Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-05-2009, 12:02   #93
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Ada Lovelace, Robert Virigl, Edric Sharpe i James Sutton


Lexinton z bronią w ręku podszedł do krzaka, z którego dobiegał cichy jęk. Stawiał kroki powoli i ostrożnie nie wiedząc, co kryje się w krzakach i obawiając się najgorszego; w końcu już raz bestia, czymkolwiek była, podeszła do nich niezauważenie. James Sutton, a także pozostali obserwatorzy tej sytuacji, wstrzymali oddech, gdy mężczyzna lewą ręką rozsunął gałęzie.
- Good God! – wykrzyknął Lexinton, szybko jednak opanował nerwy. Schylił się do leżącego Sharpe i zapytał – Żyje pan?
- Tak… - odpowiedział z trudem Sharpe – ale sam chyba nie wstanę
„Co robić? Co robić? Troje rannych…” pomyślał Lexinton. Virigil, Ada i Courtney teoretycznie blisko, ale w ciemnościach jakie panowały widział tylko ich sylwetki. W końcu zdecydował, że muszą wrócić.
- Pomogę panu wstać – powiedział do Edrica – Policzę do trzech i podniosę do góry…
- Dobrze… - odpowiedział Sharpe.
- Raz, dwa, trzy.
- Aaaauuua…– jęknął cicho Edric. Po chwili stał jednak, oparty o Lexintona.
Mężczyźni wrócili szybko do pozostałych. Ada Lovelace i Virigil pomogli Lexintonowi jak tylko zobaczyli, co się stało. Pomogli usiąść Edricowi obok pani Courtney. Bez słowa podzielili się rolami. Virigil i Lexinton nerwowo patrzyli się w otaczający las, gotowi na strzał w każdej chwili, jeżeli tylko bestia pojawiłby się znowu. Ada i Courtney próbowała bezskutecznie zatamować ranę, Edrica, który powoli tracił przytomność. Wszyscy zaś wyczekiwali pomocy, która – sądząc po szczekaniu psów i pokrzykiwaniach – była coraz bliżej. Nie pozostawało nic innego niż czekać.

*

Dźwięk myśliwskiego rogu obwieścił koniec nieudanych nocnych łowów. Bestii nie ujęto i nie zgładzono, a zrezygnowani i zmęczeni całonocną obławą farmerzy, a także męska część służby Persona rozeszła się do domów w małych grupkach po trzech-czterech; żaden z nich, bowiem nie wątpił, że niebezpieczeństwo jest prawdziwe, zresztą sporo z nich widziało ranę damy z Londynu i słyszała opowieść przybyszów ze stolicy.
To była również ciężka noc dla gości Persona, poza Olimpią, która nie brała w nich udziału. Na szczęście żadna z ran, nawet rana postrzałowa Edrica nie okazała się bardzo poważna. „Miał pan wiele szczęścia Mr Sharpe. Kula przeszła nogę na wylot, a przy tym nie uszkodziła nic ważnego” powiedział Szkotowi lekarz ściągnięty z Dawenvill. Nie zmieniało to faktu, że Sharpe i pana Courtney przez najbliższe dni mieli nie opuszczać swoich pokoi i leżeć spokojnie.
W końcu zamieszanie ustało, a zmęczeni goście zasnęli w swoich pokojach lub jak w przypadku lorda Lexintona w pokoju swojej kochanki. Zmęczeni posnęli szybko by obudzić się tuż przed lunchem.


Somerset i Grisi

Drzwi od chatki otworzyły się i w progu stanęła niewysoka, stara kobieta. Jej twarz pokryta była zmarszczkami, a długie siwe i brudne włosy opadały na ramiona. Ubrana była w prosty chłopski strój. Nie sprawiała najlepszego wrażenia, a na dodatek niemiłosiernie śmierdziała. Przyjrzała się wam uważnie, mrużąc przy tym oczy, po czym niepewnie zapytała się:
- Młoda Dalson i Harry? Wejdźcie do środka!
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.
woltron jest offline