Ostrze Erevana płonące zielonym ogniem trafiło skutecznie potwora. Ugrzęzło do połowy klingi w cielsku robactwa, niestety efekt nie był tak niszczycielski jak chciałby eladrin. Pająk zaskrzeczał i odwrócił się, swordmag w ostatniej chwili zdążył wyrwać ostrze z ciała przeciwnika.
Kłapnięcie szczękami zadane przez rannego potwora minęło się z celem, nie dosięgając podbrzusza szermierza. Drugi z potworów, odbił się mocno na swoich ośmiu kończynach, przeskoczył nad Eveningfallem, by znaleźć się za jego plecami. Wigoru jednak i dynamizmu poświęconego na skok, zabrakło by skutecznie uderzyć w Erevana.
Analityczny umysł fechmistrza szybko ocenił sytuację. Walka pomiędzy dwoma przeciwnikami mogła się skończyć ranami, a jad ściekający z kłów jadowych, długich przynajmniej na kilka cali, był obietnicą cierpień i męki.
Magiczna moc zaklęta przez eladrińskich zaklinaczy w jego butach zadziała pod wpływem jego woli. W jednej chwili zmaterializował się za plecami rannego pająka. Wycelował miecz w stronę obu przeciwników, przyjmując boczną postawę szermierską.
Wyuczone przez mentora słowa, w pradawnej mowie Fey popłynęły z jego ust. Wnet z końcówki ostrza, jego smukłej broni wystrzelił ogrom płomieni. Pochłaniając postacie potworów.