Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-05-2009, 23:16   #84
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdyby nie dobre wychowanie, Luca kląłby niczym robotnik portowy. Albo szewc.
Nie wiedzieć czemu, te właśnie profesje zaliczane były do tych, które używają najwięcej słów z dziedziny nieparlamentarnych.
A tak pięknie zaczął się dzionek. Miła rozmowa z sympatyczną dziewczyną...
Na twarzy Luki pojawił się mimowolny uśmiech, nieadekwatny do całej sytuacji.

A potem, ledwo od Założyciela dowiedział się, która to dziewczyna jest córką Paula, pojawienie się Lucyna. Stan, w jakim się znajdowała, wywołał zrozumiałe poruszenie. Przyniesione przez nią wieści... to już była rewelacja. Bardzo nieprzyjemna.

Co by było, gdyby dowiedział się wcześniej? Robiłby z siebie idiotę i chodziłby za Aniołkiem jak cień? Jakby w tym całym obozie można było kogokolwiek upilnować. Każdy chodził gdzie chciał i kiedy chciał.
Niech to szlag...

Nawet nie zauważył zniknięcia dziewczynki. Nie, dziewczyny... Wszak Aniołek nie była dzieckiem.
W dodatku nikt nie zauważył, że Aniołek poszła w las... Dosłownie.
Ale jakim cudem Lucyna nie potrafiła sobie dać rady z Aniołkiem? Lucyna wyglądała na taką, co potrafiłaby powstrzymać zarówno rozhukanego wierzchowca, jak i pijanego drwala. Jakim zatem cudem nie zatrzymała kogoś, w wypadku którego samo imię świadczyło o łagodnym charakterze. Cicha i potulna dziewczyna, słabsza od Lucyny? Co jej się stało?

Akurat na to pytanie Lucyna potrafiła odpowiedzieć.

- Ubzdurała sobie, że idzie do ojca - powiedziała. - A potem wplątaliśmy się w walkę. I zabrali Aniołka.

Tłumaczenie było bardzo enigmatyczne i niewiele wyjaśniało. Jakim cudem Aniołek nagle wymyślił sobie ojca?

- Biedne dziecko... - W tonie Luki grzmiało umiarkowane uczucie. - Trzeba by ją odnaleźć - powiedział.

Może nic nie powinien mówić. Może powinien udać, że nic go to nie obchodzi. Przyłączyć się do zorganizowanego przez kogoś innego pościgu. Spokojnie, bez emocji, niejako z czystego obowiązku, Z chęci odwdzięczenia się za gościnę.
Zanim jednak wyruszy na jakąkolwiek misję, warto było dowiedzieć się paru szczegółów.

- Ilu ich było? - spytał.

- Trzech - wyjaśniła Lucyna ponuro. - Dwóch napastników i Vodaccianin, który walczył z tamtymi.- syknęła z bólu, próbując wygodniej usiąść na krześle.

Dwa na dwa i przegrałaś - pomyślał Luca. - Kiepsko, Lucynko...

- Jak wyglądali, dokąd pojechali? W którą stronę? Wymienili jakieś imiona?

Lucyna obrzuciła Lukę złym spojrzeniem. Sama miała wyrzuty sumienia, a teraz jeszcze "obcy" ją przesłuchiwał. Strażnik czy co? Zresztą miała wrażenie, że uważał, że się nie spisała podczas walki. To jej zwierzę podpowiadało, szemrało do ucha, choć w słowach czy postawie Voddaccianina nie dało się dostrzec nic nagannego.

- Nie tak szybko, łeb mnie boli a język nie nadąża - rzuciła cierpko. - Mężczyzna był dobrze zbudowany, wbity w skórzaną czarną zbroję i kudły też miał krucze. Cera blada. Nie mówił wcale (chyba że wymienienie imienia swojego - obecnie - martwego - "Jorgen" - znajomego chłodnym głosem mam liczyć), więc nie wiem skąd go przywiało. Ale to najemnik z pewnością. Jeśli nawet ci powiem w którą stronę odjechali, nic ci to nie da. - machnęła zdrową dłonią młynka - Las przed nimi szeroki i ciemny, zaszyć się mógł wszędzie, albo skręcić po drodze. Ten twój rodak poranił go. Może skurczybyk z mocnej kości, ale z pewnością daleko nie odjechał.

Daleko w tej sytuacji zdawało się kwestią sporną. W gruncie rzeczy napastnik mógł zawieść Aniołka wszędzie, gdzie tylko chciał.

- Przepraszam bardzo, że cię męczę. - Wyglądało na to, że Luca mówi dość szczerze. - Czy mogłabyś mi jeszcze powiedzieć, czy ten najemnik był wysoki? I jak wyglądał jego koń?

- A ja wiem? Jego wzrost nie był największym problemem, przed jakim stanęłam. Myślę, że mieścił się w normie. A co do konia - czarny ogier z bielmem na lewym oku.

- Dziękuję bardzo - powiedział Luca. - I jeszcze raz przepraszam, że ci zawracałem głowę...

Chociaż wyglądało na to, że Luca mówił szczerze, to spojrzenie Lucyny pozostało dość niechętne.

- Mam dość i idę spać - powiedziała. - Żanna... Pomożesz mi?

Obie ruszyły w stronę jednego z wozów. Lucyna, dość powoli nieco niezgrabnie, wgramoliła się do środka.
Luca odprowadził ją wzrokiem.



Teraz pozostawała rozmowa z kimś, kto miał w obozie najwięcej do powiedzenia.

- Czy w obozie znajdzie się jakaś broń? Pistolet? Kusza?

Szczególnie to drugie było przydatne, by wyeliminować kogoś z daleka i po cichu.

- Wiem, że Cyganie to lud kochający pokój - starał się, by w jego głosie nie zabrzmiał nawet cień ironii - ale może jednak...

- I czy znalazłby się ktoś, kto potrafi odczytywać ślady? Błąkanie się po okolicy i wypytywanie o Aniołka byłoby mało rozsądne.

Pozostawało jeszcze pytanie, czy Cyganie w ogóle zechcą dać kogoś do pomocy. Teoretycznie więzy między członkami tej społeczności powinny być silne, ale czy dotyczyło to w tej samej mierze Aniołka?
Ale raczej tego typu sprawy nie należało zostawiać domyślności Założyciela. A nuż doszedłby do wniosku, że Luce nie potrzeba żadnej pomocy...

- Ile osób może wyruszyć, by odszukać dziewczynę? - spytał wprost.

Aza zamrugała.

- Zadziwiasz mnie, monsieur. - Dygnęła, choć było to pełne sarkazmu - Ty potrafisz mówić prosto i konkretnie. Powinnam zacząć obawiać się o twoje zdrowie? - uniosła jedną brew.

- Wolałbym, żebyś tego nie rozgłaszała - powiedział Luca. - Jeszcze bym stracił reputację.

Aza nic nie odpowiedziała.

- SIŁA!

Podszedł do nich rosły usuriańczyk.

- Ilu może pójść bez zbędnego zwracania na siebie uwagi?

Ten podrapał się po podbródku.

- Miś się przejął. Ja idę. Ty jesteś naszym nosem. - wyliczał na palcach. - Żonglerzy się zgłosili na ochotnika również. I z pięciu młodych.

- To dziesięć bez signiora Luki i eisenki.

- Jeszcze pewnie z raz tle się znajdzie. A i posłałem też młodych do najbliższych wiosek, może ktoś coś widział.

- Dziękuję. - cmoknęła go w policzek. - Pójdę sprawdzić co u rannego Voddaccianina.

Luca bez wahania ruszył za nią.

_______________
Wynik rzutu: 9
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 27-05-2009 o 21:59. Powód: Rzut k10
Kerm jest offline