To było dziwne. Zaiste. Koniec tułaczki. Koniec kłopotów. Koniec poszukiwań i koniec zmagań z zawsze szybszym przeznaczeniem. Teraz przeznaczenie miało go w sidłach. Miało go złapać w potrzask jak wnyki, te które tyle razy zakładał. W potrzask swych bezlitosnych szczęk. Lekko oszołomiony, ze wściekłością spostrzegł raptem że na miejscu smoka jest człowiek. I ów człowiek przemawia. Przemawia stanowczo i życzliwie. - Nadeszła pora by pokonać ostatnią przeszkodę na drodze do oczyszczenia – powiedziałem do zebranych tu członków Watahy. – Jestem tylko posłańcem w waszej sprawie. Resztę rozstrzygnie przeznaczenie. Stawcie mu teraz czoła. Wyciągnąłem przed siebie dłoń, w której trzymałem dwie buteleczki z czerwonym płynem.
- Jedno z tych jest lekarstwem na waszą klątwę. Nie wiem, które. Obie Cunner miał przy sobie, nie chce wyjawić nic na ich temat. Proszę.
To co zobaczył Kall'eh nie mieściło mu się w głowie. Widział Diritha rzucającego się na flaszkę będącą prawdopodobnie ich lekarstwem. Widział jak człowiek w kapturze rzuca drugą. Widział na swoje nieszczęście jak Kiti rzuca się na nią właśnie. Co miał poradzić. Rzuciał się także. Nie było czasu do stracenia.
////Rzut w poprzednim poście. Już wcześniej rzuciłem... ;/ lipnie////
__________________ gg: 3947533
Ostatnio edytowane przez Fabiano : 25-05-2009 o 23:44.
|