Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-05-2009, 12:55   #11
woltron
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
- Może mogłabym dostać jakąś małą miskę, tak by Lidia... - wskazała na psa palcem - mogła coś zjeść?
Popatrzyła w oczy starszego pana i czekając na odpowiedź, delikatnie się uśmiechnęła.
- Oczywiście panienko – odpowiedział mężczyzna wycierając brudne ręce o fartuch, po czym odwrócił się i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z miską pełną resztek i podał Vernie. – Podać coś jeszcze? – zapytał się przyglądając się waszym zmęczonym twarzom.
- Tak – odpowiedział Hallus – jeszcze jeden kufel piwa korzennego dla mnie. – Popatrzył się po waszych pustych misach i dodał – I rachunek, bo widzę, że reszta zapełniła swoje żołądki, a jakby czegoś chcieli to mają własną Miedź – stwierdził ku rozczarowaniu was wszystkich, w tym także Roba i Jakoba.

Nie siedzieliście długo w jadalni. Puste misy i kufle nie zachęcały do tego, a na dodatek zapełniwszy własne żołądki poczuliście się potwornie zmęczeni. Pięć dni przedzierania się przez Hallusowy skrót dało, szczególnie niektórym z was, w kość. Bolały was zarówno nogi, jak i plecy od noszenia ciężkich pakunków do piętro do pokoju kupca. Z tego też powodu wysłuchaliście jeszcze swoich dwóch towarzyszy mężczyznę imieniem Tuyr - milczącego szatyna o przenikliwych oczach, ubranego w prosty szary strój podróżny i noszącego długi miecz przy pasie – oraz Eleny, rudowłosej dziewczyny o czarnych oczach, ubranej w zielony strój, na który narzucała czarny płaszcz i kurtę. Jako jedyna z nielicznych osób powiedziała o sobie więcej niż tylko swoje imię i nazwisko, zdradzając, że pochodzi z Mirad, miasta leżącego na Północny w cieniu Lodowych Gór.

Opróżniwszy kufle do dna udaliście się na górę, na strych. Nie był on zbyt duży, ale miejsca było wystarczająco by każdy mógł się wygodnie położyć, choć o prywatności nie mogło być mowy. Podobnie jak w całej karczmie było tu dość brudno, widać, że właściciel „Szynkla i Piworza”, a także jego liczna dziatwa nie przejmowali się porządkami. Większość przyjęła to wzruszeniem ramion, jedynie Verna przeklęła cicho pod nosem. Na strychu panował też zaduch, dlatego Tuyr otworzył na chwilę niewielkie okno wpuszczając do środka trochę zimnego powietrza. Noce, bowiem zaczynały się robić coraz chłodniejsze – nieodzowny znak, że zbliżała się jesień.

Rzuciliście swoje rzeczy na ziemię, po czym przystąpiliście do rozkładania swoich posłań. Nie zajęło wam to wiele czasu, perspektywa paru godzin snu pod dachem - gdy na człowieka nic z góry nie kapie, a rano nie budzi się oblany zimną poranną rosą - była dla was wyjątkowo kusząca.

Położywszy się i przykrywszy się kocami posnęliście szybko, jedno po drugim. Jedynie Rob i Jakob kręcili się z boku na bok nie mogąc zasnąć i cicho rozmawiając o czekającej was podróży. Byliście jednak zbyt zmęczeni by śledzić, o czym dokładnie rozmawiają pomocnicy Hellusa.


*

- AAAAAAaaaaaaa!!! – krzyk młodej kobiety, dochodzący z dołu, wyrwał was ze snu. Po chwili dało się słyszeć, jak ktoś wbiega z parteru na górę i przerażony głos karczmarza:
- Niech Sune ma nas w opiece! Ado leć do sołtysa, niech natychmiast tu przyjdzie z ludźmi…

Było bardzo rano. Pierwsze promienie wschodzącego słońca wpadało do pokoju. Zapanowało małe zamieszanie, bowiem próbowaliście wszyscy na raz wstać, chwytając jednocześnie swoje przedmioty. Jedyni Kalel zgrabnym ruchem chwycił swoją broń. Wysoki Rang uderzył głową w belkę, przeklinając przy okazji. Po chwili opanowaliście zamieszanie i całą dziesiątką zeszliście na pierwsze piętro.

Drzwi prowadzące do pokoju Hallusa były otwarte na oścież. Przed nimi stał karczmarz wraz z swoją żoną i najstarszą córkę. Ich miny zdradzały, że stało się coś strasznego jednak żadne z was nie było w stanie powiedzieć co. Dopiero, gdy podeszliście bliżej, zrozumieliście, czym byli przerażeni; na środku pokoju, w kałuży krwi i twarzą do podłogi, leżało bowiem ciało człowieka, którego znaliście jako kupca Pankracego Hallusa.
- Szefie – krzyknął Jakob i ruszył do środka, jednak karczmarz zagrodził mu drogę.
- Nikt tam nie wejdzie… dopóki sołtys i reszta mężczyzn nie przyjdzie – powiedział drżącym głosem.

Nie musieliście długo czekać. Sołtys, a z nim prawie cała wieś, pojawili się chwilę później zajmując całą jadalnię.
- Przepuście mnie! Przepuście mnie! – krzyknął niezbyt wysoki, barczysty mężczyzna ubrany ciut lepiej niż reszta mieszkańców, próbując przebić się na piętro przez gęstniejący tłum. W końcu udało mu się dostać pod drzwi. - Co… - nie zdążył dokończyć swojego pytania, gdy spostrzegł dlaczego został wezwany. – Rozumiem – powiedział tylko zafrapowany. – Gard kiedy to się stało – zwrócił się do karczmarza.
- Verna, moja druga córka, miała obudzić kupca tuż przed świtem, ponieważ chciał wyruszyć z pierwszymi promieniami. Poszła, więc i zastukała cicho, tak by nie budzić reszty gości, jednak nikt jej nie odpowiedział.. Wyjęła, więc zapasowy klucz i otworzyła drzwi. Następnie usłyszałem jej krzyk, pobiegłem na piętro i zobaczyłem go… Nie upłynęło nawet jedno uderzenia dzwonu – stwierdził.
- A kim są ci ludzie? – spojrzał się po was. Z jego oczu odczytaliście, że traktował was jako podejrzanych.
- To pomocnicy kupca. Przybyli z nim wczoraj – odpowiedział niepewnie karczmarz.
- Co wieźliście? – zapytał się sołtys.
Zaskoczeni popatrzyliście się po sobie nawzajem, ale żadne z was nie potrafiło odpowiedzieć na to pytanie. Prawda była taka, że Hallus nie otwierał przy was swoich skrzyń. Także Jakob i Rob milczeli. Mogliście snuć jedynie domysły dlaczego. Sołtys spojrzał się na was wrogo po czym powiedział:
- W takim razie zaraz się przekonamy. A was prosiłbym o oddanie nam swojej broni i zejście na dół.
- Ale.. – zaprotestował Rob.
- Żadnego, ale dopóki nie wyjaśnimy tego mordu i dopóki nie przekonam się na własne oczy, że nie mieliście z tym nic wspólnego – odpowiedział szybko.
- Podejrzewasz nas? – wykrzyknęły niemal równocześnie Tua i Elena. – Przecież my nic nie zrobiłyśmy.
- Być może, wolę jednak nie ryzykować. Zrobicie to po dobroci czy też mam wam pomóc? – była to jawna groźba zważywszy, że za wami stali lokalni chłopi, gotowi was pochwycić. Niepocieszeni oddaliście broń i zeszliście na dół. Otoczeni przez mieszkańców wsi czekaliście na to, co odkryje sołtys.

*

- Powtarzam po raz dziesiąty – powiedział Tuyr – nie zabiłem Hallusa i nic mu nie ukradłem.
- To jak wytłumaczysz, że w twojej torbie znaleźliśmy przedmioty należące do niego, co potwierdził Rob?
- Nie wiem… - odpowiedział chłopak. Jego oczy zdradzały, że naprawdę nie wiedział.
Zresztą żadne z was nie potrafiło wytłumaczyć, w jaki sposób w waszych rzeczach znalazły się pieniądze i przedmioty Hullusa. „A wszystko przez Roba” pomyśleliście gorzko o chłopaku, który siedział związany obok was. To on, gdy Gregor i Hard, tutejszy tropiciel, przeszukiwali wasze rzeczy wykrzyknął „Przecież to nóż Pankracego”, czym przypieczętował wasz los. To dzięki niemu przez ostatnie trzy godziny próbowaliście bezskutecznie przekonać okolicznych chłopów i ich starszyznę, że nic nie zrobiliście.

- To bez sensu, idą w zaparte – powiedział cicho, jednak nie na tyle byście nie słyszeli, sołtys Gregor do pozostałych ławników. – Proponuję przekazać ich władzom. Niech zdechną w więzieniu, gdzie ich miejsce.
- To nierozsądne – powiedział Fardan, lokalny zielarz. Był to człowiek stary, z długą siwą brodą, który jako jedna z nielicznych osób nie wierzyła w waszą winę. Na wasze szczęście był też przewodniczącym ławy. – Ściągniesz na nas straż i zainteresowanie okolicznych władców, którzy przypomną sobie o nas.
- Co więc proponujesz? Powiesić ich? Przebaczyć i puścić wolno?
- Nie – odpowiedział zdecydowanie Fardan, po czym zamknął oczy i zamyślił się. Po chwili zaś zwrócił się do wszystkich obecnych – Czy w księgach prawa nie jest zapisane, że za morderstwo kupca należy zapłacić 100 złotych talarów? Niech, więc zapłacą, a że nie mają pieniędzy to proponuję by odzyskali dla nas pewien przedmiot…
Przez tłum przeszedł pomruk – niezadowolenia? Zdziwienia? Trudno było wam powiedzieć.
- Chyba nie chcesz… - odezwał się Jens, trzeci z ławników.
- Owszem – przerwał mu Fardan. – Zgadzacie się? – zapytał się
- Tak – odpowiezial Gregor.
- Nie. Uważam, że powinni zgnić w więzieniu, ale skoro jestem w mniejszości nie mam wyboru.

- A więc ustalone – powiedział cicho.- Niech wszyscy powstaną by poznać wyrok ławy – mówił wyraźnie, tak by każdy go usłyszał.– Ponieważ nasze prawo pozwala by morderca spłacił swoją zbrodnię dajemy wam – zwrócił się do przybyszów – taką szansę. Wiedzcie jednak, że jeżeli odmówicie przekażemy was władzom, a one nie będą tak hojne… Udacie się do Zapomnianej Fortecy, miejsca przeklętego i niebezpiecznego, i odszukacie człowieka imieniem Margat. To wiejski mag, który mieszkał tu przez ostatnie trzy lata. Dwa tygodnie temu Margat oszalał. W swym szaleństwie ukradł pierścień z statuetki - Fardan wskazał na niewielką kapliczkę, która znajdowała się w rogu placu. Przedstawiała Galian, boginię płodności, a także dobrych plonów – i ukrył się w Zapomnianej Fortecy. Od tego czasu na wioskę zaczęły spadać kolejne nieszczęścia. Chcemy byście odzyskali dla nas ów pierścień. Zgadzacie się?
Pokiwaliście głowami, bo cóż innego było robić.
- Dobrze… Ponieważ nie ufamy wam, dwoje spośród was zostanie w wiosce jako zakładnicy. – popatrzył się po was i wskazał na Elanę i Tuyr. – Reszta uda się do Fortecy. Oczywiście nie jesteśmy potworami i dostaniecie cały swój ekwipunek. – Następnie zwrócił się do mieszkańców wioski – Sąd wydał wyrok, a wy wszyscy jesteście świadkami, że był on sprawiedliwy. Możecie się rozejść.
Chłopi zaczęli się powoli rozchodzić do swoich zajęć, do was zaś poszedł Fargan. Popatrzył się po was i powiedział do strażników:
- Rozwiążcie im ręce i zaprowadźcie do mojej chaty.

*

Chata zielarza znajdowała się na brzegu wioski. Nie trudno było odgadnąć, kto w niej mieszka, ponieważ przed drewnianym domem z słomianym dachem rosły różnego rodzaju zioła. Weszliście do środka, do dużej izby pachnącej ostrym ziołowym zapachem. „Miau” przywitał was szarobury kot, ocierając się o nogi.
- Rozgośćcie się – powiedział Fardan. – Wiem, że macie wiele pytań i obaw, dlatego postaram się na nie odpowiedzieć… O ile tylko potrafię i nie przerasta to mojej wiedzy.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 31-05-2009 o 13:15.
woltron jest offline