Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-05-2009, 11:03   #245
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Tyburcjusz Pizarro stęknął z bólu kiedy to Dominique opatrywała jego ranę aby zaraz po tym zacisnąć zęby, powrócić do kamiennej, dumnej twarzy nawet w obliczu własnej klęski z zagłuszoną nutą tryumfu. Pewność, grzech pychy która tu wedle eratyczny nie była grzechem lecz pewnością, bo do silnych należy ziemia i tylko pewności siebie – nic więcej trzeba aby zawojować świat. Wraz z kolejnym syknięciem przez zęby, nadszedł ponury czas kiedy to miał przekonać się jak błądzi.



”-Ojcze mój! Tyś panad wszystkim i do ciebie wołam wołając do siebie, do siebie wołając i do siebie wołając o moc która uchroni mnie przed dłońmi śmiertelności! Niechaj jawi się moc nad mocami! Vis maior! Vis! Vis!”

Coś strzeliło w jaźni Tyburcjusza, mężczyzna stracił przytomność. Lecz tak jak w jego głowie, czy raczej tym, co doświadczała dusza,m tak to przekładało się na zewnątrz. Niepokojąca woń, powietrze wydało se zrazu lżejsze, a atmosfera – parna i duszna. Nieznana wibracja, szczerzący się po koncie cień białymi zębami czy głazy tej jaskini. Pierwsze co chciało się rzec w te kilka minut niezwykłej atmosfery - gdyby głazy mogły krzyczeć ich skowyt sięgnąłby aż po niebiosa. Tymczasem Tyburcjusz nerwowo zacisnął pięści.

---------------------------------------------------------

Mężczyzna stał pośrodku smaganej wiatrami pustyni. Zżółkłe piąstki niemalże zdawały się bić pokłony wraz z błękitnymi obłokami, wszystko, cały świat aż po horyzont upadał się w skąpanym w słońce wzgórzu które to dumnie i rosło pośród dławiącego pyłu, chciało niemalże sięgnąć ku niebiosa. Tyburcjusz stał pośrodku całkiem zdrów, w czystym, nieskazitelnym garniturze.

-Widzisz oblicze tryumfu wraz z grozą? Boisz się synu Abaddona?

W eterze rozległ się dźwięczny głos pod którego ciężarem mężczyzna struchlał, rozejrzał się panicznie aby napotkać swymi oczyma błękitne klejnoty, ślepia anioła



Całkiem nagi, duch w ciele i ciało w duchu trzepotało skrzydłami, jakby na złość, jakby kurz tych pustkowi miał oślepić Pizarro, poddać go chwale aby padł.

-Kim jesteś?

-Sobą. Posłańcem siebie. Władcą. Widzisz na te pustkowia? Patrz w dali na lśniące pałace, na wierze świątyń, na...

-Dość.

Tyburcjusz wysyczał nerwowo przykucając i biorąc w dłonie kamień. Uśmiechnął się ironicznie siedząc na widnokręgu śnieżnobiałe miasta, wielkie baszty których nigdy nie nosiła zwykła ziemia. Sępy kołowały wkoło, a piaski przesuwały się poniżej tego błogosławionego wzgórza. Mężczyzna raz jeszcze spojrzał pseudoaniołowi w oczy. Z oczu można było wyczytać wszystko lecz dusza i oczy tej istoty wydawały się tak puste, wyżarte przez nieznaną siłę.

-Czego chcesz.

-Mam ofertę dla Ciebie synu Abaddona. Widzisz ten świat? On jest mój. Wszystkie pałace, świątynie, miasta, każda kruszyna piasku i każda istota, każdy człowiek – to moje!Ale dam Ci to wszystko. Tylko padnij na kolana.

-Mój ojciec Cię zgniecie...

-Widzisz go tutaj? Patrz!

Anioł podszedł do Pizarro i władczym gestem dłoni. Horyzont zalśnił czerwienią jaśniejsza niże tutejsze słońce która wydała się niemalże spalać okoliczne kamienie. Wkrótce owy blask potoczył się doliną niczym ogniste języki wraz z ponurą śmiercią rozlegającą się głośnym echem na dole. Anioł uniósł swe ręce ku niebu aby oblicze pochodu dopełniło się. Tak oto tysiące tysięcy ludzi niosło pochodnie i miecze każdy mając przed sobą czterykroć jeńców obdartych z szat, dumy i nadziei. Cały pochód staną otaczając wzgórze kołem, i nikt nie ważył się podnieść głowy na anioła i Tyburcjusz w milczeniu oczekując na wyrok, nikt nie płakał, nikt o łaskę nie prosił tylko lśnienie pochopni przytłaczało wszystko wkoło.

-Widzisz? Oni są wszyscy moi, nikt nie waży zaprzeczyć, że to wszystko moje. Padnij i ty przede mną, rozleglej krew winnych ku chwale i oddam Ci to wszystko..

-Nie! Apage, Satanas!

Proch i żar otoczyły Tyburcjusz a paląc skórę wraz z gniewem anielskiej istoty.

---------------------------------------------------------

Kilka głazów pękło jakby w wyrazie ostateczne jęku kiedy to podczas rozmowy Mike ze swymi halucynacjami. Tymczasem Tyburcjusz począł się, dosłownie, rozkładać. Niczym trup, niczym śmierć, ciemność miała być zawsze czysta a bród śmierci i rozkładu dotknął mężczyznę niszcżac jego cialo, skóra w proch, mięso w zgniliznę, kości w skalę. I skały niczym w chórze wydawały się jeńcze chociaż wokół było cicho jak pewnej wiosennej nocy.

-Ojczeeee! Dominus vitae necisqueeee! Exoriare... aliquis nostris... ex ossibus... ultor.

---------------------------------------------------------

Ból w ciemności był przeogromny. Ból dla Pizarro był już przyzwyczajeniem, lecz to.. To było nie do zniesienia. Krzyczał na zewnątrz i krzyczał i bolało go w ciemnej krainie jego umysłu. Odrzucenie pychy zostało pokarane lecz przez co? Otchłań była czysta, niewzruszona jak stal, ciemność zabijała wytargowując dusze, nie ciało. W ciemności dojrzał kobietę na czarnym , czarowniejszym głazie.



-Boli? To dobrze. Jestem śmiercią, twoją młodszą siostrą.

Nie miał siły odpowiadać, siły nie było na wydanie głoski, ma ironię, na dumne zadarcie czoła, na knucia i kłamstwa, nie było siły żyć czując, że wraz z ciałem rozpada się dusza.
Anielicę wyjątkowo radował ten widok, niczym wilk obserwujący zdobycz w stadzie, tak ona wodziła po Pizarro sycąc się wzrokiem, jakby patrzeć, że to zaraz będzie jej.

-Jestem wielce zawiedziona. Pamiętasz tablice? Tablica siódma, nie zabijaj, bo śmiertelnego opiekunką. Co prawda zostałam przymuszona... Stawiasz kroki w nieśmiertelności i wierz, nie wierz, nie czuj, niech cię boli, ale... Powiedzmy, że Abaddon zabrał kilka ciekawych person umysłpłaszczyzny do siebie i zatrząsł nimi. Zaraz poczujesz w ustach płyn, pij go niczym z piersi matki. I nie obrażaj się na na mojego kuzyna, że stanął ci na drodze do domu ojca, chciał cię ofiarować mnie tylko. Kiedyś wiele się od niego nauczysz, od władania poprzez tworzenie władzy. Pamiętaj, pij!

---------------------------------------------------------

Tyburcjusz Pizarro łapczywie pił miksturę. Dziwna aura wnet ustąpiło zwyczajnemu otoczeniu. Chwile się rozkładał, już nie jęczał, już nic nie robił, z bólem pochwycił dłońmi ręce Mike jakby bojąc się, że ktoś wytarga mu buteleczkę.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline