- Opowiesz mi bajkę? - małe usteczka Megan przybrały kształt słodkiego ciasteczka. - Proszę...
Już miała wymyślić jakiś argument, powód byle jaki, który wedle jej mniemania mogłoby przełknąć małe dziecko, gdy nagle poczuła w sobie nieodpartą chęć, przypływ energii, wigor znamionujący chęć tworzenia. Uśmiechnęła się do małej i zaczęła opowieść:
- Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, za siedmioma rzekami, żyła sobie królewna...
- A gdzie ta królewna mieszkała?
- No jak gdzie? W zamku mieszkała, a gdzie miałaby? Mieszkała i mieszkała aż tu pewnego dnia....
- Przyleciał smok?
- Nie... pojawił się książę...
- Ooo, i był piękny i mądry i bohaterem był?
Annie zamyśliła się, na chwilę zapomniała gdzie jest i z kim rozmawia. Pochłonęły ją wyobrażenia o księciu...
Miecz wirujący w powietrzu. Pchnięcie... wyrzut muskularnego ramienia... zastawa....czarne oczy wpatrujące się ze magnetyzującym skupieniem... koci krok sprężystych ud, ruch jędrnych poślad...
- Mamo?
- Taak? Ach.. Królewicz przemierzał świat w poszukiwaniu przygód i tej jednej jedynej. Marzył o miłości niezwykłej, zrodzonej szlachetnie, prawdziwej... Nie podróżował w koronie, przywdział kaftan przedni acz skromny w ozdobach, miecz gotowy na wszystko, obijał się o jego udo, gdy jego właściciel wypatrywał celu... I wypatrzył raz w kniei ogromną wieżę. Podjechał do niej zaciekawiony, a uszy jego zalał wtedy śpiew cudny. Wdarł się do jego głowy, owinął nutą wokół członków, pogłaskał czule serce i widząc je chętnym, rozgościł się w nim na dobre.
- Co to znaczy mamuś?
- Co to znaczy? - kobieta uśmiechnęła się, najpierw z wyższością kogoś kto jest wtajemniczony, potem uśmiech jej przybrał tęskny wyraz. - To znaczy, że zakochał się w śpiewie, że jedyne czego pragnął od tej pory to zobaczyć usta, z których wydobywają się tak magiczne i oszałamiające dźwięki. Wiedział, że widząc usta, zobaczy też oczy, nosek, twarzyczkę całą tej pięknej śpiewaczki. Bo co do urody pieśniarki nie miał wątpliwości. Ktoś z takim głosem musiał i wizerunek posiadać jednoznaczny.
- I co? Zobaczył ją?
- Tak. Dziewczyna wyjrzała w końcu przez okno na samym szczycie wieży. Ich oczy spotkały się. Nie trzeba było słów. Tak jak on pokochał ją za śpiew, tak ona pokochała go za niezłomność w spojrzeniu, za upór w chęci wydostania jej z tego więzienia. Zrzuciła mu swoje długie warkocze, a on podjął mozolny trud wspinaczki do szczęścia, które zdawało się być tak niedaleko.
Mniej więcej w połowie drogi poczuł delikatne dotknięcie na ramieniu. Odwrócił głowę i oniemiał. Przed nim, unosząc się w powietrzu , stała najpiękniejsza kobieta jaką widział w swym życiu.
- Czy jesteś pewien? - zapytała.
- Ale czego? - odparł zbity z tropu.
- Czy śpiew może dać ci szczęście? Przecież jej nie znasz, widziałeś tylko przez chwilę, z daleka...
- Ale...
- Co ale... - przekrzywiła główkę filuternie. - Ja jestem tutaj, na wyciągnięcie dłoni.
Patrzył z coraz większym wahaniem. Jej urok oszałamiał go, tam wyżej zaś tkwiła zagadka - właścicielka cudnego głosu, który upajał go do granic.
Czarownica – bo to ona była przecież, ta która uwięziła dziewczynę w wieży, szybkim ruchem palców rzuciła zaklęcie na wychylającą się z okna piękność. W jednej chwili piękna twarz zamieniła się w oblicze budzące dreszcze obrzydzenia. Zbyt długi nos, kurzajki, krzywe zęby...
- Mamo... A to nie jest bajka o Roszpunce?
- Brawo. Dobrze rozpoznałaś mądralo.
- Więc czemu inaczej opowiadasz?
- A czy to ważne?
- Mamo, przecież nie wolno zmieniać bajek!
__________________ A quoi ça sert d'être sur la terre? |