Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-05-2009, 21:16   #81
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Erytrea i Ezymander, przed Tabalgar

Milczenie zapadło na tarasie, gdy już opowiedziała o tym, czego dowiedziała się z manuskryptu. Pozwolili mu trwać, pogrążeni w swoich myślach. Siedem lat temu, na tamtym placu, w tamtym obcym mieście daleko od domu, Erytrea zobaczyła brata po raz pierwszy od czterech lat, odkąd umarł ojciec i odkąd pokłócili się o to, czym Ezymander się zajmował. Syn i ojciec nie rozmawiali ze sobą już wcześniej, zwaśnieni z tego samego powodu. Kupiec miał żal do swego potomka, poniekąd słusznie – oto syn szlachcica, cóż, że upadłego, cóż, że parającego się handlem – porzuca dom, by zająć się złodziejstwem – do czego to dochodzi na świecie? Erytrea z niejakim zażenowaniem wspominała ostatnią rozmowę, nim całkiem zerwali ze sobą kontakt – ona i jej młodszy o pięć lat brat. Słowa, które wtedy padły, paliły wstydem jej duszę. Mogła go przecież odwieść od tego szalonego pomysłu, od tego zajęcia. Mogła mu poświęcić tyle uwagi, ile było trzeba, by nie skończył tak, jak skończył. Nie zrobiła tego, zbyt zajęta sobą i zgłębianiem magii. Zamknęła się przed rodzinnymi problemami w wieżach i bibliotece gildii.

Miał rację, mówiąc, że to przeszłość i że teraz jest inaczej. Niemniej żal i poczucie, że nie powinno być tak, jak było, pozostały. Dlatego właśnie pozostała nieugięta. Dlatego postanowiła wyruszyć.
- Pojadę z tobą – zaoferował. Zamknęła dyskusję zdecydowanym ruchem głowy.
- Nie. To niebezpieczna podróż. By dotrzeć do siedziby ifryta, muszę pokonać bagna i urwiska, teren nie będzie dostosowywać się do mych kroków, a tym bardzie, wybacz, że to mówię, do twoich. Wiem, że jesteś sprawny. Że sobie radzisz. Ale nie zaryzykuję twojego życia w tej wyprawie. To będzie zupełnie obca dla ciebie trasa. I dla mnie też. Nie wiem, jakie zagrożenia czekają na mnie. Nie jestem nawet pewna, co czeka mnie na końcu tej wyprawy. Czy w ogóle odnajdę ifryta...
- Właśnie. Po cóż więc w ogóle jechać? – wtrącił. Wiedział, że to beznadziejna próba, ponieważ jego siostra już zadecydowała.
- Mimo wszystko będziemy mogli się ze sobą porozumiewać – rzekła, ignorując jego słowa. Odeszła na chwilę, by podnieść swoją torbę, i wróciła do niego, szukając czegoś w jej wnętrzu. Potem założyła mu na szyję wisior – niczym się nie wyróżniający, nawet niezbyt ładny. Nie mógł tego wiedzieć, lecz taki sam miała na szyi. Powiedziała mu to.
- To magiczna błyskotka – wyjaśniła. – Dzięki temu medalionowi będziemy połączeni myślą. Dosłownie, nie uśmiechaj się tak głupkowato. Będziesz wiedział, co się ze mną dzieje, a ja, co dzieje się z tobą.

Ezymander pokręcił głową i westchnął, kładąc dłoń na ramieniu siostry.
- Bądź ostrożna. Na co mi wzrok, jeżeli stracę siostrę?
- Nie martw się o mnie. Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Poklepała go uspokajająco po ręce.
- Idę się spakować. Chciałabym wyruszyć jutro z rana. Najpóźniej pojutrze.
- Wszystko już dokładnie zaplanowałaś, prawda?
- Oczywiście. Przecież to poważne przedsięwzięcie.


Wyruszyła konno na swym karym wierzchowcu imieniem Gwiazda. Być może będzie musiała pozostawić go po drodze w obcych rękach. Szkoda, bo był naprawdę dobrym koniem i przywiązała się do niego. Lecz zależało jej na tym, by jak najszybciej pokonać pierwszy odcinek podróży. Miała ze sobą prowiant i wodę, koce i odzież na zmianę, swoją księgę magii, latarnię i olej, linę, naczynia, pieniądze. Dekolt zdobił magiczny medalion, który niegdyś wykradła z komnat wiekowego, niedowidzącego i niedosłyszącego maga, wykładającego runy. Zrobiła to, by móc się komunikować ze swym ówczesnym kochankiem, i zamierzała po pewnym czasie odłożyć na miejsce, ale jakoś zapomniała. W zasadzie, nigdy nie przyszło jej do głowy, że to nie był postępek ani szlachetny, ani zgodny z prawem, co kłóciło się nieco z jej pojmowaniem świata. Była jednakże siostrą Ezymandra, bardzo podobną do brata mimo wielu różnic, a zresztą, działo się to lata temu, gdy była zupełnie inną osobą. Doświadczenia zmieniają ludzi i kształtują ich charakter...

W zasadzie, drugi magiczny przedmiot, jaki posiadała, także dostał się w jej ręce w wyniku kradzieży. Tym razem jednak był prezentem od Ezymandra – próbą przeprosin i pogodzenia się – który przysłał jej rok po kłótni, lecz nie odpowiedziała wtedy na jego list ani nawet nie podziękowała za ten dar. Porzuciła go na długi czas, choć potem okazał się wielce przydatny. Był to mianowicie pierścień z małym, zielonym oczkiem – wykrywał trucizny. Galopując przed siebie, Erytrea uśmiechnęła się pod nosem, dumając nad przyszłością swoją i brata.

* * *

Myśl, że ta przyszłość może być bardzo krótka, zaświtała w głowie kobiety teraz, gdy stała w ukrytej pod ziemią jaskini w miejscu tak odległym od domu, od słońca Turmish, od jego winnic i od brata. Trzy głoski, wyszeptane przez Falkona, których bardziej domyśliła się z ułożenia ust niż które usłyszała, przywołały całą jej wiedzę na temat orków. Nie spotkała ich zbyt wielu na swej drodze, lecz sporo o nich słyszała z mniej lub bardziej wiarygodnych źródeł. Obraz orka, jaki wyłaniał się z zasłyszanych opowieści i własnych doświadczeń, przedstawiał istoty nieokrzesane i nader nieprzewidywalne, bo agresywne w większości nastawione wrogo do wszystkich, nawet własnych pobratymców, a jeszcze trzeba by dołączyć do tej charakterystyki muskulaturę, wzrost i siłę. Innymi słowy, nie był to ktoś, kogo Erytrea chciałaby spotkać, gdyby była sama. Orki, na ile się orientowała, miały zbyt chaotyczną naturę, by potrafić współpracować ze sobą czy z kimkolwiek innym, tylko silny przywódca mógł wymusić na nich posłuszeństwo... Tak, a co, gdyby spróbować w inny sposób zapanować nad jednym z nich? Pomysł, który zrodził się w jej głowie, zdążył wykiełkować i urosnąć, gdy Araia śmiało wskoczyła do pomieszczenia za metalowymi drzwiami. Erytrea, choć śmiałą nazwać się nie mogła, przesunęła się nieznacznie, na tyle, by widzieć orka, ale jednocześnie nie przeszkadzać Brogowi, gdyby ów zamierzał zamachnąć się toporem. Nie zamierzała przecież być nierozsądna i narazić siebie albo kogoś innego. Być może dla Broga, dla Arai czy Luriena zielony olbrzym nie byłby aż tak groźnym przeciwnikiem, ale magini wolała nie ryzykować, że komuś coś się stanie. Sama na pewno nie dałaby mu rady. Zresztą, nie chodziło wszak o to, by go zabić, lecz o to, by zadać mu parę pytań. Chyba. Choć patrząc na Broga, gotowego do walki, nabierało się wątpliwości.


Czar splótł się pod jej wolą, ujęty w słowa zaklęcia. Patrząc wprost na wyraźnie zdumionego orka, Erytrea oplotła go nićmi zauroczenia. Jeśli uda jej się pokonać bariery jego woli, na kilka godzin zyska sprzymierzeńca. O ile tylko ktoś z jej towarzyszy nie postanowi go zaatakować, przed czym będzie musiała ich przestrzec.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 30-05-2009 o 10:30. Powód: Wstawienie portretu orka. Pomyłka w nagłówku.
Suarrilk jest offline