MJ czuła przypływ adrenaliny przy każdym wykonywanym ruchu. Ciężka skrzynia, wypełniona po brzegu dobrej jakości sprzętem zdawała się być lekka niczym piórko. A może to współudział dwóch panów, trzymających kontener z obu stron, odejmował jej kilogramów. Dziewczyna, starając się oddychać równo i uspokoić rozkołatane serce, lustrowała czujnie okolicę. Droga nie była daleka, ale pośród zgliszczy, mimo wszechobecnego dymu i ognia zasłaniającego nieco widoczność, byli łatwym celem.
Gdy już zdawało jej się, że dopadną skał i zdołają się ukryć, dwie zmutowane istoty, najwyraźniej mające rozum wielkości ziarenka pustynnego piasku, wysadziły się w powietrze jednocześnie spopielając wszystko w odległości kilkudziesięciu metrów. MJ poczuła jak leci w powietrzu, niczym zawieszony w przestrzeni kosmicznej astronauta. Z tym, że lot był krótszy i dużo bardziej bolesny. Nim upadła starała się zamortyzować siłę wyrzutu i osłoniła przedramionami głowę i górną część ciała. Gdy udało jej się podnieść głowę, zachłystując się powietrzem i kaszląc przez kłęby dymu, ujrzała Tima, jak zawsze gotowego do akcji i profesjonalnego pod każdym względem. Chłopak bez zbędnych ceremonii przywłaszczył sobie znalezione w otworzonej przez wybuch skrzyni Desert Eagle. MJ starała się uśmiechnąć, ale chwilowo na wykrzywionej przez ból twarzy wypadło to mało przekonująco.
Pomału podniosła się na czworaka i wyciągnęła ze skrzyni lżejszego rodzaju broń - Berettę i Colta - oraz amunicję do przeładunku. W obecnym stanie nie zdoła utrzymać ciężkiego "Orła".
- Rozwalmy to dziadostwo! - krzyknęła do Tima i "drugiego" po czym dzierżąc Colta w jednej ręce a Berettę w drugiej wystrzeliła pociski w stronę dwóch mutantów, starając się osłonić kolesia z kałasznikowem biegnącego im z pomocą. Miała nadzieję, że w miarę celny strzał spowolni nieco przeciwników i w razie czego nie miała wątpliwości, że Tim dokończy dzieła faszerując mutanty jak indyki na Dzień Dziękczynienia.
Ostatnio edytowane przez Ribesium : 22-05-2009 o 14:22.
|