Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2009, 10:20   #120
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Dobrze było, nie martwiąc się o nic, wtulić się w ciepłe, bezpieczne ramiona. Wdychać znajomy zapach mężczyzny, zapadając się w uspokajająco mrocznej ciszy i kołysząc się w rytm jego równych, nieśpiesznych kroków. Zatracała się w sennym rozmarzeniu, półprzymkniętymi powiekami i wyłączonym umysłem ignorując przesuwające się obrazy długich korytarzy. Nie zdawała sobie sprawy z tego, jak długo szli. Wiedziała tylko, że nie musi się niczego obawiać, o nic martwić i kłopotać, i że Tim nie pozwoli ich skrzywdzić. Ani jej, ani Karolinki, ani nikogo z pozostałych członków ich grupy. I chciała, aby to nigdy się nie skończyło. Czuła się otumaniona, zamroczona siłą oddziaływania mocy Acheonta, a teraz także stanem błogości nieporównywalnym z niczym, z czym dotąd kiedykolwiek się spotkała.

Poprzez jej powieki przebiło się jednak wkrótce, jasne światło. Wiedźma uchyliła je i ogarnęła przestrzeń lekko nieprzytomnym wzrokiem. W każdej cząstce jej ciała rozprzestrzeniało się miłe ciepło. Uśmiechnęła się mimo woli i przytuliła policzek do ramienia Żołnierza zarzucając mu ramiona na szyję, w pieszczocie przesuwając palce pośród krótko przyciętych włosów na jego karku. Dopiero po chwili oprzytomniała na tyle, żeby zdać sobie sprawę, co się właściwie dzieje. Spojrzała spłoszonym, zmieszanym wzrokiem w twarz Tima, cofając dłonie. Poczuła gorący rumieniec wpełzający powoli na policzki. Spuściła zawstydzona wzrok i nagle, jak gdyby zapadła się w jego ramionach. Najchętniej uciekłaby teraz, tyle że nie miałaby nawet siły stanąć na własnych nogach.

Musiał to wyczuć, gdy obejmując nadal jej talię, powoli i ostrożnie postawił ją na ziemi. Delikatnym, niemal czułym gestem odsunął kosmyk włosów z jej twarzy. Nie puścił jej jednak ze swoich objęć. Uśmiechał się tylko ciepło i nadal podtrzymywał ją silnym ramieniem, nie pozwalając jej upaść. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się wreszcie bezpiecznie. Westchnęła głęboko przymykając oczy. Siły wracały jej dziwnie szybko, nienaturalnie wręcz.

- No cóż miłego pobytu…- zabulgotał karzeł i odprowadzany podejrzliwymi spojrzeniami kilkorga z nich, kaczym chodem podreptał do drzwi. Odwrócił się gwałtownie, jakby o czymś zapomniał. – Aaaa właśnie!

Poczucie sielankowego spokoju prysło w jednej chwili. Nie zdążyli nawet zareagować. Macki z czapki obrzydliwego karła wystrzeliły w mgnieniu oka ku trzymającemu Karolinkę na swych rękach, nowo poznanemu mężczyźnie. Uderzyły z brutalną siłą w jego pierś odrzucając go gwałtownie i jednocześnie wyrywając ciało dziecka z jego uścisku.

- Nieee! – powietrze rozdarł pełen gniewu i rozpaczy krzyk żołnierza.

Wypuścił ją z objęć i rzucił się ku ciągnącemu dziecko ku otworowi wyjściowemu, wstrętnemu człowieczkowi. Nogi ugięły się pod nią. Opadła na kolana, lecz natychmiast podążyła za nim. Nie zdążył. Wejście zatrzasnęło się tuż przed nim sprawiając, że z rozpędu uderzył w zamykające się drzwi za którymi cichł ohydny śmiech karła. W jednej chwili wejście do pokoju zmieniło się w litą ścianę. Krzyczał i wołał Karolinkę tłukąc bezsilnie pięściami w mur.

Udało jej się stanąć na nogach i mimo, że pokój wirował jej przed oczami, podejść do ściany, za którą zniknął karzeł z Karolinką. Przez głowę przelatywały jej straszne myśli wzbudzające w jej wyobraźni równie koszmarne obrazy. Broniła się przed nimi rozpaczliwie. To nie mogło się tak skończyć. Nie teraz. Nie po tym wszystkim, co przeszli. Oparła w niedowierzaniu dłonie o mur, szukając nimi jakiegoś śladu przejścia. Obcy, który dopiero teraz odzyskał oddech po ciosie, wykrzyczał głośno swój gniew i frustrację.
Żołnierz przywarłszy do ściany, jeszcze raz wyczerpany uderzył w nią obiema pięściami. Odwrócił się i ogarnął pokój błędnym, szalonym wzrokiem.

-Nieee! – jęknął, a jego głos zabrzmiał jak skowyt. Upadł na kolana zasłaniając twarz dłońmi.

- Siostrzyczko… - Wiedźma zakwiliła cicho, wspierając czoło o zimną ścianę. Skupiła myśli próbując przebić się przez nią i odnaleźć miejsce, do którego uprowadzono dziecko. Bała się potwornie, że nie ujrzy już światła jej duszy, śladu myśli niezwykłej istotki, którą zdążyła pokochać, i której mocy równocześnie się obawiała. W ciemności pod przymkniętymi powiekami z wolna wyłaniała się mapa życia w czeluściach korytarzy świata Verty.

Coś jednak było nie tak jak powinno. Nie widziała jak zwykle punktów światła rozsianych jak gwiazdy jaśniejące na nocnym niebie. Ciemność zszarzała, rozświetlana jasnymi smugami rozmytymi, jakby żywe istoty za ścianami ich więzienia poruszały się z trudną do wyobrażenia prędkością. Jak żarzące się głownie w Tańcu Ognia. W siateczce lśniących linii tkwił jednak jeden jedyny nieruchomy punkt. Znała go już bardzo dobrze i potrafiła odróżnić od tysięcy innych, odległy ślad istnienia Siostrzyczki. Żyła. Wciąż żyła.

Dagata wzdragała się przed przerwaniem kontaktu, lecz musiała to zrobić. Musiała wydostać się poza więżące ich ściany, a był na to tylko jeden sposób. Niebezpieczny i ostateczny. Musiała jednak spróbować…
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 27-05-2009 o 11:36.
Lilith jest offline