Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 20:04   #12
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Tavarti przymknęła oczy przyglądając się Alweronowi. Rzeczywiście był niczego sobie. Teraz już nie dziwiła się tej elfce, którą spotkała w łaźni. Jak ona się też nazywała...


Westchnęła w odpowiedzi na prośbę uzdrowiciela.

Łatwo mu mówić. On nie musi zmagać się ze sobą, swoją pamięcią i kamieniem. A i jeszcze hurlg powoduje senność, bezwładność członków.

- Spróbuję. - schyliła głowę, palce delikatnie oplotły się na kamieniu.

Alkohol ułatwił pozbycie się niepotrzebnej bieganiny myśli, koi emocje, wszystko zlewa się w pustkę.

Co pamiętam? Wszystko zdaje się znajome jak przez mgłę. Inne rasy, zaskoczyły mnie, ale zdawały się takie swojskie. Tłuste jedzenie, które piekło w gardło i zostawiało ślady na rękach, ustach. Pieczęcią też odbił się ten wzrok tamtego mężczyzny.

Ale to wszystko zdarzyło się dziś.

A co wcześniej?
Pustka.
Tavarti zacisnęła mocniej powieki.

Nie.
Wcześniej był kamień.
I ogień.
Płomienie. Smród, duszące opary płonących materiałów. Ból potłuczonych kości. Przerażenie na widok magicznych kul. Powietrze naelektryzowane magią ścinało z nóg. Wrzaski przerażenia, trzaskanie poszycia statku, zagłuszone komendy kapitana, szybkie spadanie i zastraszająco szybko zbliżająca się ziemia.
I kamień, który tak kurczowo trzymał elf. Elf rzucający zaklęciami w przeciwnika, który sprawnie skrył się w cieniu. Kim jesteście?
A potem wrzask.
I czemu dajesz mi go? Dlaczego? Nie, nie, nie to boli!

Z przerażenia otworzyła oczy. Niemożliwe.

To nie był sen?

Nie mógł być snem...Tavarti drżała, strach przeszywał jej serce niczym miecz. Im dłużej się skupiała tym wydarzenia zdawały się wyraźniejsze. Nie musiała zamykać oczu, żeby tam być. Postać z która walczył wytatuowany elf...pamiętała! Owa postać zakryta cieniem stawała się coraz wyraźniejsza, postać humanoida okryta szatą czy...całunem? Gnijące mięso i wnętrzności, blada...trupioblada skóra...jak u topielca...przerażające czarne oczy, których spojrzenie przenikało przez jej ciało.


Sztylet...nie...krótki miecz, kunsztownie zdobiony...chciała... Tavarti czuła, że chciała go użyć wspomóc tego elfa, zanim nieumarłe stworzenie okryte całunem cieni zniszczy i jego i ją i statek.
Ale strach sparaliżował ją wówczas...on patrzył...to stworzenie patrzyło na nią. Nie! Ono patrzy teraz! Te nieludzkie oczy wkręcały się w jej duszę, pochłaniając ją. Cały świat zniknął. Znów była na tym spadającym statku, ale tym razem wytatuowany elf nie interesował stwora...To ona go interesowała. On szedł by jej zabrać klejnot, rozerwać jej ciało niczym szmacianą laleczkę i pożreć duszę ...Był coraz bliżej, już tylko parę kroków!
Czuła jak czyjeś dłonie zaciskają się na niej ...ale nie dłonie tej bestii...Ktoś ją wołał, łagodny, acz donośny głos. Tavarti! Ona miała inne a ten stwór, on chce...a może nie on, ten co stoi za nim...on jest marionetką. Ale i tak ją przerażał i był coraz bliżej Tavarti !
„To nie jest moje imię!” Przemknęło jej przez myśli i zacisnęła dłonie na mieczu...Nie!.. na klejnocie...Imię! Imię jest ważne. Tavarti to silne imię, dla silnej kobiety! Tak, znała skądś to imię. Skupiła się na nim, stwór coraz wolniej zbliżał się do niej z coraz większym trudem przedzierał się przez marę...nieumarłą twarz wykrzywił grymas wściekłości...Wspomnienie, a może...coś innego. Znikło.
Przed sobą Tavarti widziała przerażoną twarz Alwerona, a obok niego równie zmartwioną Damarri.
- Tawarti! Co ci się stało? Wyglądałaś, jakbyś śniła jakiś koszmar na jawie!
Teraz czuła te dłonie, elf trzymał ją w okolicy ramion, dłońmi silnymi, acz delikatnymi. A Tavarti, zaciskała dłonie na kamieniu.

- Ja...
- uśmiechnęła się blado i przetarła spocone czoło dłonią - chyba jeszcze nie jestem zbyt silna. Powiem jutro.

Jutro. Ciekawe, czy jutro też wszystko zapomnę. Będzie czysta kartka ponownie. Oby nie, bo warto kończyć to, co się zaczęło.


Alweron chyba coś powiedział. Zamrugała.
- Powiem rano, przed badaniem. - uśmiechnęła się i powoli wstała. - A teraz już bym się położyła, drogi opiekunie.

Podeszła do okna i przyjrzała się wymykającemu się z zakamarków cieniowi. Słońce już schowało się za horyzontem, poszukując chwili odpoczynku. Postacie na ulicach zmieniły się w bardziej "zabawowych" i odważnych. Przeszedł ją niemiły dreszcz. Cienie, zaraz nadejdzie noc. I jeszcze ta sytuacja sprzed chwili.

Kto mi kazał uciekać? To byłam ja sama czy jednak ktoś czaił się zza zakrętem? I skąd wiedzieli o kamieniu?


No prawie go zgubiła, to prawda. Czyli wśród nich był ten sprzed kilku godzin? Westchnęła.
- Damarri, - zatrzymała ją zanim ta opuściła pokój - zostałabyś ze mną na noc?
Przymrużyła oczy i oparła się o parapet.
- Tyle się dzisiaj zażyło. Poczułabym się... bezpieczniej.
Damarri uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne złociutka, tylko jeszcze omówię kilka spraw dotyczących świątyni z Alweronem i przyjdę do ciebie. Możesz się już rzucić na wyro.

Tavarti została sama. Tylko na chwilę. Robiło się chłodniej. Po upalnym dniu, wilgoć wieczora zdawała się ukojeniem dla białego miasta. A przynajmniej dla pleców dziewczyny. Miała wrażenie, że ktoś ją obserwuję, ale postanowiła się nie oglądać. Podeszła do miski z wodą i ochlapała sobie twarz. Była zmęczona, leciała z nóg. Zwłaszcza ten bieg...

...ten niezwykły bieg, który płynął z kamienia. Kim jesteś?


Wyjęła klejnot, ale nie pozwoliła księżycowi zbyt długo przeglądać się w jego powierzchni i schowała go pod poduszkę. Zdjęła szatę, porzucając ją na pobliskim krześle i zaległa przy ścianie pod kocem. Kilka chwil później pojawiła się Damarri. Tavarti odwróciła się w jej stronę z uśmiechem.
- Myślałam, że już śpisz. - orczyca szybko wyskakiwała ze swojej szaty.

O Garlen, ona rzeczywiście ma czym oddychać.


- Czekałam na ciebie.
- dziewczyna w odpowiedzi wystawiła język i przesunęła się pod ścianę.
Damarri zaśmiała się.
- Oho! Nie powinnam ci była tyle nalewać tego hulrgu.
I położyła się obok Tavarti.

Zamknę oczy i słyszę jej oddech. Wiem, że tu ktoś jest. Nie jestem sama. Więc mogę już... spokojnie... iść... spać...
Dziewczyna nieświadomie przytuliła się do orczycy i zasnęła.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline