Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2009, 10:59   #90
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu
Hellian & Behemot



Noc, rozświetlana tylko żółtym światłem latarni, bardziej oślepiających i wydłużającym cienie, niż pomagającym dojrzeć cokolwiek pośród drzew. Chłód przesycony wilgocią od jeziora z wolna przenikające przez tkaninę płaszcza. Zapach żółtych kwiatów gęsty i intensywny, niemal odurzający, przemieszany z kwaśną wonią prostej służby, oraz mdły zapachem mokrej wełny. Szelest wiatru szarpiącego liście zagłuszony przez warknięcia i skomlenia gończych psów krążących po polanie. Zaś wilka ani śladu. ~ Jeśli to w ogóle wilk. ~ pomyślał baron. Widział ślady, słyszał relację nocnych podróżników, nie wierzył im do końca. W nocy każdy napastnik wydaje się większy, silniejszy i szybszy. Ale widział też krew, obficie skraplająca mech i trawy. Zdarzało się, że zwierzę nawet ranne jeszcze przez godziny było zdolne uciekać przed myśliwym. Ale nie rozpłynąć się w powietrzu, lub też polanie żółtych kwiatów. ~ Co to w ogóle za zielsko. ~ spojrzał po czym stąpa, schylił się i zerwał jeden z kwiatuszków. Przyjrzał się mu badawczo, lecz roślina nie wyglądała na odurzającą. Na wszelki wypadek zabrał ją jednak z sobą.

- Wracamy. - powiedział do pozostałych, może następnego dnia będą mieli więcej szczęścia, choć Sommerset nie palił się by samemu uganiać się za wilkiem. Polowania go nie bawiły. Bardziej interesował go Fellow. Losem rannych nie przejmował się zbytnio, wszystko wskazywało na to, że życie ich nie wisi na włosku, a dżentelmeni zdawali się panować nad sytuacją. Czując więc jak ogarnia go zmęczenie udał się czym prędzej poszukać spokoju w towarzystwie Morfeusza. Na stole w gabinecie postawił wazon z żółtym kwiatem.

***

Następnego dnia, przy śniadaniu próżno było szukać Barona Sommerseta, podobnie jak Olimpii. Wedle zeznań służby oboje skoro świt ruszyli w stronę wioski.

***

Ścieżka - muzyka



Przed śniadaniem do Olimpii podszedł opalony baron i zapytał:
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Wczoraj w czasie obiadu wyrażała Pani chęć odwiedzenia dawnej pokojówki sir Fellowa, czy nic się nie zmieniło? I czy ktoś już zaoferował swoje towarzystwo do tej wyprawy? - z jego głosu jedyne co można było wyczytać, to że starał się być uprzejmy, aż do granic sztuczności.
- Nie ukrywam, że sam myślałem o odwiedzinach staruszki. Głównie z myślą, by zapytać ją o pozostałości po poprzednim właścicielu. Niestety moje wczorajsze przeszukiwania biblioteki nie przyniosły najmniejszego efektu. - dodał.
- A może panie baronie zrezygnujemy ze śniadania? Wynagrodzę to panu czarującym towarzystwem. - sztywne zachowanie mężczyzny sprowokowało żart Olimpii.
Tak naprawdę nocne wydarzenia odebrały mi apetyt – przyznała po chwili - I chciałabym porozmawiać z panią Bally jak najszybciej.
Mężczyzna zdawał się być zaskoczony takim obrotem rozmowy, choć bardzo się starał by na jego twarzy nie pojawił się cień emocji innej niż życzliwy półuśmiech.
- Propozycja tak szczodra, że gotów oddać również obiad i kolacje. - podchwycił żart choć ton nadal miał poważny - Rzeczywiście nie ma powodu czekać. W takim razie będę czekał w ogrodzie. To chyba niedaleko, więc możemy przejść piechotą? - upewnił się, że kobieta ma ochotę na spacer.
Olimpia dołączyła do Somerseta po krótkiej chwili. Ruszyli w stronę granic rezydencji i domku pokojówki.
- Pan również szuka wyjaśnień racjonalnych. –Włoszka bardziej stwierdziła niż zapytała – Ale od tajemniczego pożaru sprzed lat do szaleństwa szesnastolatki niełatwo poprowadzić naukowy wywód.
- Choć może to się oczywiście udać, zwłaszcza, że hrabia zgromadził tu naprawdę tęgie umysły - odrobinę przygnębiony ton Olimpii nie pozostawiał wątpliwości, że jej nie ucieszyłoby racjonalne rozwiązanie zagadki.
- Co skłoniło, kogoś takiego jak Pan, do zajęcia się sprawą szalonej szesnastolatki? – zadała też pytanie, które świetnie pasowało do każdego z gości earla Ross.



Po opuszczeniu rezydencji baron zdawał się czuć bardziej swobodnie, choć patrząc obiektywnie nadal był dość poważny. Na pytanie o motywacje odpowiedział:
- Earl Ross jest dobrym człowiekiem i to wystarczy by mu pomóc, jeśli oczywiście jest się w stanie. - odpowiedział zaskakująco naturalnie, jakby rzeczywiście wierzył, że jest to wystarczający powód.
- Mam przyjemność znać Lorda od wielu lat, może niezbyt dogłębnie ze względu na jego obowiązki i moje podróże, jednak nie można o nim powiedzieć złego słowa, a jego gotowość do pomagania bliźnim jest godna uznania. - o Earlu mówił z szacunku.
- Sam miałem okazję się o tym przekonać, gdy skończyłem naukę na uniwersytecie, a Earl przedstawił mnie odpowiednim osobom, tym samym otwierając drogę do współpracy z Towarzystwem Naukowym. Można więc powiedzieć, że kieruje mną wdzięczność. - wyjaśnił.
- Nie jest też tak, że to co obecnie robimy, jest aż tak obce temu czym zwykle się zajmuje. Co prawda nie zdarzyło mi się jeszcze szukać przyczyn zachowania młodej panny. - Sommerset starał się unikać słowa "szaleństwo" - Jednak w czasie wypraw Towarzystwa, dość często badaliśmy wierzenia ludności kolonii. Niektórzy mówią... iż jest to moja specjalizacja, choć zbyt wielu rzeczy nie wiem bym mógł się z tym zgodzić. Spotkałem się jednak z historiami znacznie bardziej... niezwykłymi, niż elfy Lucy. - kilka razy Wilhelm zawahał się, zupełnie jakby potrzebował chwili by dobrać odpowiednie słowa, lub też przemyśleć co zamierza powiedzieć.
- Jeśli chodzi o racjonalizm... ja wierzę w racjonalizm. Jestem przekonany, że Adam Smith, Alfred Nobel czy Karol Marks zadecydują o przyszłości Europy. - w głosie rzeczywiście dało się wyczuć entuzjazm, jaki często wykazywali młodzi arystokraci dla postępu wieku pary.
- Nie bez znaczenia jest też doświadczenie. W czasie prac archeologicznych, często natykaliśmy się na podania o niezwykłych istotach. Zawsze jednak można było odnaleźć logiczną przyczynę, jeśli poświęciło się czas by szukać i miało trochę szczęścia przy doborze miejsca gdzie patrzeć. - mówiąc o faktach młody baron wykazywał o wiele większą pewność siebie - Przykładem może być historia z północnych gór Indii, lokalni wieśniacy wierzą w "Człowieka Śniegu" mityczną istotę wielkiej postury, porośniętą futrem i poruszającą się na trzech wielkich stopach. Zdarzyło się, że przez pewien czas szukaliśmy tego "człowieka śniegu" zamiast jednak bestii, ślady zaprowadziły nas do wioski plemienia Szerpów. Którzy zwykli podróżować w płaszczach z futra o długim włosiu, zaś na plecach dźwigali doprawdy olbrzymie pakunki skór czy żywności niesionych na sprzedaż do pobliskich dolin. Razem z plecakiem na tle śniegu przy częstej zamieci rzeczywiście wyglądają jak wielki człowiek, w czasie drogi pomagają sobie grubym kijem i stąd bierze się trzecia noga. Każda magiczna historia ma swoje racjonalne wyjaśnienie. - zapewnił z przekonaniem z którym rzadko ma się do czynienia. Zaraz jednak spojrzał z obawą na śpiewaczkę, czy aby jego przydługi wywód nie wywołał znużenia. Nic takiego jednak nie zauważył, więc kontynuował:
- W rzeczy samej, związek między sędziwym arystokratą, a podlotkiem dziesięć lat później wydaje się być nieprawdopodobny. A jednak za czasów Fellowa widziano młodzieńca, a także "wilka"... - arystokrata zdawał się być bliższy zdania, że mają do czynienia z psem. Przerośniętym, wyszkolonym w walce wilczurem. - ...zaś teraz Panna Lucy także widzi młodzieńca, a i wilk powrócił. - przegryzł wargę - To jak matematyka. Jeśli dwa zdarzenia łączy inne wydarzenie, to tym samym i one muszą być powiązane, lub przynajmniej podobne w jakimś stopniu. Zaś czas... czas nie ma znaczenia. - dodał nieco bardziej zamyślonym tonem - Przecież przeszłość człowieka wpływa na to kim jest w chwili obecnej mimo upływu lat. - zakończył. Przez chwilę spacerowali w milczeniu.

Olimpia uważnie słuchała opowieści mężczyzny. Zbliżali się już do domku starszej pani, gdy odezwała się znowu.
- Ma Pan bardzo ciekawą pracę, baronie. Wyprawy, odkrywanie przeszłości. Aż dziwne, że nie jest pan typem romantyka.
Za to być może mamy wspólnych znajomych. Znam kilku członków Towarzystwa Naukowego. Przede wszystkim obie przyjęte do tego znamienitego grona panie. I troszkę pana Wheatstone’a – uśmiechnęła się lekko jakby żartowała. – Który jest prawdziwym wielbicielem opery.
Przed samymi drzwiami dodała jeszcze już całkowicie poważnie.
- Mam nadzieję, że nie każdą magiczną historię da się wyjaśnić. I że właśnie zaczął Pan największa przygodę swojego życia. Tak jak my wszyscy.
- Żeby tylko nie była to ta sama przygoda, która spotkała Sir Fellowa. - odpowiedział baron. Chwilę później zapukali do drzwi domku staruszki.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 21-05-2009 o 11:00. Powód: Działania elfów
behemot jest offline