Wihelm nie powinien być zaskoczony, a jednak był. Było do przewidzenia, że starsza Pani nie uniknie starczej demencji i będzie żyć w świecie swej przeszłości. Mimo to w pierwszej chwili wszelkie słowa zastygły mu w gardle i pozostał w stanie zawieszenia, między wyborem zburzenia ułudy, w jakiej żyła staruszka, a wejściem w jej świat podstępem i kłamstwem. Spojrzał na Olimpię z nadzieją, że choć ona wie jak postępować, ze zwariowanymi babciami.
Demencja, nie wróżyła dobrze, ale to smród cofnął Olimpię o krok. Miała nadzieję, że baron Somerset podejmie trud konwersacji tak by nie musiała zbliżać się do kobiety, ale niestety tak się nie stało. Z niejakim trudem zdobyła się na uprzejme dzień dobry.
- Szanowna Pani Bally chcieliśmy porozmawiać o młodzieńcu z zielonymi włosami, którego pani widziała. – Włoszka przeszła do sedna mając szczerą nadzieję na rozmowę w progu.
- Wejdźcie dzieci, wejdźcie –powiedziała jednak staruszka. Grymas na twarzy Olimpii był słabo ukrywanym przerażeniem. Weszła za baronem Somerset, niemalże z nosem w jego marynarce.
Dom śmierdział stęchlizną i pleśnią, ale w przeciwieństwie do staruszki nie było czuć go moczem. Widać starsza pani posikiwała w majtki, nie po kątach. Olimpia skupiona patrzyła pod nogi, gdy kobiecina prowadziła ich do „salonu”.
- Droga pani Bally – zaczęła jeszcze raz – naprawdę musimy porozmawiać.
Zaczerpnęła tchu, co nie było najlepszym pomysłem.
- Niechże pani spocznie –wskazała wyświechtany, zasłany brudnymi nakryciami fotel – nie będziemy pani zawracać głowy zbyt długo. Proszę nam tylko opowiedzieć o tym dziwnym młodzieńcu, którego widziała pani nad jeziorem.
Staruszka jakby na moment zamarła.
- Ależ ja nic nie wiem. Bardzo dziękuję. Do widzenia.
Wilhelm uśmiechnął się lekko. Dotknął ramienia śpiewaczki w geście wsparcia, nadal jednak się nie odzywał. Olimpia miała ochotę kopnąć go w kostkę.
Podeszła do staruszki tak blisko, że czuła jej oddech. Objęła i delikatnie posadziła na fotelu.
- Droga pani Bally, jesteśmy gośćmi earla, który serdecznie panią pozdrawia – pozwoliła sobie na małe kłamstwo.
- Otóż widziałam nad jeziorem pewnego mężczyznę. Był bardzo elegancki, ale miał zielone włosy. Niestety zniknął mi zaraz z oczu. I teraz go szukam. Czy widziała go pani kiedyś?
Zamilkła, starając się uśmiechem zachęcić staruszkę do zwierzeń. Ta jednak, mimo, ze przez chwilę intensywnie wpatrywała się Olimpii w oczy, pokręciła przecząco głową. Powoli, lecz zdecydowanie.
- Nie jestem szalona – powiedziała.
Te znajome słowa sprawiły, że Olimpia z ciężkim westchnieniem opadła w stos brudnych szmat na sofie naprzeciwko staruszki.
- Zatem ja jestem – powiedziała – Tak mi przykro, że mi pani nie ufa – zupełnie niechcący pominęła barona, który stał bez słowa pozwalając na tę konwersację dwóch niezrównoważonych kobiet.
- Zapomniałam się przedstawić. Olimpia Grisi.
Nagle w staruszce coś się obudziło.
- Olimpia? Trzeba było tak od razu - zerwała się z krzesła – Mam coś dla Ciebie dziecko.
Otworzyła stary kufer. W pokoju ponownie rozprzestrzenił się intensywny zapach moczu. Staruszka wydobyła owinięte w starą halkę zawiniątko.
- Masz. A teraz idź już moje dziecko. I pozdrów ode mnie księcia.
Po chwili Olimpia i Wilhelm znaleźli się za drzwiami.
W rękach Olimpii tkwiła szara, brzydka, koronkowa szmata. Odwijała ją z niedowierzaniem. I z jeszcze większym patrzyła na dagerotyp w delikatnej srebrnej ramie.
Na kolorowym obrazku młodziutka Guiditta patrzyła w oczy niezwykle przystojnego mężczyzny o stalowoszarych oczach.
Baron Somerset coś do niej powiedział. Raz i drugi. Nie słyszała. Dopiero brutalnie potrząśnięta podniosła na niego wzrok.
- Co pan powie na spacer nad jezioro? Muszę się wykąpać.
Dzień zapowiadał się upalny.
__________________ "Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie |