Twarz genasi wykrzywiła się w uśmiechu, jego oczy bacznie śledziły ruchy przeciwnika. Palce lewej, wolnej dłoni zginały się nieustannie kreśląc w powietrzu niewidzialne runy. Infernus zrobił krok do przodu, potem drugi. Szedł niespiesznie w kierunku Astirotha nie chcąc nadmiernym pośpiechem wystawić się na kontratak. Zamiast tego zakreślił ostrzem miecza pentagram. Zabłysło światło i wokół gladiatora pojawiły się małe, lśniące, półprzezroczyste tarcze. Nawet jeśli był brutalny i szalony, to nie zaniedbywał swojej obrony.
Ale bynajmniej nie marnował też okazji ataku.
-Płoń- syknął, wyrzucił ręce w górę i... eksplodował, nie można tego inaczej opisać. Wykwitła wokół niego kula ognia, która w mgnieniu oka pogrążyła w pożodze niemal cały krąg. Runy ochronne wyrysowane wokół pola walki zabłyszczały chroniąc gapiów, którzy byli zbyt blisko od spłonięcia. Ale łowcy nie chroniło nic. |