Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-05-2009, 21:16   #81
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Erytrea i Ezymander, przed Tabalgar

Milczenie zapadło na tarasie, gdy już opowiedziała o tym, czego dowiedziała się z manuskryptu. Pozwolili mu trwać, pogrążeni w swoich myślach. Siedem lat temu, na tamtym placu, w tamtym obcym mieście daleko od domu, Erytrea zobaczyła brata po raz pierwszy od czterech lat, odkąd umarł ojciec i odkąd pokłócili się o to, czym Ezymander się zajmował. Syn i ojciec nie rozmawiali ze sobą już wcześniej, zwaśnieni z tego samego powodu. Kupiec miał żal do swego potomka, poniekąd słusznie – oto syn szlachcica, cóż, że upadłego, cóż, że parającego się handlem – porzuca dom, by zająć się złodziejstwem – do czego to dochodzi na świecie? Erytrea z niejakim zażenowaniem wspominała ostatnią rozmowę, nim całkiem zerwali ze sobą kontakt – ona i jej młodszy o pięć lat brat. Słowa, które wtedy padły, paliły wstydem jej duszę. Mogła go przecież odwieść od tego szalonego pomysłu, od tego zajęcia. Mogła mu poświęcić tyle uwagi, ile było trzeba, by nie skończył tak, jak skończył. Nie zrobiła tego, zbyt zajęta sobą i zgłębianiem magii. Zamknęła się przed rodzinnymi problemami w wieżach i bibliotece gildii.

Miał rację, mówiąc, że to przeszłość i że teraz jest inaczej. Niemniej żal i poczucie, że nie powinno być tak, jak było, pozostały. Dlatego właśnie pozostała nieugięta. Dlatego postanowiła wyruszyć.
- Pojadę z tobą – zaoferował. Zamknęła dyskusję zdecydowanym ruchem głowy.
- Nie. To niebezpieczna podróż. By dotrzeć do siedziby ifryta, muszę pokonać bagna i urwiska, teren nie będzie dostosowywać się do mych kroków, a tym bardzie, wybacz, że to mówię, do twoich. Wiem, że jesteś sprawny. Że sobie radzisz. Ale nie zaryzykuję twojego życia w tej wyprawie. To będzie zupełnie obca dla ciebie trasa. I dla mnie też. Nie wiem, jakie zagrożenia czekają na mnie. Nie jestem nawet pewna, co czeka mnie na końcu tej wyprawy. Czy w ogóle odnajdę ifryta...
- Właśnie. Po cóż więc w ogóle jechać? – wtrącił. Wiedział, że to beznadziejna próba, ponieważ jego siostra już zadecydowała.
- Mimo wszystko będziemy mogli się ze sobą porozumiewać – rzekła, ignorując jego słowa. Odeszła na chwilę, by podnieść swoją torbę, i wróciła do niego, szukając czegoś w jej wnętrzu. Potem założyła mu na szyję wisior – niczym się nie wyróżniający, nawet niezbyt ładny. Nie mógł tego wiedzieć, lecz taki sam miała na szyi. Powiedziała mu to.
- To magiczna błyskotka – wyjaśniła. – Dzięki temu medalionowi będziemy połączeni myślą. Dosłownie, nie uśmiechaj się tak głupkowato. Będziesz wiedział, co się ze mną dzieje, a ja, co dzieje się z tobą.

Ezymander pokręcił głową i westchnął, kładąc dłoń na ramieniu siostry.
- Bądź ostrożna. Na co mi wzrok, jeżeli stracę siostrę?
- Nie martw się o mnie. Zobaczysz, wszystko się ułoży.
Poklepała go uspokajająco po ręce.
- Idę się spakować. Chciałabym wyruszyć jutro z rana. Najpóźniej pojutrze.
- Wszystko już dokładnie zaplanowałaś, prawda?
- Oczywiście. Przecież to poważne przedsięwzięcie.


Wyruszyła konno na swym karym wierzchowcu imieniem Gwiazda. Być może będzie musiała pozostawić go po drodze w obcych rękach. Szkoda, bo był naprawdę dobrym koniem i przywiązała się do niego. Lecz zależało jej na tym, by jak najszybciej pokonać pierwszy odcinek podróży. Miała ze sobą prowiant i wodę, koce i odzież na zmianę, swoją księgę magii, latarnię i olej, linę, naczynia, pieniądze. Dekolt zdobił magiczny medalion, który niegdyś wykradła z komnat wiekowego, niedowidzącego i niedosłyszącego maga, wykładającego runy. Zrobiła to, by móc się komunikować ze swym ówczesnym kochankiem, i zamierzała po pewnym czasie odłożyć na miejsce, ale jakoś zapomniała. W zasadzie, nigdy nie przyszło jej do głowy, że to nie był postępek ani szlachetny, ani zgodny z prawem, co kłóciło się nieco z jej pojmowaniem świata. Była jednakże siostrą Ezymandra, bardzo podobną do brata mimo wielu różnic, a zresztą, działo się to lata temu, gdy była zupełnie inną osobą. Doświadczenia zmieniają ludzi i kształtują ich charakter...

W zasadzie, drugi magiczny przedmiot, jaki posiadała, także dostał się w jej ręce w wyniku kradzieży. Tym razem jednak był prezentem od Ezymandra – próbą przeprosin i pogodzenia się – który przysłał jej rok po kłótni, lecz nie odpowiedziała wtedy na jego list ani nawet nie podziękowała za ten dar. Porzuciła go na długi czas, choć potem okazał się wielce przydatny. Był to mianowicie pierścień z małym, zielonym oczkiem – wykrywał trucizny. Galopując przed siebie, Erytrea uśmiechnęła się pod nosem, dumając nad przyszłością swoją i brata.

* * *

Myśl, że ta przyszłość może być bardzo krótka, zaświtała w głowie kobiety teraz, gdy stała w ukrytej pod ziemią jaskini w miejscu tak odległym od domu, od słońca Turmish, od jego winnic i od brata. Trzy głoski, wyszeptane przez Falkona, których bardziej domyśliła się z ułożenia ust niż które usłyszała, przywołały całą jej wiedzę na temat orków. Nie spotkała ich zbyt wielu na swej drodze, lecz sporo o nich słyszała z mniej lub bardziej wiarygodnych źródeł. Obraz orka, jaki wyłaniał się z zasłyszanych opowieści i własnych doświadczeń, przedstawiał istoty nieokrzesane i nader nieprzewidywalne, bo agresywne w większości nastawione wrogo do wszystkich, nawet własnych pobratymców, a jeszcze trzeba by dołączyć do tej charakterystyki muskulaturę, wzrost i siłę. Innymi słowy, nie był to ktoś, kogo Erytrea chciałaby spotkać, gdyby była sama. Orki, na ile się orientowała, miały zbyt chaotyczną naturę, by potrafić współpracować ze sobą czy z kimkolwiek innym, tylko silny przywódca mógł wymusić na nich posłuszeństwo... Tak, a co, gdyby spróbować w inny sposób zapanować nad jednym z nich? Pomysł, który zrodził się w jej głowie, zdążył wykiełkować i urosnąć, gdy Araia śmiało wskoczyła do pomieszczenia za metalowymi drzwiami. Erytrea, choć śmiałą nazwać się nie mogła, przesunęła się nieznacznie, na tyle, by widzieć orka, ale jednocześnie nie przeszkadzać Brogowi, gdyby ów zamierzał zamachnąć się toporem. Nie zamierzała przecież być nierozsądna i narazić siebie albo kogoś innego. Być może dla Broga, dla Arai czy Luriena zielony olbrzym nie byłby aż tak groźnym przeciwnikiem, ale magini wolała nie ryzykować, że komuś coś się stanie. Sama na pewno nie dałaby mu rady. Zresztą, nie chodziło wszak o to, by go zabić, lecz o to, by zadać mu parę pytań. Chyba. Choć patrząc na Broga, gotowego do walki, nabierało się wątpliwości.


Czar splótł się pod jej wolą, ujęty w słowa zaklęcia. Patrząc wprost na wyraźnie zdumionego orka, Erytrea oplotła go nićmi zauroczenia. Jeśli uda jej się pokonać bariery jego woli, na kilka godzin zyska sprzymierzeńca. O ile tylko ktoś z jej towarzyszy nie postanowi go zaatakować, przed czym będzie musiała ich przestrzec.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 30-05-2009 o 10:30. Powód: Wstawienie portretu orka. Pomyłka w nagłówku.
Suarrilk jest offline  
Stary 30-05-2009, 10:43   #82
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Elf rozprostował dyskretnie kości. Przeciąganie dysku było znacznie trudniejsze niż się spodziewał. W duchu dziękował Eliotowi o Śpiewie Banshee, że oszczędził mu upokorzenia proszenia Marty o zmianie go przy linie, co czekałoby go jakby ta „podróż” trwała jeszcze pare chwil.
Zbierając sprzęt i szykując się do dalszej drogi wysłuchał słów maga... było w nich coś innego, jakby jakaś zmiana zaszła... cóż, pewnie wynik stresu. Jakkolwiek owa reakcja na zagrożenie życia wydawała się elfowi dziwna – kim on był, by oceniać co normalne dla gatunku ludzkiego.
Brog wydał rozkaz wymarszu, a Lurien zajął pozycje tylniej straży, jak już zdajsie na dobre została mu przydzielona. Uważnie obserwował ocienione otchłanie metalowej dżungli i jej mieszkańców. W porównaniu z laboratoriami magów Evermeet robiło to miejsce bardzo ubogie wrażenie.
Wreszcie. Przejście. Falkon, pomijając klnięcie i nadmiernie emocjonalna reakcję poradził sobie sprawniej ze swoim zadaniem niż elf się spodziewał. Wczesne zauważenie orka bez zdradzania pozycji mogło mieć duży wpływ na dalsze powodzenie misji.
Wyszeptany naprędce plan Arai wydawał się dobry... dopóki drzwi nie otworzyły się i mierzącemu z łuku elfowi nie okazał się rozmiar orka... wyjątkowo... wyrośnięty. Lurien opanował unoszenie się brwi, gdy zauważył kompletny brak reakcji zwierzęcia, na wpadające w jego plecy dziesiąt kilogramów. Nie spodziewał się, że szczególnie to wzruszy, ale potwór nawet się nie zachwiał. Na szczęście kundelka szybko naprawiła swój błąd a ork powoli ruszał przed siebie...
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Judeau jest offline  
Stary 30-05-2009, 19:31   #83
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
To była ciężka noc dla Gruha. W czasie polowania wpadł w wykrot i zablokował się na długa chwilę. Zanim zdołał się uwolnić inni już pobiegli daleko do przodu. Był silny i duży, ale kojarzenie faktów przychodziło mu z pewnym trudem. W zasadzie jeśli chcielibyśmy być w stu procentach zgodni z prawdą, musielibyśmy stwierdzić, że gdyby orki wybierały przywódcę ze względu na wysoki poziom głupoty, Gruh zostałby bezkonkurencyjnie orczym królem. On sam po prostu czuł, że musi dogłębnie się zastanowić, zanim zdecyduje na podjęcie działania. Cóż z tego, że przemyśliwał głęboko nawet nad tym, że może trzeba położyć się spać albo coś zjeść. Po prostu czuł głęboką wewnętrzną potrzebę roztrząsania każdego problemu.

Tak więc wracając do nocnej przygody naszego „myśliciela”, bez owijania w bawełnę musimy stwierdzić, że po prostu stracił serce do dalszego biegania po skałach, za wyjątkowo nieprzystępną kozicą. Rozważania dlaczego dziura w podłożu znalazła się akurat na drodze jego stopy, była zdecydowanie bardziej pasjonująca. Potem rozważał czy wracać do jaskini czy ruszyć za resztą i na tym poważnym dylemacie upłynął mu czas do wschodu słońca. W końcu udało mu się dotrzeć do jaskini, niestety wszyscy już zjedli co upolowali i musiał bez śniadania położyć się spać.

Przebudził go odgłos osypujących się na ziemię skał co doprowadziło do głębokich przemyśleń czy należy otworzyć oko by sprawdzić co się stało. Ostatecznie ciekawość zwyciężyła, zwłaszcza że odgłos zmienił się w dziwne chrobotanie. Po chwili podniósł głowę, bo samo otwarcie oczu spowodowało, że patrzył na sufit, a odgłos dobiegał raczej od strony ściany naprzeciwko. No więc popatrzył w tamtym kierunku... potem przetarł oczy i jeszcze raz popatrzył. Tarcie niewiele pomogło i na ścianie przed sobą nadal widział stalową, gładką płaszczyznę mniej więcej wysokości jego wzrostu. Podrapał się po głowie i usiadł. Dłuższa chwila zastanowienia pozwoliła mu podjąć życiową decyzję. Wstał i wolnym krokiem podszedł do dziwnego fragmentu ściany. Stanął. Patrzył. Zdecydowanie ściana była z metalu do tego miała na sobie takie ładne rysunki. Podziwianie ich bardzo mocno zaangażowało jego umysł. Do tego stopnia, ze dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ściana chyba troszeczkę się przesunęła, bo z boku jakby w szparze, pojawiła się smuga światła, ale zniknęła więc może tylko mu się wydawało? Myślał...To była trudna kwestia...
Nagle ściana zniknęła, a silne światło na chwile osłabiło Gruha. Poczuł jak coś miękkiego odbija się od jego pleców, a potem coś mówi w jakimś dziwnym języku i przystawia mu nóż w dość wrażliwe okolice... Normalnie pewnie zadziałałby zabójczy instynkt orka, ale jak już wspominaliśmy Gruh był myślicielem, a zbyt wiele bodźców i dziwnych wydarzeń spowodowało wyraźnie zawieszenie systemu... a potem zobaczył ją... stała za tym małym kurduplem z toporem, chudym dziwakiem z łukiem i była najcudowniejszą istotą jaką widział w życiu! Uczucie by służyć jej kornie, by stać się podnóżkiem u jej stóp, by nosić ją na rekach, było takie silne, że wyparło nawet jego zwyczajową potrzebę dogłębnego przemyślenia wszystkiego. Ruszył w kierunku bogini...

Erytrea zobaczyła na sobie wzrok orka, jego spojrzenie mówiło o bezwzględnym oddaniu. Najwyraźniej jej czar powiódł się w stu procentach. Wielki, ponad dwumetrowy stwór, poruszając się wolno jakby we śnie przeszedł przez drzwi i skierował się w kierunku czarodziejki, nie zważając najwyraźniej zupełnie na nóż w ręce półelfiej wojowniczki. Rzucił się na kolana uderzając głową przed stopami magini:
- Gruh sharbtur! Lat urdan Gruh baj! Gith! - wykrzyknął z wyraźnym entuzjazmem. Eliot, który stał obok Erytrei, gotów rzucić kolejny czar, w razie gdyby ten kobiety się nie powiódł, jako jeden z nielicznych wśród tu zgromadzonych rozumiał orczy, z lekka kpiną w głosie powiedział do zaskoczonej czarodziejki:
- Chyba zdobyłaś wielbiciela...
Stojąca z tyłu Martha, która też rozumiała ten język, z trudem hamując śmiech, przetłumaczyła na głos:
- Gruh sługa! Ty kazać Gruh robić! Wszystko! Gruh to chyba jego imię – dodała z rozbawieniem.
Araia, która w ostatniej chwili zdołała odsunąć broń i nie skaleczyć orka, odetchnęła z ulgą. Miała pewne wątpliwości, czy gdyby został zraniony byłby tak samo głęboko oddany.

Tymczasem Brog z ciekawością wkroczył do sąsiedniej komnaty. Podłoże tam było lekko pofałdowane i schodziło od strony drzwi w dół do miejsca gdzie znajdowały się dwa przykryte szmatami barłogi, oraz całkiem interesująco wyglądający kufer obity pasami blachy.
Grota zwężała się po lewej stronie, a potem ponownie rozszerzała w dużo większą jaskinię w której ścianie dostrzegł kolejne drzwi. Były one jednak mniejsze i drewniane... i właśnie się otworzyły! Przeszedł przez nie kolejny ork, w przeciwieństwie do Gruh,a w pełnym rynsztunku i z mieczem przy pasie. W pierwszej chwili, widząc na wprost siebie, kilka metrów dalej krasnoluda z toporem, stanął ja wryty. Szybko się jednak otrząsnął i krzyknął chrapliwym głosem w kierunku tej części jaskini, która zasłonięta była przed oczami Broga:
- Armauk ishi shapol!
Brodacz nie zastanawiał się długo ruszył na przeciwnika, który już dobywał miecza:
- Ha! Nie spodziewałeś się krasnoluda z toporem Skurwielu.
Mijając załom skalny zauważył, że biegnie na niego jeszcze pięciu uzbrojonych orków, a na wprost znajdują się jeszcze kolejne drzwi, które chyba właśnie zaczynają się uchylać, a może była to tylko jego wyobraźnia?

 
Eleanor jest offline  
Stary 01-06-2009, 10:09   #84
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
~ Ciekawa rzecz – ocenił ~ wszyscy są tacy mądrzy, dorośli, wspaniali, kiedy przychodzi do wykazania się charakterem.
Tylko co oni rozumieją przez charakter? Eliot mógł mieć parszywy nastrój, mógł być przygnębiony, ale udowodnił im wielokrotnie, że działa dla dobra drużyny i że działa skutecznie. Ponadto nigdy nikogo nie zaatakował z członków drużyny pierwszy. Tymczasem raz nawrzeszczał na niego Falkon, raz zaś Brog dał mu do zrozumienia, że jest maminsynkiem. Ale oni są super chłopaki! Chciało mu się śmiać patrząc na tą podwójną moralność członków drużyny. A najgorsze, że reszta nagle przyjęła ich punkt widzenia, czyli: Eliotowi można nawrzucać wedle własnych upodobań, a kiedy Eliot nie jest z tego zadowolony, to jest bezczelnym dzieciakiem. Okazał się wrogiem drużyny, czarną owcą, co dobitnie podkreślił złośliwy dowcip Falkona. Dowcip, na który, zgodnie z przyjętą nową postawą, nie odpowiedział zdając sobie sprawę, że wywołałoby to tylko kolejne animozje.

Świetnie, ale kiedy przychodzi do wykazania się pomysłowością ... właśnie, wtedy bywa różnie. Podczas wal w komnacie na górze Brog postąpił tak, że Araia nawymyślała mu, zresztą całkowicie słusznie. Natomiast teraz półelfka zaatakowała orka naśladując całkowicie styl postępowania krasnoluda. Różnica jednak była taka, że chamstwo oraz brak zdrowego rozsądku wykazywany przez Broga drażniły Eliota, natomiast Araia ... polubił tą zołzę, która przed chwilą tak spojrzała na niego, jakby stał się dla niej wrogiem. Dość ciekawe. Kiedy Brog nawymyślał na nią i na niego, to oceniła, że „dalej cię lubię, ale uważaj”. Lubił ją, dlatego było mu podwójnie przykro.

Każdy jest sobą. Ma swój charakter, ale sądził, ze wystarczy być wobec się w porządku i dawać innym najlepsze co się ma. Tak robił, ale widocznie guzik ich to obchodziło, ... bo jest według nich najmłodszy i niedojrzały. Ech. On szybko potrafił się zaprzyjaźniać, natomiast inni niekoniecznie. On nie miał nic do ukrycia, natomiast pozostali tak. Wreszcie oni mieli prawa do fanaberii grożących całej drużynie, a Eliot nie miał prawa do grymasów, które nie powodowały nic, poza jego ponurą miną. Cóż, to niesamowite, jak można tak postępować? Po prostu, nie rozumiał tego.

***

Cała sprawa z wielbicielem Erytrei rozegrała się błyskawicznie. Arcybohaterski niewątpliwie był atak Arai, tyle, że zahaczający o brak zdrowego rozsądku. Ale po co miałby jej to mówić, po co gapić się podkreślając: co ty narobiłaś? Żeby podkreślić własną lepszość, jak to oni pokazywali jemu? Bez sensu. Półelfka była inteligentną dziewczyną i chciała jak najlepiej, a w czasie walki, w stresie, nie zawsze podejmuje się decyzje, które przyszłyby do głowy po dłuższym namyśle. Jako były rekrut cormyrskiej armii doskonale to wiedział i wiedział, że dziewczyna wyciągnie z tego wnioski. Ponadto, czasem po prostu trzeba działać, bo każde zawahanie może być jeszcze gorsze nawet od błędnej decyzji. Jakże był przerażony, kiedy zobaczył, że nagły atak dziewczyny nie przynosi rezultatu i ona sama bezładnie odbija się od wielgaśniego orka. Błyskawicznie zaczął pleść czar, ale wyprzedziła go Erytrea, która doskonale wykorzystując swoje moce, zauroczyła orka. Była specjalistką od tego typu magii. Nic więc dziwnego, że nawet tak wielki ork nie oparł się jej mocy, ale ważniejsze, że półelfce nic się nie stało.

***

Tymczasem krasnolud zaczynał już penetrację kolejnej jaskini. Sądząc z odgłosów szykowała się kolejna jatka. Krzyki krasnoluda dowodziły, że na przeciwko niego stanął następny ork, a może nawet kilku. Czy wygrałby? Patrząc na Gruha Eliot miał szczere wątpliwości, szczególnie, jeżeli przeciwników byłoby kilku.

- Brog! Wracaj! – Wrzasnął ile sił. – Zaraz za tobą rzucę czar!
 
Kelly jest offline  
Stary 02-06-2009, 09:14   #85
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Klęczący przed Erytreą ork wyglądał cokolwiek zabawnie, bijąc pokłony i zapewniając w plugawym języku o swoim oddaniu. Odrąbanie jego świńskiego łba nie stanowiło w tej chwili najmniejszego problemu i krasnoluda kusiło, by zakończyć głupi żywot, głupiej bestii w ten właśnie sposób. Może jednak magiczka miała co do orka inne plany ? Choć rozsądek podpowiadał, że zachowuje się lekkomyślnie z czystej ciekawości postanowił oszczędzić na razie brzydala. Nie wiedział tylko na co może Erytrei przydać się nieuzbrojony ork ?
Nie zajmując się już więcej tą sprawą wszedł do legowiska świeżo uzyskanego jeńca i zaczął się rozglądać.
Każdy kto miał do czynienia z orkami wiedziała, iż są zwierzętami stadnymi. Jeśli gdzieś natrafiło się na jednego bydlaka, to prawie na pewno można było spotkać w pobliżu następne. Wchodząc do pomieszczenia Brog był niemal pewien, że spotka więcej tych brzydali i nie pomylił się.
Drugi był jednak uzbrojony a jeśli zaskoczony to tylko przez chwilę. Gorzej że gdy Brog pędził do niego zobaczył kilku następnych.
Walka z orkami polegała głównie na tym by nie dać się otoczyć, przyjmować na tarczę górne ciosy i starać się trafić bydlaki w nogi.
Krasnolud sparował tarczą cios miecza, tak by ostrze ześlizgnęło się po krawędzi. Nie mógł przyjąć ciosu na środek, bo był tam ten chędożony kamień i zatrzymałby brzeszczot. Riposta toporem była szybka, ale mało skuteczna. Wprawdzie ostrze skaleczyło udo orka, ale ze względu na mały zasięg ramion krasnoluda, a raczej większy orka rana była niewielka.
Brog odbił kolejny cios i zaczął się cofać w kierunku ściany po prawej od wejścia. Wystawiał w ten sposób bok atakujących orków na ataki towarzyszy.
Wtedy usłyszał głos Eliota.
- Rzucaj ogień synu! Nie żałuj ! – odkrzyknął.
Czas było sprawdzić, czy tarcza faktycznie odbija płomienie. Miał tylko nadzieję, że zdąży dotrzeć do ściany inaczej ogień przysmaży mu plecy. W najgorszym wypadku zostanie mu paść plackiem i zakryć się tarczą.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 02-06-2009, 17:40   #86
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ech, nie tak miało być, nie tak … Brog pokazał kolejny raz, że nie znając się na magii oraz nie mając kompletnie żadnych planów chce decydować, co oraz kiedy rzucać. Gdyby uciekł do nich pajęczyna przytrzymałaby orki, potem zaś zwyczajnie wytłukłoby się tych wielgaśnych kuzynów Gruha. Ale cóż, stało się jak się stało. Odwaga najpewniej była główna cechą ich towarzysza i pewnie trzeba było po prostu przyjąć go takim, jakim był. No, nie ważne. Brog był w kłopotach i bez względu na wszystko Eliot miał zamiar stanąć na głowie, żeby go stamtąd wyciągnąć, chociażby za brodę.

Obok stała Araia, Martha … Martha, jakby zapomniał o niej przez jakiś czas. A może nie zapomniał, tylko po prostu wtedy zachowywał się jak napalony młodzik, a nie normalny mężczyzna. Bo czy ja naprawdę lubił? Na pewno tak. Problem w tym, iż coraz bardziej przekonywał się, że lubi też tą zołzę Araię. Czy kocha którąkolwiek z nich? Pewnie nie. Jeszcze nie? A może prawie już tak? Nie wiedział, kompletnie nie wiedział. Widocznie za szybko z tym wszystkim chciał się wyrwać. Właśnie tutaj, jak chłopaczek, który nie wie, czego chce, ale ponieważ nigdy nie miał swojej dziewczyny, na upartego jej szuka. A przecież najważniejsze są uczucia i Eliot bardzo się zawstydził, że po prostu nie wie, co tak naprawdę czuje. A może zwyczajnie po prostu powinien spokojnie czekać, starać się i wierzyć, że kiedyś przyjdzie drgnienie serca i jego i tej, która odpowie na jego uczucie?

Czarodziej był szybki, szybszy niż Tik-Tika Szybkołapy, jak mówiła jego znajoma Aerie. Dlatego też powyższa myśl nie przeszkodziła mu rzucać jednocześnie ognistej kuli.

~ Cóż, przekonamy się, czy tarcza naprawdę ochroni naszego chwata.
Wydaje się, że tak, ale artefakty zawsze były nieco nieprzewidywalne. Ech, zaczął doskonale sobie znanymi ruchami splatać czar. Ognista kula poleciała prosto na otoczonego orkami krasnoluda. By wybuchnąć tuż obok niego. Wycelowana tak, żeby odbijająca płomienie tarcza zwiększyła jeszcze odpowiedni efekt.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-06-2009, 20:48   #87
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Kula ognia która nagle pojawiła się między krasnoludem a walczącymi z nim orkami, wyraźnie ich zaskoczyła. Nie mieli jednak szans na podjęcie jakiegokolwiek racjonalnego działania. Choć jeden, najwyraźniej bardziej bystry od pozostałych, rzucił się w kierunku skór na posłaniu, prawdopodobnie by spróbować użyć ich jako osłony. Nie miał jednak szans, czar był zbyt szybki. Brog przygotowany na działania Eliota przytulił się do ściany, od przodu zasłaniając się tarczą, gdy pierwsze płomienie liznęły jej powierzchnię stało się coś dziwnego. Ogień nie tylko odsunął się gwałtownie od jej powierzchni, ale jakby karmiony jakąś dziwną siłą popłynął w przeciwnym kierunku ze zwiększoną intensywnością. Nawet gdyby przeciwnicy mieli jakąś szanse przeżyć wybuch zwyczajnej kuli, to co stworzyła magia tarczy było nie do przetrwania.

Nasi poszukiwacze mieli już okazje podziwiać działanie ognistej kuli. Mieli nawet okazje zobaczyć ognistą nawałnicę jaka się potem rozpętała, ale wtedy jej działaniu poddane były martwe ciała i znajdujące się w ciemności zwierzęta. Teraz widzieli co żywioł czynił z żywymi istotami. Zwłaszcza Eliot, który stojąc w drzwiach nie mógł oderwać oczu od dzieła zniszczenia. Orki wyjąc z bólu skręcały się w konwulsjach. Ognisty podmuch dotarł też do czarodzieja, ale ponieważ ten był cały mokry, nie uczynił mu większej szkody, zaledwie trochę osmalając twarz. Odskoczył pośpiesznie. Ból przywrócił mu zdolność racjonalnego myślenia i uświadomił, ze za jego plecami stoi kolejny ork, który był także świadkiem tego co stało się w sąsiednim pomieszczeniu. Przypomniał sobie, ze czar, który rzuciła Erytrea, był zbyt słaby, by przetrwać takie doświadczenie. Odwrócił się gwałtownie i popatrzył mu prosto w oczy...
Dostrzegł w nich ogromny ból, żal, zobaczył łzy ściekające po zielonkawych policzkach, a kiedy spojrzenie Gruha spoczęło na nim zobaczył także nienawiść. Nikt nigdy nie patrzył na niego w taki sposób:
- Ty zabić moja rodzina! Ty też umrzeć zaraz!
Zanim Eliot czy ktokolwiek inny zdążył zareagować ogromna pięść poszybowała w kierunku szczeki młodego maga. Myśl, że cios posyła go prosto w płomienie, była ostatnią jaka przeleciała przez jego głowę, zanim stracił przytomność.
Tymczasem Gruh odwrócił się i skierował w kierunku czarnowłosej kobiety w długiej, ciemnej szacie, ona też powinna zapłacić... wprawdzie nie był pewien za co, ale czuł, że zrobiła mu coś bardzo złego.

Brog, stojący nadal przy skalnej ścianie, czuł jak zaczyna mu się kręcić w głowie. Zauważył, że w miarę jak jemu coraz trudniej złapać oddech, ogień powoli zanika. Z braku tlenu pogasły też wiszące na ścianach pochodnie. Krasnolud widział jednak w ciemnościach więc bez problemu dostrzegł zbliżających się do niego kolejnych przeciwników. Prawdopodobnie zwabił ich tu okropny krzyk konających w męczarniach członków klanu. W przeciwieństwie do nich byli uzbrojeni po zęby i bardzo wściekli i jakoś dziwnie dwoili się i troili przed oczami brodacza, bo chyba nie mogło być ich aż tak wielu...?
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 02-06-2009 o 21:18.
Eleanor jest offline  
Stary 04-06-2009, 21:47   #88
 
Judeau's Avatar
 
Reputacja: 1 Judeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znanyJudeau wkrótce będzie znany
Choć Lurien, w przeciwieństwie do tak wielu ze swoich pobratymców, nie wyczuwał zawirowań magii, to nie raz już był świadkiem efektu rzucania zauroczeń na humanoidalne, bezwolne zwierzęta, takie jak ta cuchnąca masa mięcha, kalająca otaczające ich powietrze. Czarodziejka spisała się doskonale. Sądząc po wielkości, ta bestia była przywódcą gnieżdżącej się tutaj grupy. I tak oto jednym zaklęciem wyeliminowany został najgroźniejszy z przeciwników, a drużyna zyskała sposób na łatwe załamanie woli walki przeciwnika... Niewiele rzeczy działo równie demotywująco, jak nagły, niespodziewany zgon przywódcy. Doktryna wojenna jego rodu mówiła wyjątkowo jasno o skuteczności tej taktyki...
Gdy tylko ork uderzył głową przed stopami kobiety, Lurien stracił nim zainteresowanie. Brog już ruszył w głąb jaskini i było bardziej niż możliwe, że niebawem potrzebować będzie wsparcia. Elf opuścił łuk i lekkim, bezgłośnym krokiem ruszył za krasnoludem...
Ludzie z wioski na górze nie wspominali nic o orkach, więc najprawdopodobniej nie zetrą się tutaj z całym plemieniem, a mała grupa nie powinna stanowić zagrożenia. Niemniej wojownik nie zamierzał opuszczać gardy...

- Armauk ishi shapol!
Ledwo zdążył przekroczyć próg, a już w drugiej części jaskini, nie więcej niż 20 metrów dalej, jak grzyb po deszczu wyrósł zielonoskóry. Brog zawadiacko zakrzyknął i ruszył przed siebie. Nie chcąc bez potrzeby zagłębiać się w nieznane groty i nie czując się pewnie pod ziemią, elf jedynie kucnął przy progu i cicho wypuścił powietrze, kiedy krasnolud wskoczył mu wprost na wymierzaną od ponad sekundy linię strzału – Lurien celował w nogę biegnącego orka. Cóż, widać krasnolud chciał załatwić sprawę po krasnoludzku. Krasnolud starł się z wrogami. Ryki zlały się w jedno, stal zamigotała w powietrzu, a w kotłowaninie ciał ostrzał bezpieczny dla towarzysza przestał być możliwy. Elf bez mrugnięcia okiem odłożył łuk i strzałę, jednym, płynnym ruchem wydobył z pochwy pięknie zdobiony rapier i lewak i....
- Rzucaj ogień synu! Nie żałuj !
Nawet jeśli Lurien nie należał do mędrców wśród swojego gatunku, zdawał sobie sprawę, czym grozi wybuch magii w zamkniętym pomieszczeniu. Zgarniając łuk, wykonał piruet przez przejście, w jednej chwili stając za ścianą. Burza ogniowa, jaka rozgorzała za drzwiami, przeszła jego oczekiwania... Albo potęga Eliota Krzykacza nie tkwiła wyłącznie w jego głosie, albo ta magiczna tarcza w jakiś sposób wypaczyła jego magię... Co może oznaczać, że krasnolud przeżył i ma się dobrze... i choć nie posądzałby o to samo jego oponentów, mogło ich być więcej... Broń biała wylądowała w jednej chwili w pochwie, a strzała powędrowała na cięciwę akurat, by wymierzyć w oszalałego z wściekłości potwora, który właśnie jednym machnięciem ręki zmiótł młodego maga z równin świadomości... Nim zdołał napiąć łuk, półelfka starła się z monstrum... Pomimo wagi, szanse bestii na pokonanie wojowniczki kooperującej z resztą drużyny były niewiele większe niż prawdopodobieństwo przetrwania kryształowego kielicha w rękach rozśpiewanego Eliota Nieprzytomnego. Krasnolud zaś... może być w kłopocie. Elf obrócił się na pięcie i omijając długim krokiem nieszczęsnego, prawdopodobnie ciężko rannego maga, wpadł do pomieszczenia, szybko przeczesując je wzrokiem. Tarczownik, choć nieco zdezorientowany, w jednej chwili zacisnął zęby i imponując zaciętością starł się z czterema kolejnymi wrogami, szarżującymi właśnie na niego z furią... Choć taktyka jego walki dalece odbiegała od przyjętych przez elfa norm i Lurien powątpiewał w skuteczność tak mało mobilnych metod prowadzenia wojny, trzeba było przyznać Brogowi, że był równie nieporuszalny, co skały, z których, wedle elfickich bajek, powstała jego rasa... I oby taki pozostał, bo pomocy nie mógł oczekiwać zbyt szybko... Dwóch innych orków pędziło wprost w przejście. Elf zachodził w głowę, jak byli w stanie tak szybko zorganizować się po płomiennej nawałnicy. Jakkolwiek by to się nie stało, ważne było tylko teraz i tutaj. Nie zamierzał pozwolić, by te bestie wbiły się między niemal nieuzbrojonych towarzyszy. Aria zajęta była potworem. Jeśli był silny, może reszta drużyny również, co oznacza, że ci dwaj poczują na sobie wyłącznie gniew domu Veldann!

Strzała przeszyła nieopancerzone udo jednego z wrogów, lecz ten nawet nie zwolnił. Czyżby byli w szale...? Elf przymrużył oczy, odrzucił łuk, a dwa ostrza zaśpiewały, wyciągane z pochew. Pierwszy z orków uniósł topór do morderczego, lecz jakże przewidywalnego ciosu. Błyskawiczny wypad z pchnięciem zatrzymał go, jakby skamieniał. Połączone prędkości wypadu i biegu zupełnie niespodziewającego się ciosu orka niemal rzuciły elfem o ścianę. Kolano tylnej nogi trzasnęło o kamień, a Lurien niebezpiecznie wygiął się do tyłu, próbując utrzymać równowagę. Ork wybałuszył oczy, gdy ciągnięta wychodzącym plecami brzeszczotem zbroja wpiła mu się w gardło i pod pachami. Stękając, złapał za klingę, wyszczerzył zęby, czarne od spienionej krwi z przebitego płuca, i szarpnął, próbując wyciągnąć ostrze. Nagłe pchnięcie było ostatnią rzeczą, której usiłujący pozbierać siły elf potrzebował. Drugi z orków wyłonił się zza pleców pierwszego jak zły omen i z rykiem sieknął mieczem. Zasłoniwszy się sztyletem, opóźnił atak na tyle, by zdążyć paść na plecy, wyciągając rapier z zaskoczonych i teraz porozcinanych palców pierwszego z wrogów, i kopnął w rzepkę miecznika. Wycie bestii szybko zamieniło się w mokry bulgot, gdy długa głownia elfa przebiła jego gardło. Elf wstał, odkopał na ziemię bezmyślnie patrzącego na swoje porżnięte dłonie orka z dziurą w piersi i uspokajając oddech, ocenił sytuację.
 
__________________
"To bez znaczenia, czy wygrasz, czy przegrasz, tak długo jak będzie to WYGLĄDAŁO naprawde fajnie"- Kpt. Scundrel. OotS
Judeau jest offline  
Stary 05-06-2009, 11:12   #89
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
To że nie stracił przytomności zawdzięczał słynnej krasnoludzki odporności. Po prostu nie było czym oddychać. Całe szczęście, że ogień go się najwyraźniej nie imał. Nie miał absolutnie żadnych poparzeń, nawet na częściach ciała, których nie zdążył ukryć za tarczą. Radość jednak z tego faktu wyraźnie przyblakłą na widok pędzących w jego stronę czterech orków, choć widzącemu podwójnie Brogowi zdało się, że jest ich znacznie więcej.
Rzucili się na niego niemal jednocześnie. Jedno ostrze trafiło w tarczę, drugie w hełm, aż krasnoludowi zadzwoniło we łbie, trzecie zdążył sparować, a czwarte ledwie cal ominęło jego bok.
Atakowali tak wściekle jakby od miesiąca nie widzieli orczycy i chcieli wykazać się w walce. Znając ohydne orcze zwyczaje, było to całkiem możliwe. Brog musiał pozbierać się szybko, jeśli chciał przetrwać starcie. Z wysiłkiem skupił wzrok i przeszedł do twardej obrony. Zaczął też dostrzegać istotne szczegóły. Na przykład to, że wielkie orki atakując go we czterech przeszkadzały sobie nawzajem. Parując ich chaotyczne ciosy, aż nadto oczywistym się stało, że również ich wyszkolenie pozostawia wiele do życzenia. Waliły po prostu na oślep w tarczę, jakby chciały ją roztrzaskać gradem ciosów. Brog czuł na przedramieniu ich wściekłość i czekał.
W pewnej chwili klingi dwóch orków po prawej zderzyły się ze sobą, gdy próbowały trafić Broga w ramię. Krasnolud tylko na to czekał. Schylił się i robiąc wypad nogą do przodu bezceremonialnie ciał jednego z drani w pachwinę, by zaraz potem poprawić na odlew w kolano. Ork zawył z bólu i przewrócił się na kompana. Powiększając zamieszanie.
Brog szybko je wykorzystał i gdy drugi ork przytrzymał padającego na niego kompana szerokim cięciem odrąbał mu łapę trzymającą miecz przy łokciu. Cięcie przeszło przez kończynę i ostrze zagłębiło się w boku stwora wchodząc gładko między żebra. Na szczęście nie zaklinowało się i krasnolud zdążył je wyrwać i osłonić się przed wściekłymi ciosami dwóch pozostałych zielonych bestii.
Te orki na szczęście były kiepskimi wojownikami. Brog załatwił dwóch nie otrzymując ani jednej rany. Tym niemniej nie były, aż tak głupie jakby mógł sobie życzyć. Nauczone przykrym doświadczeniem atakowały z dystansu i starały się trzymać poza zasięgiem krasno ludzkiego topora, a Brog ? Brog tymczasem wzdłuż ściany krok, za krokiem wycofywał się w stronę kompanów. Odpędzając się od orczych ataków.
Dostrzegając następnych biegnących do pieczary i patrząc na dwóch, z którymi walczył zawołał do towarzyszy.
- Dwunastu.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 06-06-2009, 09:40   #90
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Trzymając cały czas nóż gotowy, by wbić mu w plecy, Araia wemknęła się zaraz za Gruhem do komnaty. Dopiero, gdy zobaczyła bezgraniczne, niewolnicze wprost, oddanie na jego twarzy, schowała go do pochwy, krytycznie patrząc na szerokość jego ramion i wielkie jak bochny chleba dłonie.

- Wolałabym go związanego – spojrzała pytająco na czarodziejkę. - Możemy to zrobić bez przełamania czaru?
Erytrea przecząco pokręciła głową.
- Niestety nie, czar jest zbyt słaby.
Półelfka syknęła przez zaciśnięte zęby, posłała orkowi nieprzyjazne spojrzenie.
- Martho, mogłabyś przepytać go, kim...

- Brog! Wracaj! – Wrzasnął ile sił Eliot. – Zaraz za tobą rzucę czar!

Araia obróciła się na pięcie, patrząc na to, na co patrzył młody mag – na krasnoluda, który zasłaniając się tarczą, zaczął wycofywać się w kierunku ściany. A za nim podążały orki. Pamiętając ogniste piekło, którego byli świadkami niewiele wcześniej, nasunęła kaptur wełnianego płaszcza na głowę i jednym skokiem dopadła do ściany, osłoniętej dodatkowo otwartym skrzydłem drzwi.

- Schowajcie się – rzuciła odruchowo.

Słyszała inkantację wypowiadaną przez Eliota - ciche, zdecydowane słowa, rozchodzące się niewyraźnym echem po komnacie, do których pod koniec dołączył narastający, huczący dźwięk płomieni, który zagłuszył je, zagłuszył wszystko. Araia nie widziała, jak tarcza Broga wzmacnia i podsyca ogień, ale słyszała... Słyszała krzyk palących się ludzi, poczuła nagłe uderzenie gorąca i zobaczyła żarłoczne końcówki płomieni, które na moment otuliły Eliota, pełgając niespokojnie po jego ciele, gasnąc na wilgotnej skórze, umierając na ociekającym od wody ubraniu.

To było... silne...
Przełknęła ślinę i przejechała oblizała wyschnięte usta.

Gdy Gruh z twarzą pełną wściekłości i oczami pełnymi łez uderzył Eliota i ruszył w kierunku Erytrei, Araia wiedziała, że później będzie wyrzucać sobie tą chwilę nieuwagi.

- Lot moh groakh! Lot egh khaghor!

Nie powinna spuszczać go ani na moment z oczu. Powinna pamiętać – to słaby czar, skoro nawet związanie rąk, przerwałoby go. Już w biegu, wyrwała z pochwy Zahir i chwytając rękojeść oburącz, cięła orka przez plecy. I trafiłaby, gdyby Gruh zaalarmowany albo jej krokami, albo zgrzytem pośpiesznie dobywanej klingi, nie uskoczył w bok, unikając ciosu. Przemknęła obok niego i odepchnęła mocno Erytreę do tyłu, poza zasięg jego ramion. Kątem oka dostrzegła jasną twarz czarodziejki, ciemne, szeroko otwarte oczy i pobladłe usta. Sekundę później sama musiała uciekać przed pędzącą w kierunku jej twarzy pięścią. W ostatniej chwili opadła na kolano, ze sztychem Zahira skierowanym ku podbrzuszu orka. Głos czarodziejki za jej plecami i jaskrawe, białe światło eksplodujące w pojedynczym rozbłysku przez twarzą Gruha. Półelfka zmrużyła oczy, ork natomiast ryknął i zaczął trzeć palcami swoje ślepia.

Przynajmniej w tej sekundzie był bezbronny.

Przechyliła lekko głowę. Wcześniej chciała go żywego. Chciała wyciągnąć z niego informacje, chciała zatrzymać jako potencjalnego zakładnika. Chciała mieć z niego pożytek. Nie przewidziała jednak, że Brog pójdzie zwiedzać. A teraz... Ork stracił całą wartość, szczególnie, gdy nadbiegali jego wściekli pobratymcy. Podciąć mu wiązadła? Ręce pozostaną sprawne, a zasięg i siłę ma znaczną. Rozpruć brzuch? Normalny człowiek łapałby wtedy swoje wnętrzności, ale on?

Wszystko to niepotrzebny hazard.

Z zimnym namysłem wbiła mu miecz pomiędzy żebra.
Prosto do serca.

Szybko oceniła sytuację po drugiej stronie drzwi. Cofający się do nich Brog, zasłaniający się tarczą przed dwójką orków, Lurien zwierający się z kolejną parą.

- Falkon, wciągnij Eliota na drugą stronę – rzuciła, przeskakując nad nieprzytomnym magiem.

Nauczone respektu i bojaźni bożej przed ciężkim toporem Broga dwa pozostałe przy życiu orki, trzymały względem krasnolud pełen ostrożności dystans. Stały się atakować z doskoku, kąsać jak wilki, mając nadzieję, że ten zmęczy się, zarzuci ostrożność, odsłoni się choć trochę. Nic z tego. Brog konsekwentnie wycofywał się w kierunku drzwi.

Zbyt wolno jednak jak na gust Arai.

W kilku susach dopadła do jednego z atakujących krasnoluda, zostawiając mu na boku długą, krwawiącą szramę. Zbyt płytką jednak, by była śmiertelna. Odskoczyła szybko, cały czas na nisko ugiętych nogach, cały czas jakby zaraz zerwać miała się do kolejnego skoku. Obawa orka przed Brogiem, ułatwiała wszystko – bardziej niż do niej nie chciał odwrócić się plecami do niego. Zanim zdążył osunąć się i wyjść poza zasięg jej miecza, Zahir wbił się w jego ciało jeszcze dwa razy. Smukła klinga zakreślała w powietrzu szerokie łuki, tak jak Araia nigdy nie pozostając w bezruchu, nie zatrzymując się nawet na moment. Unikając, zwiększając i skracając dystans, atakując możliwie szybko i agresywnie.

Aż do momentu, gdy klinga nie wgryzła się głęboko w szyję przeciwnika.

Nie chcąc podchodzić po topór Brogowi, cofnęła się i stanęła niedaleko wejścia, obok Luriena. Popatrzyła na elfa i napotkała jego spojrzenie. Wskazała miejsce pomiędzy nimi i zaraz potem Broga. Elf natychmiast zrozumiał o co jej chodzi. Kiwnął głową, a Araia odruchowo uśmiechnęła się do niego po raz pierwszy. Zdyszana, z potarganymi włosami, odruchowo wycierając miecz z krwi, ożywiona walką, której jeszcze nie zaczęli przegrywać.

- Martha – krzyknęła przez ramię. - Ten w hełmie z podwójną kitą.

Jeszcze nie zaczęli. Brzęknęła cicho cięciwa, strzała ze świstem przecięła powietrze i wbiła się w ramię największego z biegnących ku nim orków. Ten jednak tylko ryknął wściekle, wyrwał ją z rany. Cięciwa zagrała raz jeszcze. Półelfka zatoczyła Zahirem szerokiego młyńca, przygotowując się na atak, mając nadzieję, że dziewczynie uda się ściągnąć najsilniejszego z atakujących. Niestety strzała nie dotarła do celu. Zerknęła przez ramię i syknęła przez zęby. Strzała wbiła się grunt, przybijając szatę – ciągniętego przez Falkona – maga do posadzki. Nie była pewna, czy na wciąż mokrym i czerwonym materiale nie pojawiła się także plama krwi.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."

Ostatnio edytowane przez obce : 06-06-2009 o 15:54.
obce jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172