Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 22:02   #14
Heero00
 
Heero00's Avatar
 
Reputacja: 1 Heero00 nie jest za bardzo znany
Woda i Ogień przecięte Piorunem – prolog

Kolejny wybuch wstrząsnął miastem. Bombardowanie trwało juz od kilku godzin i zadało się, iż Wermacht nie spocznie do póki w mieście nie zostanie nawet jeden stojący budynek. Dwóch chłopców uciekało przez puste ulice ratując się przed pewną śmiercią pod gruzami walach się budynków.
Kolejny pocisk spadł bardzo blisko. Jeden z uciekinierów o krótkich blond włosach przewrócił się i drewniany pal podtrzymujący jedna ze ścian budynku przygniótł mu nogi.
- Braciszku! – Zawołał rozpaczliwe.
Drugi, długowłosy zatrzymał się natychmiast i pognał na pomoc przygniecionemu. Znalazł, jakich metalowy drążek i usiłował nim podeprzeć pal. Ten jednak ani drgnął. Kolejny wybuch rzucił ni o ścianę. Szczęśliwie przewalił również kawał drewna, który uwięził drugiego chłopca.
- Braciszku, musimy uciekać!
Długowłosy z pomocą brata poniósł się i oboje podpierając się nawzajem ruszyli dalej.
- Jeden dzień… gdyby zaatakowali jeden dzień później już by tu nas nie było – warknął długowłosy, gdy deszcz tynku sypał się im na głowy
- Czy ta wojna nigdy się nie skończy? – Spytał jego brat ze smutkiem. – Parzcież muszą mieć kiedyś dość!
- Halt!!!
Zza zakrętu wypadło kilku niemieckich żołnierzy. Dla odmiany nie strzelali od razu. Widocznie nad przejęciem miasta, patrz – zrównaniem go z ziemią - czuwał jakiś starszy oficer. Ci młodsi mieli wyryte w umysłach słowa Führer’a na temat rasowych podziałów. To jest mordowali wszystkich, jak leci.
- Co robimy? – Spytał krótkowłosy.
- Nie wiem…, Czego od nas chcecie? – Spytał po niemiecku.
Żołnierze spojrzeli po sobie. Nie byli przyczajeni odpowiadania na pytania. Zwykle strzeli, potem jeszcze raz strzelali, a trupa zadali kilka pytań. Ponownie wymierzyli broń w chłopców.
- No to koniec – mruknął długowłosy.
Coś białego i bardzo szybkiego spadło z okiem jednego z domów prosto na oddział żołnierzy. W powietrzu ginęła im blada twarz i białe oczy. Broń wyskoczyła z ich rąk za sprawą drewnianego kija jakim wywijał biały osobnik. W sekundę później celnymi ciosami zostali kolejno pozbawieni przytomności.
Gdy wszyscy wojskowi spoczęli na ziemi bez zmysłów, uciekinierzy w końcu mogli zobaczyć swego wybawcę. Właściwe wybawczyni. Była to dziewczyna którą najłatwiej określić mianem - biała. Całkowicie, począwszy do spodni, poprzez płaszcz, kończąc na oczach i włosach.
- Edward i Alphonse Elric? – Spytała prosto z mostu
- A kto pyta?
- Kros kto właśnie uratował wam życie.
Ed i Al spojrzeli po sobie.
- Tak to my – powiedział Al.
- No to jazda! – Zawołała chwytając Ed’a za ramię zmuszając obu braci do biegu.
- Gdzie nas prowadzisz!? – Zawołał Al ledwo nadążając za białą dziewczyną.
- Jak najdalej stąd! Führer wydał nakaz oczyszczenia tego miasta. Ze wszystkich żywych.
- Musimy zostać! Pomóc ludziom… - zaczął Alphonse.
Dziewczyna zatrzymała się tak raptownie, że bracia wpadli na nią. Ta złapała ich za kołnierze chroniąc przed upadkiem. Była bardzo silna.
- Wy nic nie możecie zrobić, nic w tym świecie, który na dobitkę nie jest waszym. Z alchemią, może i jeszcze, ale teraz jesteście jak kaczki na strzelnicy – wskazała ręką rozwalone wejście do piwnicy. – Tam.
Bracia poganiany kijem weszli w ciemność. W środku było coś dużego i błyszczącego. W słabym świetle padającym z wyjścia ciężko było dokładnie powiedzieć, co to. Dziewczyna złapała ich za ręce i zaprowadziła na jakąś platformę. Z dźwięku, jakie wydawała można było wnioskować, iż jest metalowa. Rozległ się cichy syk i wjechali na górę. Znaleźli się w łagodne oświetlonym metalowym tunelu. Z jednej strony kończył się boksem, z którego przylatywał im się ciekawie czarno-brązowy koń. Drugiego końca nie było widać za sprawą rozwidlenia w dwa różne kierunki.
- Siedzicie tu i trzymajcie się mocno. Czeka nas ostra jazda. Koniem się nie przejmujcie to mechanizm nie żywe zwierzę.
- Zaraz! – Zawołał Ed zatrzymują biała dziewczynę w pól kroku. – Gdzie mu jesteśmy? Kim ty jesteś? Skąd nas znasz i alchemię?!
- Raz – to jest statek łatający, lepszy do samolotu zdolny do lotu miedzy gwiazdami i nie tylko. Dwa – jestem Elder, awatar dziewczyny też nie z tej rzeczywistości zwanej Eldrest. Trzy – znam wasz świat bardzo dobrze, bo go wdziałam, jestem czymś za kształt medium tyle, że widzę nie duchy, ale inne wymiary. Wyprzedzają ostanie pytanie zabieram was do domu.
- Nie możemy wrócić, ten świat nas potrzebuje – powiedział Al.
- Nie. Nigdy tak nie było i nie będzie. Ludzie tu doskonale sobie bez was poradzą, a ja z doświadczenia wiem, że najlepiej jest, gdy każdy żyje w świecie, jakim się urodził. Tymczasem muszę wystartować. Pięć minut i możecie do mnie przyjść. Na lewo, bo po prawej jest maszynownia.
Po tych słowach dziewczyna rozpłynęła się w powietrzu.
- Co to awatar? - Spytał Al.
- Taka projekcja świadomości, widoczna i materialna – odparł Ed. – Tylko jak ona chce nas zabrać do domu? Bramą? Muszę z nią pogadać…
- Braciszku! Ona kazała zaczekać!
- Taaa? No to patrz.
Coś gwałtownie szarpnęło i przycisnęło braci do podłogi. Potem pomieszczenie, a według tajemniczej dziewczyny statek, zmienił poziomy. Podłoga stała się ścianą. Bracia wpadł na metalowe drzwiczki boksu. Koń porzucił łbem i zarżał… zupełnie tak jak by się śmiał.
Trwało go z minutę i wszytko wróciło do normy. Po tym czasie Ed i Al odkleili się od drzwiczek i ciężko gruchnęli o ziemię. Mechaniczne zwierze tupnęło i znów zarżało. Znów do zlodzenia przypominało to chichot.
- Czekaj no ty! – Warknął Edward. – Najpierw dowiem się, co to za cyrk, a później ty też oberwiesz!
- Ed, czeka! – Zawołał Al za bratem, ale odwrócił się jeszcze do konika i pogłaskał go po szyi. – Nie bój się, on tylko tak straszy.

Al pobiegł za rozjuszonym bratem. Brakowało tylko żeby go nazwać „mały” i gotowa apokalipsa. Wiedział, iż w razie, czego przytrzyma go i jakoś to będzie.
Tunel okazał się być krótszy niż się spodziewał. Ed stał przy metalowym łożu, do którego przypięta była dziewczyna, kolorowe odbicie Elder.
- No to jak zabierzesz nas do innego świata? – Spytał Edward patrząc na wąskie dłonie wystające spod obszernego ubrania. Były cienkie jak patyczki. – Rajcze nie utworzysz kręgu, a o poświęcaniu czyjegoś życia nie ma mowy.
- Wy alchemicy, zawsze myślicie tylko alchemią! – Żachnęła się dziewczyna. – Ten statek może lecieć w zwykły sposób, ale jeśli ja go pilotuje to leci gdzie ja zechcę. Nawet, jeśli to jest inny wymiar. Tak jest i już.
- I dla takiego podróżowania rozwaliłaś sobie układ nerwowy?
- Nie, dla odnalezienia swojego rodzeństwa. Ty coś o tym wiesz, prawda? Coś, o braterskiej miłości. Różnica jest tylko taka, że ja mam tylko więcej rodzeństwa.
- Taa… – spojrzał na Al’a. – Wiem, tylko ile mas tego rodzeństwa?
- Dwanaścioro.
Ed i Al potrzebowali chwili na pozbieranie szczek z podłogi.
- Jesteśmy na miejscu. Wasze miasteczko – oznajmiła Eldrest.
- Już? – Zdziwił się.
- Już, wież mi na słowo, minęło trochę czasu, ale skakanie w czasie w porwaniu z przemieszczanie się miedzy światami do bułka z masłem.
Na monitorach pojawiły się znajome widoki pół okalających ich miasteczko. Słońce zachodziło świecąc ogniście na horyzoncie. Obraz na monitorach obrócił się i teraz widoczny był niewielki las. Obraz opadał i po chwili na większości monitorów widoczne były tylko gałęzie. Rozległ się nieprzyjemny dziwę jak by cos ocierało się o kadłub. Statek osiadł na ziemi.
- Ups, drzewo – powiedziała Eldrest. – Jedno mniej, nikt nie zauważy.
- Chodzi Al, zabieramy się - powiedział Ed łapią brata za frakę.
- Ale bracisku…!
- JUŻ!

Winda pod pojazdem była już otwarta, wystarczyło zeskoczyć na ziemię. Teraz bracia mogli zobaczyć wreszcie statek. Miał opływowe kształty i był znacznie większy niż można było by sądzić po korytarzu jaki wdzieli. Poza tym był z jednolitego metalu.
Gdy tylko odeszli nie co dalej pojazd wzniósł się w powietrze powodując huragan wśród drzew. Obrócił się godząc ostro zakończonym dziobem z niebo. Silniki ryknęły i statek wzniósł się gwałtownie ku górze. W chwile później był tylko jasna kropką na niebie.
- Braciszku, zrozumiałeś coś z tego?- Spytał Al.
- Nie, ale mam wrażenie że ona nie nas tu nie przywiozła bezinteresownie. Wracajmy już… Długo nas tu nie było.



Uf, wreszcie skończyłem. Justro zabiorę się za resztę. Z góry mówię, nie mam nic do Niemców!
 
Heero00 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem