Siedząc i czekając nie do końca wiedząc na co,
Riley patrzył szeroko otwartymi oczami na delikatny ruch piasku, powodowany ledwo wyczuwalnym wietrzykiem. Poruszał nieznacznie głową w przód i w tył, jak gdyby słyszał jakąś przyjemną uchu melodię. Wyglądał całkiem zabawnie, niestosownie do sytuacji i miejsca, w którym się znalazł. Z odrętwienia wyrwał go głos
Sonny’ego. Spojrzał na chłopca tym samym wzrokiem, którym przed chwilą śledził wędrówkę ziarenek piasku. Minęła dłuższa chwila, nim jego umysł przetworzył odebrany komunikat. Wstał powoli, otrzepał się z piasku i spojrzał na
Franka. Nie zauważywszy żadnej zmiany w stanie nieprzytomnego, ponownie skierował oczy na
Sonny’ego, który zdawał się być czymś zatroskany. Wtem poruszył się płonący lew. Wykonując właściwe sobie, fantazyjne akrobacje, usadził bezwładnego
Franka na swoim grzbiecie. Wyglądało to oszałamiająco.
Riley stał osłupiały. Mimo wielu fantastycznych zdarzeń jakich doświadczył, widok mężczyzny zewsząd lizanego językami ognia, których źródłem jest ciało płonącego lwa, zrobił na nim wyjątkowe wrażenie. Miewał czasem w snach równie nieprawdopodobne wizje, ale nigdy nie były one tak przekonujące, zawsze pozostawiały wrażenie fałszu.
Sonny znów się odezwał, lecz nim
Riley zdołał zareagować na jego słowa, rozległ się ryk. Spoglądając w stronę, z której dobiegł niepokojący hałas, zobaczył kolejne nieprawdopodobne stworzenie. Ciało istoty swoim kształtem nie pozostawiało wątpliwości, że należało do drapieżnika. Wzbudziło to w
Riley’u niepokój, który spotęgował metaliczny połysk niektórych fragmentów ciała stworzenia, a także tańczące po nim, niebieskawe światło. Coś, co jest tak nienaturalne, obce i pełne kontrastu, budzi strach. Ogłuszający ryk mimo całej swej nieznośności okazał się pomocny w konfrontacji ze strachem – skutecznie go zdominował. Gdy wibrujący dźwięk przestał rozbrzmiewać w uszach, wynaturzone zwierze odeszło. Serce
Riley’a biło bardzo szybko, zwolniło nieco, gdy jego właściciel dostrzegł spokój
Sue.
Sonny ponownie wezwał do działania, informując o niebezpieczeństwie. Widząc, jak chłopiec zaczyna biec zabierając ze sobą
Blair,
Riley nie czekał i podążył za nimi.
Sue szybko go wyprzedziła, lubiła biegać. Widząc jej zadowolenie, na chwilę zapomniał o napięciu, udzielił się mu humor towarzyszki, spróbował ją prześcignąć. Monotonny krajobraz pustyni skutecznie odciągał uwagę od przedziwnej rzeczy, którą
Riley spostrzegł, oglądając się za siebie. Ruiny oddalały się od niego w nieprawdopodobnym tempie. Gdy minęło zaskoczenie, świadomość niebywałej prędkości z jaką biegł, zaczęła go cieszyć, zupełnie jakby był dzieckiem.
Zabawa skończyła się z chwilą, gdy lew i
Sonny zatrzymali się. Podążając wzrokiem za ręką chłopca
Riley ujrzał mężczyznę na niewielkim wozie, obok którego sterczał słup z tablicą informującą o zamknięciu drogi. Widok był dość zaskakujący, ale nie tak, jak wcześniejsze dziwactwa.
Sonny ujawnił tożsamość mężczyzny na wozie, to jego szukali.
Carter zażądał osobliwej opłaty. Zdezorientowanie prędko minęło, gdy młody przewodnik przypomniał wciąż aktualne zagrożenie.
Riley szybko podjął decyzję. Nie widział alternatyw, pustynia była o nie uboga. Trapiła go jedna rzecz. Spojrzał niepewnie na
Cartera i zapytał:
- Co z nią? - Ruchem głowy wskazał
Sue.
Mężczyzna nic nie odpowiedział. Ognisty lew stojący nieco z boku, nie zasłużył na uwagę nowo napotkanego osobnika. Co też zresztą niespecjalnie go przejęło. Dość nerwowo przestępował z nogi na nogę i odwracał, jakby nie mogąc się zdecydować - uciekać w kierunku filarów, lub rzucić się do ataku, na ścigające go istoty.
Carter zatrzymał się dopiero mając przed oczami jedynie
Riley'a,
Blair i
Sue. Zupełnie tak jakby prócz nich nie istniał w tej chwili nikt inny.
- Dwie krople krwi i jedno wspomnienie - Z pochwy przy swym prawym boku dobył stary, zardzewiały miecz o szerokiej, nieco zakrzywionej klindze.
Jego głos był wibrujący i na swój sposób wręcz przerażający.
- Od waszej trójki - nie ulegało wątpliwości, że
Frank czy
Sonny absolutnie go nie interesowali.
Nie chciał usłyszeć takiej odpowiedzi. Nie bał się upuścić sobie krwi, bał się zrobić to
Sue. Jak na to zareaguje? Nie chciał stracić jej zaufania. Człowiekowi można byłoby to wytłumaczyć.. Czy istniało jednak jakieś inne wyjście? Ostrożnie wysunął rękę po miecz.
Carter podał rękojeść broni, opierając ostrze na dłoniach.
Riley nie myślał, które miejsce najbezpieczniej będzie naciąć. Rozciął sobie koniuszek kciuka. Krew ospale wypływała z nacięcia. Przycisnął nieco palec. Jedna, a zaraz za nią druga kropla zostawiła na ostrzu bordową plamę. Przykucnął, przyglądał się przez chwilę
Sue, która odwzajemniła spojrzenie. Uderzył dłonią w kolano. Zaraz po tym
Sue położyła łapę na miejscu uderzenia. Złapał delikatnie kończynę, uniósł, powoli zbliżył miecz i wykonał lekkie nacięcie. Łapa lekko drgnęła, Sue wydała z siebie jakiś ledwo słyszalny dźwięk.
Riley czekał aż dwie krople rozbiją się o płaz miecza. Pierwsza, druga, wystarczy. Nie było tak źle, jak się spodziewał. Nie przyszło mu do głowy, że do dwóch kropel krwi potrzeba naprawdę niewiele. Pozostał sekret, wspomnienie. Czy miał jakiś sekret? Wspomnień było wiele. Pewnie powinno być to coś wspólnego dla niego i
Sue. Sekret, tajemnica… Zastanawiał się, czy istniało wspomnienie, którym nie chciałby się podzielić z kimś obcym. Tymczasem
Sue lizała sobie skaleczoną łapę. Było coś takiego, coś czego bardzo się wstydzi, a o czym nikt nie wie.
- Krew jest, teraz sekret. – Dyskretnie wziął większy oddech –
Parę miesięcy po tym, jak poznałem Jacka, miałem chęć go zostawić, i spróbować żyć jakoś inaczej, normalniej. Chciałem zabrać większą cześć tego, co udało nam się uciułać przez parę ostatnich dni i dać nogę w nocy. Wziąłem wszystko co chciałem, Jack spał, miałem już iść, ale psy nie spały. Oddaliłem się parę kroków. Wszystkie trzy się na mnie patrzyły, nie ruszały się, nie szczekały, po prostu patrzyły. Nie wiem o czym myślały, ale poczułem się źle i wróciłem. Jack się nie zorientował. –
Riley był lekko zmieszany. Spojrzał na Cartera, potem na
Blair. Miał nadzieję, że ktoś coś powie, jakoś zareaguje, chciał, żeby coś się stało.