Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-05-2009, 23:29   #85
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Osoba siedząca koło niego poderwała się i usłyszał dość radosne - obudziłeś się! - Po czym krótkie i tryumfalne
– widzisz, mówiłam ci
Niewyraźna postać wyostrzyła się i, tak, to była Nathalie
- a co do ciebie ...- stanęła przy łóżku - tyy .... - Wycedziła przez zęby i szturchnęła leżącego mężczyznę. Nie zbyt mocno , w końcu nie chciała go jeszcze bardziej uszkodzić, ale na tyle silnie żeby poczuł i sprawiło mu to dyskomfort.
- to za to, że wybiegłeś praktycznie bez słowa! – ponownie pacnęła swojego brata - to za twoją głupotę, a to - powtórzyła uprzednią czynność - za to że dałeś się tak urządzić. JAK MOGŁEŚ DAĆ SIĘ TAK URZĄDZIĆ!?! - w tym miejscu nastąpiła seria lżejszych ale za to bardzo energicznych szturchnięć.
W odpowiedzi usłyszała jedynie kilka stęknięć i błagań o łaskę.

***
Jakiś czas wcześniej

Nathalie stała przez chwilę zaskoczona. Obserwowała szaleńczy bieg Azy próbującej pochwycić spadającego ptaka, który okazał się później zadziwiająco mało ptasi, natomiast bardzo kobiecy i zakrwawiony. Aza zawołała kogoś na pomoc. Natychmiast przybiegło kilku cyganów. Zrobiło się zamieszanie. Ludzi przybywało z każdą sekundą.
Kilka minut później niemal cały obóz wrzał.
Spora grupa osób z Azą na czele rzuciła się do lasu w kierunku, który wskazała Lucyna, która odzyskała świadomość zaledwie na kilka sekund. Kierowana raczej ciekawością niż troską o aniołka, który jak się okazało był mało anielski i według jej obserwacji przodował w sprawianiu kłopotów, Nathalie podążyła za nimi. Poza tym miała jakieś nie najlepsze przeczucia, chociaż nie do końca wiedziała, dlaczego. Kątem oka zobaczyła jeszcze jak ktoś przenosił ranną cygankę do jednego z wozów.
Po około półgodzinie bardzo szybkiego marszu dotarła w towarzystwie jeszcze paru osób, do nieszczęsnej polanki. Większość ludzi zgromadziła się w jednym punkcie dookoła czegoś. Bądź kogoś. W końcu Lucyna mówiła coś o jakimś voddcianinie.
Nathalie przesunęła wzrokiem po polanie. Jej spojrzenie najpierw zatrzymało się na nieruchomej męskiej postaci, najprawdopodobniej nieżywej jak można było sadzić po kolorze jego odzienia i totalnym braku zainteresowania kogokolwiek ze zgromadzonych. Następnie przeskoczyło na obiekt znacznie większy, czyli znajdujące się w pobliżu końskie truchło.
I tu się zatrzymało. Odniosła bardzo nieprzyjemnie wrażenie, że gdzieś już to zwierzę widziała. Ignorując prawdopodobnie o wiele atrakcyjniejszy obiekt zainteresowania pozostałych ludzi, skierowała się do truchła. W miarę zbliżania, paskudne uczucie narastało aż do momentu, kiedy stanęła bezpośrednio nad końskimi zwłokami.
Zbladła.
Serce na chwilę stanęło.
Odwróciła wzrok i poczuła, że koniecznie musi zwrócić gdzieś, zawartość żołądka.
Resztką silnej woli zdołała się powstrzymać. Wzięła głębszy oddech i wróciła wzrokiem do martwego zwierzęcia. To był Bambuk. Nie miała, co do tego najmniejszych wątpliwości, w końcu znała go nie od dziś. Ba, dbała o tego konia, pielęgnowała go na zmianę z Vittorio.
Vittorio.
VITTORIO!
Natychmiast spojrzała w stronę ciała martwego mężczyzny znajdującego się w pobliżu. Nieznanego martwego mężczyzny. Cień ulgi pojawił się na jej twarzy jednak tylko na chwilę.
Poderwała się i pobiegła sprintem w stronę „zgromadzenia”. W miarę zbliżania się dosłyszała stłumiony fragment rozmowy
- to co z nim robimy?
Westchnięcie
- nie wiem, na razie zabierzmy go do obozu.
W tym momencie Nathalie udało się wreszcie przecisnąć, a właściwie dość brutalnie przepchnąć, przez mały tłumek. Zobaczyła lezącego na ziemi voddaciania. Swojego brata.
Zatrzymała się i na chwilę jakby oniemiała. W jej oczach odbijało się coś na kształt szoku. Nad nieprzytomnym, prowizorycznie opatrzonym mężczyzną stała Aza i jakichś dwu cyganów. Łasica spojrzała z zaciekawieniem na Nathalie, która przed chwilą dość energicznie wparowała w centrum okręgu a teraz stała bez słowa. W końcu eisenka wydusiła z siebie jedno słowo;
- Vittorio - w jej głosie mieszało się niedowierzanie, lęk i.. złość?
Podeszła bliżej do nieprzytomnego.
- Znasz go? - odpowiedział jej zdziwiony głos łasicy.
- Co z nim? - zignorowała pytanie
- Nie najlepiej - rzuciła chłodno łasica - Znasz go? - powtórzyła bardziej natarczywie pytanie.
Nathalie z ociąganiem odrywając wzrok od swojego brata, wreszcie zaszczyciła nim Azę.
- oczywiście, że znam, to Vittorio, moja rodzina. – odpowiedziała szorstko
- Co on tu robi?
- To przesłuchanie? Nie wiem. Sama się nad tym zastanawiam. Co za idiota - w jej głosie zaczynała dominować złość chociaż troska starała się nie ustępować jej miejsca. Wzrok znowu powędrował do Vittorio.
- Żadnych wskazówek? - łasica nie ustępowała
Niech to szlag
- nie, nie wiem- warknęła i machnęła rękami do góry - szukał jakiegoś Stone'a. Miał go powstrzymać przed zrobieniem głupoty. Nic mi to nie mówi.
- zabierzcie go do obozu - rzuciła ni z tego ni z owego Aza, przedostała się na zewnątrz z okręgu i skierowała się dość szybko w stronę lasu.


****
Prawie wracając do teraźniejszości.

Nathalie kręciła się w kółko coraz bardziej poirytowana.
Co za idiota! Co za kretyn! Mruczała pod nosem.
Vittorio nadal nie odzyskiwał przytomności. Był już opatrzony i leżał teraz na łóżku.
Z tego, co wiedziała Lucynę też już doprowadzono do stanu jako takiej funkcjonalności. Cyganka zdołała nawet zdać relację z tego, co się wydarzyło. W każdym razie z tej części, której była świadkiem.
Vittorio prał się z jakimiś dwoma drabami. Doprawdy. Nathalie nie miała pojęcia, co też jej "braciszek" sobie myślał. Nie wspominając już o tym jak bardzo irytował ją fakt, że dał się tak pokiereszować. Musieli być bardzo silni, ale w tej kwestii Nathalie była bezwzględna. Jej logika funkcjonowała nadzwyczaj prosto. Vittorio nie miał prawa przegrać, bo ona się na to zwyczajnie nie zgadzała.
Eisence w końcu zrobiło się niedobrze od krążenia bez celu i W końcu usiadła energicznie na łóżku.
Wypuściła powietrze z płuc i wciąż poirytowana zaczęła się bawić włosami mężczyzny. Zadziwiające, ale po kilku minutach jakoś się uspokoiła. Zupełnie jakby głaskała małe futerkowe zwierzątko. To ponoć działa uspokajająco.
Rozległo się stęknięcie i mamrotanie:
- Siostrzyczko?
- To zależy, kim jest ta twoja siostra
. - Aza stanęła w progu wozu. - Jesteś w Cygańskim Taborze. Kim jesteś i czego chcesz?
Sprawdzała prawdziwość tego co powiedziała Nathalie?
Vittorio chciał się podeprzeć na łokciach, ale ciało nie słuchało wcale jego „widzi-mi-się”.
- Jestem Vittorio, protegowany Siverstena.

Nathalie poderwała się z miejsca
- obudziłeś się! - rzuciła radośnie, czyli nietypowo jak na siebie, po czym dodała triumfalnie tym razem kierując uwagę do łasicy – widzisz, mrowiłam ci
- a co do ciebie...- przypomniała sobie i stanęła z powrotem przy łóżku - tyy .... - wycedziła przez zęby i szturchnęła leżącego mężczyznę.
- to za to, że wybiegłeś praktycznie bez słowa!
Szturch
- to za twoją głupotę, a to..
Szturch
- za to, że dałeś się tak urządzić. JAK MOGŁEŚ DAĆ SIĘ TAK URZĄDZIĆ!?!

- Jeśli dalej go będziesz tak trącać, to się wykrwawi, zanim zdąży się z nami podzielić czymkolwiek. - Aza podeszła bliżej.
- Czy Bambuk?
Aza podrapała się za uchem.
- To twój ogier tak?
Vittorio spojrzał przez okno. Czyżby jego oczy zrobiły się szkliste.
- Tak.
- Nie żyje. - głos usurianki nawet nie drgnął, choć dało się wyczuć nutkę współczucia. - Przynieśliśmy go z polany i zakopaliśmy pod wielkim dębem. Potem ktoś może ci wskazać to miejsce.
Kiwnął głową.
- To byli ludzie, którzy podążali za Stone'em. Obawiam się, że mogli to być najemnicy prawej ręki Starca. Jeśli on ma jakąś prawą rękę. - uśmiechnął się kąśliwie.

Nathalie cierpiała ostatnio na niezwykle irytującą chorobę zwaną niedoinformowaniem i nie trzeba dodawać, że wkurzało ja to w najwyższym stopniu. Informacje trzeba było jakoś nabyć a nie istniał na to lepszy sposób jak tylko zadawanie pytań.
- Bardzo fajnie tylko, po co im to cud dziewczę?

- Jeszcze tylko jedno, wiesz gdzie ją mogli zabrać?
Vittorio pokręcił przecząco głową.
- Tylko go nie zabij, bo sama będziesz go zakopywać. - rzuciła na odchodnym Aza i zabrała się z wozu razem z Luką, który słuchał małego przesłuchania opierając się o framugę drzwi.

Nathalie poczekała aż wyszli i zamknęli za sobą drzwi.
- no dobrze - zaczęła - a teraz do rzeczy- zbliżyła się bliżej do Vittoria i syknęła cicho - czy możesz mi łaskawie wytłumaczyć co się tu do jasnej cholery dzieje? tylko bez owijania w bawełnę , wiem kiedy kłamiesz - zmrużyła oczy - chce wiedzieć WSZYSTKO bo mam niesympatyczne wrażenie że nasze interesy jest ze sobą jakoś dziwnie połączone. Zresztą w naszej rodzinie rzadko zdarzają się zbiegi okoliczności, zwłaszcza kiedy tatuś ma w tym swój udział. - tu miała na myśli fakt, że oboje znaleźli się w pobliżu, chociaż z dala od domu. W dodatku każde dostało zlecenie od tatusia. Musiał być haczyk . Nie była głupia.
Mówiła cicho ale bardzo dosadnie- słucham. Chusta, Stone, gdzie to wszystko zmierza?

- Nie wiem. - Vittorio przetarł oczy - Twój ojciec nie zwykł mi się zwierzać. Miałem dostarczyć ci list i pilnować Stone'a.




Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i uniosła jedną brew. Przecież musiał coś wiedzieć! Cokolwiek!
- oczywiście, że wiesz coś jeszcze. Mój ojciec może nie jest wylewny, ale Ciebie nie wysłałby na misję bez ważnych czy też przydatnych informacji – Nathalie z drugiej strony to zupełnie inna historia. Założenie „ona na pewno sobie poradzi” przyświecało rodzicielowi prawie zawsze. Przewróciła w duchu oczami.
Musze wiedzieć więcej – kontynuowała- inaczej nie wiem, czego mam szukać na tej piekielnej wyspie, na którą się właśnie udajemy, a jeśli ktoś zgarnie nam istotny artefakt sprzed nosa pomyśl sobie, jaki to będzie pasztet. A jaki ojciec będzie niezadowolony….
Z zupełnie obojętnym wyrazem twarzy znowu szturchnęła mężczyznę.
- Mów

- Nic nie wiem - wydusił przez zaciśnięte zęby. - A nawet jak bym wiedział, to nie masz pozwolenia na poznanie tych informacji.

- i tu cię mam – uśmiechnęła się – źle rozumujesz, ja i tak wiem o wielu rzeczach, o których wiedzieć nie powinnam. Kilka informacji w tą czy w tamtą stronę, nikomu krzywdy nie zrobi, a mi bardzo pomoże. Skoro cały czas krążę wokół czegoś tak ważnego ty chyba lepiej byłoby żebym wiedziała, na co mam zwracać uwagę. Żeby np. czegoś nie pominąć. Byłoby niedobrze gdyby niebezpieczny artefakt wpadł w niepowołane ręce. Nie sądzisz? – Nathalie zawsze miała dar przekonywania, a w tym wypadku jak rzadko miała też rację. Vittorio natomiast miał ciężki żywot z takim rodzeństwem. W każdym razie z zielonooką.
- a zresztą – kontynuowała monolog w trakcie, którego zaprzestała szturchania pokiereszowanego mężczyzny – poza tobą NIKT nit będzie wiedział, że ja wiem –ostatnie zdanie prawie wyszeptała w pobliżu jego ucha a na jej twarzy wykwitł wredny uśmiech, którego jednak Vittorio nie widział.

- Jasne - stwierdził kwaśno i odepchnął delikatnie dziewczynę od siebie - Usiądź. - Odrzucił włosy z twarzy. - Żona Stone'a, genialnego rzemieślnika i kiedyś członka naszego Towarzystwa, dawno temu wyhaftowała na pięknej chuście wzór pewnego artefaktu. - zamilkł zmęczony - Artefakt jest bardzo potężny, ale nie wiem co on może. Nie powiedzieli mi.

W powietrzu unosiło się "mimo że jestem dwa stopnie wyżej od ciebie".

- Starzec pragnie zdobyć i plan i artefakt, który znajduje się na wyspie. Ma przynajmniej jedną część chusty. Stone bojąc się o swoją córkę przyjechał za cyganami. Aniołek to jego dziecko, które dawno temu pozostawił pod opieką Założyciela. A teraz mają i rzemieślnika i jego córkę. Niech Theus nas chroni...

Nathalie zastygła na chwilę w bezruchu. Szare komórki przetwarzały informacje w trybie błyskawicznym, ale musiała się w sobie zebrać żeby cokolwiek odpowiedzieć.
- Szlag – syknęła w końcu – Wreszcie to wszystko układa się w jedną całość. Paskudną całość. Szlag. - Przygryzła wagi i odwróciła wzrok od swojego brata. Po chwili milczenia przeczesała palcami włosy
- Niech to szlag – powtórzyła mechanicznie – a o artefakcie wiem tylko tyle, że składa się z jakiegoś kamienia i metalu, a i co do tego nie mam pewności – Skrzyżowała ręce i znowu się zawiesiła. W sumie nie miała wiele do całego aniołka, ale na misję ratunkową udawać się nie musiała. Do teraz. Teraz wszystko było jedna wielką paskudną całością, która uśmiechała się do niej w najbardziej perfidny z możliwych sposobów.
-No nic – westchnęła i wreszcie spojrzała, na Vittorio. Podeszła i ucałowała go w policzek – zdrowiej - powiedziała na odchodnym a jej wzrok z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej nieobecny.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline