Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-05-2009, 00:34   #91
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Akt drugi

Doba spokojnego lotu pozwoliła wam nareszcie odpocząć fizycznie i psychicznie po stresujących wydarzeniach na Julce. Czarna, otaczająca statek, przestrzeń, przez całą drogę wydawała się pusta. Co pewien czas na ekranach sensorów pojawiały się słabe kontakty. Jednak wszystkie, bez wyjątku, okazały się, zakłóceniami, wywołanymi przez wiatr słoneczny albo echem wyładowań z imponującej mgławicy, rozciągającej się po zewnętrznej stronie układu.


Mimo wszystko, mieliście świadomość, że gdzieś tam, w odmętach kosmosu, nadal mógł czaić się na was napotkany wcześniej niszczyciel. Dlatego też Andiomene raz po raz przeglądała komputerowe zapisy z ostatniej potyczki, starając się doszukać jakichś nieregularności i emisji, które pozwoliłyby wykryć statek, mimo maskowania. Póki co, niestety bez efektów. Zdecydowanie nie pomagał w tym fakt, że czujniki Roriana należały do taniego, cywilnego typu i nie przeznaczone były do dokładnych analiz.

Odniesione rany, z braku odpowiedniego wyposażenia, nie goiły się może zbyt pięknie ale przynajmniej w miarę bezpiecznie. Rana voroksa sama z siebie przestała krwawić, nim jeszcze Mesto zaproponował mu swoją pomoc. Widoczne były też pierwsze objawy nadzwyczajnych właściwości regeneracyjnych jego tkanek. Niestety organizm olbrzyma kazał sobie drogo za to zapłacić. W Bruggburze rozbudził się niepohamowany głód. Voroks zaspokajał go bez oporów, pożerając topniejące w zastraszającym tempie zapasy puszkowanych potraw.

Rana Amxa, po przeprowadzonej wspólnymi siłami operacji, wyglądała mało estetycznie ale przynajmniej zatamowano krwawienie i póki co, nie było widać wokół niej żadnych śladów infekcji. Niestety ramie nadal pulsowało bólem, a uszkodzenie mięśni uniemożliwiało pełne jego wykorzystanie.

Na pięć godzin przed osiągnięciem celu, waszą uwagę zwrócił radosny, dziecięcy chichot, dochodzący z dolnego pokładu. Ci z was, którzy postanowili się tam udać, ujrzeli trójkę przygarniętych przez was dzieciaków, wywijających właśnie w powietrzu chaotyczne piruety i fikołki. Mali pasażerowie odpychali się od ścian pokładu, szybując z fantazją w te i z powrotem, w otoczeniu całkiem pozbawionym sztucznej grawitacji. Widać, ścigająca was rakieta, jednak coś uszkodziła...



Gdy zatrzymaliście się na orbicie Anadyra, komputer rozpoczął skanowanie powierzchni, a wy mogliście w spokoju podziwiać rdzawą skałę, która na tej planecie stanowiła element dominujący monotonnego krajobrazu. Skanery wykryły nieaktywne pozostałości starych, luźno porozrzucanych przemysłowych zabudowań i ślady dawnego bombardowania niektórych części powierzchni. Analiza warunków życia wykazała zdatną do oddychania atmosferę i przyciąganie rzędu 1,5g. Oznaczało to, że wasze organizmy będą musiały przywyknąć do wysiłku o 50% wyższego od tego, do którego przyzwyczailiście się na w pełni przystosowanych planetach. Skafandry tu niestety nie pomogą.

Nadaliście podany wam sygnał i po zaledwie paru sekundach dotarła do was kierunkowa wiązka laserowa, niosąca dane nawigacyjne bazy. Naprowadziła was na jeden z, oddalonych od reszty, kompleksów fabryk. Wtedy komputer wykrył drugi sygnał. Słabą sekwencje impulsów nadawaną gdzieś ze skalistego pustkowia, 100km od celu waszej podróży. Komputer zidentyfikował sygnał, jako automatyczny transponder SOS, jednostki zdolnej do lotów gwiezdnych.

Andiomene, widząc wyniki analizy, zastanowiła się chwilę, po czym zignorowała przekaz i podjęła lot w stronę, wskazanej przez sygnał, mega-fabryki.


Na horyzoncie już wkrótce pojawiły się ogromne, przemysłowe kominy, znaczące cel waszego lotu. Gdy zbliżyliście się do konstrukcji, ziemia pod wami zatrzęsła się. W rdzawym pyle pojawił się niespodziewanie, sporych rozmiarów wir, wciągający pod powierzchnie tony sypkiego gruntu. Po jednej minucie tego dziwnego widowiska, ukazał wam się, oczyszczony już, wlot do podziemnego hangaru; Lekka poprawa kursu, chwila ostrożnego manewrowania w wąskim podziemnym korytarzu i już znaleźliście się w dużej, oświetlanej światłem jarzeniowym hali.

Pierwszy, ostrożny zwiad nie wykrył niczego ciekawego. Jedna sala kontrolna z komputerami, dwie puste sale z wyposażeniem, jedna pusta zbrojownia. Jednak już po paru minutach od opuszczenia statku, wyjątkowa grawitacja tego miejsca, dała wam się we znaki. Oddychanie przychodziło niesamowicie ciężko, płuca i inne organy wydawały się zgniecione pod własnym ciężarem. Każdy krok był nie lada wyczynem. Zaczęliście czuć się tak, jakby nagle wszczepiono was do ciał niedołężnych starców.

Pierwszy przegląd miejscowej bazy danych nie wykazał niczego ciekawego. 33 lata temu wykasowano wszystkie informacje. Wnioskowaliście więc, że właśnie wtedy ostatecznie opuszczono bazę. Znaleźliście tylko tysiące godzin nagrań z automatycznych, szpiegowskich sensorów, nagrywających od dziesiątek lat otaczające kompleks jałowe pustkowia. Jedynym nowym wydarzeniem był sygnał SOS, który nadawany był nieprzerwanie od 55 godzin.

System ożył dopiero po wprowadzeniu kodu CX-67. Ekrany nagle zalane zostały niekończącym się ciągiem poleceń i skryptów. Zewnętrzne drzwi hangaru zamknęły się z głośnym hukiem zderzającej się masywnej stali. Kamery zawieszone we wszystkich pomieszczeniach nagle ożyły i zaczęły filmować otoczenie. Z rogów hangaru, wyskoczyły cztery masywne działa, obracając się w stronę drzwi. Wszystko to wydarzyło się w przeciągu niecałych dziesięciu sekund. Baza przeszła w stan gotowości Alfa. Po chwili na ekranach pojawił się projekt, sygnowany kodem CX-67. Amx spojrzał na, zrozumiałe tylko dla niego, schematy.


Eksperymentalny system maskujący...

Moduł wojny elektronicznej...

Fałszywa sygnatura i emulator kodu....

Cokolwiek by to nie było. Najwyraźniej dało się zainstalować na statku i pozwalało upodobnić go na sensorach średniego i dalekiego zasięgu do dowolnej innej jednostki, przez zmianę jego sygnatury i kodu rejestracyjnego. Inżynier z błyskiem w oku powrócił do lektury napływających w ciągłym tempie danych i wykresów. Dalsza lektura wykazała, że prototyp powinien znajdować się na poziomie drugim. Szczegółowe wyszukiwanie pozwoliło zlokalizować tam też gwiezdne klucze i pozostałości projektu CX-22, który w systemie opisany był tylko jako "anulowany". Amxowi zaledwie dwie minuty zajęło dotarcie do poleceń nieodkrytego jeszcze poziomu. Pozornie jednolita ściana pomieszczenia rozsunęła się sykiem, ukazując ciasną ale bezpiecznie wyglądającą windę.

Drugi poziom oświetlony był słabymi, fluorescencyjnymi listwami laboratoryjnego typu. Zalewały pomieszczenia lekko widmowym, jasnozielonym światłem. Amx wiedział, że służyło to zachowaniu właściwości wrażliwszych, egzotycznych materiałów, używanych tu zapewne do eksperymentów. W niektórych salach zamontowano dodatkowo normalne światła żarowe ale te były obecnie wyłączone. Drzwi wszystkich pomieszczeń pozostawiono szeroko otwarte. Wszystkie też, nie licząc wypełniających je, stalowych mebli, były puste. Ani na górze, ani tu na dole nie znaleźliście też żadnej apteczki. W jednym z pomieszczeń dostrzegliście jednak cztery metalowe skrzynki, oznaczone symbolami gildii Przewoźników. Niestety, jeśli kiedyś były w nich gwiezdne klucze, to ktoś je najwyraźniej zabrał. Gdy zrezygnowani, patrzyliście z żalem na puste pojemniki, wasza uwagę przykuł cichy, ledwie słyszalny ludzki śpiew... Nie, prędzej nucenie... dochodzące z niezbadanego jeszcze sektora laboratorium. Ostrożnie i z uniesioną bronią ruszyliście przed siebie. Dźwięk dobiegał z małego pomieszczenia, znajdującego się na końcu długiego, zatopionego w mroku korytarza. Na środku pokoju, na pojedynczym metalowym krześle siedziała jakaś istota, oświetlana tylko słabą poświatą naderwanego paska fluorescencyjnego. Postać zgarbiła się lekko, słysząc wasze kroki. Na sobie miała luźne, spływające swobodnie po jej ciele, odzienie. Jakby szatę? Przestała nucić. Ostrożnie powstała na nogi. U jej pasa zabłysły cztery gwiezdne klucze. Uniosła lekko głowę, pozwalając światłu dotrzeć pod kaptur i wtedy ujrzeliście jej twarz. Twarz starca, tyle że złożoną z tysięcy malutkich, mieniących się kolorami, płytek metalu. Starzec uniósł łuskowatą, metalową rękę, kierując w wasza stronę klucze. Po chwili ciszy, odparł nieobecnym, prawie ludzkim głosem:

- Śpiewają... Śpiewają mową gwiazd... - uśmiechnął się tajemniczo i z rozczuleniem pogłaskał cenne cylindry metalowymi palcami.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 26-05-2009 o 13:33. Powód: Końcówka i apteczka.
Tadeus jest offline