Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2009, 03:30   #226
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
powinnam przestać czytać tyle yaoiców xDDDDD



Słonce leniwie chyliło się ku zachodowi oblewając złotem pobliskie skałki. Rozżarzona istota niebieska mozolnie zbliżała się do spokojnej i przejrzystej tafli morza, aż w końcu osiągnęła swój cel. Gdyby przymknąć oczy i dobrze się wsłuchać prawdopodobnie dałoby się usłyszeć cichy syk rozpalonego słońca, któremu wreszcie udało się znaleźć ukojenie w chłodnej morskiej wodzie. Z pewnością dałoby się również usłyszeć lekką bryzę przemykającą pomiędzy liśćmi okolicznych drzew, choć ten delikatny powiew przyjemniej byłoby jednak poczuć na skórze. Tak, widok zdecydowanie prezentował się sielsko i anielsko, gdybyż tylko ktokolwiek zwracał na niego uwagę.
* * *

Rozległ się ‘wrzask’ boleśnie rozrywanej materii i oto znowu mogłam otworzyć oczy. Tylko czy chciałam? Na chwilę obecną starałam się jedynie uciszyć żołądek, który domagał się możliwości do natychmiastowego opróżnienia. Czy to tak wyglądała choroba morska? Nigdy jej nie uświadczyłam i teraz się to na mnie mściło?
O Theusie, daj spokój!
Przykucnęłam na chwilę jedną dłonią dotykając ziemi a drugą zasłaniając sobie usta. Przez chwile jeszcze walczyłam z niewdzięcznym narządem aż w końcu dało mi się go uspokoić. Powoli otworzyłam oczy, tylko po to żeby zobaczyć niezbyt zainteresowaną moim zachowaniem Margot i tylko trochę mniej obojętnego Rona.
Wciąż jeszcze trochę kręciło mi się w głowie, ale postanowiłam wstać. Odetchnęłam głęboko wpuszczając do płuc cudownie rześkie i co właśnie do mnie dotarło, również chłodne powietrze.

Odczekałam jeszcze chwilę żeby mój organizm wrócił do tak zwanej normy, wzięłam jeszcze jeden głębszy oddech, który w jakiś zaskakujący sposób zdawał się oczyszczać umysł. W końcu rozejrzałam się dookoła.
Spokojne morze jednostajnie uderzające o skaliste brzegi, zachodzące słońce, sporych rozmiarów rzeka wymykająca się prosto na otwarte morze.
No i gdzie my do ciężkiej cholery jesteśmy?
Po stosunkowo niskiej temperaturze (w każdym razie porównując z voddace) domyśliłam się ze faktycznie udało nam się przenieść do vendel. Tylko GDZIE do vendel? Oddis* to to na pewno nie była, tyle udało i się stwierdzić.
W końcu mój wzrok powędrował do współtowarzyszy. Niestety żeby podążyć za ich wzrokiem zmuszona się byłam odwrócić i wtedy właśnie ujrzałam niewielki port. Jakieś czterdzieści stóp od nas stał zakotwiczony mały i (jak na moje oko) bardzo zwrotny slup. Poza tym jednym statkiem porcik był pusty. Dopiero po chwili zauważyłam, że przy spuszczonej kładce stało dwóch ludzi. Jeden z nich wyraźnie coś wykrzykiwał drugi natomiast odwrócony był tyłem, co z takiej odległości znacząco utrudniało stwierdzenie czy odpowiadał czy nie.

- o, to on – Ron ze swoim nieśmiertelnym złotym uśmiechem bezceremonialnie wskazywał palcem wyższego i spokojniejszego mężczyznę.
No i cudnie.
Załatwmy to szybko, bezboleśnie i szybko.
Zdopingowałam się w duchu i dołączyłam do białowłosej i (dosłownie) złotoustego, którzy już zmierzali w tamtym kierunku. Na ramieniu pirata siedziało coś dużego.
Im byliśmy bliżej tym dłuższe fragmenty rozmowy do nas docierały. Duże coś na ramieniu okazało się sporych rozmiarów, czarną papugą?
- sto gildierów?! STO GILDIERÓW?! Czyś ty kompletnie oszalał? Toż to zdzierstwo! – krzyczał niższy mężczyzna wymachując jakimś naszyjnikiem.
Sto gildierów za taki drobiazg? Wuj się naprawdę cenił, nie ma co.

W odpowiedzi usłyszałam cichy głęboki głos i chociaż nie widziałam twarzy właściciela miałam stuprocentowa pewność, że ten się uśmiechał. W dodatku szyderczo.
- Ależ nie chcesz, to nie kupuj.
Negocjacje musiały trwać już spory czas, bo nabywający drogocenne ustrojstwo wykrzywił się, po czym burknął tylko „no dobra, wygrałeś”, wręczył piratowi pieniądze i oddalił się czym prędzej.
Z jakichś niewyjaśnionych powodów miałam wrażenie, że wysoki, były właściciel wisiorka zawsze wygrywał. A może to było tylko wrażenie?
Ron i Margot zatrzymali się kilka stóp od mężczyzny, który właśnie przeliczał pieniądze, lecz kiedy zrobiłam to samo Margot zamachała na mnie ręką żebym szła dalej.

No świetnie. Dlaczego zawsze ja musiałam negocjować i użerać się z resztą świata? Białowłosa skrzyżowała ręce na piersi, Ron się od niej odsunął, ale do pirata również się nie zbliżał.
Poddałam się i westchnęłam. I tak nie miałam większego wyboru, skoro Margot postanowiła się nie mieszać, co było dość niepokojącym objawem, to znaczyło, że Margot mieszać się nie będzie, bo takie ma widzimisię.
Nic dodać nic ująć. Najważniejsze czasu nie tracić. Ale nie chciałam iść. Miałam jakieś złe przeczucia.
Nie chciałam iść
NIE CHCIAŁAM IŚĆ
Ale musiałam
Więc szłam
Ale nie chciałam!
A im bardziej nie chciałam tym szłam wolniej
A im wolniej szłam tym ciszej.
Koniec końców podeszłam do pirata zupełnie bezszelestnie i z lekkim niepokojem zastukałam w ramię wolne od wielkiego ptaka.
-prze … - zaczęłam, ale nie skończyłam. Mężczyzna odwrócił się momentalnie. Katem oka dostrzegłam błysk czegoś, co obawiałam się, było ostrzem, więc natychmiast zrobiłam unik i odsunęłam się unosząc rece do góry.
- przepraszam! – prawie krzyknęłam przerażona. Moim oczom ukazał się zdumiewający widok. Zdumiewający, bo nie tego się spodziewałam.



Zdecydowanie nie tego się spodziewałam. To miał być WUJ? A gdzie podstarzały facet z wąsami może nawet brodą i rubasznym uśmiechem?! To było niesprawiedliwe. Ten tutaj miał w porywach ze trzydzieści lat, zero zarostu i w dodatku był piekielnie przystojny!
I ten uśmiech! Pewny siebie, lekko drwiący. Coś, co po avalońsku bardzo trafnie określano wdzięcznym mianem pt. „smirk”
Co to miało być jakiś żart?
Jeśli tak to był bardzo nie śmieszny!
Dopiero po chwili dotarło do mnie ze Miranda wspominała, że faktycznie był w „naszym” wieku.

Spojrzałam na wyciągnięte w moją stronę ostrze. No tak, nigdy nie zakradaj się od tyłu do pirata!- skarciłam siebie w duszy.
- a co my tu mamy? – uśmiech nabrał mocy kiedy jego wzrok leniwie wędrował sobie po mojej osobie.
Przełknęłam ślinę. Nie pierwszy raz ktoś mnie mierzył wzrokiem, ale w tym konkretnie spojrzeniu było coś… niesprecyzowanego.
Dosłownie na sekundę wzrok pirata ześlizną się ze mnie i powędrował gdzieś za moje plecy.
- hej – usłyszałam za sobą „uśmiechnięty” głos Rona. – te dwie mają do ciebie interes.
Wzrok mężczyzny przesunął się w prawo, nie trudno było się domyślić, że na białowłosą. Jednak nie zabawił tam zbyt długo, bo wrócił powrotem do mnie. Przez chwilę miałam ochotę uciec.
Po chwili zmobilizowałam się ruszyć. Wyciągnęłam przed ciebie jedną dłoń, druga na wszelki wypadek wciąż trzymałam w górze.
- umm, jestem Moira O’Blacket – przedstawiłam się niepewnie dodając do tego przepraszający uśmiech.
-hn – chowając miecz sprzedał mi lekko drwiący uśmiech i również wyciągnął dłoń jednak mi jej nie podał. Zamiast tego chwycił moją od wierzchu i zaczął się przyglądać wewnętrznej stronie.
- skoro Ron was przyprowadził to moje imię pewnie znacie, ale i tak się przedstawię Samuel Sguardo Nero - uśmiechnął się filuternie i wrócił wzrokiem do mojej dłoni.
Co on w niej widział pozostawało dla mnie tajemnicą. Dłoń jak dłoń. Smukła, długie palce, dość zniszczona życiem na statku. Jednym słowem, dłoń jak dłoń, a jednak coś w niej mężczyznę zaciekawiło. Kto zrozumie facetów? Patrzył przez chwilę z lekkim zdziwieniem po czym na oblicze powrócił wielki „smirk”
- żeglarz, co? – powiedział bardziej do siebie niż do mnie ale i tak…
- tak -…postanowiłam odpowiedzieć – sternik, ku woli ścisłości, a co ?-. W ramach niby buntu, który starannie tłumiłam w związku z nieodparta potrzebą pomocy ze strony pirata, zmrużyłam oczy i uniosłam jedną brew. A ten skąd wiedział? Ślepy cholera traf? I tak właśnie żeglarz! Nie żadna panienka z okienka, jakże mi przykro.
- nic – kącik ust drgną w górę, kiedy złapał mnie za wciąż wyciągniętą rękę i pociągnął do siebie – przydałby się „nam” sternik. – Usłyszałam w odpowiedzi. Gdzieś w międzysłowiu krążyło dostrzegalne „taki” sternik. Taki, znaczy, jaki? Nie zdążyłam się oburzyć gdyż siła z jaką zostałam do mężczyzny przyciągnięta, sprawiła że straciłam równowagę i praktycznie na Nero wpadłam.
- Czas! – usłyszałam na sobą ostry głos Margot ale chwilowo nie byłam się w stanie odwrócić gdyż całkiem wygodnie „leżałam”(o ile można tak nazwać opieranie się o kogoś całym ciężarem swojego nie do końca władnego ciała ) o pirata.
-Kadoo? – Usłyszałam głęboki głos, który wyrażał raczej sugestię niż pytanie. Papuga z głośnym skrzekiem wzbiła się w powietrze i postanowiła się przelecieć. Za cel obrała sobie Margot, która nowym towarzystwem była niezbyt zachwycona. Kiedy tylko papuga postanowiła usiąść jej na ramieniu białowłosa wyrzuciła z siebie wściekłe „głupie ptaszysko” na co z kolei Kadoo nie zareagował zbyt dobrze. Niespełna kilka sekund później doszły do mnie odgłosy szamotaniny. Papuga najwyraźniej poczuła się urażona i zaczęła ciągnąć Margot za włosy. Białowłosa się broniła. Tak mi się w każdym razie wydawało. A właśnie… wracając do mnie..
Zapłonęłam rumieńcem. To raczej oczywiste. Bąknęłam nieśmiałe przepraszam i odepchnęłam się od mężczyzny na odległość wyprostowanych rąk. Chwila, za co ja go właściwie przepłaszałam? Przecież to była całkowicie jego wina!
- ależ nic nie szkodzi – powiedział prawie melodyjnie z tym koszmarnie figlarnym uśmiechem.
Tak, zdecydowanie jego wina.
Usłyszałam za sobą wściekły krzyk Margot , rozbawiony śmiech Rona i skrzecząca papugę.
- wierzę, że sobie poradzicie – Złotozęby odezwał się w końcu. Dla niego to musiało być naprawdę przednie przedstawienie – to cześć – odgłos rozdzieranej materii sprowokował mnie do odwrócenia się. Zobaczyłam jeszcze machającego na pożegnanie Rona, który zniknął sekundę później.
- co? Niee – wyciągnęłam rękę w stronę znikającego chłopka jakby właśnie odpływała ostatnia, spróchniała deska ratunku – szlag – skwitowałam całą sytuację
Usłyszałam zduszony chichot a potem czyjaś dłoń pojawiła się na moim podbródku zwróciła moją twarz w stronę pirata. Jego dłoń.
- wydawało mi się, że macie do mnie jakiś interes – uśmiechnął się zaczepnie nie przesuwając swojej dłoni ani o cal.
Nie żebym się jakoś czepiała, ale jej właściciel zdecydowanie naruszał moją przestrzeń prywatną! Ale co miałam zrobić? Nie mogłam mu po prostu przyłożyć, w końcu chciałam żeby nam pomógł.
- tak – zaczęłam niepewnie i poczułam, że dłoń obraca moją twarz w jedną stronę nie spuszczając z niej wzroku. Po chwili zdobyłam się na kontynuowanie – musimy się koniecznie szybko dostać na Kirk – obrót w druga stronę. Co on do stu diabłów wyprawiał? Co ja jestem eksponat na wystawie?! Postanowiłam ignorować to, co robił z moją głową mężczyzna i kontynuować mimo wszystko, co nie było łatwe, ponieważ mając na sobie czyjś uważny, dziwnie uśmiechnięty wzrok, z sekundy na sekundę robiłam się coraz bardziej czerwona. Ta zmiana kolorystyczna jedynie poszerzała uśmiech na twarzy Sama. A co tam, ja też potrafię być uparta!
- i z tego co wiemy jesteś nam w stanie pomóc – miałam dziwne wrażenie że nie bardzo przykładał uwagę do tego o czym mówiłam. A może tylko mi się wydawało? Koniec końców chyba wiedział, co powiedziałam? W każdym razie doskonale zdawał sobie sprawę że nie mogłam mu przyłożyć i bawiło go to!
- i dlatego chciałybyśmy się spytać czy nie przeniósłbyś nas do Baski i Tanden? – ewolucje moją buzią wreszcie ustały i nawet zdobyłam się na błagalny uśmiech. W odpowiedzi uzyskałam …. ‘Smirk’.
W głowie rozbrzmiało wdzięczne:WIEJ! Ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Zresztą nie miałam zbytnio innego wyboru jak tylko zostać.
- zdajesz sobie sprawę, że nie ma nic za darmo? – a uśmiech rozkwitał w najlepsze…
- ale, nie mam … - zaczęłam beznadziejnie. Cholera następny handlarz. Można się tego było w sumie spodziewać, w końcu to pirat. Pojawia się ten sam problem, co u Fryderyka. – zaraz – rozpromieniłam się – mam … - zaczęłam
- nie kłopocz się – nawet nie zaważyłam jak blisko mnie znalazł się mężczyzna. Poczułam śliną dłoń przesuwającą się po mojej talii. Na chwile mnie zamurowało
- ja już sobie wybrałem sposób zapłaty – zaraz koło mojego ucha usłyszałam szept wymierzany z cichym, stłumionym śmiechem.
-eeech? – zdążyłam z siebie wydusić zanim odcięto mi dopływ powietrza.
EEEEEEEECHHHHHHH??? CO DO JASNEJ…?! Moja twarz wybuchnęła czerwienią, kiedy miękkie usta mężczyzny spotkały się z moimi.
Nie mogłam powiedzieć żeby to było nieprzyjemne, ALE zdecydowanie się tego NIE SPODZIEWAŁAM! Zresztą.. to był mój p…. Zacisnęłam powieki z zażenowania. Szok sprawił, że zapomniałam się nawet sprzeciwiać. Kończyło mi się powietrze i chciałam się odsunąć żeby naprać tchu jednak nie potrwało to długo gdyż Nero skorzystał z okazji żeby pocałunek pogłębić. Wilgotny język musną moje usta szukając sobie drogi, którą zresztą znalazł. I naprawdę nie był by to żaden problem gdyby nie fakt ze owy język nie należał do mnie! Dłoń, która wcześniej manewrowała moim podbródkiem teraz przesunęła się w stronę włosów i zaczęła się nimi bawić.
Ile to już trwało? Wydawało mi się, że całą wieczność. Naprawdę nie mogę powiedzieć żeby to było nieprzyjemne, ale dajcie spokój? Moja wole się nie liczyła?
Spróbowałam znowu zaczerpnąć powietrza, ale odsunięcie się od mężczyzny choćby na milimetr było naprawdę nadludzkim wyczynem. Pojęcie żelazny uścisk nabrało dla mnie nowego znaczenia. Szlag. Zaczynałam się dusić! Z tego wszystkiego o tym żeby wziąć oddech nosem nawet nie pomyślałam. Jakimś cudem udało mi się odsunąć żeby nabrać oddechu tylko po to żeby znowu dopływ tlenu został mi odcięty. Tym razem pocałunek od początku był głęboki. Cholera. Bezczelny drań! W głowie mi się kręciło, kolana się ugięły i naprawdę bym zemdlała gdyby Samuel mnie nie podtrzymał. W końcu nasze usta się rozdzieliły, na jego twarzy pojawił się zabójczy uśmiech, który widziałam zaledwie przez chwilę gdyż zaraz potem poczułam ciepły oddech zaraz przy moim uchu.
- myślę, że to wystarczy. -W jego głosie nie dało się nie zauważyć uwodzicielskiej nuty wymieszanej z odrobiną prowokacji.
Drażnił się!
Stanęłam wreszcie o własnych siłach. Wszystko zdawało się jakby dziwnym snem. Mimo ze zaważyło się zaledwie minutę wcześniej, już teraz miałam wrażenie, że nie było realne
- hej ty! – usłyszałam nagle rozwścieczony głos Margot.
Zupełnie o niej zapomniałam.
- łapy precz od żony mojego brata! – no świetnie, To teraz sobie przypomniała!!!!!!!!!? Nie mogła go powstrzymać wcześniej?
- A ty – wymierzyła we mnie palec choć wciąż siłowała się z papugą. Uparte zwierze nie ma co - zapomniałaś że mamy ratować Celestina?
Sam niósł brew do góry.
- masz męża? – spytał ale bardziej rozbawiony niż zły. A jego wzrok zdawał się mówić :”nie jest to nic, czego nie da się ZAŁATWIĆ”
- nie – odpowiedziałam zażenowana, choć po ostatnich zdarzeniach ta myśl nie była aż tak żenująca. Poprawka, wciąż była, bladła jedynie kiedy brać pod uwagę poczynania pirata.
- to Margot sobie uroiła że jestem żoną jej brata – czerwień wróciła. Cieszmy się i radujmy.
- ooh – smirk – wiec nie jesteś zamężna?
- nie
Poczułam NIE SWOJE dłonie przesuwające się po MOJEJ talii. Zbladłam. Zdecydowanie nie byłam za powtórką z rozrywki.
- znaczy, tak! – prawie krzyknęłam kiedy się odsuwałam. Mężczyzna cicho się zaśmiał.
- jestem mężatką - pokiwałam entuzjastycznie głowa – jestem bardzo szczęśliwe zamężnie zamężna. Bardzo mi przykro. – jakoś automatycznie i z lekkim przerażeniem obiema dłońmi zasłoniłam sobie usta.
Pirat tylko się zaśmiał – skoro tak mówisz … - zbliżył się na niebezpieczna odległość. ZNOWU! Zacieśniłam zacisk na ustach. Znowu śmiech – nic nie mam do Clestina, ale gdyby jednak nie udało wam się go uratować … - tu przerwał i zdanie dokończył zaraz przy moim uchu – chętnie pocieszę wdowę.
Zdecydowanie za dużo się czerwienię, co wcale mi nie przeszkadza żeby robić to dalej. Np. TERAZ.
Buh
Moja twarz zapłonęła czerwienią.
Mężczyzna na szczęście odsunął się dość szybko.
- Kadoo – zawołał popuge która wreszcie zostawiła w spokoju potargana Margot i wróciła na ramię do swojego właściciela.
- No to idziemy.
Rozległ się odgłos boleśnie rozrywanej materii.

=============================================
* Oddis – wyspa na której leży Kirk.
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline