje, nie wiecie, jakie wiatry po tym lesie hulać potrafią, łojojoj! Weź se dziecko szal jakiś, gola jesteś, nerki przeziębisz! – popatrzyła z litością na Nizzre. – Skarbie drogi, bój się boga, gdzieżeś tę rękę wsadził?! – załamała ręce na widok Szamila. – Noooo, tego to mamusia dobrze karmiła! - pokiwała pochwalnie głową na Barbaka. - Weź skarbie trochę maści, zaraz, gdzieś tu była, straszne bąble masz, co to, słońce cię spiekło, czy ognisko?! Gorzej jak spieczony chleb, słonko! A ten znowu kuleje! – zerknęła na Sathema. – może proszku na gangrenę? Co cię ugryzło, dziecko drogie? Niedźwiedź jaki? Łojoj, słonko, z taką nogą daleko nie zajdziesz! Trza ci lekarza jakiegoś, nie po lasach się szwendać! No, dzieci kochane, mówcie, czego wam trzeba, co was przygnało w te strony? Oh-ojojoj! – zaczęła po chwili zawodzić. – Późno już, dzieci kochane, a mąż rugi dzień nie wraca z puszczy! Poszedł ino, stary a głupi, w las, drew narąbać, mówię mu; przecie przychodzą tu młodzi, silni, zdrowi, poproś no którego, ale nie, musiał iść! Lata już nie te, dzieci kochane, nie wrócił pod wieczór, wyglądam, poszłam, ale ino tylko za próg kawałek się wyjdzie, dzieci drogie, bo ja już stara jestem, daleko nie mogę. I nic to wołać, wyglądać! A ja przecie stara w las nie pójdę taki kawał go szukać! Był tu z godzinę temu, z samego świtu, młodzian taki, w płaszczach, diademach na głowie, powiedział, że mąż nie wróci, łojojoj! Ale powiedział, że go poszuka, a ino zjawi się tutaj taki z długimi uszami srebrnymi włosami i coś dla niego zostawił...
Babuszka zaczęła szperać po kątach.
- O, dziecko, to zostawił – babuszka podała małą skórzaną torbę Isendirowi. – Weź, synku, to dla ciebie dał.



Isendir;
Zajrzałeś do niewielkiej skórzanej torby myśliwskiej. Był tam tylko nóż myśliwski w pochwie, stary, o porysowanym mocno ostrzu; widać, że był często używany, miał też ułamany kawałek rękojeści.



Wszyscy;
Babuszka machnęła rękoma, oburzona na widok noża.
- Łoh, dziecko drogie, uważaj, ino się jeszcze potniesz! Jakie to prezenty dzisiaj dają, bój się boga!
Usiadła na stołku, westchnęła.
- Nie idziecie przypadkiem w las, cobyście tędy wracali? Może mojego męża spotkacie?

Szamil;
Czekasz w progu chaty, obserwując las. Kiedy wszyscy zajęci są Babcią, ty nadal sprawdzasz co dzieje się na zewnątrz i nagle...
Coś się poruszyło!...
Jakiś cień! Jakiś...! Mgły...? Poranne mgły w lesie, ale coś tam jest, za drzewem! Skupiasz się, wytężasz wzrok. Po chwili wychwytujesz znów ruch nieopodal, w innym miejscu, i w gąszczu lasu dostrzegasz postać elfki!



Elfka mówi coś do siebie, ale zbyt cicho, nic nie słyszysz! Nagle odwraca głowę w twoim kierunku i zapraszająco wyciąga ku tobie rękę!
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline