Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-05-2009, 00:34   #91
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Akt drugi

Doba spokojnego lotu pozwoliła wam nareszcie odpocząć fizycznie i psychicznie po stresujących wydarzeniach na Julce. Czarna, otaczająca statek, przestrzeń, przez całą drogę wydawała się pusta. Co pewien czas na ekranach sensorów pojawiały się słabe kontakty. Jednak wszystkie, bez wyjątku, okazały się, zakłóceniami, wywołanymi przez wiatr słoneczny albo echem wyładowań z imponującej mgławicy, rozciągającej się po zewnętrznej stronie układu.


Mimo wszystko, mieliście świadomość, że gdzieś tam, w odmętach kosmosu, nadal mógł czaić się na was napotkany wcześniej niszczyciel. Dlatego też Andiomene raz po raz przeglądała komputerowe zapisy z ostatniej potyczki, starając się doszukać jakichś nieregularności i emisji, które pozwoliłyby wykryć statek, mimo maskowania. Póki co, niestety bez efektów. Zdecydowanie nie pomagał w tym fakt, że czujniki Roriana należały do taniego, cywilnego typu i nie przeznaczone były do dokładnych analiz.

Odniesione rany, z braku odpowiedniego wyposażenia, nie goiły się może zbyt pięknie ale przynajmniej w miarę bezpiecznie. Rana voroksa sama z siebie przestała krwawić, nim jeszcze Mesto zaproponował mu swoją pomoc. Widoczne były też pierwsze objawy nadzwyczajnych właściwości regeneracyjnych jego tkanek. Niestety organizm olbrzyma kazał sobie drogo za to zapłacić. W Bruggburze rozbudził się niepohamowany głód. Voroks zaspokajał go bez oporów, pożerając topniejące w zastraszającym tempie zapasy puszkowanych potraw.

Rana Amxa, po przeprowadzonej wspólnymi siłami operacji, wyglądała mało estetycznie ale przynajmniej zatamowano krwawienie i póki co, nie było widać wokół niej żadnych śladów infekcji. Niestety ramie nadal pulsowało bólem, a uszkodzenie mięśni uniemożliwiało pełne jego wykorzystanie.

Na pięć godzin przed osiągnięciem celu, waszą uwagę zwrócił radosny, dziecięcy chichot, dochodzący z dolnego pokładu. Ci z was, którzy postanowili się tam udać, ujrzeli trójkę przygarniętych przez was dzieciaków, wywijających właśnie w powietrzu chaotyczne piruety i fikołki. Mali pasażerowie odpychali się od ścian pokładu, szybując z fantazją w te i z powrotem, w otoczeniu całkiem pozbawionym sztucznej grawitacji. Widać, ścigająca was rakieta, jednak coś uszkodziła...



Gdy zatrzymaliście się na orbicie Anadyra, komputer rozpoczął skanowanie powierzchni, a wy mogliście w spokoju podziwiać rdzawą skałę, która na tej planecie stanowiła element dominujący monotonnego krajobrazu. Skanery wykryły nieaktywne pozostałości starych, luźno porozrzucanych przemysłowych zabudowań i ślady dawnego bombardowania niektórych części powierzchni. Analiza warunków życia wykazała zdatną do oddychania atmosferę i przyciąganie rzędu 1,5g. Oznaczało to, że wasze organizmy będą musiały przywyknąć do wysiłku o 50% wyższego od tego, do którego przyzwyczailiście się na w pełni przystosowanych planetach. Skafandry tu niestety nie pomogą.

Nadaliście podany wam sygnał i po zaledwie paru sekundach dotarła do was kierunkowa wiązka laserowa, niosąca dane nawigacyjne bazy. Naprowadziła was na jeden z, oddalonych od reszty, kompleksów fabryk. Wtedy komputer wykrył drugi sygnał. Słabą sekwencje impulsów nadawaną gdzieś ze skalistego pustkowia, 100km od celu waszej podróży. Komputer zidentyfikował sygnał, jako automatyczny transponder SOS, jednostki zdolnej do lotów gwiezdnych.

Andiomene, widząc wyniki analizy, zastanowiła się chwilę, po czym zignorowała przekaz i podjęła lot w stronę, wskazanej przez sygnał, mega-fabryki.


Na horyzoncie już wkrótce pojawiły się ogromne, przemysłowe kominy, znaczące cel waszego lotu. Gdy zbliżyliście się do konstrukcji, ziemia pod wami zatrzęsła się. W rdzawym pyle pojawił się niespodziewanie, sporych rozmiarów wir, wciągający pod powierzchnie tony sypkiego gruntu. Po jednej minucie tego dziwnego widowiska, ukazał wam się, oczyszczony już, wlot do podziemnego hangaru; Lekka poprawa kursu, chwila ostrożnego manewrowania w wąskim podziemnym korytarzu i już znaleźliście się w dużej, oświetlanej światłem jarzeniowym hali.

Pierwszy, ostrożny zwiad nie wykrył niczego ciekawego. Jedna sala kontrolna z komputerami, dwie puste sale z wyposażeniem, jedna pusta zbrojownia. Jednak już po paru minutach od opuszczenia statku, wyjątkowa grawitacja tego miejsca, dała wam się we znaki. Oddychanie przychodziło niesamowicie ciężko, płuca i inne organy wydawały się zgniecione pod własnym ciężarem. Każdy krok był nie lada wyczynem. Zaczęliście czuć się tak, jakby nagle wszczepiono was do ciał niedołężnych starców.

Pierwszy przegląd miejscowej bazy danych nie wykazał niczego ciekawego. 33 lata temu wykasowano wszystkie informacje. Wnioskowaliście więc, że właśnie wtedy ostatecznie opuszczono bazę. Znaleźliście tylko tysiące godzin nagrań z automatycznych, szpiegowskich sensorów, nagrywających od dziesiątek lat otaczające kompleks jałowe pustkowia. Jedynym nowym wydarzeniem był sygnał SOS, który nadawany był nieprzerwanie od 55 godzin.

System ożył dopiero po wprowadzeniu kodu CX-67. Ekrany nagle zalane zostały niekończącym się ciągiem poleceń i skryptów. Zewnętrzne drzwi hangaru zamknęły się z głośnym hukiem zderzającej się masywnej stali. Kamery zawieszone we wszystkich pomieszczeniach nagle ożyły i zaczęły filmować otoczenie. Z rogów hangaru, wyskoczyły cztery masywne działa, obracając się w stronę drzwi. Wszystko to wydarzyło się w przeciągu niecałych dziesięciu sekund. Baza przeszła w stan gotowości Alfa. Po chwili na ekranach pojawił się projekt, sygnowany kodem CX-67. Amx spojrzał na, zrozumiałe tylko dla niego, schematy.


Eksperymentalny system maskujący...

Moduł wojny elektronicznej...

Fałszywa sygnatura i emulator kodu....

Cokolwiek by to nie było. Najwyraźniej dało się zainstalować na statku i pozwalało upodobnić go na sensorach średniego i dalekiego zasięgu do dowolnej innej jednostki, przez zmianę jego sygnatury i kodu rejestracyjnego. Inżynier z błyskiem w oku powrócił do lektury napływających w ciągłym tempie danych i wykresów. Dalsza lektura wykazała, że prototyp powinien znajdować się na poziomie drugim. Szczegółowe wyszukiwanie pozwoliło zlokalizować tam też gwiezdne klucze i pozostałości projektu CX-22, który w systemie opisany był tylko jako "anulowany". Amxowi zaledwie dwie minuty zajęło dotarcie do poleceń nieodkrytego jeszcze poziomu. Pozornie jednolita ściana pomieszczenia rozsunęła się sykiem, ukazując ciasną ale bezpiecznie wyglądającą windę.

Drugi poziom oświetlony był słabymi, fluorescencyjnymi listwami laboratoryjnego typu. Zalewały pomieszczenia lekko widmowym, jasnozielonym światłem. Amx wiedział, że służyło to zachowaniu właściwości wrażliwszych, egzotycznych materiałów, używanych tu zapewne do eksperymentów. W niektórych salach zamontowano dodatkowo normalne światła żarowe ale te były obecnie wyłączone. Drzwi wszystkich pomieszczeń pozostawiono szeroko otwarte. Wszystkie też, nie licząc wypełniających je, stalowych mebli, były puste. Ani na górze, ani tu na dole nie znaleźliście też żadnej apteczki. W jednym z pomieszczeń dostrzegliście jednak cztery metalowe skrzynki, oznaczone symbolami gildii Przewoźników. Niestety, jeśli kiedyś były w nich gwiezdne klucze, to ktoś je najwyraźniej zabrał. Gdy zrezygnowani, patrzyliście z żalem na puste pojemniki, wasza uwagę przykuł cichy, ledwie słyszalny ludzki śpiew... Nie, prędzej nucenie... dochodzące z niezbadanego jeszcze sektora laboratorium. Ostrożnie i z uniesioną bronią ruszyliście przed siebie. Dźwięk dobiegał z małego pomieszczenia, znajdującego się na końcu długiego, zatopionego w mroku korytarza. Na środku pokoju, na pojedynczym metalowym krześle siedziała jakaś istota, oświetlana tylko słabą poświatą naderwanego paska fluorescencyjnego. Postać zgarbiła się lekko, słysząc wasze kroki. Na sobie miała luźne, spływające swobodnie po jej ciele, odzienie. Jakby szatę? Przestała nucić. Ostrożnie powstała na nogi. U jej pasa zabłysły cztery gwiezdne klucze. Uniosła lekko głowę, pozwalając światłu dotrzeć pod kaptur i wtedy ujrzeliście jej twarz. Twarz starca, tyle że złożoną z tysięcy malutkich, mieniących się kolorami, płytek metalu. Starzec uniósł łuskowatą, metalową rękę, kierując w wasza stronę klucze. Po chwili ciszy, odparł nieobecnym, prawie ludzkim głosem:

- Śpiewają... Śpiewają mową gwiazd... - uśmiechnął się tajemniczo i z rozczuleniem pogłaskał cenne cylindry metalowymi palcami.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 26-05-2009 o 13:33. Powód: Końcówka i apteczka.
Tadeus jest offline  
Stary 26-05-2009, 23:04   #92
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Kiedy Amx położył się w swym pokoju i zmożony alkoholem zasnął Andi poszła na mostek i ponownie sprawdziła wszystkie koordynaty. Wszystko wskazywało na to, że statek nie uległ uszkodzeniom podczas szalonej ucieczki, a żadne sensory jak na razie nie zdołały ich wykryć. Niepokoił ją w prawdzie fakt przebywania w tej przestrzeni zakamuflowanego niszczyciela, ale do czasu aż się ujawni i tak nic nie mogła zrobić. Autopilot działał bez zastrzeżeń, na czujnikach w sporej odległości od statku, na wyznaczonym kursie nie było niczego niebezpiecznego, mogła się chwile odprężyć. Potrzebowała czegoś mocniejszego, by uspokoić nerwy. Pomyślała, że może została jakaś butelka trunku w ładowni, więc postanowiła tam poszperać. Na wszelki wypadek włączyła alarm zbliżeniowy i ruszyła w tamtym kierunku. Okazało się ze nie jest jedyną osobą, która wpadła na pomysł uwolnienia tego miejsca od części towaru. Zobaczyła Voroksa siedzącego przy stercie otwartych puszek i zajadającego się w najlepsze.
Oparła się o drzwi i założywszy ręce na piersiach powiedziała z lekkim uśmiechem:
- Smacznego, trzeba było powiedzieć jaki masz apetyt zakupilibyśmy odpowiednio więcej racji jedzenia...
Był zaskoczony. Nie spodziewał się tutaj nikogo. Prawdę powiedziawszy myślał, że wszyscy wolą odpocząć i statek jest prawie, że pusty. Delikatnie sprawdził swój opatrunek i powiedział.
- Nie jedzeniem się martwię. Coraz więcej tutaj pustego szkła, a pełnego trzeba się porządnie naszukać.
- Hmm... no właśnie... mnie też przydałby się łyk czegoś mocniejszego. Może podzielisz się ze mną?
- Bierzcie i pijcie z tego wszyscy, jak to mówią. Jesteśmy teraz angerak, nie powinniśmy niczego przed sobą chować.

Andi podniosła wskazaną butelkę i popatrzyła na Bru:
- Nie lubię pić w samotności, ale nie mogę też zostawić statku na dłużej bez nadzoru. Może przeniesiesz się ze mną na mostek?
- Prowadź, postaram się zmieścić gdzie trzeba.
- Uśmiechnął się serdecznie. Dopiero później zdał sobie sprawę, że mogło to zabrzmieć zdecydowanie nie tak, jak by chciał.
Kobieta ruszyła przodem, gdy się odezwał obrzuciła go dziwnym spojrzeniem, w którym było wyraźne rozbawienie i zapytała:
- Co to angerak?
- Oj, wybacz. To takie przyzwyczajenie z domu, z Ungavorox. Angerak to stado, to Twoja rodzina. Na Ungavorox nie przetrwasz w pojedynkę jeśli opuścisz bezpieczne schronienia cywilizowanych voroxów. Angerak jest związane silniej nawet niż zbliżają Cię więzy krwi. Tacy już jesteśmy, musimy mieć Angerak żeby przetrwać.

Pokiwała głową.
- Mogę to zrozumieć, choć moje doświadczenia są trochę inne... Amx... jest dla mnie jak rodzina. Jest przyjacielem, wiele razem przeszliśmy... Zwłaszcza przed przybyciem na Malignatius, praktycznie cudem udało nam się przeżyć...
- Przeżyć co? Chyba nie głodowaliście na lodowych pustyniach, ani nie lataliście tym statkiem wcześniej?
- Mówiąc o statku puścił oko znów uśmiechając się. Przy okazji pociągnął z butelki solidny łyk trunku.
Weszli na mostek i usiedli się na podłodze na wprost czujników. Andi postawiła swoją butelkę przed sobą, zamyśliła, a potem jakby uśmiechnęła się smętnie do swoich myśli:
- Miałam przedtem własny frachtowiec. Piękny, nowoczesny, doskonale wyposażony...
- Na pewno nie miałaś tam takiej załogi, jak tutaj.
- Zaśmiał się. - Co się z nim stało?
Dziewczyna pociągnęła solidnego łyka, podparła głowę na dłoni zaczęła opowiadać:
- Załoga składała się ze mnie, Amx-a, drugiego pilota i masy inteligentnych i bezwzględnie posłusznych robotów. Nie to co teraz... – Machnęła ręka i mrugnęła do Voroxa – Nigdy nie byłam przekonana do wożenia pasażerów. Towary nieożywione leżą sobie po prostu w ładowni, nie włażą gdzie nie trzeba, nie marudzą, nie wydają poleceń i na koniec nie wysadzają ci statku w powietrze!
- Czyli wychodzi nam z tego drugi pilot. Mam rację? Co się stało?
- Nie, nie, pokręciła głową. Zostałam... powiedzmy, że poproszona o przewiezienie dość znane osobistości w pewne miejsce. Wraz z nią oczywiście musiałam zabrać kilka dodatkowych osób.
Pasażerowi zaczęli ginąć. Najpierw zginął oczywiście notabl. Okazał się, że jeden z nich był maniakiem psychopatą. Wypatroszył nawet innego pasażera notabene jednego z inkwizytorów... Wyciął mu serce na żywca, kiedy ten był tylko sparaliżowany i zjadł je jeszcze gorące. Oczywiście nie widziałam tego na żywo, ale przed skasowaniem zawsze przegadałam zapisy z kamer. Ten sukinsyn też się zorientował że to robię, uciekłam mu, ale zanim z Rotem zdołaliśmy go dopaść odpalił ładunki, które wcześniej założył na statku. Ledwo dopadliśmy kapsuły ratunkowej. Uratowaliśmy tylko to co mieliśmy przy sobie.
- I wylądowaliście swoją kapsułą na tamtej przeklętej bryle lodu, na której sam też utknąłem, tak? A co się stało z mordercą? Z Twojej opowieści wynika, że zginął na statku.
- Cóż... kapsuł było więcej, nie mam pojęcia, czy nie udało mu się uciec
– ponownie przechyliła butelkę. Najwyraźniej picie mocnych alkoholi nie stanowiło dla niej problemu.
- No cóż. Teraz jesteście tutaj i jak by na to nie patrzeć znów masz jakiś statek. Może to i latająca trumna, ale Amx na pewno potrafi wszystko tutaj naprawić. Ja potrafię pewnie wszystko tutaj zepsuć, więc świetnie byśmy się uzupełniali, żeby się żadnemu nie nudziło, nie sądzisz? - Uśmiechnął się i wyjrzał za okno. Uśmiech szybko zastąpiły inne emocje. Twarz voroxa wyraźnie posmutniała i zdawała się dobre kilkanaście lat starsza. - A ja nadal nie wiem gdzie w zasadzie jestem i jak wszystko odkręcić.
Pokiwała tylko głową słysząc jego odpowiedź. Potem zatopieni we własnych myślach sączyli dalej trunek w pełnym porozumienia milczeniu.

Dalsza część lotu przebiegła bardzo spokojnie. Jedynym przerywnikiem okazały się dzieci, zabawiające się w pomieszczeniu w którym przestała działać sztuczna grawitacja. Dziewczyna uśmiechnęła się widząc ich harce. Prawdopodobnie nigdy jeszcze nie miały okazji do takiej zabawy.
Po wysłaniu kodu promień naprowadzający skierował ich prosto do bazy. Świadomie zignorowała sygnał sos, nie wiadomo co to było. Wolała nie ryzykować życiem załogi. Później może wybiorą się na rozpoznanie co tam się stało. Na razie mieli własne problemy i musieli je rozwiązać. Bez problemu wprowadziła statek do przygotowanego doku i rozpoczęli przeszukiwanie bazy.
Amx, który na szczęście czuł się o wiele lepiej z rosnącym podnieceniem zaczął przeglądać dokumenty bazy. Nie znała się na schematach, ale jeśli mieli do czynienia z urządzeniem do kamuflażu, które da się zainstalować na statku musiała przyznać, że jest zachwycona. Mniej zachwycona była faktem, ze nigdzie nie ma apteczki, a gwiezdne klucze zniknęły z miejsca, w którym powinny były się znajdować. Na szczęście znajdowały się niedaleko, niestety miały kogoś kto chyba uważał się za ich właściciela i chyba nie był do końca zrównoważony. Dopiero po chwili,
przyjrzawszy się uważnie Andiomene doszła do wniosku, że istota, która zawłaszczyła sobie klucze jest najwyraźniej najwyższej klasy robotem. Znała kilka osób, które za takie cudo zapłaciłyby krocie. Jak tylko przekonać ją by pozwoliła się do siebie zbliżyć i odszukać przycisk pozwalający się wyłączyć?
 
Eleanor jest offline  
Stary 27-05-2009, 02:55   #93
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Pociągnął z butelki kilka ostatnich łyków. W zasadzie to właśnie wypił ostatnie krople trunku ze swojej butelki i nie miał już nic do picia. Nie miał nawet ochoty szukać kolejnej butelki. Był tylko głodny. Zaczął szukać sobie innego zajęcia, czegoś do odwrócenia uwagi od głodu.


Siedząc na mostku na wpół medytując patrzył przez okno i podziwiał wspaniałe widoki przesuwającej się powoli mgławicy. Zadziwiające jak wszystko zdaje się spokojne w przestrzeni. Nie wiedział z jaką prędkością leciał ich statek i nawet go to nie obchodziło. Jedynie czasem zastanawiał się - "Ile czasu jeszcze musi upłynąć, zanim znajdę wreszcie dla siebie jakieś miejsce w tym całym wielkim wszechświecie?". Nigdy nie zdołał sobie odpowiedzieć na to pytanie.

Mgławica, którą mijali zmieniała się z czasem, jak zmieniało się ich położenie względem niej. Otulając układ od zewnątrz z ciemnej przechodziła w coraz jaśniejszą i zdawała się budzić jakąś nadzieję w voroksie. Nadzieję, mimo iż zapowiadała tylko kolejny krok.
Krok jeszcze dalej w nieznane.


"Ciekawe ilu moich braci i ile moich sióstr miało okazję to oglądać? Może wcale nie jest to złe życie? Nawet do tej ciasnoty można się przyzwyczaić z czasem." - Po raz pierwszy tęsknota do natury i otwartych przestrzeni zelżała, zamiast ściskać jego serce coraz mocniej. Widok za oknami i uczucie wolności sprawiały iż czuł się niespodziewanie spokojny. - "Gdyby tylko nie ta bransoleta. Może mógłbym się nawet tym zajmować dalej? Może taki plan dla mnie ma wszechstwórca? Przecież to nie musi być wcale złe życie. Może nawet będzie to całkiem nowy etap i udowodnię ludziom, że nie jestem bestią?"

Był ciekawy przestrzeni. Bał się wielkiej kosmicznej pustki i jednocześnie podziwiał ją. Było to coś całkiem innego i nowego. Było to coś, co zastępowało mu szum drzew i powiewy wiatru powierzchni planet. Mimo to gdzieś w głębi tliła się w nim nadzieja, że cała ta podróż skończy się dla niego na Ungavorox, gdzieś wśród drzew.

"Są moimi przyjaciółmi." - Pomyślał nagle i zdał sobie sprawę, że wszyscy obecni na statku nie pasowaliby bez wyjątku do świata z którego pochodził. Traktował ich jak swoje stado, jak swoją rodzinę. Tak na prawdę nie miał już żadnej innej alternatywy i z każdą chwilą podróży zżywał się z towarzyszami. Mimo świadomości, że niektórzy najchętniej zostawiliby go w pierwszym lepszym miejscu, w którym by wylądowali, wiedział że w walce nie mógłby bardziej liczyć na kogokolwiek innego.

Zabawy dzieci nie przeszkadzały mu nawet za bardzo. Był gdzieś pomiędzy widokiem za oknem, a widokiem w swoich wspomnieniach ojczystej planety. Nigdy nie zapomniał jak szumiały tam lasy i pachniało powietrze. Teraz zbliżali się do zupełnie innej planety, niemalże odwrotności Ungavorox. Kiedy wylądowali i zaczęli eksplorować bazę poczuł to samo nieznośne uczucie, które dręczyło go w kolonii karnej. Brakowało tutaj życia, brakowało nawet okien, by zobaczyć chociaż niebo i pustą powierzchnię planety. Na szczęście tym razem był już nastawiony na to i mógł się skupić na zadaniu.

Mimo to nie spodziewał się widoku postaci, jaką napotkali. Zdecydowanie nie tego się spodziewał i tym bardziej na to nie był już przygotowany. Stanął jak wryty słysząc słowa maszyny. "Śpiewają mową gwiazd" - Powtórzył w myślach i przywołał do siebie jeszcze niedawno widziane obrazy. Uspokoił się trochę, ale mimo to stał z tyłu i czekał na to, co zrobią towarzysze.

Był okropnie głodny.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 27-05-2009 o 02:59.
QuartZ jest offline  
Stary 27-05-2009, 11:58   #94
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Cóż, to co zrobił, było po prostu nierozważne. Mógł sobie wmawiać, że nie miał wyjścia, ale planowanie akcji bojowych to zdecydowanie nie była jego działka. Dobrze, że tarcza wytrzymała chociaż w miarę długo i zarobił tylko jedną ranę i to w ramię, gdzie kula nie miała szans uszkodzić mu kości. Ale i tak co się nacierpiał to jego. Gdy podano mu bimber, to nawet nie zastanawiał się nad tym co robi i wypił z pół butelki. Padł na pryczę prawie nieprzytomny, przesypiając zdecydowaną większość lotu. A obudził się z bólem w ramieniu i kacem w głowie. Wydawałoby się, że gorzej być już nie może. Problem w tym, że tych zadań od tego maniaka może być cała masa, a wszędzie gonił ich czas.

Podniósł się z pryczy dopiero, gdy wlatywali na orbitę Anadyra. Nic nie było naprawione, co lekko go denerwowało. Nie lubił niedokończonych spraw i nie w pełni sprawnych systemów. Ale i nic teraz już nie mógł zrobić, miał nadzieję, że jeszcze czasu trochę na to dostanie. Przy wydatnej pomocy pozostałych członków załogi, powinno się udać. Bowiem ramię nawet unosił ze sporym trudem, nie mówiąc już o dźwiganiu czegoś. A tam na dodatek było to pochrzanione przyciąganie! Amx aż jęknął, gdy tylko się o tym dowiedział. Z bólem w oczach wychodził z frachtowca, próbując przyzwyczaić się do chodzenia jak w paskudnie ciężkim skafandrze. Ramię bolało jak diabli, a jego obciążone metalem ramię najchętniej ciągnąłby po ziemi. Na szczęście zrobił sobie temblak i jakoś to znosił, chociaż oznaczało to praktycznie pracę jedną ręką.

Ożywiło go dopiero to, co pojawiało się na ekranie komputerów kompleksu. Z błyszczącymi oczami wgapiał się w schematy i diagramy, przelatywał wzrokiem dokumentację. Ból przestał już dla niego istnieć, gdy miał tu takie skarby.
-Moduł maskujący! Może nawet aż tak dobry, jak mieli na tym niszczycielu? Ale nawet fałszywa sygnatura to coś niesamowitego! Przy odrobinie szczęścia, z tym wszystkim dostaniemy się gdzie będziemy chcieli!
Przeglądał to wszystko, nawet nie patrząc na resztę. Uruchomili windę, ale on jeszcze się nie odrywał.
-Nie wiem tylko jeszcze co to jest ten moduł wojny elektronicznej... znaczy domyślam się, ale trzeba by przetestować... a jakby to zamontować i uderzyć w inny statek, może nawet da się go tak wyłączyć... dobra, idę już!
Spojrzał na nich zdziwionym wzrokiem. Jak mogło ich to nie interesować, przecież to wszystko to prawdziwe techniczne skarby! Gildia dałaby majątek za taką wiedzę.

Na dolnych poziomach nie był już tak zainteresowany przez większość czasu. Skrzynie przewoźników zostawił przewoźnikom, chociaż pewnie mógłby je spróbować otworzyć. W zasadzie nawet się za to zabierał, ale przyciągnęło ich co innego. Istota? Robot raczej, chociaż nowoczesny i chyba dopracowany. Ciekawe czy miał wysoko rozwinięte AI? Lepiej byłoby go nie niszczyć, jeśli był programowalny i wykonywał polecenia, to mógłby być niezwykle pomocny. Niestety jak na razie żadne z jego towarzyszy nie odezwało się słowem. Amx był w komunikacji słaby, ale nie mógł dopuścić, by zrobili coś głupiego. Odchrząknął, robiąc kilka kroczków do przodu i wyciągając powoli dłoń. Obok niego jechał Dinks, może to coś zmieni?
-Witaj. Te gwiazdy... bywamy tam, nie chciałbyś też ich obejrzeć? Możemy cię zabrać. Usłyszysz ich śpiew z bliska.
Podchodził powoli. Nie miał pojęcia jaką specyfikacje ma ten robot, ale postanowił spróbować w ten prosty, ludzki sposób.
 
Sekal jest offline  
Stary 27-05-2009, 14:08   #95
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Leżał spokojnie na pryczy, mysląc o tym, co się wydarzyło do tej pory. To było naprawdę niesamowite. W ciągu tak krótkiego czasu aż tyle różnych rzeczy. Niektórymi się nie przejmował w ogóle, inne wyrzucał z głowy celowo, aby nie musieć się nimi martwić. Wtedy przypomniał sobie o czyms, co wyleciało mu z głowy przez czas spędzony z dzieciakami.

Nie miał czasu teraz na rozmyslanie. Zerwał się z łóżka i w pospiechu ruszył na poszukiwania utraconego przedmiotu. Zastanawiał się, jak mógł dopuscić do czegos takiego. Mały, zawinięty w jedwabną chustę przedmiot był dla niego wszystkim. Ważniejszy niż cokolwiek innego we wszechswiecie.
Zestresowany szukał swojego skarbu po całym statku.
- Gdzies tu musi być. Cholera! Gdzies tu musi być - powtarzał sobie pod nosem, starając się uspokoić.
Wtedy przypomniał sobie, gdzie widział go po raz ostatni. Niemal biegiem udał się do kajuty Valentine.
Nawet nie zapukał. Wszedł szybko i rozejrzał się po pomieszczeniu. Westchnął lekko. Na szczęscie "pani komandor" nie była u siebie. Jeden plus. Sunne padł na kolana i zaczął przeszukiwać kajutę. W końcu znalazł na podłodze małą, brudną chustę. Ręce mu drżały. Odetchnął z głęboką ulgą, kiedy odwinął materiał. Mały, ozdobny przedmiot był na swoim miejscu. Szlachcic szybko zawinął go z powrotem, schował do kieszeni i wyszedł z pokoju Valentine.

Wracając do siebie, usłyszał krzyki dzieci. Poszedł w kierunku z którego dobiegał hałas. Usmiechnął się szeroko, patrząc jak dzieci latają w powietrzu. "Jak byłem mały, nie miałem takich rozrywek" pomyslał smiejąc się serdecznie i patrząc na wybryki trójki małych rozrabiaków. Widocznie poczuli się już wystarczająco swobodnie w ich towarzystwie. Miało to swoje wady i zalety.
Hawkwood wiedział, że teraz dzieci będą bardziej skore do rozrabiania, ale przynajmniej były szczęsliwe.

Po jakims czasie zbliżyli się do kolejnego przystanku w ich podróży. Szlachic nawet tego nie zauważył. Praktycznie pochłonęły go wspomnienia i rozmyslania. Jednak kiedy znaleźli się na planecie odczuł to bardzo mocno. Przyciąganie było tu zdecydowanie zbyt duże. Sunne niemal czuł, jak jego własny ciężar wgniata go w podłogę. Jęknął cicho.

W końcu udało mu się wylądować. Hawkwood ruszył powoli w stronę dzieci.
- Jak widać na tej planecie przyciąganie jest większe, wiec będzie wam trudno się poruszać. Przynajmniej na początku. Ale nie martwcie się. To nic takiego. Jak tylko się stąd wyrwiemy, poczujecie się lepiej - spojrzał na ich twarze. One najbardziej odczuły skutki zwiększonej grawitacji, ale trzymały się nad podziw dobrze, co naprawdę się chwaliło. - No, a teraz chodźcie. Idziemy zwiedzić sobie okolicę. Tylko macie się trzymać blisko mnie - dodał z groźnym spojrzeniem.

Szli bardzo wolno. Co jakis czas musiał pomagać któremus z dzieci, bo miały naprawdę duże problemy z chodzeniem.
Weszli do windy i pojechali z resztą na drugi poziom.
Ludzki głos naprawdę zadziwił Alexandra. Szlachcic nie spodziewał się człowieka w takim miejscu. Okazało się, że myslał poprawnie. Robot, którego miał przed oczami był bardzo dziwny. Dzieci przerażone schowały się za nim. Nie mogąc jednak powstrzymać ciekawosci wychyliły się lekko, żeby przyjrzeć się maszynie.

Hawkwood obserwował, jak Amx powoli idzie do robota. Nie zamierzał reagować. Przynajmniej narazie. Poprawił jednak rapier. Tak na wszelki wypadek. "Nigdy nic nie wiadomo" pomyslał.
 
NHunter jest offline  
Stary 27-05-2009, 19:43   #96
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Tym razem na całą podróż nie starczyło bimbru i Duncan nie był w stanie schlać się tak mocno, jak by chciał. Większość czasu spędził w kajucie, leżąc na pryczy i nasłuchując każdego nienaturalnego odgłosu maszynerii. Gdzieś na statku szumiały wentylatory, tłocząc powietrze do pomieszczeń. Repulsory grawitacyjne wydawały z siebie bardzo ciche, ledwo słyszalne buczenie. Gdzieś tam szumiała w rurach woda, czy też inne płyny. Od czasu do czasu podrywało go na nogi trzeszczenie ceramstalowego kadłuba, albo tupot maleńkich łapek pod podłogą.

Dwa dni temu postanowił zebrać się na odwagę i zerknąć w końcu na swoje znamię, które szczypało go od paru dni. Zamknął się w pomieszczeniu z prysznicem i obejrzał je dokładnie w lustrze. Paskudztwo naprawdę pulsowało w słaby, ledwo widoczny sposób, który przyprawiał szlachcica o mdłości.

Niewiele wiedział o psychonikach, ale taka reakcja chyba nie była normalna. W dodatku od czasu do czasu czuł, że coś dzieje się z jego ciałem...

**

Na powierzchni Anadyra poczuł się znacznie lepiej, mimo zwiększonego przyciągania. Powietrze było zdatne do oddychania, a pod stopami miał swojski grunt. Z drugiej strony, poruszanie wymagało znacznie więcej wysiłku i Duncan po kilku godzinach spocił się jak świnia. Niemniej jednak wykonywał swoją robotę w miarę sprawnie. Głównie polegała ona na trzymaniu w rękach karabinu i robieniu groźnej miny. Co prawda na nic się to nie przydawało, bo baza była opuszczona, ale paskudny wyraz twarzy przychodził mu całkiem naturalnie.

Wkroczyli w głąb bazy i szlachcic znowu czuł się z lekka nieswojo. Inżynier pieprzył coś o sygnaturach, wskazywał fikuśnie wyglądające schematy. Duncan postanowił wziąć udział w dyskusji. Zrozumiał tylko tyle, że mają powód do radości, więc na wszelki wypadek przyznał Amxowi rację.

Dopiero na widok opustoszałych skrzynek poczuł, że orientuje się w sytuacji. Taaaak, to wyglądało całkiem zrozumiale. Duncan przez moment wpatrywał się w pojemniki, jeszcze nie dowierzając. Lada moment czuł, że złapie go furia i kopnie w coś rozmachem, klnąc i wrzeszcząc. Na razie jednak był spokojny. A potem usłyszał głos.

Masseri od dziecka nie dowierzał golemom, nawet tym w miarę porządnie wyglądającym. Jeszcze bardziej jednak niepokoił go golem w opustoszałej bazie. Podobny do człowieka. To były co najmniej trzy powody do wycelowania w niego karabinu - chociaż bardzo prawdopodobne, że do rozmontowania tej maszyny potrzeba by cięższego sprzętu.

W dodatku z pewnym zakłopotaniem stwierdził, że coś jeszcze jest nie tak. Chciał przyjrzeć się istocie uważnie. Zawsze miał oko do takich ustrojstw, jeśli chodziło o znalezienie źródła energii. Kiedy jednak próbował skupić wzrok na tym czymś, słyszał w umyśle "nie" i odkrywał, że nie może nic zrobić.

- Śpiewają... Śpiewają mową gwiazd... - powiedział golem tajemniczym głosem, który również nie przypadł Duncanowi do gustu.
- Aha - szlachcic zgodził się na wszelki wypadek - Pięknie śpiewają. Niczym najlepsi bardowie. Jeśli pozwolisz, musimy pożyczyć kilka na jakiś czas.

Karabin wciąż trzymał wycelowany i gotowy do użycia...
 
Gantolandon jest offline  
Stary 27-05-2009, 21:17   #97
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Po jakimś czasie i pewnej ilości alkoholu, Mesto postanowił opuścić ładownie i ruszyć do kabiny na spoczynek. Uznał, że skoro lecą do bazy wojskowej, powinien być co najmniej wypoczęty i w dobrej formie. Przespał się z osiem godzin, następnie sprawdził i oczyścił karabin, a zważywszy na to iż został mu tylko jeden magazynek, sprawdził amunicję. Miał wiele szczęścia, bo to co zakupił Duncan było dokładnie takim kalibrem jakiego potrzebował, niestety była to tylko amunicja ogłuszająca. Musi wystarczyć, będzie trzeba znaleźć coś w tej bazie.
Zabrał swojego glankesha i ruszył do pokoju Amxa z nadzieją, na to iż będzie w miarę przytomny i że uda się teraz na spokojnie zbadać trzeci pokład. W końcu nie dokończyli tego, a poza tym nie powiedział, że owe napisy są mu całkowicie obce. Zastał inżyniera śpiącego, z grymasem bólu na twarzy, doszedł do wniosku, że niema sensu mu teraz przeszkadzać. Wystarczy mi pomoc Hawkwooda i może zgoda pani kapitan, w końcu to jej statek.
Andiomene zobaczył pijąca i rozmawiająca z Bru, tu także stwierdził, że nie będzie przeszkadzał, młody Hawkwood obserwował coś przez otwarte drzwi, prawdopodobnie dzieci sądząc po odgłosach.
Po chwili zastanowienia, uznał że wszystkim należy się odpoczynek i niema sensu zamartwiać się trzecim pokładem. Sam tylko ruszył do włazu przez, który tam weszli. Usiadł na podłodze naprzeciw, glankesh położył przed sobą i zaczął medytację.

W pewnym momencie poczuł, że statek zatrzymuje się na orbicie. Wstał i ruszył na mostek. Dotarł tam w chwili gdy Andiomene otrzymała sygnał wiązki naprowadzającej, po chwili pojawił się komunikat ratunkowy, ale został zignorowany i statek ruszył za wiązka.
- Być może należało by potem sprawdzić, co to był za sygnał. Nie znam się, ale warto by zachować skąd nadchodził ten sygnał. - Starał się to powiedzieć tonem jak najmniej rozkazującym, albo przemądrzałym. Chciał aby brzmiało to raczej jak uwaga do rozważenia. Mesto doszedł do wniosku, że prędzej czy później będzie musiał wyjawić kim jest, ale powinien najpierw poznać, jaki stosunek do Wszechstwórcy i kościoła, ma reszta załogi. Reakcja na sygnał ratunkowy może okazać się dość miarodajna.
- Zaznaczyłam lokalizację sygnału w koordynatach. Później sprawdzimy kto go nadaje, może uda się jakoś podejść bez ujawniania naszej obecności - Andiomene odpowiadała spokojnym tonem - Nie zaryzykuję życia załogi pakując was być może w niebezpieczeństwo. -
- Może w bazie znajdziemy jakiś naziemny środek transportu i uda się to sprawdzić, Przydałby się teraz ten wojskowy łazik. - dodał z uśmiechem i zamilkł aby nie przeszkadzać przy lądowaniu.
- Tak może by się przydał, ale cena była zbyt wygórowana - Dziewczyna tez się uśmiechnęła, nie odrywając oczu od urządzeń - Zobaczymy co nas czeka w tej bazie. -
- Tu akurat muszę przyznać, że nie mam o tym pojęcia, sprzęt zawsze dostawałem, nie przejmując się ile kosztował czy też za ile był kupiony. -
- Mamy raczej ograniczone zasoby, a nie wiemy co jeszcze nas czeka, więc wydawanie ich na coś, co nie jest niezbędne jest zwykłym marnotrawstwem. -
- Nadal się zgadzam, mówiłem tylko, że nie mam doświadczenia w wycenianiu przedmiotów. Choć teraz widzę, że to podstawowy brak. Cóż, na szczęście nie muszę być głównym negocjatorem cen, w razie czego, mogę robić to co na stacji. - zaśmiał się krótko - szukać problemów i zaniżać cenę. -
Dziewczyna pokiwała tylko głową skupiona na podchodzeniu do lądowania.

Po wylądowano i otwarciu włazu w statku od razu wyczuł zmianę w grawitacji, nie to żeby było to dla niego duży problem, przynajmniej na początku. Po pewnym czasie na pewno zauważy i odczuje nieprzyjemne skutki związane z podwyższonym ciążeniem, teraz jednak postanowił pamiętać, że na większym dystansie trzeba celować wyżej. Założył do karabinu ostrą amunicję i trzymając go w rękach ruszył za resztą.

Kiedy Amx zachwycony mówił o tym co odkrył, Mesto postanowił w końcu powiedzieć o tym co wyleciało mu z pamięci.
- Skoro już mówimy o systemach kamuflażu, to przypomniało mi się coś na powiedzenie czego nie było wcześniej czasu. Mniej więcej trzy lata temu miałem okazję stacjonować na orbicie Stygmatu, robiono testy podobnego niszczyciela, do tego którego mieliśmy okazję widzieć wcześniej. Zamknięto wtedy cały kwadrant stacji i odwołano wszystkie loty, by przeprowadzić testy prototypu. Projekt miał najwyższy stopień tajności. Roiło się wtedy na stacji od Cesarskich. Jedyne czego udało mi się dowiedzieć, to to że projekt bazował ponoć na technologii obcych. Nie wiadomo których. Po paru godzinach testów statek odleciał i nie widziałem go już nigdy więcej. Amx sądzisz, że ten kamuflaż tu też jest od obcych, czy raczej z okresu świetności republiki? - Zostawił pytanie w powietrzu, w sumie więcej nie wiedział o owym statku i o tamtej technologi, ale zastanawiał się ile jest tu zbiegów okoliczności, a ile powiązań, o których jeszcze nie wiedzieli. - W każdym razie to kiedy baza została opuszczona by nam wiele powiedziało. -

Po jakimś czasie ruszyli windą na dolne piętra, odnaleźli tam dużo skrzyń, niestety po przeszukaniu nie znaleźli żadnych gwiezdnych kluczy. Po chwili jednak usłyszeli, coś na wzór nucenia. Mesto szybko podniósł karabin i ruszył na przód, skiną na Duncana aby mu towarzyszył na przedzie. Podszedł powoli do pomieszczenia i cały czas trzymając karabin przed soba lekko się wychylił aby zajrzeć do środka. Zobaczył tam starca, a po chwili umysł przetworzył to co zobaczyły oczy. Widział robota, choć bardzo zaawansowanego, Był zbudowany z małych płytek i miał kształt człowieka, właśnie starca. Celując w głowę, owej istoty, przeszedł na prawo pomieszczenia i nie cały czas celując w głowę owej postaci parzył jak Amx rusza i próbuje nawiązać rozmowę. Uznał, że skoro ta istota ma gwiezdne klucze to w najgorszym wypadku, lepiej są zlikwidować i zabrać klucze. Choć lepiej jeśli została by cała, mogła by wiele powiedzieć o tym miejscu.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 27-05-2009 o 23:27. Powód: Rozmowa z Pania Kapitan
deMaus jest offline  
Stary 28-05-2009, 14:57   #98
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Cytat:
-Witaj. Te gwiazdy... bywamy tam, nie chciałbyś też ich obejrzeć? Możemy cię zabrać. Usłyszysz ich śpiew z bliska.
Starzec spojrzał na wyciągnięta w jego stronę rękę i lekko zdziwiony przeniósł wzrok na twarz Amxa. Płytki w kącikach jego ust naszły na siebie, prezentując ciepły, pełen politowania uśmiech.

- Obejrzeć gwiazdy? - uniósł złote oczy w górę i przez chwilę spoglądał w sufit, pełnym uwielbienia i nabożnej czci wzrokiem - Widzę je od momentu Stworzenia... - Nagle wszelkie uczucia zniknęły z jego twarzy - Jestem Tym Który Niszczy, Piątym z Dziewięciu - dodał nieludzkim, zimnym tonem.

Cytat:
- Aha. Pięknie śpiewają. Niczym najlepsi bardowie. Jeśli pozwolisz, musimy pożyczyć kilka na jakiś czas.
Po dłuższej chwili milczenia, starzec skierował wzrok na Pośrednika. Jego twarz znów stała się bardziej ludzka. Zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się smutno.

- Jest w tobie wiele żalu i nienawiści... Ale jest tam i wyjątkowe światło... Jesteś wiecznym polem bitwy... Piękną istotą... - Podszedł do Duncana i wyciągnął rękę, przekazując mu klucze - Obyś trwał tam, gdzie Cię powiodą.

Jego wzrok przeniósł się na ,skryte za kolanami Alexandra, dzieci. Na jego obliczu pojawił się grymas pełen bólu i współczucia ale nie powiedział już nic więcej. Odwrócił się w stronę drugich drzwi, prowadzących do następnego pomieszczenia i ruszył przed siebie, ignorując dalsze wypowiedzi.

W końcu minął szyld z kodem CX-22 i wkroczył do sporego laboratorium, które wyglądało jakby wybuchła nim bomba. Na samym środku pomieszczenia dostrzegliście wielki, wypalony krater i resztki stopionej laboratoryjnej szyby ochronnej. Wszystkie ściany pomieszczenia były osmolone, albo nadtopione. W jednym miejscu zauważyliście coś, co wyglądało jak zarysy umierającego w agonii człowieka, uwiecznionego przez żar na ścianie. Widać było, że ktoś po wszystkim próbował tu posprzątać ale najwyraźniej nie był w stanie zatrzeć tak wyraźnych uszkodzeń.

- Uwolnili mnie - rzucił z nieskrywanym żalem przez ramię, kontynuując marsz.

Po drodze minęliście pomieszczenia oznaczone kodem CX-67 i wkroczyliście do pokoju, będącego zapewne wcześniej składzikiem laboratoryjnej aparatury. Gdzieniegdzie walały się jeszcze puste skrzynki po sprzęcie. Zarówno sufit, jak i ściany pomieszczenia pokryte były chaotycznymi ciągami cyfr i liter. Wśród nich dostrzegliście też symbole, których nigdy wcześniej nie widzieliście na oczy, a także takie, których nie rozumieliście ale widzieliście niedawno - na trzecim pokładzie Roriana.

- Tutaj rozmawiam - stwierdził krótko, siadając na krześle. Już po chwili wyglądał, jakby zdążył o was zapomnieć, wpatrując się z zadumą w bezsensowne ciągi znaków.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 28-05-2009 o 22:30.
Tadeus jest offline  
Stary 29-05-2009, 02:11   #99
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Już wcześniej czuł spaleniznę, jednak odsunął to poczucie od siebie tłumacząc sobie, że to głód przyćmiewa jego zmysły. Nie były to jednak żadne omamy, a jego wyczulone zmysły znów okazały się zapowiadać coś na długi czas jeszcze przed dostrzeżeniem nadchodzącej niespodzianki. W zasadzie zdążył się już przyzwyczaić do tego zapachu, który rozchodził się po bazie całymi latami. Kiedy dotarli do kolejnego laboratorium, był to istny obraz nędzy i rozpaczy. Zapach tego miejsca nie był już nikłą wonią spalenizny, nawet po takim czasie był dla Bru wyraźny i ostry, chociaż już nie całkiem świeży. Prawdopodobnie wszystkie systemy bazy były przez całe dekady wyłączone, nawet wentylacja. Mimo to był prawie pewien, że pozostali nie poczuli tego "aromatu" nawet tutaj.

Niestety nie uchowało się nic, co mogłoby sugerować co i dlaczego tak na prawdę się tutaj stało. Równie dobrze wybuch mógł być nawet efektem wysadzenia w powietrze resztek z arsenału bazy podczas jej ewakuacji. Po prostu nie było jak tego ocenić. Zdaje się jednak, że był świadek. Skorzystał z momentu, kiedy pozostali zajęci byli jeszcze oglądaniem dzieła zniszczenia widocznego w sąsiednim pomieszczeniu, śladów na ścianach, albo sprawdzaniem broni. Zapytał:
- Wiesz co się tutaj stało? Jesteś chyba jedyną ... - Zamyślił się chwilę. - ...jedyną istotą, która może coś rozjaśnić. Takie rzeczy widziałem tylko na wojnie.
Starzec odwrócił głowę, zmuszając się do patrzenia w górę, w oczy wyższej istoty. Uśmiechnął się lekko, widząc zaciekawione ślepia i odpowiedział, ostrożnie cedząc słowa.
- Próbowali mnie uwolnić...Sądzili, że im się nie udało... mylili się. - Rozejrzał się jeszcze raz zmęczonym wzrokiem po osmolonym pomieszczeniu.
- Co masz na myśli mówiąc "uwolnić"? Przecież to nie było więzienie. Bardziej mi to wygląda na miejsce, gdzie ludzie zajmują się techniką i resztą tych rzeczy, które nie do końca rozumiem.
- Uwolnili mnie z więzienia. - Uniósł jeden z metalicznych palców i popukał się nim znacząco, w zakrytą szatą pierś. - Noszę je nadal w sobie. - Po wypowiedzeniu tych słów, spuścił wzrok, odwrócił się i ruszył przed siebie.
Vorox ruszył pewnym krokiem za dziwnym towarzyszem. Szedł na czterech łapach tylko dwie trzymając w gotowości. Grawitacja tylko tak nie wywierała na nim większego wrażenia.
- Może powiesz mi coś więcej o tym więzieniu? Nie do końca rozumiem co chciałeś mi powiedzieć pod koniec, ale chyba wiem jak to jest być uwięzionym. Nawet za dobrze. - Po chwili dorzucił jeszcze. - Dokąd tak w zasadzie idziemy?
Starzec ponownie zwolnił i powoli odwrócił głowę w stronę podążającego za nim obcego. Na jego twarzy irytacja mieszała się z rozbawieniem
- Zrozumiecie, gdy będziecie gotowi. - Odparł krótko i niejasno, uznając najwyraźniej, że to na ten moment wystarczy.

Jego chyba nic nie męczyło. Nawet ta włochata bestia zaczynała wreszcie odczuwać pierwsze skutki zwiększonego ciążenia. Nie chciał nawet wiedzieć ile siły musi mieć to coś, co ich prowadziło, szczególnie w normalnych warunkach ciążenia. Weszli do ostatniego pomieszczenia, którego ściany pokrywały znaki, jakie zauważył na ekranie sterowania robota, którym Amx pozwolił mu się pobawić. W zasadzie nie zwrócił na nie większej uwagi, pozostali jednak wyraźnie się nimi zainteresowali. Chyba doszli do jakichś wniosków, których voroxowi wyraźnie brakowało w układance. Zwrócił się do towarzyszy z wyraźną nutą rezygnacji w głosie.
- Zajmijcie się tym, ja się poddaję. Może pójdę się rozejrzeć, albo znajdę sobie inne zajęcie? Nic tu po mnie, jak sądzę.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 29-05-2009 o 02:37.
QuartZ jest offline  
Stary 31-05-2009, 00:43   #100
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Słysząc słowa Voroxa Andiomene podeszła do niego i powiedziała:
- Jeśli będziesz się tu rozglądał, zwróć szczególną uwagę, czy nie ma jakichś środków leczniczych lub apteczek.
Potem popatrzyła na starca. Kim lub raczej czym był? Fascynował ją niepomiernie. Posiadał zapewne wiedzę, za którą nie jedna gildia lub ród szlachecki daliby się pokroić. Gdy przechodziła przez laboratorium przyjrzała się uważnie śladom zniszczenia. Były stare. Tragedia, która się tu rozegrała miała zapewne miejsce jakieś trzydzieści lat temu, a więc mniej więcej w okresie, gdy baza została ewakuowana. Może właśnie to było powodem jej zamknięcia? Wysunęła się do przodu, a potem wskazała napisy na ścianach i odezwała się do istoty:
- Podobne napisy są na trzecim pokładzie naszego statku. Pomożesz nam przetłumaczyć co oznaczają?
Golem otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał w stronę pilotki. Przez moment uważnie sondował ją swoimi spokojnymi, złotymi oczami. Jego metaliczne palce powoli zaczęły zataczać w powietrzu kręgi i chaotyczne spirale. Z jego półotwartych ust docierał cichy, niezrozumiały szept - Dobrze - stwierdził w końcu, powstając z krzesła. Prowadź zatem.
Andiomene skinęła głową i ruszyła z powrotem wskazując mu drogę.
- Pokażę Ci zapis z kamery. Nie chcę by ktokolwiek wchodził tam bez zabezpieczenia, aż nie sprawdzimy czy to bezpieczne - powiedziała oglądając się na robota - Oczywiście jeśli wolisz możesz wejść na górę sam. Tobie pewnie nic nie będzie tam zagrażało.
- Muszę ich dotknąć
- stwierdził z namysłem starzec, spoglądając gdzieś daleko przed siebie.
- Niech więc tak będzie - Skinęła spokojnie pilotka - I dziękuję za gwiezdne klucze to cenny dar
Starzec zatrzymał się, uniósł głowę i spojrzał z wyraźną troską na pilotkę - Dar? - Na jego twarzy pojawił się szeroki, zły uśmiech. Po chwili podjął jednak marsz, nie mówiąc już nic więcej, aż do momentu gdy zbliżyli się do statku. Popatrzył na niego i z rozczuleniem dotykając zewnętrznej części kadłuba nazwał do "Starym podróżnikiem". Potem kiedy dziewczyna wskazał mu drogę na trzeci pokład kazał się tam zamknąć i nie przeszkadzać. Gdy wyszedł po około dwudziestu minutach powiedział do zaniepokojonej i ciągle stojącej przy windzie Andiomene:
- Macie do czynienia z pięknym dziennikiem podróży przez gwiazdy.
- Możesz nam go przetłumaczyć?
- Zapytała pilotka i dodała:
- Czy jest tam coś bezpośrednio zagrażającego życiu żywych istot?
- To długa pieśń, musiałbym śpiewać ją wiele dni i nocy
– odpowiedział ponownie z rozczuleniem głaskając stary wspornik Roriana - Niebezpieczeństwo? Jest: Wiedza, której już nie znacie.
Słowa o dzienniku podróży bardzo ją zaintrygowały:
- Chętnie posłuchałabym choć części opowieści – Natomiast te o wiedzy wzmogły niepokój ale i ciekawość:
- Wiedza, która może nas zabić? Czy mogę się zabezpieczyć przed nią, czy wystarczy, że jej nie poznam? - Dziewczyna uśmiechnęła się lekko starając ukryć swe uczucia.
- Opowiem wam - Dotknął skrytej pod szatą piersi - Ale nie dzisiaj. Potrzebuje pomieszczenia. Jestem zmęczony.
Andi dostrzegła, że złoto w jego oczach na chwilę jakby wyblakło:
- Podążysz więc z nami ku gwiazdom? - popatrzyła na niego uważnie - Jakiego potrzebujesz miejsca? Mamy jedna wolną kajutę, czy to Ci odpowiada?
Golem spojrzał w górę, mrużąc oczy:
- To nie moje decyzja, choć została już podjęta - Zachwiał się lekko na nogach. Jego głos stał się cichszy i bardziej metaliczny - Byle dało się je zamknąć - dodał, opierając się ciężko o ścianę.
- Co trzeba zamknąć? Pomieszczenie? - Po plecach Andi przebiegł dreszcz niepokoju
Jej dziwny rozmówca skinął mechanicznie głową. Z jego twarzy uciekły wszelkie ludzkie emocje. Została tylko maszyna.
- Kajuty zamykają się od środka. Zaprowadzę cię do ostatniej wolnej – Pospiesznie wskazała mu drogę do ostatniej wieloosobowej kajuty, która do tej pory nie został przez nikogo zajęta. Robot dotarł tam na chwiejnym nogach, gdy wszedł usłyszała trzask zamykanej zasuwy i uderzenie czegoś ciężkiego o podłogę... i cisze
Pilotka przez chwile stała jeszcze pod drzwiami. Czuła jak po jej czole spływa kropelka potu i nie miało to nic wspólnego z temperaturą, bo te akurat usterkę udało się Amxowi usunąć. ~Przeczuwam poważne kłopoty. Czy to się nigdy nie skończy?~ Pomyślała kierując się z powrotem do reszty. Z drugiej strony wszystko to jednak zaczynało też być niezmiernie fascynujące.
 
Eleanor jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172