Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-05-2009, 23:25   #233
Sakura
 
Sakura's Avatar
 
Reputacja: 1 Sakura nie jest za bardzo znany
Seirei Mura, dom Doji Taeko, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 24 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, wieczór.

Porozmawiamy o tym dziś jeszcze…
W myślach Sakury kołatały się słowa pani Taeko.
O czym matka chciała tamtego dnia z nią porozmawiać? Co było w jej głosie, na który wtedy nie zwróciła uwagi? Czy wizyta nieznanego Kakita miała związek z nią? Z Sakurą? Co tak ważnego pobrzmiewało w głosie Okaasan? Czym było to coś, co tak rzadko słychać było w jej melodyjnym, pięknym głosie?

"Okaasan...– matko… "
Dziewczynka, patrząc na pola ryżowe, wspominała jej delikatny głos. Tak się cieszyła, gdy ta spędzała z nią kilka chwil, siedząc w ogrodzie, w ciepłych promieniach Matki Amaterasu, spływających na ich kolorowe szaty i opowiadała o ziemiach Żurawia. Była wtedy taka szczęśliwa… i dumna, że zwróciła na siebie uwagę tej pięknej kobiety. Ba! Więcej! Widziała, że pani Taeko uśmiecha się przy niej!
Sakura-chan… Jak przyjemnie było słyszeć z jej ust to pieszczotliwe określenie…”
Myśli dziewczynki przeplatały się, przechodząc od ostatnich wydarzeń, do chwil szczęścia. Jej budzący się dopiero do dorosłego życia umysł był przemęczony. Bronił się przed kolejnymi, trudnymi sprawami, jakie zielonookie „utrapienie” chciało rozważać, zanurzając się we wspomnieniach z przyjemniejszych czasów. Bardziej beztroskich. Takich, do jakich Sakura długo nie wróci… o ile w ogóle kiedyś dane jej będzie poczuć się tak beztroską, wolną i… bezpieczną. Tak jak przy boku Eigena i bushi z jego oddziału.
Łzy zaszczypały w oczy, gdy wspomnienie śmierci Eigena ukłuło w duszy.
„To niesprawiedliwe! To niesprawiedliwe, żeby tak szargać jego imię! Był bohaterem! Był wielkim bushi, oddanym rodzinie, swojemu dajmio i swojemu klanowi. Był oddany busido i przodkom. Nigdy się im nie sprzeniewierzył! Dlaczego ktoś jest tak podły, żeby go oczerniać?!”
Dziewczynka nie mogła pojąć całej, coraz bardziej zagmatwanej sytuacji, w której się znalazła. Mimo, że od jej wymarszu minęło ledwie pół dnia, już tęskniła. Tęsknota i poczucie dojmującej straty przepełniało jej serce. Wiedziała, że jest zdana tylko na siebie. Wiedziała, że nie ma już nic. Nie ma rodziny, nie ma nazwiska, nie ma twarzy. Ma tylko swój honor i misję. Nie wiedziała jeszcze, jak ją wypełni. Nie majaczył w jej głowie nawet zarys możliwości jej spełnienia. Mimo to, wiedziała, że tak musi postąpić.
Teraz w pełni sobie uświadamiała, jak mało znaczy. Określenia, wyraźnie niepochlebne, jakie do niej docierały podczas drogi, były przykre. Ignorancja ze strony samurajów, była przykra. W ciągu kilku godzin, z córki szanowanej w najwyższych kręgach damy, stała się wyrzutkiem. Kimś niegodnym nawet spojrzenia. Szczery żal i smutek zagościł w wyrazistych oczach dziecka. Dziecka… a może młodej dziewczyny. Żadne dziecko nie rozmyśla o takich sprawach, jakie zaprzątały głowę Sakury. Żadne dziecko nie bierze na siebie takiej odpowiedzialności.

„Nie pozbawię Cię zaproszenia na przyjęcie w imię naszej przyjaźni i dla ocalenia Twej twarzy.”
Dziewczyna myślała o słowach, usłyszanych przed przyjęciem. Kakita, który odwiedził panią Taeko był wieczorem w sali. Przynajmniej tego mogła być pewna.
„Ilu Kakita tam było? Kto poza Hatamai? Kto z nich mógł nazwać siebie jej wieloletnim przyjacielem?”
Nowe fakty docierały powoli do młodzieńczej świadomości.
„Czy to na pewno Hatamai? Czy on byłby zdolny tak rozgniewać matkę i rzucić się na nią?„
Pytania cały czas kłębiły się w małej główce. Nie mieściło się w niej, żeby tak oddany adorator jak Kakita Hatamai był zdolny do podniesienia ręki na swoją boginię. Sakura coraz bardziej powątpiewała w swoją wcześniejszą logikę. Próbowała sobie wyobrazić ojca, który mógłby sprzeciwić się matce i sprawić, aby zaczęła się przed nim bronić. Choć nie widziała, Sakura domyślała się, że w pokojach matki miała miejsce przemoc. Siła. Choć może nie desperacka, ale na pewno czynna. Słowa, najwyraźniej komuś nie wystarczały. Ktoś nie mógł pogodzić się z odmową. Albo nie rozumiał znaczenia krótkiego „nie”. Dziewczyna nie mogła sobie wyobrazić, żeby Eigen sprzeciwił się pięknej Taeko. Za bardzo ją kochał. Za bardzo szanował. Kakita Hatamai był do niego pod tym względem podobny. Zrobiłby dla niej wszystko. Kochał ją…, co Sakura uświadomiła sobie po raz kolejny, z cichym westchnieniem. Im więcej o tym myślała, tym bardziej współczuła temu mężczyźnie. Jak go nie widziała, zaczynała myśleć o nim, jak o człowieku nieszczęśliwym. Jeśli faktycznie był zakochany w matce tak, jak jej ojciec i zachowywał się, choć zuchwale, z szacunkiem, to musiał niewątpliwie cierpieć. Widząc swoją ukochaną z innym. Wiedząc, że należy, do kogo innego… Ale to Eigen był jej mężem!
Dziewczynka nie wiedziała jeszcze, co to męska duma, ale widziała tęsknotę, w oczach niektórych mężczyzn, patrzących na panią Taeko. Widziała ją w oczach ojca. Widziała, jak był szczęśliwy mogąc na nią patrzeć…

Na wspomnienie kuzynów, którzy w mgnieniu oka zjawili się z wizytami w ich nowym domu, na ziemiach Żurawia, Sakura pomyślała o sępach, zlatujących się do padłej zwierzyny… albo krążących nad wycieńczonym zwierzęciem. Kiedyś Shiba Yen, opowiedział jej o polowaniach i o dzikich zwierzętach, ptakach, które czatują na swoją zdobycz, nie mając odwagi zaatakować zdrowego przeciwnika. Wzdrygnęła się wtedy z obrzydzenia, choć siedziała nad malowniczym strumieniem, w górskiej przełęczy w towarzystwie tego tajemniczego bushi.

Sakura potrząsnęła gwałtownie głową, aż zasłona spływająca z ogromnego kapelusza zafalowała wokół jej twarzy, chcąc pozbyć się nieprzyjemnych myśli. Pomyślała o panu Kakita Higeru. Jego uśmiechu, tchnącym spokojem. W jej uszach rozbrzmiał głos, dający ukojenie wzburzonym nerwom, gdy zapraszał na czarkę herbaty w ogrodzie. On, jako jeden z nielicznych, wiedział, jak bardzo Sakura lubiła ceremonię herbaty. Mało kto zwracał na dziecko uwagę, a już w ogóle dorosłym nie mieściło się w głowie, że można celebrować ceremonię w takim towarzystwie. Dojrzałemu samurajowi jednak widać to nie przeszkadzało. Zdarzało mu się zaprosić Sakurę do grona innych samurajów, których gościł w domku herbacianym. Dzięki niemu dziewczyna sama zaczęła dbać o swój wygląd i staranniej dobierać ubiór, barwy. Po raz pierwszy siedziała z nim przy czarce herbaty w oddalonym nieco od miasta sadzie, gdzie zawędrowali piechotą, rozprawiając o wpływie Fortuny Bischamon na mieszkańców różnych krain. Siedziała wtedy swobodnie, w powyciąganym po ostatnim treningu kimonie, nie troszcząc się zbytnio o swoje zachowanie. Później odwiedziła starego mistrza w jego domku herbacianym, gdzie spotkała, ze zdziwieniem, jeszcze jednego, starszego samuraja. Kakita Higeru nic nie powiedział, na temat jej stroju, który wiele nie różnił się od poprzedniego, mimo to, patrząc na dostojne szaty obydwu swoich towarzyszy, Sakura zawstydziła się swojego wyglądu, choć ani jeden nie powiedział na ten temat choćby słowa. Rozmawiali z nią, jakby była jednym z nich, ubranym w odświętne, proste szaty samurajem z dużym doświadczeniem. Na następne spotkanie przyszła w damskim kimonie, starannie uczesana przez Mea, przemieszczając się drobnymi kroczkami i oszczędnymi ruchami wyrażając swoje emocje. Mimo, że damskie kimono nie było jej ulubionym strojem, poczuła się o wiele pewniej. Zwłaszcza, gdy na twarzy niedawno poznanego samuraja, który również i tym razem został zaproszony, zagościł uśmiech pełen aprobaty, a w oczach pana Higeru pojawił się ciepły blask… czyżby dumy? Zachowanie trzeciego z gości, młodego shugenja z rodziny Asahina, pełne usłużnej grzeczności, pozwoliło jej poczuć się po prostu dobrze, mimo braku swobody praktycznego ubrania. Od tamtej pory czasami ubierała się, jak na młodą damę z dobrego domu przystało. Nie często, bo nie często…, ale jednak.

Mimo nowych doznań, jakie stały się jej udziałem podczas tych spotkań oraz licznych i rozmaitych przyjemności, w jakich czasami pozwalano jej brać udział, nie przysłoniły one spokoju i pewności, jakie dawała obecność Eigena.
„Gdyby tu był… Gdyby stał obok, patrzył na te przedstawienia, czy siedział w domku herbacianym, albo choćby przechadzał się po ogrodzie… Wszystko byłoby inaczej.”
Dziewczyna bezwiednie wróciła myślami do Doliny Ośmiu Stawów i spokojnej pewności gór. Tam nie było takiego blichtru, ani przepychu…, ale tam nie był on potrzebny. Wspomnienie spokojnego spojrzenia Eigena, ciszy, jaka panowała wokół, gdy szła z nim na obchód, albo na zwykły spacer, wracało jak wiatr znad przełęczy. Ciche, lekkie, ale jak bardzo intensywne…

Teraz jednak przemierzała trakt, ignorowana przez większość tych, którzy z uśmiechem skłanialiby głowę w jej stronę… albo w stronę jej matki, gdyby wędrowała obok nich jeszcze wczoraj. Spotkanie z chłopcem i określeniem, do kogo należał palankin, wprawiło Sakurę w zadumę. Akodo Rezumori, rikugunshokan Klanu Lwa, jeden z kuge rodziny Akodo, dowódca Drugiego Cesarskiego Legionu… Służyć takiemu panu, to byłoby coś. Tylko, w czym ona mogła być pomocna takiej znakomitości? Przecież nie potrafiła nawet dobrze wykonać kata, nie mówiąc o skromnym dobytku, jaki niosła na plecach. Mimo wszystko, ciekawość jej nie opuszczała. Postanowiła na przyszłość bardziej uważać na słowa i mniej ochoczo odmawiać przy podobnych sytuacjach.
„Czym tak naprawdę zajmują się ronini? Jak zarabiają na życie? Gdzie znajdują pracę?”
Sakura dopiero zaczynała sobie zadawać takie podstawowe pytania, jakie stawiało przed nią jej nowe życie i z lekką przykrością musiała się przyznać do całkowitej niewiedzy w tej dziedzinie. Rozważania jednak nie były tak istotną kwestią, w porównaniu z drugim spotkaniem. Wzdrygnęła się na wspomnienie oczu skorpiona. Kolejne postanowienie, jakie powzięła tego dnia, to unikanie skorpionów w jakiejkolwiek ich postaci. Nie chciała mieć z nimi nic do czynienia. Na pewno nie teraz. Nie w chwili, gdy jej słowo nie miało wartości, a umiejętności szermiercze praktycznie nie istniały. Wspominając niedawne zdarzenie, podjęła jeszcze jedno postanowienie, choć nie było ono ściśle sprecyzowane. Nie wiedziała, czego ten samuraj od niej chciał, ale słowa kobiety nie wróżyły nic dobrego, zwłaszcza w zestawieniu z lubieżnością, z jaką skorpion się jej przyglądał. Nie chciała jałmużny. Nie chciała się też dać wrobić w zobowiązania, jakich nie będzie chciała wypełnić. Przyjmowanie podarków, nie wiedząc, co ktoś chce w zamian nie było dobrym pomysłem. Tylko, czy da się z góry określić, jaka będzie cena za przyjętą pomoc?

Nowa energia pomogła przebyć jej kolejny fragment drogi. Zbliżał się zmierzch i nieubłagana ciemność, zwiastująca noc, zapadała powoli w leśne ostępy, przez które kroczyła. Zaczynała się zastanawiać, co też było w jej zawiniątku, które niosła na plecach. Przez cały dzień była tak zamyślona, że całkiem o nim zapomniała. Gdzieś po drodze napiła się wody z małego strumienia i odpoczęła, ale głód dopiero teraz dał o sobie znać. Wiedziała, że musi się zatrzymać. Musi coś zjeść. Miała nadzieję, że tak blisko najważniejszego miasta całego cesarstwa nie będzie wielu bandytów. Przypuszczała, że gdyby znalazła jakąś stertę gałęzi i zakopała się pod nią, spokojnie mogłaby przespać noc, mając pewność, że nikt jej tam nie znajdzie w nocy, a dzikie zwierzęta nie będą miały jak się do niej dostać. Jednak perspektywa ciepła bijącego od rozpalonego ogniska, była bardzo kusząca. Czarka herbaty, może coś do jedzenia… o ile coś się takiego znajdzie w jej ekwipunku. Przed oczami przemknął jej widok zestawu do parzenia herbaty, jaki zostawiła w domu. W tych okolicznościach całkiem o nim zapomniała. Zabrała go jeszcze z domu, z ziem Feniksa. Ten szczególny prezent był jej bardzo drogi. Nie rozumiała, jak mogła o nim zapomnieć, wyruszając w drogę… Może to jednak nawet dobrze. Przynajmniej jest bezpieczny… Choć czułaby się o wiele lepiej, mogąc z niego skorzystać i na chwilę się odprężyć i odzyskać spokój w tych trudnych dla niej chwilach.

Mimo takich rozmyślań, Sakura wyłapała szelest wśród przydrożnych krzaków. Ręka spokojnie powędrowała do katany. Dziewczynka, mimo młodego wieku, narzuciła sobie dyscyplinę i przygotowała do odparcia ataku. Nie wiedziała, czy obok znajduje się dzikie zwierzę, czy może nadzieja na spokój lasów w pobliżu tak wielkich miast była płonna…
Niska postać, której twarz ukryta pod szerokim rondem kapelusza, z którego spływała szara zasłona, odsunęła się lekko od krawędzi lasu, spojrzeniem zerkając jeszcze na lewą stronę drogi, aby sprawdzić, czy i tam nie kryje się jakieś zagrożenie.
Gdzieś na krawędzi świadomości, przemknęło lekkie zdziwienie…
„Przecież była prawie dzieckiem… Czy nie powinna się bać? Skąd ten spokój?...”
Mimo takich dziwnych rozważań, dobrze wiedziała, skąd. I nie była już dzieckiem. Setki razy powtarzane kata, ćwiczenia w dojo, w domu, w pagodzie ognia, niezapomniany pojedynek z Shibą Taishisogim Ueshinem… wszystko to prowadziło do spokojnego oczekiwania na starcie. Powtórzenia, wciąż i wciąż te same gesty, wpajane przez sensei i szlifowane przed rozpoczętymi wtedy egzaminami dawały właśnie o sobie znać. Nie ważne, że nie ukończyła szkoły. Nie było też istotne, że nie pozwolono jej dokończyć egzaminów. Była bushi. Jej ojciec oddał jej miecze w posiadanie, pozwalając wkroczyć na drogę wojownika. Nie zawiedzie go.

Sakura, sprawdziwszy szybko, czy z drugiej strony drogi coś, lub ktoś się na nią nie czai, odsunęła się nieco od krawędzi drogi. Nie odwróciła się całkiem plecami do strony bardziej „bezpiecznej”, ale większą uwagę skupiła na miejscu, skąd usłyszała szelest. Prawa ręka na katanie, lewa przytrzymywała już obi i say, aby ostrze mogło szybko i gładko okazać się światu. Pamiętała lekcję, jakiej udzielali jej samurajowie z oddziału ojca. Nie pozwoli, aby ostrze na darmo zobaczyło światło Amaterasu. Nie będzie niepokoić przodków, uśpionych w zimnej stali, na jakąś błahostkę. W końcu to może być najzwyklejszy królik, albo zbierający chrust, heimin… Chociaż podobno w okolicy nie ma żadnej wioski… Dziewczyna jednak była zdecydowana, aby nie wyciągać zbyt wcześnie katany. Nikt nie powiedział, że ktoś chce ją zaatakować. Jeśli pierwsza dobędzie ostrza, nawet najbardziej spokojny człowiek może uczynić to samo, gdy zobaczy przed sobą nagle gotową do walki postać.
Jednak… Wiedziała, że jej rozważania są mało prawdopodobne. Szykowała się do odparcia ataku. Miała mimo wszystko nadzieję, że uda jej się uniknąć walki. Nie chciała rozpoczynać swej drogi rozlewając krew… i to już pierwszego dnia.
 
Sakura jest offline