Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-05-2009, 22:31   #14
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze

Sen jest jak inna rzeczywistość. Jakby prowadziło się życie w dwóch światach. Jako ryba, która potrafi wyskoczyć wysoko w powietrze i utrzymać się choć przez chwilę w górze jak ptak. Powierzchnia to zakrzywiające zwierciadło. Granica. Miedzy doznaniami, pamięcią, ostrością wzroku czy słuchu. Jest się rybą i nagle rybak odławia cię z ławicy.

Dziś wędką był pocałunek Damarri.
- Jeszcze kilka godzin, ledwo co wzeszło słońce... - Tavarti zamruczała jak kot, ale mimo to otworzyła oczy. Jej ciało zdawało się jeszcze dość sztywne. Przyglądała się z uśmiechem jak orczyca walczyła z paskiem. Powoli powracał wczorajszy dzień. Jakże wspaniale mieć wspomnienia!
- Wiesz, jeszcze wszystko przed nami. - odparła zaczepnie na uwagę o dwóch nagich kobietach w łóżku i rozciągnęła się.

Dzisiejszy dzień zapowiada się dobrze.

Tak myślała do momentu, kiedy pomyliła rękaw z otworem na głowę, a po drugiej stronie drzwi usłyszała Alwerona.
- Już chwileczkę! - miała wrażenie, że szew gdzieś strzelił.
Ale Garlen nad wszystkim czuwała i uzdrowiciel wszedł w momencie kiedy wszystkie dziury na ręce i głowę się odnalazły. Uśmiechnęła się udając, że wszystko jest w najlepszym porządku.

A potem słuchała z uwagą. Słuchała i przytakiwała. Tylko czym jest skeorx i czego tak się obawia Alweron?
Dobrze, że zjawiła się Damarri, od razu atmosfera stała się bardziej znośna.

Uzdrowiciel spojrzał na Tavarti mówiąc.- A teraz opowiedz mi co sobie wczoraj przypomniałaś...Nie staraj się jednak niczego sobie przypominać na siłę. Wczorajsze zdarzenia świadczą, że tragedia Żelaznego Orła jest dla ciebie zbyt świeżym...i zbyt bolesnym doświadczeniem.

- To nie o to chodzi.
- machnęła ręką i spojrzała smętnie w stronę ciepłego talerza. - Czułam, jakby On był tutaj, nie tam w przeszłości, tylko koło mnie. A zamiarów dobrych nie miał z pewnością.
- On? -
Damarri mlasnęła pomiędzy jednym a drugim gryzem pajdy chleba.
Tavarti starła śpiochy z oczu.
- Toczyli walkę magiczną. Wytatuowany elf i coś ukrywającego się w cieniu. A ja nie mogłam się ruszyć, bo mnie strach obleciał. - mówiła spokojnie, choć strach krył się gdzieś w zakamarku jej duszy. - Statek musiał tego nie wytrzymać. Spadliśmy. Elf, na krawędzi śmierci, zbliżył się do mnie i wręczył mi klejnot.
Powiedziała wyjmując kamień spod poduszki i zapinając na nim pas.
- Wiesz, kim był elf lub cień? - Alweron spoglądał trochę zaniepokojony na dziewczynę.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Wzruszyła ramionami. - Choć cień zdawał się gnić i miał zupełnie czarne oczy. Wczoraj wydawało mi się, że chciał mnie rozerwać w poszukiwaniu kamienia.

Szczerość. Mam wrażenie, że to może mnie szybko zaprowadzić do grobu. Zaufanie. Możliwe. Ale jaka to będzie zacna śmierć!

- Ale jakbym mogła o tym cieniu opowiedzieć sama, dobrze?

Uzdrowiciel wyszedł, a ona w końcu mogła zabrać się za jedzenie. Miała wrażenie, że Damarri patrzy na nią trochę inaczej. Jakby lekko zmartwiona.
- Tam gdzie wczoraj jadłyśmy kolację? - dziewczyna zastanawiała się czy potrafiłaby powtórzyć wyczyn z wczoraj i zmieścić taką samą ilość jedzenia w żołądku.
- A co nie smakowało? - czy to wyrzut ze strony orczycy?
- Nie skądże, ale proszę o mniejsze porcje. My ludzie jemy częściej a mniej. - zachłysnęła się chlebem podczas chichotu, ale uzdrowicielka szybko jej pomogła. Szkoda, że plecy tak po tym piekły.
- Powiedz mi, czym się tak martwicie? I czym jest skeorx? - wypluwała z siebie pytania pomiędzy kolejnymi łyżkami - I przede wszystkim, czego mi nie powiedział?

A potem nadszedł czas, aby w końcu pójść na spotkanie z przeznaczeniem. może czegoś nowego się dowie o sobie? I już nie będzie taką czystą kartką?

Denerwowała się. Dłonie jej się pociły. Żadne wycieranie ich w szaty nie pozwoliło się uspokoić. Miała wrażenie, że chętnie by coś przeżuła, co by ukoić nerwy. Zamiast tego wpatrywała się usilnie w gobelin.

Niesamowite! Musiał mieć dużo wolnego czasu.

Potem się ładnie wszystkim kłaniała, a ten cały "zwichrowany troll" sprawił na niej ambiwalentne wrażenie. choć nie da się ukryć, że było coś w nim groźnego i zarazem sympatycznego. Poza tym miał to coś w klatce.

Co to jest? Zapytam go następnym razem... Jakim następnym razem? Wariatka! I dlaczego nie chce być przedstawiony?

Posłusznie wykonała polecenia, choć nie za bardzo rozumiała tej całej sprawy z barierą o ochronną. Że ma się wyzbyć uprzedzeń wobec niego, tak? Ta laska-dłoń jakoś jej nie pozwalała. Ale i tak sobie poradził. A potem jakoś lubiła go coraz mniej.

Miło z jego strony, że jestem "przypadkiem". Dobrze, że nie kawałkiem drewna. I z czego on się tak cieszy? Mogę się założyć, że oddałby tę swoją rękę, żeby móc zobaczyć jak mi strzaskali ten cholerny wzorzec. Bufon. "Kiedyś byłaś potężnym adeptem, ale teraz też masz potencjał". A dziękuję za łaskę.

Uśmiechała się i przytakiwała.

Nie oczywiście. Nic mi oprócz tego klejnotu nie zostało, ale i to mi chcesz zabrać. Żeby przebadać, co? Bo księgi już nie ma. A może myślisz, że jak mi zabierzesz kamień to przypomnę sobie, gdzie zakopałam księgę, co?


Zacisnęła dłonie na krawędzi łóżka, bo wydawało jej się, że świat zaczyna wirować. Nie odzyska nigdy "siebie", co więcej jeszcze jest wmieszana w jakąś ciemną sprawę i sama nie umie się bronić. Wszystko się rozsypało jak zamek z piasku. I o co chodzi z tym naznaczeniem?

Bunda z tym! Nie, chwileczkę jaka bunda! Nie! Ja się nie zgadzam!

Wrzuta.pl - Yoshida Brothers - Shamisen Six

- Ja... słabo mi... - zrobiła się zielona i miała wrażenie, że podłoga się pod nią zaraz zawali jak pod skazańcami, co się ich wiesza. - Muszę wyjść.

Skłoniła się. Możliwe, że niechcący trzasnęła drzwiami, ale miała wrażenie, że zaraz zwróci zawartość żołądka. Już się nie oglądając puściła się biegiem. Potykała się o szatę, złapała ją w końcu, kiedy odbiła się ciężko od jednej z kolumn. Odsłaniając całego nogi biegła jakby od tego zależało jej życie. Machała rękami, jakby płynęła w powietrzu. Przeskoczyła nad jakąś góra prania, ledwo zmieściła się między dwiema uzdrowicielkami. Kiedy z lewej otworzyły się drzwi, tylko gwałtowne podciągnięcie na pobliskiej kolumnie uratowało ją przed zepchnięciem z postumentu niewielkiej figurki.
Nieważne! Nogi bolały, płuca - zaraz je chyba wypluje. I kamień pod pasem, który jakimś cudem nie wypadał. Dobiegła do schodów i przeskakiwała po kilka na raz. Wpadła do wielkiej sali z posągiem Garlen - tej zaraz przy głównym wyjściu. Zatrzymała się nagle, żeby nie przewrócić małego dziecka. Ominęła je obkręcając się dokoła, dopadła małej fontanny tuż przy wejściu do łaźni i skąpała w niej głowę, cały impet prędkości wytracając na rzeźbionej krawędzi. Szkoda, że trafiła na nią prosto splotem słonecznym.
Otworzyła oczy. I zaczęła wrzeszczeć na całe gardło pod powierzchnią wody. Ze wściekłości, gniewu, nienawiści i rozpaczy. Zabrakło jej powietrza na żałość i żal. Ale jeszcze nie wyjęła głowy. Powoli jej płuca zaczęły się zwijać, domagać się powietrza.

Wielki haust tuż nad powierzchnią, włosy z rozmachem przeleciały na plecy, Tavarti opadła na kolana dusząc się i zaciskając dłonie na krawędzi fontanny.
- Ładne przedstawienie. - skwitowała Cesiora, która podała jej ręcznik. - Tylko jakbyś nie odstraszała modlących się, co?
Tavarti rozejrzała się dokoła. Kilka dziewcząt patrzyło na nią z zainteresowaniem, dzieci schowały się za matkami, a inne matrony zdegustowane udawały, że nic się nie dzieje.

Ale niby się coś działo?

- Wiesz, jak się chciałaś napić, trzeba było poprosić.
- elfka chciała pomóc Tavarti wstać, ale ta pokręciła przecząco głową. Dalej siedząc na ziemi, osuszyła ręcznikiem włosy.
- Jakbym chciała się utopić to też byś mi pomogła?
Cesiora wzruszyła ramionami.
- Mogłabym udawać, że nic nie widzę. - uśmiechnęła się uroczo, choć dziewczyna mogła się założyć, że myśli coś w rodzaju "Dziwna jesteś."

Nogi bolały po biegu, płuca kuły, ale już się w niej tak nie gotowało.

Tamten elf skruszył cały mój poprzedni świat i wplótł we mnie kamień. Troll mówi, że potężny z niego musiał być...
Mistrz. Tak potężny mógł być tylko mistrz. Co więcej zapewne był moim mistrzem, skoro walczyliśmy razem i ufał mi na tyle, żeby powierzyć mi klejnot. Albo nie było w pobliżu nikogo innego. Ach, nie wiem.


Pokręciła głową.
- Dzięki Cesioro, powodzenia w odzyskiwaniu serca. - mrugnęła do uzdrowicielki, a ta się zaczerwieniła jak burak.

Szybko, na ile pozwolił jej poprzedni wyczyn, wróciła do pokoju Alwerona. Doprawdy nawet się nie zgubiła.
- Przepraszam, już mi lepiej. - uśmiechnęła się szeroko do wszystkich, którzy przebywali w pokoju. Skłoniła się głęboko.
- Dodam jeszcze coś o tym cieniu. Pamiętam, że walczył z elfem. Elf zginął, przekazał mi klejnot, a cień... - zawahała się przypominając sobie to paskudne spojrzenie - ... cień, który widziałam. Całkiem czarne przewiercające mnie oczy, nienawiść i gnijące członki. Zdaje się, że chodziło o kamień. - Zza paska wyjęła klejnot i pokazała go obecnym.

Niech Garlen ma mnie w opiece, jeśli któryś z nich również go pożąda.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline